Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-04-2012, 10:23   #81
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny

Ruda przyjrzała się groteskowo zawieszonej na gałęziach postaci. Przed oczami mignął nieprzyjemny obraz widziany w jednej z makabryczniejszych książek jakie miała kiedykolwiek w rękach. Pokręciła głową, by odepchnąć wizję tam skąd przyszła - do wnętrza zmęczonego umysłu. Ponownie skupiła się na mężczyźnie. Wyskoczył z samolotu? Czy może raczej gargulce go tu zrzuciły? Przez gęste korony drzew nie mogła dostrzec latających sylwetek. Poszukała wzrokiem spadochronu, by nie znaleźć go w najbliższej odległości. Może jednak wypadek?

Opuściła spojrzenie i zaraz się schyliła by podnieść z ziemi hełm. Amerykanie.
Powinna się ucieszyć, tak?
Pozostawało wierzyć, że chociaż niektórzy nadal żyją.

- Idziemy dalej? - ponagliła przekazując kobietom znalezisko.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline  
Stary 19-04-2012, 14:18   #82
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Ja... zdradziłam...

Te słowa kołatały jej się w głowie cały czas. Po raz pierwszy zaczynała uświadamiać sobie, że dla jest zdrajczynią tylko w oczach własnego narodu. Nie podpisując dokumentów zdradziła Cesarza, a w jego osobie Japonię. Ale teraz była w otoczeniu zupełnie innych ludzi i zaczęła patrzeć na siebie z innej perspektywy. Jednocześnie czuła, jak narasta w niej poczucie wolności. Najważniejsze było, że nie zdradziła siebie i swoich przekonań. Dla Sakamae Yoshinobu najwyższą wartością było ludzkie życie... Być może dotarłoby to do niej wcześniej, gdyby tylko o tym pomyślała. Gdyby nie odgrodziła się tak szczelnie od świata i własnej świadomości od razu po uwięzieniu. Być może byłoby jej teraz łatwiej spojrzeć w oczy ludziom wokół niej. Bez poczucia winy... które bardzo powoli zabierało swoje macki z jej duszy.

Przedzieranie się przez tropikalny las nie było ani łatwe, ani przyjemne. Co gorsza, nie wiedzieli tak naprawdę dokąd idą i po co... Wydawało jej się, że szli całe wieki, choć nie mogło minąć więcej, niż kilkanaście minut. Kiedy Michelle pokazała im hełm, Japonka wyraźnie się ożywiła.

- Jeśli on był z Czerwonego Krzyża, to może miał coś przy sobie? Chociaż apteczkę pierwszej pomocy? Albo coś do jedzenia?

Rozpaczliwie potrzebowali i jednego, i drugiego.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 19-04-2012, 14:36   #83
 
Reinhard's Avatar
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
-Zebrać ekwipunek! Wycofujemy się w kierunku patrolu Selby'ego! Harikawa pierwszy, BAR ubezpiecza, reszta pomóc rannym! Ja zamykam! Zbiórka za pięćdziesiąt jardów! - krzyknął Collins.
W tej chwili był najstarszy stopniem i musiał znaleźć odpowiedź na pytanie: co robić? Odpowiedź leżała w mapniku Sandersa, zapewne wśród planów i rozkazów. Ostrożnie, skokami, przywierając do ziemi, Zeb skierował się do martwego oficera. Zamierzał upewnić się, że nie żyje, zabrać rozkazy, broń i ekwipunek. Jeżeli z krzaków nie wyleci tylko kulka jakiegoś zaczajonego żółtka.
 
Reinhard jest offline  
Stary 19-04-2012, 16:12   #84
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Strzelanina ustała nagle. Wróg nie odpowiadał ogniem, na kule “amerykańskich chłopców”. Wycofali się, przyczaili... zginęli?
W to ostatnie Yametsu nie wierzył. Niemal instynktownie czuł, że oni tam gdzieś są. Czekają na następną okazję. Może są mniej liczni, może gorzej uzbrojeni. Ale znają dżunglę i mają czas.

I wiedzą już o ich obecności. Wybiorą więc kolejny dogodny moment i dokończą dzieło.

Parszywie się ta misja zaczęła.
Opatrzywszy White’a, Yametsu czuwał przy nim z bronią gotową do strzału. Próbował znaleźć cel dla swego garanda, ale nie mógł.
Kątem oka zerkał na martwego dowódcę. Wszystko się ładnie sypało jak domek z kart.
Jedno było pewne. Tu nie mogli zostać.
Więc gdy Collins przejął dowodzenie i inicjatywę, Yametsu tylko skinął głową na potwierdzenie.
Padł rozkaz, rozsądny rozkaz w dodatku... należało więc go wykonać.
Skulony "Tongue" ruszył w kierunku z którego przyszli. Ostrożnie i cicho, starając się trzymać nisko głowę i broń w gotowości wypatrywał potencjalnego zagrożenia.
Zapewne mógł zginąć pierwszy. Ale cóż. Taka jest wojna.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-04-2012 o 19:51. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 19-04-2012, 16:59   #85
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Przykucnął i rozglądnął się szybko. Niezbyt dobra, wymuszona pozycja nie dawała wielkiego pola manewru a co więcej pole widzenia nie było dobre wliczając w to padający ciągle deszcz. Rozwinął pociętą siatkę maskującą przyglądając się czy nie ma w niej jakiś włochatych ośmionożnych niespodzianek. W sumie może trzeba było wziąć jednego robala i dać szansę Blackjackowi oglądnąć go dokładnie. Medyka zawsze miał za takiego co na paru dziwnych rzeczach się zna. Trudno.
Skrył się i znieruchomiał obserwując dół rozpadliny, gdzie doc pochylał się nad sierżantem. Cholera ciągle się nie ruszał. Spoglądał w kierunku skąd wcześniej słyszeli palbę japońskich karabinów, teraz zamierającą wyraźnie. Sanders i chłopaki skopali im dupska? Przecież było ich tylko kilku, drużyna najwyżej sądząc po częstotliwości ognia, nawet pewnie nie to. Nie wierzył że chłopaki im się dali.
Nagle po drugiej stronie zbocza ją zauważył. Spokojny, miarowy ruch lufy w jej kierunku, wypolerowane drewno kolby dotykające policzka. Celownik zatrzymał się jednak, kiedy dobiegł go dźwięk jakiego nigdy wcześniej nie słyszał. Klekotliwy, urwany nagle, a jednak wywołujący dreszcz w dole pleców. Żadnych gwałtownych ruchów. Powoli odwrócił głowę i spojrzał, ale kiedy zobaczył tylko zielony labirynt i wrócił znowu do ruchu po drugiej stronie jaru. Tam również już jej nie było. Meggy. To była ona. Na pewno. Tam, wyszła zza tego zbutwiałego pnia. Na pewno.

Zamrugał oczami i spojrzał znowu. Nikogo. Doc mozolący się nad Burrowem, zejśc i mu pomóc? Nie, jak będzie trzeba to kiwnie na niego. Dźwięki kropel, tych ciężkich spadających z wyższych rozłożystych liści. Przestawało padać, kropiło wodą która zbierała się na palmach. Inaczej. To była ona, prawda?
 
Harard jest offline  
Stary 19-04-2012, 17:09   #86
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Kolejny morderczy wysiłek. Marsz szedł jak po grudzie. Stopy ślizgały się po błocku i Dean raz za razem traciła równowagę padając twarzą w muł obrastając w kolejne warstwy brudu.
Jako pierwszy ostatecznie upadł brodacz i Dean przyjęła to z niemałą ulgą. Zdecydowanie wyczerpała wszelkie rezerwy energii i przez chwilę miała wrażenie, że jest jedynie pustą osuszoną do cna skorupą. Nie ruszy ani palcem.
- Idziemy dalej?
Sally spojrzała na rudą najpierw z niedowierzaniem a później zaczęła się śmiać. Niezdrowym gardłowym śmiechem, ocierającym się o obłęd.
Empatia nie była mocną stroną rudej. Skoro padli na mordy to raczej nie dla ubawu tylko dlatego, że nie mieli już siły iść. Poza tym zignorowała zupełnie znalezisko jako kompletnie nieistotne. No ale przecież ona nie była ranna to dlaczego miałaby się przejmować. Niebywała oziębłość. Najpierw zwiała zostawiając ich samych sobie, później dołączyła kiedy niebezpieczeństwo było już zażegnane i nie uznała nawet za słuszne przeprosić, że spanikowała a teraz miała na uwadze tylko swoją własną rozwydrzoną egoistyczną osobę jakby, nawet na tym skrawku dziczy była niepodważalnym pępkiem świata.

Dean nie przestała się śmiać choć była w tym śmiechu porażająca wręcz dawka rozpaczy i żalu. Spojrzała na leżącego nieopodal mężczyznę i wysiliła się aby wskazać palcem na wiszącego głową w dół żołnierza.
- Patrz, Ronald. Sanitariusz spadł ci z nieba - spirala szalonego śmiechu stała się ciężka do opanowania. - Spadł ci z nieba... - powtórzyła bo gra słowna wydała jej się warta ponownego podkreślenia.

Chichot urwał się tak samo niespodziewanie jak się zaczął. Japonka zaczęła rozglądać się za zgubionym przez Amerykanina ekwipunkiem chociaż Sally uważała, że większość przydatnych rzeczy może nadal mieć przy sobie.
Nie śpieszyła się. Postanowiła dać sobie chwilę na złapanie oddechu. A później spróbuje wdrapać się na górę aby przeszukać trupa. Od tego mogło zależeć życie Ronalda a narzędzia medyczne mogły okazać się naprawdę pomocne.
Na moment zastanowiła się nad całym zdarzeniem. Spadochron mu się nie otworzył? Jeśli jest jeden amerykański żołnierz mogło ich być więcej a strzały usłyszane wcześniej przez kobiety sugerowały wymianę ognia między jej rodakami a śmierdzącymi żółtkami. Była daleka od rozpalania w sobie nadziei. Ta zawiodła ją o kilka razy za dużo i Sally Dean nie żyła już z nią w przyjacielskiej komitywie.
 
liliel jest offline  
Stary 19-04-2012, 17:58   #87
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Michelle wyczekała salwę śmiechu Zbitej na śliwkę. Śmiech był żałosny. Mieszanka paniki, histerii i goryczy. Celebrytka obojętnym spojrzeniem przyglądała się Sally. Wyczekała, aż jej przejdzie, a następnie przeniosła spojrzenie na jedyną osobę, którą postrzegała jako komunikatywną. Sakame, znaczy się. Dziewczynie zależało na poszukaniu apteczki. Nie widziała większego sensu, facetowi i tak nie pomogą w tych warunkach. Co najwyżej mogłyby go zbawić przeciwbólowe leki. Tymczasowo.

Niech będzie. Podniosła z ziemi długi kij, by bez obawy, że coś ją ugryzie lub ukąsi, przeszukać pobliskie zarośla.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline  
Stary 19-04-2012, 20:31   #88
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Spróbował zajrzeć na pozycję Japońców, bez nadstawiania zbytnio karku, ale, gówno widział w ciemnościach, a on sam z rewolwerem gówno mógł zdziałać. Wrócił na pozycję, dając znak, że wróg jest hen, hen. Poszedł po swoje radio, przy okazji podchodząc do zimnego dowódcy. Nie mili dostaw, więc każda broń się liczyła, dlatego pożyczył sobie od niego Thompsona i jego pas na magazynki, wraz z manierką i co cenniejszymi rzeczami. Gdzieś tam widział kogoś pałętającego się tylko z Coltem, będzie miał zabawę z tym cacuszkiem.

Bastępnie zanurkował do kieszeni na piersi, wyjmując list Sandersa do rodziny. Zwinął go i wsadził do torby. Jakaś tam pamięć o zmarłych się liczyła. Może nawet Noltan był lekko przesądny, nie chciał rozsierdzić wkurwionego ducha Sandersa.

Szybko potem pobiegł, pomóc rannym. Kiedy mijał Collinsa, zaczepił go.
- Sierżancie, powinniśny wejść, jak najwyżej - poklepał radio - Gówno tu po nas, nie znamy nawet rozkazów.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 19-04-2012, 21:23   #89
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Szybko skończyli. Nie ma co. Czyżby w tej krótkiej wymianie ognia wytłukli wszystkich żółtków? Raczej mało prawdopodobne… Ale w końcu… to był pluton komandosów. No może nie pluton, ale komandosów! Nie jakichś tam ciołków z wojsk inżynieryjnych. Prawdziwych wyjadaczy…

Świadomość, że jednak nie zginął i że nawet na razie się na to nie zanosi sprawiła, że ponownie zaczął zwracać uwagę na otoczenie oraz nowe okoliczności w jakich się nagle znalazł.
Kontakt z wrogiem nawiązany. Gwałtowna wymiana ognia zakończyła się – przeciągająca cisza na to wskazywała – wyeliminowaniem wroga. Tak się w każdym razie Whiteowi wydawało, bo nie słyszał żadnych odgłosów pogoni ani pojedynczych strzałów jakie powinny towarzyszyć ostatecznej rozprawie z patrolem tych skośnookich popaprańców. Czyli że byli górą. Wprawdzie nie obyło się bez strat – sam był najlepszym przykładem, ale pokrzepiony zapewnieniem Harikawy że się wyliże z postrzału powoli starał się dostrzegać pozytywy nowej sytuacji i otrząsnąć z szoku. Szło mu tak sobie, bo rana wciąż sączyła krwią i bolała jak cholera, jednak do grzebiącego się w zaroślach Whitea już powoli zaczynały docierać obrazy pielęgniarek i spodziewanej szpitalnej bibki, kiedy powróci z akcji, w dodatku z raną wyniesioną w walce… Może nawet istniała szansa na jakieś odznaczenie… trzeba będzie pogadać z wujem… no i wkupić się w łaski Sandersa… Nie lubił trepów, ale w końcu to od meldunku kapitana będzie wszystko zależeć…

I właśnie wtedy usłyszał komendy wydane przez sierżanta Collinsa.
- Zebrać ekwipunek! Wycofujemy się w kierunku patrolu Selby'ego! Harikawa pierwszy, BAR ubezpiecza, reszta pomóc rannym! Ja zamykam! Zbiórka za pięćdziesiąt jardów!

Co do cho…?
I zobaczył dowódcę… byłego dowódcę. Niech to szlag! Zastrzelili kapitana!! Nogi się pod nim znowu ugięły bo wraz z uświadomieniem sobie śmierci jedynego oficera uleciały resztki ledwo co zbudowanej wiary w to, że jednak wyjdzie cało z tego gówna, w które jak ostatni debil wpadł i z każdą godziną grzązł coraz bardziej. Co mogło im przytrafić się jeszcze gorszego? Chyba tylko jakby wpadli żywcem w łapy żółtkom…

- …gówno tu po nas, nie znamy nawet rozkazów. – a komentarz powracającego Noltana rozbroił go kompletnie. Pięknie, kurwa pięknie!! Tylko ból w potrzaskanym barku, świadomość, że i tak nikt by tego nie zauważył oraz czające się być może gdzieś tam w dżungli japsy sprawiły że nie pobiegł na ślepo w las wyjąc jak tamten potępieniec.
Reszta pomóc rannym? Sam był ranny. Ciężko ranny i nie zamierzał dodatkowo nikogo tachać na plecach. Zresztą plecak sam z siebie ciążył i boleśnie wrzynał się w zranione ramię. Zarzucił na zdrowe w tej chwili bezużyteczny już karabin i z wielkim trudem wyłuskał z zasobnika skitrany pistolet, ten buchnięty jeszcze w bazie. Pokiereszowany, ale z rosnącą determinacją ruszył ostrożnie po śliskich liściach do miejsca zbiórki. Przynajmniej kierunek był słuszny. Powinni się wycofać. Okopać na plaży i czekać łodzi ratunkowej. Tak. Zdecydowanie. Pieprzyć tę misję. I tak od samego początku nie było wiadomo o co w niej chodzi…
 
Bogdan jest offline  
Stary 19-04-2012, 23:17   #90
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zaczął żałować już kilka kroków po tym jak zdecydowali się ruszyć w kierunku rzekomych odgłosów wystrzałów. Nie mieli picia, nie mieli jedzenia, nie mili sił, nie znali terenu a każdy krok przypominał mu o bolesnej ranie. Szedł ze spuszczoną głową i starał się skupić najprostszych czynnościach aby odegnać depresyjne myśli.
Mogli poczekać do świtu przy plaży, tam na pewno znaleźliby coś przydatnego.
Mogli zostać, na piaszczystej plaży, przespałby się chociaż, odpoczął. A, nie mogli, przypomniał sobie, że przegnało ich stamtąd stado jakiś drapieżnych ptaków czy co to tam było.

- Dobra to chyba na tyle - mruknął i tak jak stał zwalił się na ziemie. Oddech miał ciężki, nogi jak z waty do tego paliło go w gardle a bok rwał jak cholera.
Uśmiechnął się z rezygnacją spoglądając na towarzyszące mu kobiety.
Już chciał powiedzieć coś, przeprosić może czy zaproponować odpoczynek kiedy Sally zwaliła się tuz obok niego. Nie tylko on tego potrzebował.
-Idziemy dalej? - odezwała się rudowłosa
Nie zareagował a może nie usłyszał, znów zamknął oczy i łapał każdą chwile.
Usłyszał swoje imię i ten szalony śmiech na granicy załamania jak mu się wydawało. Sens słów dodarł do niego po jakimś czasie, kiedy skojarzył fakty.
Przecież widział hełm pokazany przez Michelle, wiszącego żołnierza, najprawdopodobniej sanitariusza. Słowa Japonki były dobrym podsumowaniem całej sytuacji.
Tak ten żołnierz był darem, cudownym zbiegiem okoliczności jakby ktoś postawił go na ich drodze aby go znaleźli, chyba że tutaj na co drugim drzewie wiszą martwi sanitariusze.

-Hej przyjacielu, a może ty jeszcze żyjesz! - odczekał chwile - wygląda na to, że Twoja śmierć nie poszła na marne - dodał podnosząc się na kolana. Przyglądał się wiszącemu oceniając wysokość na jakiej się znajdował i swoje siły czy jest w stanie go stamtąd ściągnąć.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172