Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2012, 16:22   #64
chaoswsad
 
Reputacja: 1 chaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie coś
Post wspólny

Gdy Yarkiss wrócił i przekazał drużynie wieści, o tym co znajdowało się przed nimi, Jarledowi z przerażenia zabrakło tchu. Nagle cała odwaga tego młodzieńca wyparowała i myśli “Grobokopa” znowu zwróciły się ku rodzinnym stronom. Syn grabarza poświęcił chwilę na wspomnienie dzieciństwa. Przypomniały mu się widoki które widział gdy pomagał ojcu w pracy. Dziesiątki twarzy zmarłych, jednych chłopak znał, innych nie, jednak wszyscy byli mu w jakiś sposób bliscy.
~ Ciekawe jak się powodzi rodzicom ~ pomyślał młodzieniec. Gdy spojrzał na twarze reszty osób które przy nim były, zrozumiał że to może być ostatni dzień kiedy widzi ich wszystkich żywych. Właściwie kto wie czy nie nadeszła jego kolej?
~ Nie, bogowie jeszcze mnie nie potrzebują. Za to my potrzebujemy planu~
Nagle Jarledowi wpadł do głowy genialny pomysł, którym postanowił się podzielić.
-Słuchajcie, wiem co możemy zrobić. Możliwe, że gobliny walczą lepiej niż my, jednak na razie one nie wiedzą o zagrożeniu. A musimy pamiętać, że nawet najpaskudniejsze stworzenie kiedyś śpi. Teraz powinniśmy odejść i schować się gdzieś, a w nocy zaatakować i mieć nadzieje że nie wystawią warty - powiedział do towarzyszy tak cicho, żeby ledwo mogli go usłyszeć.
~ Trzeba uważać, te stwory mają bardziej wyczulone zmysły ~

Solmyr uważnie wysłuchał Yarkissa. Rozglądał się po otoczeniu, jednocześnie słuchając Grobokopa. ~To nie będzie takie łatwe. Ledwo poradziliśmy sobie z dzikami. Musimy zrobić coś innego.~ Jeśli ktoś przyglądał by się zaklinaczowi, zauważył by jak jego mięśnie drgają, od stóp do ramion, jakby tworzył fale, jego oczy stawała się puste, ale nadzwyczaj obecne. Jeśli ktoś znałby zaklinacza, wiedziałby, że wprowadza się w trans, który przyspiesza myślenie, kosztem refleksu, gdyby w ciągu tych krótkich chwil został popchnięty upadł by jak posąg, lecz nic takiego się nie stało. Myślał intensywnie, starał się przewidzieć wszystkie ruchy jakie mogą wykonać, jednak potrzeba mu było więcej informacji. Otrząsnął się i rzekł do reszty. Do nich, nie w przestrzeń.
- Powinniśmy poznać swoje umiejętności. Jest nas garstka, mniej niż goblinów. Doskonale zdajemy sobie sprawę, iż nie każdy z nas dobrze walczy w zwarciu. Jeszcze lepiej wiemy jak wygląda działanie bez dobrze przemyślnego planu. Myliłem się wtedy... - Chwila pauzy, zamiast przeprosin. - Powinniśmy odejść, opowiedzieć co potrafimy i przygotować plan. Zasadzka, jest świetnym pomysłem. Nocna tym bardziej, ale co jeśli gobliny się obudzą? W nocy ciężko jest walczyć i mniemam, że to my jesteśmy tymi nie doświadczonymi. Jednak. - Zawiesił na chwilę głos - Są osoby które potrafią strzelać, można to robić z drzew. Są osoby, które umieją czarować... - Niech wszyscy przetrawią liczbę mnogą. - Są osoby, które dobrze walczą w zwarciu. Są osoby, które znają przydatne sztuczki. A to wszystko wśród nas. Musimy poznać swoje umiejętności. Mimo zaufania jakim Was darzę... Nawet najlepszy lider i strateg nie poradzi sobie bez takiej wiedzy. - Solmyr zakończył swoje przemówienie. I znowu odpłynął w przestrzeń.

Kiedy tylko Eillif zobaczyła minę wracającego Yarkissa była pewna, że jest źle. Bardzo źle.
Nie wiedziała dokładnie dlaczego, bo nie słuchała towarzyszy. Nie potrafiła się skupić. Nie chciała patrzeć na przerażoną twarz Jarleda i skupionego Solmyra. To tylko pogarszało sytuację. Sprawiało, że zielarka bała się jeszcze bardziej. Spanikowała, to fakt. Dziewczyna nie dała rady skoncentrować się, racjonalnie myśleć czy z uwagą wysłuchać pomysłów towarzyszy. W tej chwili myślała tylko o jednym.
~ Nie uda nam się. Nie tym razem. I tak mieliśmy za dużo szczęścia dochodząc tak daleko. Ledwo co uszliśmy z życiem po walce z dzikami, a co dopiero z goblinami. Uzbrojonymi goblinami! Nie potrafimy się zgrać i dogadać. To już koniec...
Jednak zielarka nie odezwała się ani słowem. Nie odważyła się nawet głośno oddychać. Delikatnie dotknęła Thorbranda. Mogłoby się wydawać, że dziewczyna chce uspokoić i uciszyć ptaka, ale tak na prawdę uspokajała samą siebie. To było teraz dla niej najważniejsze. Przestać się bać...

Ralfiemu chwilę zajęło rozeznanie się w sytuacji. Towarzysze wyrzucali z siebie pierwsze pomysły na załatwienie napotkanych stworów. Tymczasem zarówno on, jak i reszta stali na razie w niedużym zasięgu od źródła niebezpieczeństwa, jakim były gobliny. ~ Posuńmy się trochę ~ naszło go momentalnie i postanowił przekazać to innym.
- Odejdźmy stąd na razie i obmyślimy co z nimi robić. Nie będzie rozsądnie tutaj o tym rozprawiać. - szepnął, będąc pewnym, że wszyscy go słyszą. Zaraz po tym ruszył w las w stronę przeciwną do rzeki, skręcając nieco w kierunku Viseny. - Chodźcie - rzucił do kompanów, przywołując ich gestem dłoni. W jego głowie już pojawił się pewien plan - szalony, uzwględniający postanowienia poprzedników, lecz.. zgoła inny... Póki co zamierzał znaleźć się w bezpiecznej odległości od zbójeckiej bandy, by w raz z grupą mógł swobodnie dopieścić wybraną opcję działania.
- Moment – powiedział FernasMyślałem, że waszym zamiarem jest odzyskać mienie z jakiejś karawany. Kto wie, od kiedy one plądrują wóz...? Nie mogą aby ograbić wszystkiego, odejść i dołączyć do jakichś większych sił? – spojrzał pytająco na tropiciela. Nie wydawał się być przekonany do idei nocnej zasadzki...
- Skryjmy się chociaż za ścianą lasu, chyba nie chcesz rzucić się na nich tak bez ładu... i to z lutnią. - odpowiedział naprędce Rafael i zrobił kolejnych kilka kroków w obranym kierunku, a reszta ruszyła za nim. Starał się instyktownie wyliczyć odległość, jaką muszą pokonać, by móc nie obawiać się goblinów. Prowadząc grupę, poczuł, że drżą mu ręce. Adrenalina zaczęła napływać do mięśni i ośrodków, zwiększając koncentrację i czyniąc ciało gotowym do działania. Już wyobrażał sobie twarze humanoidalnych stworzeń z jakimi przyjdzie mu się spotkać... i walczyć. To nie wilki, czy dziki. To gobliny. Małe, szybkie, bystre i złośliwe - jak powiadają. Zawsze liczył się z tym, że jako łowca będzie zaangażowany do walki w momencie zagrożenia osady, czy wioski. Tak samo było z jego ojcem. Starcie z wrogiem to kolejny sprawdzian na jego drodze. Bardzo stresujący sprawdzian... Kiedy grupa znalazła się już z dala od zagrożenia i ryzyko wykrycia było znikome, myśliwy intensywnie zbierał myśli wokół pomysłu, który urodził się w jego głowie. Próbował uporządkować wszystkie kwestie, które chciał poruszyć z kompanami - ludźmi, którzy mają pomóc mu w jego pierwszej walce. Za dużo czuł, za dużo się bał, za bardzo kombinował, żeby ułożyć jakąś zgrabną wypowiedź. Na szczęście był na tyle przytomny, by zapytać o coś, co być może rozsądzi o metodzie, jaką wybierze, by osiągnąć cel. Jakże pomysłowy cel!
- Solmyrze, Eillif iii.. domniemam, że ty, Korennie. Powiedzcie.. jak wiele możecie zrobić za pomocą... - przerwał. - Za pomocą magii? - zapytał, kończąc już pewnym spojrzeniem w oblicze zaklinacza. Na pozostałą dwójkę również przewrócił oczami, zawieszając nieco wzrok na każdym. Jego zmarszczone czoło i napięte mięśnie wybitnie pokazywały stan w jakim się znajdował, troska i wojowniczy nastrój niemal, że emanował z Ralfiego - syna Tytusa, myśliwego z Zewnętrznej Osady.
- Mogę... przyzwać jedno lub dwa stworzenia, które będą za nas walczyć... a raczej wprowadzą zamieszanie i element zaskoczenia, bo zaklęcie trzymające je w naszym świecie trwa bardzo krótko - w zamyśleniu odparł Korenn, wyglądając jak gdyby równocześnie przeczesywał swą pamięć.
Choć Solmyr poczuł się lekko urażony brakiem reakcji na jego wypowiedź, podążał za Rafaelem. Nie był głupi i wiedział, że jak na razie to Ralfi lepiej orientuje się w lesie.
- Ja potrafię oślepić, to już widziałeś. - Zwrócił się do każdego z osobna i jakby do nikogo. - Ten błysk, nie zawsze oślepia, ale może namieszać. Umiem zranić z dystansu i sparaliżować przeciwnika dotykając go. To tyle jeśli chodzi o moje magiczne zdolności ofensywne.
- Ja... czuję, że coś umiem - Fernas wbił wzrok w ziemię - To się czuje właśnie. Ale tego niewiele – chyba... chyba byłbym w stanie przenieść niewielki ciężar, wywołać jakiś pokaz świetlny i... chyba... chyba kogoś ogłuszyć.
Rafael wybałuszył oczy, słysząc słowa przedmówcy. Szybko jednak się opanował i wrócił myślami do planu działania.
- To ty też...? - zapytał niepewnie, udając zaciekawionego. Spojrzeniem dotykał już zielonych oczu Eillif, czekając aby i ona przyznała się do swoich nadprzyrodzonych zdolności. Wiedział już dużo, teraz należałoby obmyśleć jak to połączyć, by mieć największe szanse na powodzenie.
Spojrzenia zielarki i Rafaela skrzyżowały się.
- Ja? Zdaję sobie sprawę z tego, ze to niedużo, ale... myślę, ze mogłabym spróbować oplątać przeciwnika i oczywiście przyzwać sojusznika, ale jak już widzieliście, jest to dość efektowne, jednak nic poza tym.
To dziwne, ale uważny obserwator mógł zauważyć, że Eillif mówiła to powoli i ze zdecydowaniem, zupełnie jak nie ona. Nagle z wielkich, zielonych oczu zniknął cały dotychczasowy strach i niepewność.
Wyglądało na to, że dziewczyna pierwszy raz wie co robi i czego chce.
 
chaoswsad jest offline