Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2012, 16:12   #84
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Strzelanina ustała nagle. Wróg nie odpowiadał ogniem, na kule “amerykańskich chłopców”. Wycofali się, przyczaili... zginęli?
W to ostatnie Yametsu nie wierzył. Niemal instynktownie czuł, że oni tam gdzieś są. Czekają na następną okazję. Może są mniej liczni, może gorzej uzbrojeni. Ale znają dżunglę i mają czas.

I wiedzą już o ich obecności. Wybiorą więc kolejny dogodny moment i dokończą dzieło.

Parszywie się ta misja zaczęła.
Opatrzywszy White’a, Yametsu czuwał przy nim z bronią gotową do strzału. Próbował znaleźć cel dla swego garanda, ale nie mógł.
Kątem oka zerkał na martwego dowódcę. Wszystko się ładnie sypało jak domek z kart.
Jedno było pewne. Tu nie mogli zostać.
Więc gdy Collins przejął dowodzenie i inicjatywę, Yametsu tylko skinął głową na potwierdzenie.
Padł rozkaz, rozsądny rozkaz w dodatku... należało więc go wykonać.
Skulony "Tongue" ruszył w kierunku z którego przyszli. Ostrożnie i cicho, starając się trzymać nisko głowę i broń w gotowości wypatrywał potencjalnego zagrożenia.
Zapewne mógł zginąć pierwszy. Ale cóż. Taka jest wojna.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-04-2012 o 19:51. Powód: poprawki
abishai jest offline