Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2012, 21:58   #71
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Andher & Aryuki


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Pgfg2hwGaM8&feature=relmfu
[/MEDIA]

Grupa bojowników podzieliła się, w mieście został inżynier, Grum jak i włócznik by zabezpieczyć osadę jak i pomóc w naprawie szkód. W stronę kopalni ruszyła zaś najsilniejsza trójka, d1)ójka magów z Fairy Tail i emerytowana legendarna złota mieczniczka. Droga gdyby nie jej główny cel, wydawać by się mogła naprawdę przyjemna i sielankowa. Liście szumiały cicho na wietrze, ptaki ćwierkały cicho latając z gałęzi na gałąź, zaś piękny zapach natury sprawiał, że aż chciało się żyć. Jednak świadomość tego, że mroczna gildia jest w pobliżu skutecznie zabijała ten dobry humor, zamieniając go na czarnym niczym węgiel w kopalni nastrój.

Wraz ze zbliżaniem się do starego miejsca wydobycia, drzewa karlały i było ich coraz mniej. Kiedy jeszcze kopalnia funkcjonowała, było trzeba wyciąć kawałek lasu ,by wozy mogły czekać tu na surowiec, który potem przewożony był na pobliską, aktualnie nieczynną stacje kolejową. Jednak po zamknięciu kopalni, dawny burmistrz miasteczka nakazał ponowne zalesienie terenu , natura zaś swym powolnym rytmem wracała do dawnej świetności.

Na ziemie wyraźnie odcisnęły się ślady kół karocy, brak końskich śladów pozwalał jednak przepuszczać, że oprawcy Lasthope poruszali się powozem zasilanym magią. Były to dość popularne urządzenia, które czerpały energie bezpośrednio od woźnicy lub też od lachrymy zamontowanej w odpowiednim gnieździe wajchy. Pojazd mimo że dość kosztowny pozwalał podróżować bez przerw na pojenie zwierząt, jeździł szybciej od typowej karocy i był bardzo cichy.

Wraz ze zbliżaniem się do kopalni nastrój grupki stawał się coraz poważniejszy, zaś zmysły wytężały się by wykryć ewentualną zasadzkę. Żaden wróg jednak się nie pojawił (po za jedną nieszczęśliwą wiewiórką która przypadkiem upuściła orzech na kapelusz Andhera, po czym uciekła ze strachu widząc jego spojrzenie), a grupa dotarła w końcu do skraju lasku.

Ukryci za drzewami magowie, dokładnie widzieli wejście do kopalni, deski które wcześniej miały zapobiegać przed wchodzeniem do kompleksu wydobywczego, leżały teraz połamane na ziemi, ze wstydem patrząc na swych braci wciąż posiadających liście na głowach.
Niedaleko wejścia stała czarna karoca o gotyckiej stylizacji, szprych kół były cienkie i stylizowane, zaś okienka pojazdu małe i przysłonięte firankami. Na miejscu dla woźnicy siedział młody zielonowłosy chłopak, o milej na pierwszy rzut oka facjacie.



Ubrany był w długą niebieską elegancką szatę, zaś jego wzrok leniwie przebiegał po literach w jakiejś książce. Co parę chwil przewracał z cichym szelestem strony, kiwając głowa lub odmrukując coś w stylu „mhm” lub „aha” do drugiego mężczyzny, który stał oparty o drzwiczki powozu.


Chłopak o średniej długości niebieskich włosach I znudzeniu wypisanym na twarzy. Wywijał leniwe młynki trójzębem, kiwając się przy tym na boki, i pozwalając swemu luźno owiniętemu dookoła szyi krawatowi na swobodny ruch. Spod koszuli, na piersi wystawał mu kawałek tatuażu symbolizującego przynależność do magicznej gildii.
- Mogli by się pospieszyć, co oni myślą ż wieśniacy przyjdą tu z motykami? –marudził szczupły osobnik oparty o powóz.
- Mhym…- odmruknął z jakże wielki zainteresowanie zielonowłosy.
- Zresztą Iki, dał im popalić i to dosłownie, pewnie dalej gaszą pożar. –zaśmiał się chłopak a zielonowłosy tylko przytaknął przewracając stronę.

Sytuacja była dość klarowna. Wejść do kopalni niezauważonym przez dwóch strażników w takiej sytuacji było by dość ciężko, jednak to dzielna drużyna bojowników z lasthope dysponowała efektem zaskoczenia. Urządzenie Juna, zaś pozwoliło wykryć aurę magiczną mężczyzn przy powozie. Ekran bowiem przedstawiał osoby w pobliżu w postaci kropek, których wielkość zależała od potencjału magicznego, kropki strażników były zaś zdecydowanie mniejsze od punktów oznaczających dzielną drużynę.

Agarth Ensis


Najemnik wybrał ścieżkę, samotnika niczym gepard który samotnie zaczaja się na swoją ofiarę, tak Ensis postanowił w pojedynkę wkroczyć do bazy wroga. Gorgona w postaci węża, odprowadziła go lasem kawałek od rzeki, tak że zaszedł do stromego skalnego zbocza.
- Terassss trzeba sssssię wsssspinać. –zasyczała mu do ucha wygodniej oplatając się dookoła ramienia wojownika.

Agarth nie miał innego wyboru, zaczął wspinać się korzystając z nielicznych wystających elementów, głownie jednak bazując na swych sztuczkach talencie. Tutaj wbić sztylet, tam pomóc sobie metalowa rękawicą, a ten konar idealny będzie by zarzucić na niego łańcuch. Jego stopy twardo kroczyły po kamiennej ścianie coraz to wyżej i wyżej.
- To dośśśśc wysssoko, zapewne dla latających sssstworów. –powiedziała gorgona, gdy wojownik był już na wysokości z której upadek mógłby zaboleć naprawdę. Jednak widoczny teraz już wyraźnie płaski kawałek skały, był coraz bliżej i bliżej.

W końcu palce dłoni zacisnęły się na płaskiej powierzchni a Agarth wciągnął się na półkę skalną, spocony ale zadowolony, taka wspinaczka była świetną rozgrzewką.
Miejsce w którym się znalazł, było niezbyt wielką skalna płytą, w której znajdowały się metalowe ciężkie drzwi, aktualnie otwarte. Za nimi widać było oświetlone pochodniami schody, skręcające po chwili w stronę gdzie była siedziba Ogdena.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ASj81daun5Q&feature=fvwrel
[/MEDIA]

Pozostawała jednak jeszcze kwestia strażnika. Był nim mężczyzna o blond krótkich włosach ubrany w biała marynarkę i spodnie do kompletu. Tym co jednak wyróżniało go spośród tłumu, była twarz cała pokryta w bliznach.


Mężczyzna, który siedział oparty o drzwi, gdy Agarth wciągnął się na półkę, wstał i przeciągnął się, podnosząc z ziemi katanę ukrytą w pochwie. Wtedy też jego rękaw podwinął się delikatnie, a najemnik dostrzegł nad nadgarstkiem tatuaż gildii którą dobrze znał –Dark Scar. Blondyn spojrzał na Ensisa i uśmiechając się kącikiem ust powiedział. – Witam… –po czym skoczył niczym lew na swa ofiarę uderzając ostrzem które ledwo wysunął z pochwy. Agarth tylko dzięki refleksowi zdołał zablokować cios sztyletem, który pomagał mu w wspinaczce, a silne zaparcie się o podłoże pozwoliło mu ustać na skalnej półce. – Mam rozkaz zlikwidować każdego kto się tu pojawi, mam nadzieje że się zabawimy. –dokończył blondyn i nacisnął mocniej na ostrze trzymane przez najemnika.

Edgardo Mortis



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3DbOPhkRy9g&feature=relmfu[/MEDIA]

Łowca potworów wraz z kuszniczką ruszył w stronę wejścia, które miało prowadzić podziemną trasą. Młody Edgardo nie wiedział, że przypadkowo dobrał sobie jako partnerkę, osobniczkę która niegdyś parała się tym fachem co on- łowieniem bestii no ludzi po godzinach. Rudowłosa Alicja, poprawiła naramienniki pancerza i zarzuciła na głowę hełm ponownie zmieniając się w chodząca konserwę. Jej potężna kusza, którą naciągnęła nakładając bełta, mniej więcej trzykrotnie tak dużego jak te, w ręcznej kuszy Edgardo, sprawiała, że bron Mortisa wyglądała jak zabawka kupiona na promocji to po naprawdę dużej przecenie.
Droga do przejścia nie okazała się być długa, zaś wspinając się na drzewa w okolicy dziury w ścianie góry…


…dwójka łowców miała wspaniały widok na pobliski teren. Jak strażnika przejścia, który okazał się nie do końca typową chimerą. Wejścia bronił bowiem mężczyzna z rogiem na czole.



Wyglądał na dość młodego mężczyznę o szczupłej wysportowanej sylwetce. Dookoła niego leżało, pięć lub też sześć zakutych w zbroje osobników, zapewne byli to nieudani oprawcy, którzy wybrali to przejście by dostać się do Ogdena. Edgardo zauważył natomiast że na szyi chłopak, ma taką sama obroże jak chimery na wyspie.

Kiedy łowca i Alicja byli w połowie wspinania się, mężczyzna obrócił nagle głowę w stronę części lasu gdzie miel zamiar się ukryć i ruszył w tamtą stronę.
- Kolejni idioci chcą dostać się do środka? –warknął głośno. – Za to lubie te parszywą niewole… jest komu dokopać. –dodał zaś jego zęby wydłużyły się nieznacznie, tak samo jak i paznokcie które powoli zaczęły przypominać pazury. Na odkrytych ramionach wolno zaś wykwitały czarne łuski.

Atak z zaskoczenia okazał się jednak prawdopodobnym fiaskiem…

Kerei

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=nYRmTf4r5u0&feature=related[/MEDIA]

Kosiarz ruszył wraz z Krio w stronę frontalnego wejścia. Jego towarzysz wesoło ujął swój wielki miecz, który tak naprawdę był sprytnie zamaskowaną wyrzutnią rakiet i pogrzebał coś przy nim by upewnić się że wszystko działa. Runiczny rycerz krocząc zaś za wężem, który miał wskazać im drogę, teraz myślał już tylko o dorwaniu szalonego doktorka. To jednak za chwilę miało się zmienić… wszystko jednak wyjaśnione w swoi czasie…

Krio i Kerei przekroczyli zaporę wody jaką tworzył wodospad i zeszli kamiennym i schodami do jaskini w której kryły się ruiny w których to przepuszczalnie rezydował Ogden. Budowla z zewnątrz nie różniła się niczym od normalnych ruin, ot zwykła stara rozpadająca się budowla, widać było styl babiloński, zapewne więc wyspa która zalewana była teraz zielonymi piorunami , w jakiś sposób związana była i z tym miejscem.

Kiedy dwójka mężczyzn zeszła po schodach ich nozdrza uderzył zapach krwi, ziemi przed ruinami zaścielały bowiem ciała około tuzina najróżniejszych chimer. Były tu z dwie mantykory, cos co przypominało przerośniętego bawoła i wiele innych – wszystkie martwe. Niektóre pocięte przy pomocy broni białej inne bez wątpienia uśmiercone magią. Ponad pobojowiskiem n a schodach prowadzących do zrujnowanej budowli siedziało dwóch mężczyzn.


Ubrany w zielono czarny strój chłopak, którego najlepiej określało słowo “Emo”. Ze smutny wyrazem twarzy, stylowo pomalowanymi na czarno oczyma, który siedział nawet tak jak gdyby schody były jego największym cierpieniem w życiu. Było w ni jednak coś specyficznego… mężczyzna zdawał się niemal rozmywać i rozpływać Kerei nie umiał wyjaśnić fenomenu tego zjawiska.

Drugi mężczyzna wyglądał już normalniej.



Z dużym turbanem na głowie, w chińskim stroju kucharza. Warkocz długich czarnych włosów zwisał mu swobodnie z ramienia a… i wtedy dla Kereiego przestał liczyć się Ogden czy też aparycja strażników. Oto bowiem w drzwiach za nimi zobaczył szarpiąca się sylwetkę. Osobę, przez którą przebył całą długa drogę w swym życiu.

Swoją siostrę.

Dziewczyna szarpała się, trzymana przez kogoś kogo zasłaniała jeszcze ściana budynku, lecz gdy tylko zobaczyła kosiarza krzyknęła głośno ze łzami w oczach. – Kerei to ty?! Pomóż Mi!
- Och tu chyba maja zajęcie... –mruknął głoś niewidocznego osobnika zaś nad głowa dziewczyny pojawiła się smuga papierosowego dymu wydmuchana zapewne przez jej oprawcę. – No nic nie będziemy przeszkadzać, zwłaszcza ze to nie wyjścia szukamy. –dodał wyraźnie znudzony głos i pociągnął zapłakaną dziewczynę powrotem za ścianę, Kereiemu przed oczyma mignął jedynie koniuszek białego płaszcza, typowego dla pracowników naukowych.

- Chyba mamy nieproszonych gości. –zauważył mężczyzna w turbanie zaś zielony mruknął tylko melancholijnie. Kerei zaś czuł jak coś buzuje mu w środku… oto jest tak blisko siostry a jakiś dwóch idiotów blokuje m drogę!
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline