Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-04-2012, 21:58   #71
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Andher & Aryuki


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Pgfg2hwGaM8&feature=relmfu
[/MEDIA]

Grupa bojowników podzieliła się, w mieście został inżynier, Grum jak i włócznik by zabezpieczyć osadę jak i pomóc w naprawie szkód. W stronę kopalni ruszyła zaś najsilniejsza trójka, d1)ójka magów z Fairy Tail i emerytowana legendarna złota mieczniczka. Droga gdyby nie jej główny cel, wydawać by się mogła naprawdę przyjemna i sielankowa. Liście szumiały cicho na wietrze, ptaki ćwierkały cicho latając z gałęzi na gałąź, zaś piękny zapach natury sprawiał, że aż chciało się żyć. Jednak świadomość tego, że mroczna gildia jest w pobliżu skutecznie zabijała ten dobry humor, zamieniając go na czarnym niczym węgiel w kopalni nastrój.

Wraz ze zbliżaniem się do starego miejsca wydobycia, drzewa karlały i było ich coraz mniej. Kiedy jeszcze kopalnia funkcjonowała, było trzeba wyciąć kawałek lasu ,by wozy mogły czekać tu na surowiec, który potem przewożony był na pobliską, aktualnie nieczynną stacje kolejową. Jednak po zamknięciu kopalni, dawny burmistrz miasteczka nakazał ponowne zalesienie terenu , natura zaś swym powolnym rytmem wracała do dawnej świetności.

Na ziemie wyraźnie odcisnęły się ślady kół karocy, brak końskich śladów pozwalał jednak przepuszczać, że oprawcy Lasthope poruszali się powozem zasilanym magią. Były to dość popularne urządzenia, które czerpały energie bezpośrednio od woźnicy lub też od lachrymy zamontowanej w odpowiednim gnieździe wajchy. Pojazd mimo że dość kosztowny pozwalał podróżować bez przerw na pojenie zwierząt, jeździł szybciej od typowej karocy i był bardzo cichy.

Wraz ze zbliżaniem się do kopalni nastrój grupki stawał się coraz poważniejszy, zaś zmysły wytężały się by wykryć ewentualną zasadzkę. Żaden wróg jednak się nie pojawił (po za jedną nieszczęśliwą wiewiórką która przypadkiem upuściła orzech na kapelusz Andhera, po czym uciekła ze strachu widząc jego spojrzenie), a grupa dotarła w końcu do skraju lasku.

Ukryci za drzewami magowie, dokładnie widzieli wejście do kopalni, deski które wcześniej miały zapobiegać przed wchodzeniem do kompleksu wydobywczego, leżały teraz połamane na ziemi, ze wstydem patrząc na swych braci wciąż posiadających liście na głowach.
Niedaleko wejścia stała czarna karoca o gotyckiej stylizacji, szprych kół były cienkie i stylizowane, zaś okienka pojazdu małe i przysłonięte firankami. Na miejscu dla woźnicy siedział młody zielonowłosy chłopak, o milej na pierwszy rzut oka facjacie.



Ubrany był w długą niebieską elegancką szatę, zaś jego wzrok leniwie przebiegał po literach w jakiejś książce. Co parę chwil przewracał z cichym szelestem strony, kiwając głowa lub odmrukując coś w stylu „mhm” lub „aha” do drugiego mężczyzny, który stał oparty o drzwiczki powozu.


Chłopak o średniej długości niebieskich włosach I znudzeniu wypisanym na twarzy. Wywijał leniwe młynki trójzębem, kiwając się przy tym na boki, i pozwalając swemu luźno owiniętemu dookoła szyi krawatowi na swobodny ruch. Spod koszuli, na piersi wystawał mu kawałek tatuażu symbolizującego przynależność do magicznej gildii.
- Mogli by się pospieszyć, co oni myślą ż wieśniacy przyjdą tu z motykami? –marudził szczupły osobnik oparty o powóz.
- Mhym…- odmruknął z jakże wielki zainteresowanie zielonowłosy.
- Zresztą Iki, dał im popalić i to dosłownie, pewnie dalej gaszą pożar. –zaśmiał się chłopak a zielonowłosy tylko przytaknął przewracając stronę.

Sytuacja była dość klarowna. Wejść do kopalni niezauważonym przez dwóch strażników w takiej sytuacji było by dość ciężko, jednak to dzielna drużyna bojowników z lasthope dysponowała efektem zaskoczenia. Urządzenie Juna, zaś pozwoliło wykryć aurę magiczną mężczyzn przy powozie. Ekran bowiem przedstawiał osoby w pobliżu w postaci kropek, których wielkość zależała od potencjału magicznego, kropki strażników były zaś zdecydowanie mniejsze od punktów oznaczających dzielną drużynę.

Agarth Ensis


Najemnik wybrał ścieżkę, samotnika niczym gepard który samotnie zaczaja się na swoją ofiarę, tak Ensis postanowił w pojedynkę wkroczyć do bazy wroga. Gorgona w postaci węża, odprowadziła go lasem kawałek od rzeki, tak że zaszedł do stromego skalnego zbocza.
- Terassss trzeba sssssię wsssspinać. –zasyczała mu do ucha wygodniej oplatając się dookoła ramienia wojownika.

Agarth nie miał innego wyboru, zaczął wspinać się korzystając z nielicznych wystających elementów, głownie jednak bazując na swych sztuczkach talencie. Tutaj wbić sztylet, tam pomóc sobie metalowa rękawicą, a ten konar idealny będzie by zarzucić na niego łańcuch. Jego stopy twardo kroczyły po kamiennej ścianie coraz to wyżej i wyżej.
- To dośśśśc wysssoko, zapewne dla latających sssstworów. –powiedziała gorgona, gdy wojownik był już na wysokości z której upadek mógłby zaboleć naprawdę. Jednak widoczny teraz już wyraźnie płaski kawałek skały, był coraz bliżej i bliżej.

W końcu palce dłoni zacisnęły się na płaskiej powierzchni a Agarth wciągnął się na półkę skalną, spocony ale zadowolony, taka wspinaczka była świetną rozgrzewką.
Miejsce w którym się znalazł, było niezbyt wielką skalna płytą, w której znajdowały się metalowe ciężkie drzwi, aktualnie otwarte. Za nimi widać było oświetlone pochodniami schody, skręcające po chwili w stronę gdzie była siedziba Ogdena.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ASj81daun5Q&feature=fvwrel
[/MEDIA]

Pozostawała jednak jeszcze kwestia strażnika. Był nim mężczyzna o blond krótkich włosach ubrany w biała marynarkę i spodnie do kompletu. Tym co jednak wyróżniało go spośród tłumu, była twarz cała pokryta w bliznach.


Mężczyzna, który siedział oparty o drzwi, gdy Agarth wciągnął się na półkę, wstał i przeciągnął się, podnosząc z ziemi katanę ukrytą w pochwie. Wtedy też jego rękaw podwinął się delikatnie, a najemnik dostrzegł nad nadgarstkiem tatuaż gildii którą dobrze znał –Dark Scar. Blondyn spojrzał na Ensisa i uśmiechając się kącikiem ust powiedział. – Witam… –po czym skoczył niczym lew na swa ofiarę uderzając ostrzem które ledwo wysunął z pochwy. Agarth tylko dzięki refleksowi zdołał zablokować cios sztyletem, który pomagał mu w wspinaczce, a silne zaparcie się o podłoże pozwoliło mu ustać na skalnej półce. – Mam rozkaz zlikwidować każdego kto się tu pojawi, mam nadzieje że się zabawimy. –dokończył blondyn i nacisnął mocniej na ostrze trzymane przez najemnika.

Edgardo Mortis



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3DbOPhkRy9g&feature=relmfu[/MEDIA]

Łowca potworów wraz z kuszniczką ruszył w stronę wejścia, które miało prowadzić podziemną trasą. Młody Edgardo nie wiedział, że przypadkowo dobrał sobie jako partnerkę, osobniczkę która niegdyś parała się tym fachem co on- łowieniem bestii no ludzi po godzinach. Rudowłosa Alicja, poprawiła naramienniki pancerza i zarzuciła na głowę hełm ponownie zmieniając się w chodząca konserwę. Jej potężna kusza, którą naciągnęła nakładając bełta, mniej więcej trzykrotnie tak dużego jak te, w ręcznej kuszy Edgardo, sprawiała, że bron Mortisa wyglądała jak zabawka kupiona na promocji to po naprawdę dużej przecenie.
Droga do przejścia nie okazała się być długa, zaś wspinając się na drzewa w okolicy dziury w ścianie góry…


…dwójka łowców miała wspaniały widok na pobliski teren. Jak strażnika przejścia, który okazał się nie do końca typową chimerą. Wejścia bronił bowiem mężczyzna z rogiem na czole.



Wyglądał na dość młodego mężczyznę o szczupłej wysportowanej sylwetce. Dookoła niego leżało, pięć lub też sześć zakutych w zbroje osobników, zapewne byli to nieudani oprawcy, którzy wybrali to przejście by dostać się do Ogdena. Edgardo zauważył natomiast że na szyi chłopak, ma taką sama obroże jak chimery na wyspie.

Kiedy łowca i Alicja byli w połowie wspinania się, mężczyzna obrócił nagle głowę w stronę części lasu gdzie miel zamiar się ukryć i ruszył w tamtą stronę.
- Kolejni idioci chcą dostać się do środka? –warknął głośno. – Za to lubie te parszywą niewole… jest komu dokopać. –dodał zaś jego zęby wydłużyły się nieznacznie, tak samo jak i paznokcie które powoli zaczęły przypominać pazury. Na odkrytych ramionach wolno zaś wykwitały czarne łuski.

Atak z zaskoczenia okazał się jednak prawdopodobnym fiaskiem…

Kerei

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=nYRmTf4r5u0&feature=related[/MEDIA]

Kosiarz ruszył wraz z Krio w stronę frontalnego wejścia. Jego towarzysz wesoło ujął swój wielki miecz, który tak naprawdę był sprytnie zamaskowaną wyrzutnią rakiet i pogrzebał coś przy nim by upewnić się że wszystko działa. Runiczny rycerz krocząc zaś za wężem, który miał wskazać im drogę, teraz myślał już tylko o dorwaniu szalonego doktorka. To jednak za chwilę miało się zmienić… wszystko jednak wyjaśnione w swoi czasie…

Krio i Kerei przekroczyli zaporę wody jaką tworzył wodospad i zeszli kamiennym i schodami do jaskini w której kryły się ruiny w których to przepuszczalnie rezydował Ogden. Budowla z zewnątrz nie różniła się niczym od normalnych ruin, ot zwykła stara rozpadająca się budowla, widać było styl babiloński, zapewne więc wyspa która zalewana była teraz zielonymi piorunami , w jakiś sposób związana była i z tym miejscem.

Kiedy dwójka mężczyzn zeszła po schodach ich nozdrza uderzył zapach krwi, ziemi przed ruinami zaścielały bowiem ciała około tuzina najróżniejszych chimer. Były tu z dwie mantykory, cos co przypominało przerośniętego bawoła i wiele innych – wszystkie martwe. Niektóre pocięte przy pomocy broni białej inne bez wątpienia uśmiercone magią. Ponad pobojowiskiem n a schodach prowadzących do zrujnowanej budowli siedziało dwóch mężczyzn.


Ubrany w zielono czarny strój chłopak, którego najlepiej określało słowo “Emo”. Ze smutny wyrazem twarzy, stylowo pomalowanymi na czarno oczyma, który siedział nawet tak jak gdyby schody były jego największym cierpieniem w życiu. Było w ni jednak coś specyficznego… mężczyzna zdawał się niemal rozmywać i rozpływać Kerei nie umiał wyjaśnić fenomenu tego zjawiska.

Drugi mężczyzna wyglądał już normalniej.



Z dużym turbanem na głowie, w chińskim stroju kucharza. Warkocz długich czarnych włosów zwisał mu swobodnie z ramienia a… i wtedy dla Kereiego przestał liczyć się Ogden czy też aparycja strażników. Oto bowiem w drzwiach za nimi zobaczył szarpiąca się sylwetkę. Osobę, przez którą przebył całą długa drogę w swym życiu.

Swoją siostrę.

Dziewczyna szarpała się, trzymana przez kogoś kogo zasłaniała jeszcze ściana budynku, lecz gdy tylko zobaczyła kosiarza krzyknęła głośno ze łzami w oczach. – Kerei to ty?! Pomóż Mi!
- Och tu chyba maja zajęcie... –mruknął głoś niewidocznego osobnika zaś nad głowa dziewczyny pojawiła się smuga papierosowego dymu wydmuchana zapewne przez jej oprawcę. – No nic nie będziemy przeszkadzać, zwłaszcza ze to nie wyjścia szukamy. –dodał wyraźnie znudzony głos i pociągnął zapłakaną dziewczynę powrotem za ścianę, Kereiemu przed oczyma mignął jedynie koniuszek białego płaszcza, typowego dla pracowników naukowych.

- Chyba mamy nieproszonych gości. –zauważył mężczyzna w turbanie zaś zielony mruknął tylko melancholijnie. Kerei zaś czuł jak coś buzuje mu w środku… oto jest tak blisko siostry a jakiś dwóch idiotów blokuje m drogę!
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 05-05-2012, 21:40   #72
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Tak jak przypuszczała Aryuki, dwóch pomagierów pilnowała środka transportu swych panów.
Wynalazek Juna pozwalał stwierdzić, że nie byli silni. Co jednak bynajmniej nie ułatwiało sprawy.
Owszem, możliwe że trójka “mścicieli Lasthope” bez problemu rozgromiłaby dwójkę magów używając swego pełnego potencjału. Ale oni byli tylko drobną niedogodnością, na którą nikt z nich nie mógł tracić zbyt wiele energii. Wszak w środku czekali kolejni czterej wrogowie, zapewne o wiele silniejsi.
-No tak...- mruknęła do siebie Aryuki oceniając zagrożenie.-Nie wyglądają na specjalnie czujnych, więc... nie spodziewają się ataku. Podejdę więc bliżej nich udając zagubioną turystkę i postaram się związać walką ich siły. O ile ten z trójzębem, może coś potrafić, o tyle zielona czuprynka to zapewne dystansowiec. I w zwarciu nie jest groźny.
Przerwała czekając na wypowiedzi sojuszników.
- Nigdy nie można być tego pewnym. -zauważyła dziewczyna. - Mira z naszej gildii też wygląda na delikatną czarodziejkę, ale jej magia sprawia że w walce bezpośredniej niemal nie ma sobie równych.
Aryuki wzruszyła ramionami. Cóż, Crona miała rację. Niemniej, jaki mieli wybór? Wojowniczka i tak bardziej liczyła na zaskoczenie, niż na to że magik okaże się ciapą.
Plan ten podobał się cienistemu, zarówno ze względu na magię jaką się posługiwał jak i niechęć do wikłania się w bezpośrednie starcia grożące odniesieniem obrażeń. Wynalazkowi który określał moc magiczną nie ufał w najmniejszym stopniu, czy może raczej nie pozwalał sobie na luksus jakim byłoby zaufanie mu ponieważ siła maga na dobrą sprawę nie zależała od mocy jaką dysponował tylko od wprawy i pomysłowości z jaką się nią posługiwał. Ta dwójka która tutaj została wyglądała bardziej na pomagierów niż doświadczonych magów. Pozory mogły jednak mylić, a oni mogli równie dobrze stanowić straż tylną zostawioną, by żadne potencjalne zagrożenie nie dostało się do kopalni. Tak czy inaczej wysłanie samej Aryuki by udając turystkę zbliżyła się do nich było nadmiernym ryzykiem, cienisty postanowił więc korzystając ze swojej magii zabezpieczyć ją przed niebezpieczeństwem
- Zanim wprowadzisz swój plan w życie mogę spróbować zbliżyć się do nich korzystając z niewidzialności. W ten sposób nawet jeśli twój plan nie wypali będę mógł cię wesprzeć znacznie szybciej wykorzystując element zaskoczenia.
-Niech tak będzie, masz kilka minut zanim wyruszę.- mruknęła Aryuki.
- Nie przesadzajmy z tymi minutami, nie chcę utrzymywać zaklęcia zbyt długo. Wyruszę po prostu razem z tobą, w ten sposób będę wystarczająco blisko by udzielić wsparcia od razu
Aryuki w odpowiedzi skinęła głową.Problemem był nie tyle fakt, że plan Andhera był zły. Tyle, że wymagał wykorzystania magii. I uszczuplenie energii już na początku bitwy. No cóż, Aryuki też obawiała się, że walka z tymi minionkami w końcu zmusi ją do sięgnięcia po duchowe rozerwy.-Zajmij się tym od trójzębu, a ja spróbuję wyeliminować z walki magika. Tylko czekaj na mój atak.
- W porządku, choć w takim razie nie przeciągaj rozmowy zbyt długo i postaraj się ich nie zabijać. Nie lubię niepotrzebnego rozlewu krwi i chciałbym by przynajmniej jeden z nich po walce był zdolny do rozmowy - odpowiedział kapelusznik i rozpłynął się w powietrzu.
-Małe otrzeźwiające rąbnięcie dobrze im zrobi. I nie martw się. Tą deseczką od Takera nie da się zabić. Zaatakuję, jak tylko zdołam podejść blisko zielonej czuprynki.- mruknęła Aryuki po czym oddała Cronie swoją katanę.-Potrzymaj. Gapowate podróżniczki nie noszą przy sobie takich rzeczy.
Dziewczyna chwyciła oręż i spojrzała niepewnie na Aryuki. - Tylko uważaj na siebie, będę Cię obserwowała jak coś się stanie od razu zareaguję. -zapewniła jeszcze różowowłosa.
Na szczęście takerowska deseczka nie wyglądała na broń. I mogła z powodzeniem udawać kijaszek do podpierania się podczas długich wędrówek.
Aryuki wstała i starając się wyglądać przyjaźnie ruszyła w kierunku powozu.
Andher szedł parę kroków przed dziewczyną, nie wydając z siebie żadnych dźwięków ani nie zostawiając żadnych śladów, w ręku trzymał dobyty wcześniej rapier.


uśmiechnęła się nieśmiało i wyszła na dróżkę po czym ruszyła w kierunku karocy i dwójki magów. A gdy już mogli ją zobaczyć krzyknęła głośno.- Hej! Hej! Tak się cieszę, że was widzę. A już myślałam, że znowu przyjdzie mi nocować w leśnej głuszy. No bo troszkę zabłądziłam. Ale tylko troszkę... I właściwie nie wiem, gdzie właściwie jestem.- ruszyła swobodnie i spokojnie, z wyraźnym zakłopotaniem na twarzy. Wynikającym z faktu przyznawania się do swego gapiostwa.- Powinnam dzień temu dotrzeć do świątyni leśnych duchów. To podobno lokalna atrakcja turystyczna warta zobaczenia.
Zbliżała się energicznie do nich, starając się wyglądać jak najmniej podejrzanie. No bo kto mógłby uznać za zagrożenie niezdarną i niezbyt rozgarniętą nastolatkę?
- A ty co za jedna! -zapytał zaskoczony chłopak w niebieskich włosach i uniósł trójząb. - Tu są załatwiane ważne sprawy... eee nieupoważnionym wstęp wzbroniony! -dodał kulawo, zaś jego kompan zerknął na Aryuki znad książki.
-A niby gdzie są załatwiane te ważne sprawy ? - spytała się Aryuki rozglądając się dookoła i podchodząc jeszcze bliżej. Zupełnie jakby nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia.-To wy tu nie robicie pikniku ?
Po czym dygnęła i rzekła wstydliwie.-Jestem Yuki i zgubiłam drogę w tych lasach. A wy jak macie na imię ?
Mężczyzna z trójzębem zamrugał całkowicie zbity z tropu po czym odpowiedział - Jestem Bary, ale co to ma do... -przerwał mu jednak mag siedzący na miejscu woźnicy.
- Skąd przybywasz? Jedynym miasteczkiem w pobliżu jest Lasthope.- mówiąc to czujnie przyglądał się dygającej nastolatce.
-Bary...jakie ładne imię. Miałam kotka który nazywał się podobnie. Był taki puchaty.- na twarzy Aryuki pojawił się szeroki uśmiech. Po czym podrapała się po głowie.-Tak ogólnie? Czy ostatnio? Bowiem ostatnio szłam szlakiem Siedmiu Lokalnych Cudów Natury. Co prawda nie wiem, co cudownego jest w kawałku stojącej skały, ale... skoro tak piszą w przewodniku. Wracając do sedna. Otóż szłam tym szlakiem, od tej skały, potem był “cudowny” wodospad, a potem... postanowiłam pójść na skróty i... droga się skończyła, więc skręciłam...-ciągle paplając Aryuki powoli docierała do pozycji obu młodzianów przy powozie.
Andher zbliżał się znacznie szybszym krokiem korzystając z tego że uwaga dwóch magów przynajmniej częściowo zajęta jest przez grę mieczniczki. Planował ustawić się w dogodnej do ataku pozycji za magiem z trójzębem, po obejściu go szerokim łukiem by nie oberwać przypadkowo jednym z wymachów. Gdy tylko Aryuki rozpocznie walkę kapelusznik wykorzysta część mocy by wzmocnić swój rapier w zdolność do paraliżowania przeciwnika i zaatakuje niebieskowłosego pchnięciem pod kolano.
- I co o tym sądzisz? -spytał Bary swego przyjaciela na miejscu woźnicy, który odparł niepewnie. - Taaa... kiedyś słyszałem o tym szlaku... kolejna atrakcja jest pewnie w Lasthope to tam. -powiedział zielonowłosy wskazując palcem w kierunku wioski. - Ciężko nie trafić.
-Acha... a podwieziecie mnie?- spytała dziewczyna robiąc smutną minkę.- Nogi straaasznie mnie bolą.
Dwa kroki, jeden krok... była już blisko. Ryzykować czy nie ryzykować? A jeśli Andher miał rację?

Szkoda by było, gdyby element zaskoczenia został zmarnowany na nieskuteczny lub zbyt słaby atak. Oceniła odległość i szepnęła.- Soulspeed:Shade
Nagle ruszyła błyskawicznie do przodu, zostawiając za sobą widmowy obraz. Żaden z jej przeciwników nie powinien więc zauważyć zagrożenia zanim będzie za późno.
Dopadła do powozu, wykorzystując swą szybkość, wybiła się nogami wykonując zamach bronią, by zdzielić zielonowłosego po głowie Uderzyła celując deszczułką w jego potylicę. By ogłuszyć, by uczynić niezdolnym do obrony przed kolejnymi razami. By zneutralizować, zanim stanie się kłopotliwy.
Szybkość często odbija się na precyzji, tak było też i tym razem, bowiem mimo, że Aryuki skutecznie dopadła do zielonowłosego uderzając go deską w głowę, to nie trafiła w newralgiczny punkt, który od razu mógłby posłać maga w krainę snów. Mag spadł jedynie z siedziska i łapiąc się za głowę jęknął.
- Co się dzieje...
Wtedy też znikąd pojawił się kapelusznik, który dźgnął oponenta pod kolano, włócznik jęknął po czym sztywny niczym skała gruchnął o ziemię.
Aryuki nie zatrzymała się po skoku i uderzeniu, tylko odbijając się nogą od powozu skoczyła na swoją ofiarę, jaką był leżący na ziemi zielonowłosy. Deszczułka trzymana prawą ręką niczym dzida celowała w okolice głowy. Tak by w razie, gdyby chciał uniknąć ciosu i tak chybiającego o kilka centymetrów od jego czaszki, mógł odchylić głowę jedynie w drugim kierunku wprost pod zbliżającą się do swego oblicza pięść dziewczyny. Wojowniczka miała zamiar wbić deseczkę Takera w glebę tuż obok głowy przeciwnika, trafić pięścią w jego twarz i przygwoździć zielonowłosego do ziemi impetem własnego upadającego ciała. I usiąść na klatce piersiowej przeciwnika... jako triumfatorka.
Kapelusznik natomiast przystawił swojemu przeciwnikowi ostrze rapiera do gardła i spoglądając mu prosto w oczy z paskudnym uśmiechem wykrzywiającym usta powiedział
- Nie ruszaj się, dla własnego dobra...
Atak Aryuki okazał się pełnym sukcesem, przeciwniki próbował się od-turlać, to jednak spowodowało że jego twarz zasmakowała silnego ciosu dziewczyny. Książka wypadła chłopakowi z dłoni, a Aryuki usiadła na nim ze słusznym triumfem wypisanym na twarzy. Spetryfikowany przeciwnik Andhera łypnął nań jedynie oczami nie mogąc z powodu paraliżu otworzyć ust.

-Mam nadzieję, że już zrozumiałeś swoją sytuację i nie zamierzasz zmusić mnie do dalszego spuszczania ci manta?-deską Takera odepchnęła książkę poza zasięg dłoni zielonowłosego, po czym znacząco uderzając deską w dłoń czekając na decyzję kumpla Barego. Siedząc na nim okrakiem uniemożliwiała mu szybko reakcję.
Chłopak chwile walczył sam ze sobą w końcu jednak burknął tylko. - Ta rozumiem... - w tym też czasie do powozu dobiegła Crona z kataną Aryuki.
-Dobrze.- rzekła wojowniczka z uśmiechem na twarzy. Przerażająco perfidnym uśmiechem..-Umowa jest taka. Wy tu ładnie wszystko wyśpiewacie i odpowiecie na wszystkie nasze pytania. Po czym my was zakneblujemy i zwiążemy. Jestem pewna, że uważasz że nie damy rady waszym mocodawcom. Tak więc nie ryzykujecie nic nam mówiąc, a oszczędzacie sobie wstydu i cierpień. W przypadku gdybyście jednak chcieli stawić opór, to skończycie na golasa i mocno poturbowani. Chyba nie chcesz by twoi szefowie odnaleźli cię w tak godnym pożałowania stanie?
- I tak nic wam to nie da, nasi szef... -zaczął zielonowłosy utarta formułkę zanim jeszcze dotarło do niego co powiedziała Aryuki. Po czym zamilkł na chwilę cmokając cicho ustami w zamyśleniu i co chwila zerkając na dziewczynę, w końcu odparł. - Z tymi wyśpiewaniem wszystkiego może być problem, po drugie nie znamy wielu faktów po drugie... jeżeli Biały Król się dowie, że zdradziliśmy jego sekrety, czeka nas coś gorszego niż wstyd. - na słowa “Biały Król” chłopak rozejrzał się nerwowo, jak gdyby nagle coś mogło zaatakować go z każdej możliwej strony.
-Sam rozumiesz. Puścić was wolno nie możemy. Ale mogę wam poobijać mordki i będziecie mogli powiedzieć białemu królowi, że niczego nie wyjawiliście. Od nas się nie dowie, że troszkę zdradziliście. Zresztą pewnie martwi będziemy.-rzekła dziewczyna i nachyliła się, by szepnąć do ucha zielonowłosego.-Zapewne wiesz co może zrobić z tobą Biały Król, ale nawet nie masz pojęcia co ja mogę z wam zrobić. Zapewniam że tą kataną mogę wykastrować wierzchowca w biegu. Chcesz się przekonać, czy to samo mogę zrobić z człowiekiem? Lepiej pomyśl nad tym, co jest groźniejsze dla ciebie. Biały Król gdzieś tam w kopalni, czy ja tutaj.
Bary który już spokojnie mógł się ruszać, jednak przez rapier Andhera nie robił głupot, krzyknął tylko lekko piskliwym głosem. - Nie wiem jak on, ale ja chce mieć wszystko na swoim miejscu! Ten ich biały król może mi nagwizdać!
- Licz się ze słowami. -warknął do niego w odpowiedzi trzymany przez Aryuki chłopak.
-No to zacznijmy od tego. Kim jest Biały Król i czemu jest taki straszny?- spytała dziewczyna.
- Biały Król jest panem na niebiańskim zamku, jak i władcą miasteczka niekończących się mgieł. -odparł sucho chłopak na którym siedziała Aryuki, stwierdzając zapewne że takie informacje nie mogą mu zaszkodzić.
- Ponadto to ich szef, tych białych kruków. -burknął Bary.
-To znaczy, że siedzi sobie w zamku czy wybrał się na wycieczkę i jest tu tutaj? No i co takiego potrafi, że się go boicie?- spytała Aryuki, zastanawiając się pokręceni muszą być ludzie nadający sobie tak zabawne tytuły. Chociaż czy miała prawo narzekać, skoro została zapamiętana jako Złota Mieczniczka?
- Biały Król jest tutaj... -odparł ponownie przerażony obecnością tegoż osobnika zielonowłosy.
- Nie dość, że ma całą wojowniczo-magiczną gildie Białych kruków pod sobą, to jeszcze nie słyszałem by ktokolwiek wyszedł cało ze spotkania z Białym Królem. -dodał Bary - Mimo że widziałem go tylko przez chwilę, to aż ciarki przechodzą, jest jak duch.
-Tamci też mają gildię.-Aryuki wskazała skinieniem głowy na Andhera i Cronę.-A co poza byciem przeźroczystym potrafi ów Król, że się go tak boicie ?
- Ponoć umie wyssać komuś dusze.- powiedział zabobonnie Bary.
- Podobno zabija wzrokiem gdy chce. -dodał drugi z pojmanych.
- Nawet słyszałem, że umie czytać w myślach. -dorzucił jeszcze Bary.
-Czyli spec od mieszania w umyśle, tacy są kłopotliwi.-mruknęła do siebie Aryuki. I rzekła pogodniej.-Z tym zabijaniem wzrokiem to przesada, chyba że słabych duchem.
Po czym spytała.-A ten Iki podpalacz?
I nie czekając na odpowiedź, zwróciła się do Crony. -Przeszukaj ten ich powóz, w razie czego używając katany do wyłamania zamków. A nuż wiozą coś użytecznego, lub jakieś dokumenty które rozjaśnią nieco sytuację.
- Podpalacza nie znam, nie jest białym krukiem, Bary pewnie będzie wiedział bo to ich człowiek. -mruknął zielonowłosy i kiwnął głową w stronę swego towarzysza.
- To był Hyuga, jedna z blizn. -stwierdził włócznik z chytrym uśmiechem. - Silny mag jednak jego umiejętności nie znam, zwykli członkowie nie wiedzą wiele o mocach swych przełożonych.- kiedy Bary tłumaczył się z niewiedzy Crona chwyciła ostrze i ruszyła przeszukać karocę.
-Ale oczy w głowie masz, więc widziałeś co robił, prawda?- Ayruki spytała retorycznie Bary’ego po czym kontynuowała przesłuchanie.-A reszta?
- Widziałem tylko że jakoś bawi się z ogniem, to moja pierwsza misja wraz z nim. -odburknął Bary po czym dodał. - Jest jeszcze Terra, która posługuje się magią ziemi, i jakiś osiłek od kruków.
- Ten zbrojny to Simo, niezbyt ogarnięty siłacz. -wytłumaczył zielonowłosy.
-Taki co wali mocno i wytrzymuje wiele?-upewniła się Aryuki. Wojowniczka zastanowiła się na kwestią Terry. Wygląda na to że miała rację, bosonoga w zielonej szacie praktykowała magię ziemi i to w najstarszej pierwotnej formie.
- Ta idealna charakterystyka Simo. -odparł mag na którym siedziała Aryuki a Crona wychyliła się z powozu. - Nie ma tu nic ciekawego, prawie samo jedzenie.
-A jakieś wyrafinowane przynajmniej?- spytała z nadzieją w głosie wojowniczka , po czym wróciła do przesłuchania.-A teraz gwóźdź programu. Co wy tutaj robicie? Po co zadawać sobie tyle trudu związanego z nieczynną kopalnią?
- Trochę rarytasów jest. -odparła Crona wyciągając z powozu spory kufer z jedzeniem, Bary i zielonowłosy zaś zerknęli po sobie, zaś w końcu włócznik odparł. - Nie mamy pojęcia nie wtajemniczono nas, ale skoro jest tu biały Król i któraś z blizn to coś ważnego.
- Jeśli to wszystko - zwrócił się Andher do mieczniczki - to wypadałoby się zastanowić nad kolejnym problemem, a dokładniej co z tą dwójką zrobić. Samo związanie mogłoby nie wystarczyć, w końcu któryś z nich może władać magią która pozwoli mu się oswobodzić, a zostawienie kogoś do ich pilnowania uszczupli nasze i tak już skromne siły

Kapelusznik oczywiście mówił to wystarczająco głośno i wyraźnie by pojmana przez nich dwójka magów zdała sobie sprawę o co mu chodzi i odebrała to jako groźbę, jednak sprawa o której wspomniał rzeczywiście była kłopotliwa. Albo dwie osoby wejdą do środka a jedna zostanie by pilnować tych dwóch, albo stracą czas by odstawić ich do wioski lub zaryzykują i po prostu zostawią ich tu związanych. Kapelusznik mógł wyeliminować ich na dobre bez zabijania wysysając z nich całą moc jednak brzydził się bezsensowną przemocą która by się z tym wiązała - wiązałoby się to z zadaniem tej dwójce przynajmniej kilku dodatkowych ran. Potrzebował więc jak największej ilości informacji które pozwolą mu zaplanować starcie do tego stopnia, by nawet dwie osoby miały szansę na odbicie zakładnika

- Mogłabyś mi przypomnieć, co było tutaj wcześniej wydobywane?
-Żebym to ja wiedziała.- wzruszyła ramionami dziewczyna. Zamyśliła się przypominając sobie powoli.- Gdy przybyłam do Lasthope, kopalnia była już zamknięta. Od dwóch trzech lat bodajże. Z tego co wiem, wydobywano tu węgiel. Ale tak mówili w miasteczku, a ja nie wnikałam w szczegóły.
Spojrzała na księgę, nadal siedząc na zielonowłosym.-Myślę że Bary niezbyt dobrze walczy nie mając w ręku ulubionego trójzębu. A nasz bezimienny pionek... Crona, możesz sprawdzić co on takiego czytał ?
Tu wskazała czubkiem deszczułki na porzuconą na ziemi księgę.-I oczywiście, zakładam moi drodzy, że chętnie zdradzicie sekreciki swoich sztuczek. I nie będziemy musieli ich wyciągać za pomocą przemocy, prawda?
Sadystyczny uśmieszek jaki pojawił się na twarzy Aryuki raczej sprawiał wrażenie iż dziewczyna nie miałaby nic przeciwko użyciu przemocy podczas wyciągania zeznań. Tę fałszywą skądinąd tezę, “potwierdzał” fakt, że z dwójki napastników to ona była brutalniejsza. O czym zresztą świadczyła poobijana głowa zielonowłosego.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 06-05-2012, 09:21   #73
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Crona podniosła książkę i zerknęła pobieżnie na strony stwierdzając

- Jakiś kryminał... Henrieta zabiła.
- No i musiałas mówić to na głos?-jęknął zielonowłosy po czym dodał. - Ja jestem specjalistą od magii wody, Bary to zaś typowy włócznik.
- A jakie to sztuczki znacie? Nie musicie być tacy skromni. Pochwalcie się.- mruknęła Aryuki pieszczotliwie gładząc zielonowłosego po policzku. Nadal jednak uśmiechając się złowieszczo.
- Kontrola wody i jej struktury...-mruknął zielonowłosy zaś Bary spojrzał na niego westchnął i powiedział.- Moja broń zaś potrafi tworzyć silne uderzenia wiatru by przewracać wrogów.
-Czyli ty jesteś bezbronny jak dziecko bez swojej zabawki. A on... potrzebuje wody, by czarować. I oczywiście do użycia swej mocy obaj potrzebujecie ust, prawda? Więc jeśli was zakneblujemy...- wypytywała dalej Aryuki.

Pojmani przytaknęli tylko zażenowani swoją obecną sytuacją.

-Crona... poszukaj w powozie jakichś chust, lub ubrań, albo gatek. Z nich są najlepsze knebelki.- rzekł dość radośnie Aryuki i pacnęła pieszczotliwie policzek maga wody.-Nic się nie martw. Może to dla ciebie pierwszy raz, ale ja już parę razy kneblowałam magów. Będziecie grzeczni, to skończycie jako ładne paczuszki. I wasi panowie was uwolnią. Nie będziecie grzeczni... To trochę was poturbujemy przed związaniem.
Po czym zdjęła plecak i wyciągnęła z niego linę.-Tak więc powoli musimy się żegnać. Liczę, że podczas tych ostatnich chwil razem, będziecie współpracować. A i... rada na przyszłość. Porzućcie tą robotę. Gdy ścierają się dwie siły, takich jak was obie siły zmielą na piasek podczas tego starcia. Lepiej zmienić profesję póki jeszcze żyjecie i macie wszystkie części ciała na miejscu.
- Może masz rację... -westchnął zielonowłosy gdy Crona wskoczyła do powozu odkładając kryminał na siedzisko woźnicy w poszukiwaniu przedmiotów służących do zakneblowania pojmanych. - Mogę o coś zapytać?- zagadnął mag wody zerkając na Aryuki.
-Jasne, pytaj.- rzekła w odpowiedzi wojowniczka.- W końcu coś wam się należy w nagrodę, za współpracę.
- Tak właściwie to kim jesteście i co tu robicie? No i... -mężczyzna przez chwilę się zawahał jak gdyby długo myślał nad tym pytaniem. - Magic book- Henrietta.- wypowiedział na jednym oddechu zaś Aryuki usłyszała za sobą szelest przewracających się kartek, dość złowieszczy szelest.
Andher natomiast dostrzegł jak z książki którą wcześniej czytał mag zaczyna wychodzić stworzona z kartek postać pokojówki z sztyletem w dłoni od razu biorąc zamach w stronę pleców jego towarzyszki .




Soulfist-Aryuki wyprowadziła cios prosto w twarz unieruchomionego maga. Mocny i silny. Wokół zaciśniętej pięści utworzona z purpurowej energii, mającej zapewnić złamanie nosa magika, oraz... wyeliminować go z tej walki przez ogłuszenie. Marai chciała być pewna, że nikt jej nie będzie przeszkadzał w walce z magicznym zagrożeniem.

Przywołanie konstruktu było dość desperackim krokiem, udowodniło jednak rację Andhera - maga trudniej jest wyeliminować z walki niż się może wydawać. Związanie tej dwójki nie zlikwiduje problemu, jeśli Aryuki liczyła na to że wyjawią grzecznie swoją moc gdy o nią spyta to wyraźnie się przeliczyła. Teraz pozostawało pytanie, czy dziewczyny poradzą sobie z magiem i jego konstruktem, kapelusznik jednak wątpił by stanowiło to dla nich większe wyzwanie. Na wszelki wypadek zdecydował dalej pilnować niebieskowłosego, na wypadek gdyby cała ta akcja była tylko podstępem mającym odwrócić od niego uwagę. Zaalarmował więc tylko okrzykiem swoją przyjaciółkę, nie włączając się tymczasem do walki

- Crona uważaj, za tobą!

Aryuki uderzyła w twarz młodzieńca wzniecając dookoła tuman kurzu, jednak powoli stawało się jasne czemu mężczyzna tak długo nie podejmował żadnych kroków- przygotowywał się do uwolnienia. Gdy ręka dziewczyna trafiła bowiem w jego twarz, ta zmieniła się w kartki tak jak zresztą całe ciało chłopaka, który począł niczym potwór z horroru wychodzić z wnętrza swojej książki. W tym czasie pokojówka zamachnęła się nożem na Aryuki, ta jednak uniknęła ciosu zgrabnym przewrotem do przodu.

- Ja nie wiedziałem że on tak umie, serio! -jęknął Bary w stronę kapelusznika, zaś zielonowłosy chwycił swoją księgę i oznajmił - Jeżeli myśleliście że zdradzę swojego króla, to naprawdę jesteście naiwnymi ludźmi. - Jeżeli nawet chciał powiedzieć coś więcej to musiało to poczekać, bowiem Crona strzeliła w chłopaka czarnymi mackami, a ten zgrabnie uskoczył przed nimi chowając się za powozem. Papierowa pokojówka zaś lekko kiwając się na boki ruszyła szybko w stronę Aryuki.
-Crona, moja katana!-krzyknęła Aryuki ujmując deskę Takera lewą ręką. Po czym spoglądając na pokojówkę, krzykneła.-Jak wolisz... Tym razem bez taryfy ulgowej.


-Koniec cackania i bycia delikatną.- burknęła, po czym nie czekając na oręż pognała wprost na pokojówkę, tylko po to by skoczyć wprost na nią, odbić się od niej i wylądować wprost na dachu powozu.Na konstrukt przyjdzie czas. Wpierw należy ubić maga.
Andher delikatnie uniósł kapelusz spoglądając na leżącego na ziemi włócznika. Na odsłoniętej w ten sposób twarzy dało się zauważyć pojawiający się stopniowo wzór z czarnych łusek, nadających mu dość makabryczny wygląd.
- Mam taką nadzieję... bo obawiam się, że twój towarzysz nie zdoła przeżyć tej walki. Tobie tymczasem zapewnię chwilę spokojnego wypoczynku... Shadow chains!

Początkowo dziewczynie szło dobrze, ominęła machnięcie sztyletu i skoczyła na pokojówkę, stopę ustawiając na jej ramieniu, wtedy jednak wszystko zaczęło się komplikować. Noga mieczniczki zapadła się bowiem w ramieniu pokojówki, które nagle przemieniło się w kartki, które niczym bandaże oplątały nogę wojowniczki, ta zaś straciła równowagę i opadła głową w dół, jak pochwycona w najprostszą pułapkę łowiecką. Aryuki uderzyła głową o podłoże, a świat ujrzał jej bieliznę, bowiem jej spódniczka nie była odporna na grawitację, to zaś zaowocowało lekkim krwotokiem z nosa Barrego i jego rozmarzonym wzrokiem. Crona zaś cisnęła katanę, jednak w czasie rzutu jej noga obsunęła się na schodkach prowadzących z powozu i broń zamiast do dziewczyny poleciała wirując wysoko w powietrze. To chciał wykorzystać mag książki, który posłał bicz skręcony z kartek w stronę miecza by go pochwycić. Jednak nieregularny tor lotu rzuconej broni, okazał się zwodniczy i bicz ominął katanę, owijając się zamiast tego na gałęzi pobliskiego drzewa i blokując się na niej.

-Niech to...- reszta słów Aryuki była zbyt cicho wypowiedziana, ale sądząc po zaciętej minie dziewczyny, lepiej że tak było. Zirytowana wojowniczka nie przejmując się swą pozycją, i tym co przy niej pokazuje, dotknęła dłonią konstruktu mówiąc pod nosem.

-Dispel

Po unieruchomieniu Bary’ego zamierzał włączyć się do walki, najpierw jednak delikatnie podrzucił w stronę mieczniki swój rapier
- Użyj tego! - krzyknął, mając nadzieję że dziewczyna nie pozwoli upaść jego broni na ziemię. Był bardzo do niej przywiązany i już sam fakt że pozwolił jej komukolwiek używać był trudny do zniesienia. Sam zaś planował zaatakować z wykorzystaniem sztyletów.

Dziewczyna spojrzała rzucony w jej kierunku oręż.Powinna mu powiedzieć wcześniej, ale cóż... stało się. Po uwolnieniu Aryuki planowała przechwycić rapier, a katanę... katanę mogła użyć w inny sposób.Gdy dziewczyna wypowiedziała formułkę golem rozpadł się a drobne karteczki, zaś ona bez problemu pochwyciła rzucony jej rapier. W tym momencie jednak otoczył ja książkowe kartki, które zaczęły zamykać Aryuki w coraz to ciaśniejszej kuli, póki co mogła ruszać się swobodnie ale niebawem będzie w prawdziwym papierowym więzieniu.Andher zaś biegł do schowanego za wozem maga, który tańczył między cienistymi atakami Crony.

Aryuki była coraz bardziej wściekła. Mag i jego sztuczki marnowały jej czas i energię. Spojrzała w kierunku zielonowłosego impertynenta po czym syknęła pod nosem.-Soulspeed:Shade

Po czym pognała błyskawicznie w kierunku magika w jednym celu, by szybkim pchnięciem w witalny punkt jego ciała zakończyć jego życie i tą walkę. Zaś widmowy obraz przez chwilę jeszcze dawał się osaczyć papierowemu więzieniu. Andher widząc mieczniczkę aktywującą swoją moc uśmiechnął się szeroko. Dzięki temu nareszcie udało mu się wystarczająco zrozumieć naturę jej magii by skorzystać w pełni na współpracy z nią. Chwilę jeszcze spędził w bezruchu zastanawiając się jak dokładnie powinien ukształtować wypożyczoną zdolność po czym wypowiedział zaklęcie. Tym razem inkantacja kapelusznika była znacznie cichsza, niewiele głośniejsza od szeptu

- Devoured Soulspeed: Unstable Shade

Kapelusznik gwałtownie przyśpieszył zostawiając za sobą fałszywy obraz, planując podobnie jak mieczniczka zaatakować zielonowłosego - nie zabijając go, ale poważnie raniąc. Andher użył jednej ze swych sztuczek by posiłkując się zdolnościami mieczniczki szybciej dotrzeć do maga, jednak oryginał zawsze jest lepszy od podróbki i to Aryuki dotarła do celu pierwsza. Rapier przeszył przeciwnika na wylot, nie trafił jednak dokładnie w punkt który mógłby spowodować natychmiastowy zgon, jednak dłuższe pozostawienie zielonowłosego bez opieki na pewno przyniesie mu śmierć, bolesna i ciężką. Kartki które krążyły po polu bitwy opadły na ziemię, gdy mag stracił koncentracje i z głuchym jękiem zawiesił ręce na ciele dziewczyny, by nie stracić równowagi po tym ataku z zaskoczenia. Kapelusznik pojawił się obok walczących po chwili, nie było już sensu by atakował.

Celne trafienie w pierś sprawiło, że “jaskółczy taniec” wojowniczki nie był konieczny. Pchnięcie całkowicie wyhamowało atak Aryuki. Z kataną w dłoni byłoby jednak inaczej.

-Dodatkowy kłopot.- mruknęła do siebie dziewczyna, wyciągając rapier z ciała zielonowłosego. I zastanawiając przez chwilę, czy go nim nie dobić. Popchnęła ciało nieprzytomnego maga na ziemię i upuszczając rapier, ruszyła w kierunku porzuconego plecaka. Przeklinając dość głośno pod nosem zaczęła w nim grzebać. Po czym wyciągnąwszy opatrunki rzekła do Andhera i Crony.

-Skrępujcie tego drugiego. A ja opatrzę zielonowłosego.

Co prawda wątpiła by opatrunek jakoś pomógł w tej sytuacji, ale cóż... Na pewno spowolni to krwawienie. A reszta zależy od rozwoju sytuacji. I tak stracili już dość czasu i energii na tą dwójkę. Magik od kartek sam wybrał w swój los. Andher widząc że jego pomoc nie jest już dłużej konieczna podniósł z ziemi swój rapier i troskliwie oczyścił go z krwi. Aryuki upuszczając jego broń straciła tą odrobinę sympatii kapelusznika którą zdołała zdobyć od chwili opuszczenia kryształowej wieży. Cienisty wrócił do włócznika i nachylając się nad nim szepnął jednocześnie krępując go

- Proszę, nie próbuj niczego głupiego... Nie chcemy przecież żebym i ja miał krew na rękach, prawda?

Następnie podniósł jego broń i przyjrzał się jej z bliska. Nie przywykł do posługiwania się ciężką bronią jednak w aktualnej sytuacji może nie mieć większego wyboru, zwłaszcza jeśli zrealizuje swoje zamierzenia. W chwili wejścia do kopalni planował wypożyczyć sobie twarz a wraz z nią tożsamość Bary’ego.

-Dzięki za pomoc.- zwróciła się Andhera Aryuki kończąc opatrywanie.-Ale jak już będziemy tam na dole, to nie przejmuj się jeśli zgubię lub stracę oręż. Mam jeszcze parę sztuczek w zanadrzu.

Upewniwszy się, że opatrunek jest dobrze założony ruszyła pozbierać rozrzuconą przez siebie broń. Książka zielonowłosego wylądował w jej plecaku, katana zawieszona u boku. A deseczka Takera wylądowała w lewej dłoni dziewczyny.

-To jak... możemy ruszać dalej?
- Ja jestem gotowa. -stwierdziła Crona stając koło Andhera. Bary zaś mruknął niechętnie. - Tam są przedstawiciele białych kruków jak i Dark Scar... czy naprawdę chcecie sobie robić wrogów w dwóch tak silnych organizacjach?
- Powiedzmy, że z Dark Scar i tak już niezbyt za sobą przepadamy... - powiedział kapelusznik po czym westchnął ciężko, wyraźnie zniechęcony - i obawiam się, że prędzej czy później oni sami w jakiś sposób zakłóciliby mój spokój. Nie ma co dłużej zwlekać, ruszajmy
-Jak trochę się poobijasz walcząć na tym świecie, to dowiesz się, że to jakich zrobiłeś sobie wrogów wiele o tobie mówi.- rzekła dziewczyna sięgając po wynalazek Juna. Co prawda przechwałka w jej ustach brzmiała hardo, to jednak sama Aryuki nie czuła się aż tak pewnie. Zwłaszcza, jeśli przjdzie walczyć w ciemnych i ciasnych korytarzach kopalni. Ale... jeśli wszystko pójdzie dobrze, nie będą musieli walczyć, lecz uciekać. A wojowniczka miała już pomysł na spowolnienie pogoni.Teraz pozostało odnaleźć potężną czwórkę, zanim oni zorientują się o trójce która zamierzała deptać im po piętach.

Związawszy pokonanych strażników, trójosobowa grupa wkroczyła do starej kopalni. Widać było że dawno tego miejsce nie używano do wydobycia, tory były zaniedbane, zaś na ziemi leżały zmurszałe już deski, oraz stare pordzewiałe narzędzia.



Na początku urządzonko Juna nic nie pokazywało, wszak zasięg jego działania nie był nieskończony. Jednak gdy drużyna zagłębiła się już w ciemność na sporą odległość, gdzie towarzyszył im tylko odgłos przesuwanych pod nogami kamyków, oraz oddech kompanów, na tablicy rozdzielczej zaczęły pojawiać się kropki. Każda z nich w innej części kopalni, nie wiadomo było jednak gdzie jest pojmany mężczyzna, wszak on magiem nie był.

- Niedobrze.- szepnęła Crona. - Jeżeli pójdziemy w stronę tylko jednej osoby, reszta może już zebrać się w grupkę, i mogą się zorientować że coś jest nie tak... Rozdzielamy się?
-Jeśli się rozdzielimy, mogą też się zorientować i zebrać się w grupę, tyle że my wtedy będziemy rozdzieleni. Jest ich za dużo, by ruszać pojedynczo na każdego.-mruknęła Aryuki zaprzeczając ruchem głowy. Skupiła spojrzenie na monitorze cudeńka Yuna. Czemu się rozdzielili? Czemu brali zakładnika? Ich zachowanie wydawało się wojowniczce dziwne i niepokojące.
-Idziemy razem w jednym kierunku. Tak będzie najlepiej, chyba.- zdecydowała w końcu.- Zaczniemy od najbliższej kropki i tak będziemy przechodzić do najdalszej.
- Idąc razem w jednym kierunku stracimy trzy razy tyle czasu co normalnie, a na dodatek może się zdarzyć że nawet po pokonaniu jednego z nich pozostała trójka spotka się w jednym miejscu i przyjdzie nam stawić czoła połączonym siłom. Rozsądniej będzie się rozdzielić, zwłaszcza że dzięki swojemu zaklęciu mogę spróbować oszukać napotkanego maga podając się za Bary’ego. Wiadomo że magia jest zawodna a drugi raz ta sama sztuczka może nie pomóc w konfrontacji z członkami Dark Scar ale to i tak daje nam choć odrobinę większe szanse
-Ty potrafisz... Nie wiem jak Crona, ale ja postaci zmieniać nie potrafię.-rzekła Aryuki tłumacząc swoje zdanie.-Urządzenie Juna też jest tylko jedno. Więc rozdzielając się stracimy kontrolę nad sytuacją, bowiem tylko jedno z nas może monitorować ruchy przeciwników. W dodatku dzieląc się osłabimy własne siły. A nawet ryzykując walką jeden na jednego, należy pamiętać, że ich jest czterech. I jedno z nas może się napatoczyć na dwójkę. A atakując trzech na jednego stracimy mniej sił. I wyrównamy liczebnie szanse w ewentualnej konfrontacji, nawet jeśli tamci zbiorą się we trójkę.
- Niech więc i tak będzie, możemy iść we trójkę - odpowiedział wyraźnie niezadowolony kapelusznik - Mam nadzieję, że nie przyjdzie nam tego żałować

Wojowniczka zdziwiła się nieco tej wypowiedzi. Wszak nie była tu dowódcą, jedynie wyłożyła swoje racje. Ostatecznie jednak wzruszyła ramionami i zaczęła prowadzić ich ku pierwszej kropce, bacząc na ruchy pozostałych kropek w zasięgu cudownego wynalazku Juna.
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 13-05-2012, 02:53   #74
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
- Co do diabła? - zapytał wyraźnie zaskoczony Edgardo, niemal spadając z drzewa na które się wspinał. - A więc to nie chimera? Do tego odgadł nasze położenie, nawet nas nie widząc. Musi mieć mocno wyczulony zmysł słuchu i węchu, albo ktoś go o nas poinformował.
Chłopak zawisł na gałęzi około trzy metry nad ziemią i po krótkiej ocenie odległości zdecydował się zeskoczyć, lądując zwinnie na zgiętych nogach by uniknąć obrażeń.
- Alicjo, ja postaram się odwrócić jego uwagę, a ty ukryj się na drzewie i spróbuj zaatakować go z zaskoczenia, gdy nie będzie się tego spodziewał - polecił dziewczynie poprzez poprzez węża na ramieniu, gdy tymczasem reszta gadów (poza tymi używanymi do komunikacji i pilnowania pozostałych wejść) zaczęła się zbierać za plecami turkusowowłosego młodzieńca.
- A więc odkryłeś moją obecność! - krzyknął do zbliżającego się adwersarza, gdy tylko znalazł się w zasięgu jego wzroku. - Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś. Spodziewałem się walki z bestią, a nie człowiekiem. Czy zanim zmierzymy się w walce na śmierć i życie byłbyś łaskaw wyjawić mi dlaczego pachniesz jak chimera i czemu nosisz tą dziwaczną obrożę?
- Ten stary dziad mnie złapał i założył to gówno na szyję. -odwarknął obcesowo strażnik. - Trzyma mnie z tymi swoimi chimerami w jednym pomieszczeniu, to przesiąkłem ich smrodem, a przez tą zabaweczkę muszę robić co mu się podoba. -zawył osobnik a jego oczy przybrały czerwonej barwy. - Nie ukryjesz towarzysza, czuje go i widzę wyraźnie. -warknął jeszcze.
- Więc jeśli cię uwolnię, to przestaniesz ze mną walczyć i pomożesz mi odnaleźć doktora Ogdena? Czy może wolisz od razu uciec gdzie pieprz rośnie? - zapytał Mortis. - Właściwie nie ma to dla mnie znaczenia, ale postaram się nie zrobić ci krzywdy. A ty spróbuj mi w tym pomóc jeśli chcesz być jeszcze kiedykolwiek wolny.
Nie czekając na odpowiedź przeciwnika wyciągnął z kieszeni klucz i rozciął nim przestrzeń przed sobą.
- Hirake, Hokori no Tobira: Incubus! - zakrzyknął, a w bramie pojawił się młodo wyglądający mężczyzna z rogami i kopytami, który natychmiast odwrócił się do swojego mistrza.
- Eeeeeeedgaaardoooooo!!! - zawył z wściekłości demon, zaciskając pięści. - Zabiję cię! Po prostu cię zabiję!!
Zdziwiony Mortis nie zdążył nawet zareagować gdy przywołaniec wymierzył mu celny cios pięścią prosto w nos. Jednakże ku jeszcze większemu zdziwieniu Inkuba, przeniknął on przez twarz swojego mistrza i znalazł się za jego plecami.
- Co... co ty mi zrobiłeś!?
- Partial Summoning: Projection - odpowiedział Edgardo z założonymi rękami. - Sukub cię jeszcze o tym nie poinformowała? Częściowo otwierając bramę przywołałem cię jako projekcję myślową. Miałem poczekać aż nasz przeciwnik cię zaatakuje i kiedy będzie myślał, że jesteś niematerialnym duchem, wykonałbym pełne otwarcie, a ty mógłbyś zaatakować go z zaskoczenia. Ale wygląda na to, że już zepsułeś cały plan...
- Sukub!? Jej też się oberwie gdy tylko wrócę, za robienie ze mnie głupka - wyszeptał do siebie ze złością, jeszcze mocniej zaciskając pięści, po czym odwrócił się do Edgarda. - A teraz przywołuj mnie do końca, żebym mógł ci przywalić!
- O co ci właściwie chodzi? - zapytał chłopak niepewnie.
- O co mi chodzi!? Tamten demon na pierwszej wyspie! Upokorzył mnie i znieważył, a ty co zrobiłeś gdy znalazłeś się w Babilonie!? Przywołałeś tą pieprzoną sukę zamiast mnie!!
Inkub ponownie rzucił się na swojego mistrza, uderzając i kopiąc z zawrotną prędkością we wszystkie newralgiczne punkty na jego ciele, jednakże jak poprzednio, wszystkie ataki tylko przez niego przenikały.
- Rozumiem... cóż, mam wystarczająco dużo innych duchów, żeby poradzić sobie z jednym demonem, więc kiedy następny raz się z nim zmierzę, to chyba posiedzisz sobie na ławce rezerwowych.
Przywołaniec w jednej chwili zamarł z przerażeniem w oczach.
- Nie, nie zrobisz mi tego. Nie! Muszę go zabić, żeby odzyskać swój honor!!
- Więc uspokoisz się i pomożesz mi pokonać tego typka? - Edgardo wskazał głową mężczyznę z obrożą na szyi.
- Nigdy! - krzyknął przywołaniec, jednak po chwili się zreflektował. - Może... Dobra, niech ci będzie. Ale tylko ten jeden raz. I masz mnie przywołać natychmiast gdy zobaczysz tamtego demona!
Nagle rozmowę przerwał im znajomy kobiecy głos.
- Doprawdy żałosssssne - zasyczała gorgona, która pod postacią boa dusiciela uniosła swoje ogromne cielsko tuż za plecami ich przeciwnika, po czym skoczyła naprzód by w całości go owinąć.
- Kogo nazywasz żałosnym, stara żmijo!?
- Nie teraz Inkubie - przypomniał mu Edgardo. - Wiesz co masz robić, zniszcz obrożę na jego szyi, a walka będzie skończona.
- Szkoda... nawet nie zdążę się rozgrzać - odrzekł demon, oblizując wargi. - Chyba pora wypróbować tego bad boya.
To powiedziawszy Inkub przywołał daikatanę, dzierżoną wcześniej przez berserkera i rzucił się na ich oponenta. Edgardo tymczasem otworzył do końca Bramę Pychy i wycelował swoją kuszą w przeciwnika. Jeśli był na tyle silny, że Ogden zdecydował się postawić go na straży zamiast jednej ze swoim chimer, to trucizna gorgony nie powinna zabić go natychmiast, a na pewno znacznie ułatwiłaby im potyczkę.
- Nie tykaj mojej obroży!- krzyknął wyraźnie przerażony ta propozycją strażnik, który w ogóle nie przejął się kłótnią przywołańców z ich mistrzem. Gdy boa dusiciel skoczył na niego odwrócił się błyskawicznie i prychnął z zażenowaniem. - Dziecinada... Black Demon Hand- Right.- wyrecytował a jego dłoń obrosły błyskawicznie czarne łuski, pazury wystrzeliły z palców a całą ręka stała się niezwykle muskularna.


Chwycił on z łatwością ogromne cielsko węża i zacisnął dłoń z całej siły, w jednej chwili łowca zmienił się w ofiarę. Cóż za ironia, boa dusiciel duszony był przez zwierze na które polował...
Wtedy do akcji ruszył Inkub jak i Edgardo strzelając z kuszy. Mężczyzna trzymający gorgonę w miażdżącym uścisku nabrał jednak w płuca powietrza i krzyknął głośno... a nawet ryknął, niczym dzika bestia. - Black Demon Defense Scream!.- okrzyk ten stworzył fale dźwiękową, która porwała liście z pobliskich drzew, odrzuciła zatruty bełt, ba nawet przewaliła na ziemię Inkuba posyłając go koziołkami do tyłu.
Gorgona by wymknąć się z uścisku strażnika, natychmiast przemieniła się w kilkadziesiąt mniejszych węży, a gdy była już na ziemi połączyła się ponownie, tym razem przybierając postać siedmiu kobr królewskich, które momentalnie otoczyły swoją ofiarę i sycząc wściekle odsłaniały długie kły, po których spływał toksyczny jad.
- Zmiana planów - przekazał Edgardo Alicji - Musimy go czym prędzej unieszkodliwić. Wal do niego wszystkim co tylko masz.
Inkub zdawał się nie przejmować atakiem turkusowowłosego, gdyż po wykonaniu kilku przewrotów w tył, zdołał wbić w ziemię swój miecz i zatrzymać się w miejscu, kończąc jedynie z kilkoma zadrapaniami od przelatujących naokoło niego gałęzi i kamieni.
- Nieprzystępny z ciebie koleś, co? Zobaczmy więc czy potrafisz za mną nadążyć.
Demon uśmiechnął się złowieszczo, wyrywając miecz z ziemi.
- Hell Ember - wyszeptał i roześmiał się, a jego śmiech poniósł się echem po lesie, gdy z piekielną prędkością zaczął kluczyć między drzewami, tak by uniknąć kolejnego dźwiękowego podmuchu i dopaść przeciwnika nim ten zdąży zareagować, gdy tymczasem kobry gorgony również szykowały się do zabójczego ataku.
Półczłowiek-pół chimera uśmiechnął się kącikiem ust obserwując otaczające go węże, po czym uniósł głowę do nieba znowu nabierając w płuca powietrza. Tym razem jego okrzyk był jednak zupełnie inny, brzmiał lekko i dźwięcznie, niczym zew godowy jakiegoś wspaniałego ptaka. - Black Demon beast scream.[/i] Gdy tylko dźwięk przeszył okolicę, kobry zasyczały, zaś kolor ich oczu zmienił się w głęboką czerń.
- Nie...mogę kontrolować Ciała. -wysyczał wąż na ramieniu Edgardo, gdy jego oczy także zaczęły zmieniać barwę. W tym czasie kobry królewskie ze wściekłym sykiem ruszyły w stronę młodego łowcy potworów, gotowe kąsać i gryźć swego pana.
Inkub zaś wyskoczył zza drzewa na rogatego mężczyznę, który przyjął postawę bojową zasłaniając się swa pokrytą łuskami ręką. Wtedy właśnie Edgardo zobaczył najżałośniejsze starcie wszech czasów. Otóż Inkub zamachnął się mieczem, jednak potknął się o wystający korzeń, a broń wyślizgnęła mu się z dłoni, na domiar złego uderzając rękojeścią w czoło właściciela i szybując w górę. Strażnik bramy wykorzystał to biorąc szeroki zamach swą przemienioną ręką, kiedy to na jego głowę spadła gruba gałąź, odcięta przez wzlatujący do góry miecz. Tym samym obaj walczący skończyli przewróceni na ziemi mimo że nawet nie dotknęli się nawzajem.
Łowca natychmiast chwycił węża na swoim ramieniu i przytrzymał go tuż za głową, tak by ten nie mógł go ugryźć.
- Hmm, wygląda na to że dysponujesz magią kontrolującą bestie - analizował sytuację Edgardo. - Jednakże nie wszystkie węże gorgony były w zasięgu twojego okrzyku. Te z dala od nas powinny pomóc zachować jej część kontroli nad ciałem.
Inkub natomiast w tym czasie podnosił się właśnie z ziemi, masując obolałe czoło. Gdyby nie to, że już wcześniej był cały rozpalony, na pewno teraz poczerwieniałby jak burak, zarówno ze złości, jak i ze wstydu. Po chwili, gdy stał znowu pewnie na nogach, demon zaklął siarczyście, dematerializując swój miecz gdziekolwiek by on nie był i materializując go ponownie w swojej dłoni, by po raz kolejny zaszarżować na swojego oponenta, atakując szerokim cięciem z prawej strony, gdzie jego ręka nie była pokryta łuskami.
- Euryale, wiem że masz najmocniejszą siłę woli ze wszystkich duchów rodziny Mortis - mówił tymczasem Edgardo do trzymanego w uścisku węża. - Skoncentruj się więc najmocniej jak potrafisz i spróbój przełamać jego kontrolę, a potem zamknąć swoją bramę.
Jeśli gorgonie uda się to zadanie, to Edgardo po raz kolejny tego dnia przywołuje Sukuba, a jeśli nie to wskakuje na najbliższe drzewo, by znaleźć się poza zasięgiem kobr.
Gorgona zasyczał wściekle jednak widać było że skupia się by przełamać zaklęcie, bowiem królewskie kobry poczęły wić się po podłożu niczym w agonii. W tym czasie Inkub nacierał na przeciwnika, atak z nieosłoniętej strony nie okazał się zbyt dobrym fortelem, bowiem strażnik przejścia od razu przemienił i drugą rękę w czarne szpony bestii. Miecz berserkera, odbijał się od twardych łusek, które były niczym nieprzebita tarcza, zaś turkusowłosy wykazywał się niezwykła zręcznością nadążając za atakami przyspieszonego inkuba. Ba, przeciwnik nie tylko był na tyle szybki by odpierać ataki demona, ale w pewnej chwili kucnął, wchodzą w ślepą strefe miecza i przywalił potężnym prawym sierpowym w podbródek zaskoczonego Inkuba, który aż oderwał się od ziemi po tak potężnym ciosie. Przywołaniec uderzył plecami o najbliższe drzewo a turkusowłosy z dzikim rykiem pierwotnego gniewu ruszył na niego, by barkiem wgnieść go mocniej w drewnianą przeszkodę, Inkub musiał coś szybko wykombinować.
Edgardo zaś poczuł jak zamyka się brama gorgony, widać tej udało przełamać się czar, i wróciła do piekielnego wymiaru, dzięki czemu chłopak mógł przywołać suukuba.
Alicja miała problemy ze strzelaniem, bowiem drzewa skutecznie jej w tym przeszkadzały, tak jak i to że chimera wciąż była w ruchu, póki co wszystkie olbrzymie bełty chybiały celu.
- Czeeeeeść, braciiiszku! - zawołała sukubica w stronę walczącego demona.
- Spieprzaj bezwstydnico - warknął na nią inkub zirytowanym głosem - czego chcesz? Nie widzisz, że jestem zajęty?
- Zajęty dostawaniem w kość, jak widzę - zauważyła demonica. - Nie przydałaby ci się czasem mała pomoc?
- Nie ma mowy! - wrzasnął demon rozeźlony samym faktem dania mu takiej propozycji. - To jest moja walka! Nawet nie próbuj się w nią wtrącać!
- Aaaaaale chciałam zrobić sobie z niego słodziutkiego niewolnika - jęknęła sukubica oburzona niczym dziecko. - Wszyscy przystojni chłopcy byli do tej pory po stronie Edgardo.
- Co mnie to obchodzi? Nie moja wina, że nie potrafisz znaleźć sobie faceta na dłużej niż pięć minut - prychnął w odpowiedzi inkub. - To jest mój przeciwnik. Poszukaj sobie innego.
- To nie fair! Dlaczego ty zawsze dostajesz najlepsze zabawki? - jęczała dalej demonica, gdy nagle wpadł jej do głowy genialny pomysł. - Założę się, że złapię go szybciej, niż ty go zabijesz!
Inkub najwyraźniej przyjął wyzwanie, gdyż tylko uśmiechnął się pokazując kły.
- Nie bądź taka pewna siebie, siostrzyczko. Grubo się mylisz, jeśli myślisz, że przegrałbym z taką smarkulą jak ty.
To powiedziawszy demon uniósł miecz nad głowę i wbił go mocno w drzewo, by podciągnąć się na nim niczym na drążku, a następnie gdy przeciwnik się do niego zbliży, wymierzyć mu twardymi kopytami solidny kopniak prosto w szczękę, odpłacając tym samym oponentowi pięknym za nadobne.
- Jeszcze się przekonamy - rzekła sukubica, wzbijając się w powietrze, po czym zaczęła krążyć między drzewami, obserwując starcie dwóch kawalerów. Wyczekiwała odpowiedniego momentu by zacisnąć turkusowowłosemu bicz na szyi i porwać go w przestworza, gdzie zamierzała go dusić dopóki nie będzie na tyle osłabiony, że bez problemu podda się działaniu jej uroku.
Fortel Inkuba okazał się udanym zagraniem, kopyto z mocą trafiło jednorogiego w brodę posyłając go do tyłu, wtedy też bat siostry demona obwiązał się dookoła szyi chimerowatego osobnika podduszając go... reszta planu jednak tak dobrze nie poszła. Mężczyzna chwycił bowiem bicz z całej siły i z rykiem ściągnął Sukubice na dół, ciskając nią w Inkuba, który na szczęście złapał swoją siostrę tak że żadne z nich nie ucierpiało. Strażnik o turkusowych włosach jednak nie był bezmyślną bestią, zaparl się mocno lewą nogą a nad jego rogiem zaczęła formować się kula energii wycelowana w dwójkę demonów.
- To teraz czas się zabawić... TY ICH KONTROLUJESZ! -ryknął niespodziewanie i obrócił głowę w stronę Egardo.- Black Demon horn beam.- po tych słowach z rogu strzelił promień fioletowej energii która ugodziła prosto w pierś Mortisa, odrzucając go do tyłu i wybuchając płomieniem.
Wtedy jednak Alicja skorzystała a okazji że strażnik pozostaje nieruchomy i z korony drzewa wyleciała prawdziwa salwa strzał, za pomocą zwykłej broni takie tempo wystrzału było by niemożliwe, ale kusza dziewczyny miała swoje ukryte właściwości. Turkusowłosy odskoczył szybko pod gęstszą osłonę konarów jednak kilkanaście bełtów boleśnie otarło się o niego,a jeden boleśnie wbił się w prawy bark.
 
Tropby jest offline  
Stary 13-05-2012, 02:53   #75
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Inkub uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Coś ci nie wyszło, siostra? Mówiłem, żebyś trzymała się od tego z dala. Ten koleś to nie twoja liga.
- Oj, nie bądź taki. Chłopak po prostu lubi grać ostro - odpowiedziała, stając na własne nogi. - Ale ja też tak lubię. Transformation!


[i]- Chyba najpierw będę musiała obciąć mu te niegrzeczne rączki[i] - powiedziała poważnym głosem, wyłaniając się z chmurki dymu towarzyszącego przemianie.
- Myślałem, że używasz tego zaklęcia tylko jako przebranie, gdy chcesz ukryć swoją prawdziwą postać - zauważył jej brat.
- Cóż, ostatnio nieco je usprawniłam - odrzekła dumnie demonica. - Teraz mogę walczyć w zwarciu na równi z tobą.
Na te słowa Inkub zaśmiał się rubasznie.
- Myślisz, że zrobisz sobie makijaż i już możesz mi dorównać w walce? Nie rozśmieszaj mnie! Jesteś jeszcze o trzysta lat za młoda, żeby mówić takie rzeczy.
- Nie bądź taki pewny siebie, braciszku. Teraz przemieniając się zyskuję również nowe umiejętności, więc w tej postaci jestem dużo silniejsza i szybsza niż normalnie.
- Co mnie to obchodzi? Ja nigdy nie musiałem zmieniać swojego wyglądu, żeby zauroczyć kobietę. Zawsze same padają mi do stóp!
Sukubica spojrzała na niego wymownie.
- Och tak? A pamiętasz tamtą księżniczkę, która rzuciła się z wieży na twój widok? - zapytała retorycznie.
- Bo chciała sprawdzić czy jestem dżentelmenem - odpowiedział z powagą Inkub.
- Zwykle dama w takiej sytuacji po prostu upuszcza chusteczkę...
- Ale ją złapałem, prawda?
- Tak, a potem jej ojciec musiał wezwać straże, żeby cię stamtąd przegonili.
- Ale obiecałem jej, że wrócę.
- I od tamtej pory codziennie budzi się z krzykiem...
- Bo każdej nocy widzi mnie w swoich snach.
- No właśnie...
- Kiedy tylko te antydemoniczne runy które umieścili wokół zamku przestaną działać, natychmiast pojawię się w jej oknie z bukietem róż i zafunduję jej przygodę jakiej nie zapomni do końca życia.
Demonica pokręciła tylko głową z westchnieniem.
- Biedna dziewczyna...
- Zaufaj mi, będzie płakała ze szczęścia na wspomnienia tej nocy!
- Och, w to akurat nie wątpię - odrzekła Sukubica, przewracając oczami.
- Dzięki za troskę! Chyba w końcu udało mi się ugasić płomienie i nie spłonąć żywcem! - przerwał im Edgardo, podchodząc do nich w nadpalonej koszuli odsłaniającej nagi tors, na którym widniały resztki spalonych włosów. Wyglądało na to, że większość obrażeń zadało mu samo uderzenie i wybuch, gdyż cały czas trzymał się za pierś, robiąc jednocześnie tylko krótkie wdechy.
- Oj, nie dramatyzuj. Przecież wiemy, że coś takiego by cię nie zabiło - odpowiedziała demonica, rzucając mu wyczarowaną niewiadomo skąd nową koszulę.
- Na całe szczęście szybko ugasiłem ogień, owijając się ciasno płaszczem - mówił chłopak, przebierając się. - Mam za to najprawdopodobniej pęknięte żebro, ale to nic z czym nie poradziłaby sobie krew Gorgony. Za godzinę, albo dwie powinno się zrosnąć.
- Więc jaki jest plan, mistrzuniu? - zapytał Inkub.
- Jeśli od tej pory zamierza skupić swoje ataki na mnie, to nie ma sensu żebym dalej stał na tyłach. Zamiast tego zaatakuję go frontalnie, a wy postarajcie się go unieruchomić, żeby dać Alicji czyste pole do strzału.
- Ale ja chciałam... - zaprotestowała Sukubica.
- Nie nie doceniaj go. Ten człowiek to silny mag, ale przyrzekłem, że postaram się go nie zabić, więc jeśli przeżyje to jest twój.
- Yay! - zawołała uradowana demonica.
- No to do dzieła - rzekł Mortis, dobywając szpady i wychodząc naprzeciw turkusowowłosemu. - Wyłaź i zmierz się ze mną, strażniku! Chyba nie powiesz mi, że taka rana odebrała ci wolę do dalszej walki!?
Edgardo zamierzał skupić na sobie uwagę przeciwnika, w pojedynku wykonując jedynie uniki i ewentualne kontry w nieosłonięte łuskami części ciała przeciwnika. Jeśli nadarzy się okazja stara się również wyprowadzić niespodziewany cios lewakiem ukrytym w rękawie. W tym czasie demony okrążają go z dwóch przeciwnych stron, by w odpowiednim momencie go unieruchomić: Sukub przy pomocy bicza, a Inkub przywołując swoje dwie kosy i wyrzucając jedną z nich tak żeby owinęła go łańcuchem. Następnie ciągnąc z dwóch przeciwnych stron zamierzają utrzymać go w jednym miejscu, dopóki ich mistrz nie oddali się na bezpieczną odległość, a Alicja nie dokończy dzieła.
- Sami tego chcieliście... -wymruczał demoniczny chłopak wychodząc z ukrycia. -[i] Koniec zabawy, Doktorek chyba mnie potrzebuje, obroża nigdy nie kłamie. Mówiąc to strzyknął karkiem i wychrypiał cicho. - Black Demon full form. - po czym opadł na ziemię a jego ciało zaczęło trzeszczeć niczym łamane w wielu miejscach naraz. Ciało chłopaka porosły czarne łuski, które szybko pokryła sierść, a on zaczął gwałtownie rosnąć. Jego róg rozdwoił się i lekko zakręcił, niczym baranie poroże. Na dłoniach wyrosły wielkie pazury, a długi włochaty ogon owinął się dookoła pobliskiego drzewa. Zaś finalnym elementem przemiany były dwa ogromne skrzydła które wyrosły z pleców turkusowłosego.



Teraz przed Edgardo i jego demonami, stał wysoki na niemal cztery metry potwór, który ryknął tak przeraźliwie że ptaki zerwały się z pobliskich drzew. Tym samym też plan Edgaro stracił dość mocno na skuteczności, by nie mówić iż stał się bezużyteczny. Potwór zaś niespodziewanie zamachnął się grubym ogonem, który jak bicz uderzył młodego Mortisa w pierś posyłając go na pobliskie drzewo, tak ze chłopakowi aż zabrakło tchu. Alicja szybko ostrzelała bestie, ta jednak stała się o wiele twardsza, bełty odbiły się od jej piersi, niczym od stalowej ściany.
- Ej Edgardo Co robimy, wymyśl coś! -krzyknął Inkub niepewnie ważąc w dłoniach swe kosy, gdy bestia zaczęła powoli iść w jego stronę.
- Podbrzusze! - odkrzyknął Mortis, łapiąc jednocześnie oddech. - Tam jego skóra musi być najcieńsza. Z rozżarzoną kosą powinieneś być w stanie ją przebić.
Po chwili, gdy znowu stanął pewnie na nogach, zakrzyknął jeszcze w stronę Alicji:
- Celuj w jego błony skrzydłowe! Nie możemy pozwolić mu się wznieść! Atakując z powietrza będzie jeszcze bardziej groźny, niż na ziemi!
- Edgardo! - zawołał do niego Sukub.
- Tak? - zapytał łowca.
- Już go nie chcę... - stwierdziła zawiedziona demonica.
Chłopak odpowiedział jej dopiero po dłuższej chwili, z wyraźną irytacją w głosie.
- Dobrze, więc pomóż swojemu bratu! Tylko nie trzymajcie się zbyt blisko siebie, żeby nie załatwił was jednym ciosem.
Gdy tylko wydał im polecenia, demony natychmiast ruszyły na potwora, podczas gdy Edgardo wyrzucił trzy noże, celując w ślepia bestii.
Bestia otworzyła pysk w którym formowała się kula fioletowej energii, po chwili strzeliła ona w stronę Inkuba, który jednak uniknął jej zgrabnie prześlizgując się pod druzgoczącym atakiem, który rozsadził drzewo za demonem. Tym samym demoniczny sługa dostał się pod ciało bestii, gdzie swą rozżarzoną kosą chlasnął strażnika po podbrzuszu kilkanaście razy rozcinając twardą skórę. Gibki ogon monstra zmusił jednak Inkuba do odwrotu. Sukub nie miał jednak tyle szczęścia bowiem potężne ramie bestii ugodziło demonice posyłając ją na pobliskie drzewo z głuchym łupnięciem.
Bełty Alicji celnie ugodziły w błony prawego skrzydła przebijając się przez nie na wylot, co wywołało ryk bestii. Potwór zaczął rzucać się na wszystkie strony, przez co noże Edgardo nie miały jak trafić go w oczy.
- Sukubie! Jesteś cała!? - zawołał Edgardo do swojego ducha.
- Przeżyję - odpowiedziała, wypluwając nieco krwi na ziemię.
- Może cię odeślę? Wygląda na to, że mocno oberwałaś.
Demonica prychnęła na swojego mistrza, ocierając usta z krwi.
- I kogo przywołasz, Cerbera albo Gorgonę, żeby tamten mógł przejąć nad nimi kontrolę?
- Zaufaj mi, coś wymyślę.
- Skoro tak twierdzisz, to chyba nie mam wyboru - zakończyła sukubica, po czym znikła, a Mortis czym prędzej otworzył następną bramę.
- Hirake, Tamashii no Tobira: Hitodama!
W powietrzu przed magiem pojawił się skaczący niebieski ognik.
- Jeszcze tego nie sprawdzałem, ale skoro jesteście duszami, to znaczy że fizyczne obiekty przez was przenikają i potraficie manipulować niewielkimi przedmiotami, czy tak?
Ognik podskoczył dwa razy na potwierdzenie.
- Świetnie, w takim razie mam dla was zadanie.
Edgardo wytłumaczył duchowi swój plan, po czym ten poleciał w stronę środka pola bitwy i zawisł dokładnie pomiędzy swoim mistrzem, Alicją, a potworem.
- Alicjo! Od teraz strzelaj wyłącznie w mojego ognika! - krzyknął Mortis do swojej towarzyszki, gdy z duchem zaczęło dziać się coś dziwnego.
Wokół ognika zaczęły unosić się błyszczące drobinki lodu, trawę pod nim pokrył gęsty szron, a on sam zmienił kolor z niebieskiego na śnieżnobiały.
- Normalnie zamrożone bełty i strzały stałyby się jedynie bardziej kruche i w rezultacie bezużyteczne przeciwko potworowi tej wielkości - Edgardo mówił sam do siebie, jeszcze raz przemyślając swój plan. - Ale słyszałem że temperatura w zaświatach jest bliska zera absolutnego, a lód w tej temperaturze z kruchego i wrażliwego staje się minerałem twardym prawie jak diament. Więc jeśli przynajmniej kilka bełtów dostanie się wystarczająco głęboko, to wnętrzności bestii zostaną zmrożone i walka będzie skończona.
Kończąc swoje rozważania Edgardo przeładował kuszę i wystrzelił z niej w kierunku swojego ducha, który, w momencie gdy pocisk przez niego przeleci, miał za zadanie jeszcze bardziej rozpędzić i zmienić jego trajektorię tak, by trafił centralnie w brzuch bestii.
Inkub w tym czasie przyspieszony piekielnym żarem próbuje wskoczyć na ogon przeciwnika i wbiec na jego grzbiet, by przeciąć jego obrożę.
- Zobaczymy czemu tak bardzo zależy ci na tej zabawce - rzekł demon, uśmiechając się podle.
Plan był dobry, jednak Edgardo przecenił możliwości swego nowego ducha. Ognik faktycznie był stworzony z dusz, jednak był tylko ich manifestacją, jego moc była za słaba by przenieść temperaturę zaświatów do materialnej rzeczywistości. W chwili obecnej Hitodama był w stanie wzmocnić jedynie bełty, mroźną energią, tak by jedynie trochę dało się odczuć skutki zimnej energii. Mimo to ognik był świetnym pomocnikiem w naprowadzaniu pocisków, Bełty Edgardo skręcały bowiem nieoczekiwanie i kilka z nich wbiło się w ciało potwora, lekko je przymrażając. Inkub zaś niczym akrobata wskoczył na ogon potwora i zaczął biec w stronę obroży na szyi przeciwnika, co było naprawdę dużym błędem ze strony przywołanća. Czarny potwór wiele razy już udowodnił że jego ogon to zabójcza broń. Gdy Kosiarz zeskoczył z ogrona na plecy stwora, ten naturalny bicz wygiął się i wystrzelił w stronę nogi mężczyzny chwytając go mocno i ściągając z pleców bestii. Trzymając Inkuba niczym na sznurku potwór ryknął głośno i trzepnął demonem o drzewo, sprawiając że to przełamało się w pół, a białowłosy z jękiem uderzył w kolejne. Następnie bestia gruchnęła jeszcze kilak razy demonem o ziemię sprawiając ze z kącików ust Inkuba wypłynęła krew. Zakończeniem tego bolesnego pokazu była ogromna łapa stwora, w którą chwycił wpół przytomnego od uderzeń kosiarza i zaczął mocno go ściskać, wywołując tym samym głośny krzyk bólu. Oczywiście rozpalone ciało demona paliło skórę bestii, ale to było nic w porównaniu z druzgocąco siłą czarnego monstrum.
Na pomoc na szczęście przybyła Alicja, z drzewa na który siedziała dało się słyszeć dźwięk potężnie naciąganej korby, po czym coś świsnęło a z listowia wyleciał pocisk...wielkością przypominający amunicje balisty. Drewniany bełt, który mógłby służyć do polowania na olbrzymów brutalnie rozdarł bark potwora, który ryknął z bólu i puścił Inkuba.
Inkub odturlał się od potwora, po czym z wyraźnym wysiłkiem podniósł się z ziemi, wspierając się na swojej kosie, która powróciła do swej jednolitej formy, po tym jak prawa ręka demona została zgruchotana przez bestię.
- Nie... nie mogę... tu... przegrać - mówił przez zaciśnięte z wysiłku zęby. - Większe demony zawsze patrzyły z wyższością na pomniejsze Tanar'ri. Wieki temu przyrzekłem mojej siostrze, że zabiję balora, któremu zostaliśmy sprzedani w niewolę przez naszą matkę.
Edgardo nagle zatrzymał się w trakcie przeładowywania kuszy, spoglądając na swojego przywołańca.
- Inkubie... - wyszeptał.
- I zaklinam się na samą Otchłań, że dotrzymam tej obietnicy. Dlatego nie mogę przegrać z byle magiem próbującym udawać prawdziwego demona - Inkub zdołał w końcu pewnie stanąć na nogach i odrzucając białe włosy spojrzał w oczy swojego mistrza z większą niż do tej pory determinacją. - Pokażę ci dlaczego jestem najgroźniejszym duchem rodziny Mortis.
Demon pochylił się do przodu i z ogromną prędkością wyskoczył przed siebie, w biegu wyrzucając swoją kosę, która poszybowała w stronę potwora. Jednocześnie Inkub przywołał ponownie miecz berskera, który tym razem cały pulsował czerwienią, dodając swojemu właścicielowi sił i pobudzając do dalszej walki, tym mocniej im więcej odniósł ran.


Przywołaniec zbliżał się pędem do potwora, by w odpowiednim momencie wyskoczyć w powietrze i zamachnąwszy się daikataną ciąć jego prawą łapę. W tym czasie jego kosa dalej zataczała w powietrzu młynki, atakując bestię raz po raz ze wszystkich możliwych stron, jak gdyby posiadała własną wolę,
Edgardo zaś postanowił dalej zapewniać swojemu duchowi wsparcie ogniowe, wypuszczając kolejne bełty w stronę ognika.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=N4KhSDxvngw&feature=relmfu[/MEDIA]

Czasem duma i obietnice były najważniejszym w życiu człowieka, czy też demona. Inkub nigdy nie spotkał na swej drodze mistrza gildii Fairy Tail, jednak gdyby to zrobił ten na pewno poparł by jego decyzję. Jedną z najważniejszych rzeczy której uczył pobyt w gildii było to że nie ważne co by się działo, trzeba bronić swych marzeń jak i pragnień.
Prawa ręka zwisała bezwładnie u boku Inkuba, gdy ten dzierżąc w lewej ostrze Berserkera skoczył na spotkanie potężnej bestii. Czarny demon ryknął i zamachnął się na przywołańca prawa łapą, białowłosy zaś z krzykiem uderzył ostrzem w nadlatującą kończynę. Ręka Inkuba napięła wszystkie mięśnie gdy niesiona słusznym gniewem miała zmierzyć swe siły z potworem. Ostrze uderzyło w łuski krzesząc iskry, a co niewiarygodne zatrzymało łapę przeciwnika w miejscu. Włosy białowłosego zostały odrzucone do tyłu, przez falę powietrza jaką wywołało to zderzenie, liście z pobliskich drzew posypały się leniwie na ziemię, zaś rany sługa Edgardo zacisnął mocno zęby i wykonał jedno cięcie w które włożył całą siłę.
Coś łupnęło o ziemię, a Inkub wylądował w przykucu obok jednego z drzew. Jego oponent ryknął zaś przeraźliwie, był to krzyk pełen bólu i cierpienia. Ostrze berserkera ociekało krwią, tak samo jak ziemia zaczęła coraz gęściej pokrywać się posoką. Inkub bowiem pokazał;co to znaczy rozgniewać demona a znakiem tego była prawa dłoń potwora - która odcięta leżała teraz na ziemi. Potwór wznosił kikut do nieba rycząc jak oszalały i miotając się po polu walki ,trzepiąc ogonem na lewo i prawo. Nie przejmował się kosa która jedynie drasnęła go kilka razy, a nawet bełty Edgardo i Alicji, które powbijały się w grzbiet stwora zostały przez monstrum zignorowane. Bestia chciała teraz tylko jednego -zemsty. Ignorując wszystkich z rykiem rzuciła się na Inkuba, w ustach i na końcach rogów formując fioletowe kule energii.
Demon był już na skraju wyczerpania po swym ostatnim wyczynie i jedynie siłą woli trzymał jeszcze w drżącej dłoni wzniesiony miecz. Oczywistym było, że następny atak potwora natychmiast odeśle go do Otchłani.
- Inkubie, pozwól mi sobie pomóc - odezwał się niespodziewanie Edgardo, chowając pod płaszcz kuszę. - Nie musisz zawsze wszystkiego robić sam. Jestem twoim mistrzem i tak jak ty zawsze stałeś przy mnie, tak ja będę stał przy tobie do końca swoich dni. Moi wrogowie są twoimi, a twoi moimi, więc wiedz że jeśli zajdzie taka potrzeba, zejdę nawet do samego piekła żeby cię wesprzeć.
Na te słowa przywołaniec skrzywił się i odwrócił wzrok.
- Oszczędź sobie tych miłych pogadanek. Myślisz, że ktoś taki jak ja kiedykolwiek poprosiłby o pomoc kogoś takiego jak ty? - rzekł z obrzydzeniem demon, jednak chwilę później jego kosa wykonała w powietrzu gwałtowny zwrot i pognała w ich stronę, wbijając się w ziemię tuż przed łowcą.
- Nigdy w życiu - powiedział z uśmiechem Edgardo, biorąc do ręki broń Inkuba, która, pomimo iż wciąż rozgrzana była do czerwoności, zdawała się ani trochę go nie parzyć.
- Ty atakujesz z góry, ja z dołu - stwierdził Edgardo.
- To chyba nie był rozkaz? - zapytał podejrzliwie demon.
- Tylko przyjacielska sugestia - odpowiedział chłopak.
- Więc tym razem puszczę ci to płazem.
Po tych słowach łowca i demon wspólnie natarli na potwora i dokładnie w momencie gdy ten miał wystrzelić swoje promienie, cieli na odlew dwie kule zgromadzonej energii.
Coś błysnęło a potem huknęło i zarówno Edgardo jak i Inkub odlecieli do tyłu uderzając plecami w pobliskie drzewa. To przecięte kule energii eksplodowały zgromadzoną mocą odrzucając śmiałków jak i wysadzając rogi bestii. Czarny potwór ryknął głośno, śliniąc się niczym oszalały, ale Alicja dokończyła dzieła. Ogromny bełt z jej kuszy wbił się w szyje stwora przebijając ją na wylot, zaś światło życia zgasło w jego oczach. Potwór upadł na ziemię, powoli wracając do swej humanoidalnej formy. Inkub wiedział już ze przez najbliższy czas nie będzie w stanie poruszać się o własnych siłach, zaś zeskakując z drzewa Alicja zagadnęła.
- Trochę kłopotów nam ten strażnik sprawił ,co? W sumie żal że musieliśmy go zabijać...
- Mi też przykro, że tak to się skończyło, ale nie dał nam wyboru - odpowiedział chłopak wstając, po czym zwrócił się do Inkuba - A ty jak się czujesz?
- Bywało gorzej - powiedział demon, również próbując się podnieść, po czym jęknął i opadł z powrotem na ziemię. - ale bywało też lepiej. Chyba możesz zapomnieć o mojej pomocy przez najbliższe kilka dni.
- To była dobra walka. Naprawdę jestem wdzięczny za twoją pomoc.
- Phi! - prychnął przywołaniec, by chwilę później powrócić swojego świata.
Równocześnie ognik ponownie zmienił barwę na niebieską i zaczął powoli krążyć nad głowami Edgardo i Alicji.
- Miejmy nadzieję, że po drodze nie spotkamy więcej tak silnych strażników - rzekł łowca. - Wyślę jeszcze ognika żeby sprawdził jak poradziła sobie reszta naszych towarzyszy i możemy ruszać wgłąb tunelu.
Hitodama w jednej chwili podzielił się na trzy średniej wielkości ogniki, po czym dwa z nich natychmiast poleciały w stronę pozostałych wejść do siedziby, gdzie znajdowali się Kerei, Krio, oraz Agarth. Edgardo nie musiał wskazywać im kierunku, gdyż były w stanie rozpoznać i wyczuć na odległość dusze ludzi z którymi już raz się spotkały. Ostatni ognik zaś zaczął się powoli rozmywać, po czym zniknął całkowicie by odprowadzić do zaświatów duszę ich poległego adwersarza.
- Zastanawiam się czy używał jej wyłącznie do kontaktu z Ogdenem - Edgardo zbliżył się do pokonanego, by zdjąć obrożę którą miał na szyi - Dziwne że tak zawzięcie jej bronił. Może nie chciał żeby dostała się w nasze ręce?
 
Tropby jest offline  
Stary 13-05-2012, 14:14   #76
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Agarth uśmiechnął się delikatnie
- W rzeczy samej, mam szczerą nadzieję że okażesz się przynajmniej obiecującą rozgrzewką. - Odpowiadając odpowiednią siłą na napór miecza przeciwnika na swój sztylet, przywołał w drugiej dłoni długi miecz i pchnął w kierunku gardła blondyna z wyjątkową precyzją.
Oponent z uśmiechem odskoczył do tyłu znowu stając przed wejściem i bez problemu uniknął ataku Agartha. - Nareszcie ktoś z kim będzie można potańczyć. -stwierdził uradowany i zakręcił mieczem zaś ostrze jego broni zamigotało niczym tęcza, pozostawiając w powietrzu swe trzy odbicia, tak jak gdyby z jednej rękojeści wyrastały trzy ostrza. - Moja moc nie jest może finezyjna i widowiskowa... ale mi nie potrzeba fajerwerków. Ciekawe jak poradzisz sobie z tym. Rainbow Triple Sword. - po tych słowach wszystkie trzy ostrza zamigotały a mężczyzna pokryty bliznami ruszył do ataku.
Uśmiech Agartha poszerzył się, nadając jego twarzy lekko drapieżny wygląd
- Więc tańczmy. Warrior’s Dawn. -Wraz ze słowami miecz i sztylet zniknęły z dłoni Ensisa, pojawił się w nich długi miecz. Ostrze błysnęło delikatnie w słońcu, tak jak szmaragd umieszczony w półokrągły jelcu. Najemnik chwycił rękojeść obiema rękami i ruszył by odpowiedzieć na szarżę pokrytego bliznami mężczyzny.
Dwa miecze zderzyły się ze sobą, krzesząc kolorowe iskry, blondyn skrywał jednak wiele sztuczek. Jedno z ostrzy jego broni powstrzymywało ciosy Agartha, zaś dwa magicznie stworzone, wygięły się nagle i niczym ostrza gilotyny opadły na rękę najemnika. Jednak nabyty przez lata refleks pozwolił mu uratować rękę... skończyło się tylko na dwóch płytkich ranach.
- Coś słabo... -zakpił bliznowaty.
- Więc powinienem cię zgnieść niczym mrówkę używając od początku moich najpotężniejszych ataków? Na to trzeba sobie zasłużyć - Agarth cofnął się o krok, po czym zrobił szybki wypad do przodu tnąc szeroko od dołu i z prawej. Dosłownie sekundy nim ostrza jego i jego przeciwnika się spotkały błysnęło szmaragdowe światło. Miecz w rękach Ensisa zniknął, a pojawił się nowy.
Gdy oba miecze zderzyły się ze sobą, Agarth krzyknął
- Crimson Ember: Wave of Crimson Fire! - starając się jednocześnie skoncentrować, tak by normalnie szeroka fala ognia skupiła się w jednej kolumnie, idącej na wprost.
Przeciwnik Ensisa rozszerzył zdziwiony oczy, gdy ogień buchnął w momencie zderzenia dwóch ostrzy. Ognista fala odepchnęła blondyna, parząc jego rękę, ta jednak twardo ściskała oręż, widać wojownik był przyzwyczajony do bólu liczne blizny były wręcz gwarancją tej cechy.
Strażnik przekoziołkował do tyłu, ale gdy tylko jego nogi dotknęły posadzki odbił się do niej i skoczył na Agartha ponownie zderzając swoje ostrze z jego bronią. Napierając nań silnie jak gdyby chciał zrzucić Agartha z półki skalnej.
Agarth był niemile zaskoczony tym jak niewiele obrażeń spowodował jego atak. Z drugiej strony był teraz sam. Żadnych postronnych do zranienia, nikogo w pobliżu. Mógł zaryzykować. Ale najpierw...
- Miałbym propozycję. - błysk i na jego nogach pojawiły się stalowe buty. Mocnym kopniakiem w brzuch posłał przeciwnika odrobinę do tyłu. - Zaimponowałeś mi. Jeśli mnie teraz przepuścisz, pozwolę ci żyć. Jeśli nie, wtedy będę musiał potraktować cię niezwykle okrutnie. Wybieraj. To ostatnia szansa.
Blondyn parsknął tylko śmiechem po czym palcem odchylił koszule pokazując znak gildii, organizacji którą Ensis dobrze znał- jego przeciwnik był członkiem Dark Scar. - Wybacz, ale mój mistrz mógłby mi zrobić o wiele gorsze rzeczy niż ty, gdybym Cię przepuścił. -to mówiąc jego ostrze wrócił odo pierwotnego kształtu a on wsunął je do pochwy. - Skoro jednak chcesz zakończyć zabawę, to zacznijmy walczyć na poważnie. -stwierdził nie dobywając ostrza z pochwy.
Agarth nie miał ochoty tego robić. Ale, niestety nie miał wyjścia. Odesłał zarówno stalowe buty jak i miecz który trzymał w dłoni.
- Szczerze wątpię by jakikolwiek człowiek mógł uczynić ci coś gorszego niż to co ja. - Wyciągnął dłoń bezpośrednio przed siebie. - Soul Eater. - w jego dłoni pojawiła się doskonałej roboty katana. Otaczały ją purpurowe wstęgi, sięgające aż do ramienia Ensisa. Mógł już słyszeć wielogłosowy, szalony śmiech miecza. Na wymianę uprzejmość między nimi można było zaczekać. Na razie skierował ostrze w stronę blizny, i lodowatym głosem powiedział:
- Soul Wrath. - a od ostrza oderwały się cztery wstęgi, pędząc w kierunku jego przeciwnika.
Przeciwnik cofnął się o kilka kroków gdy w dłoni Ensisa pojawiła się nowa broń, zapewne spowodowane było to rykiem umartwionych dusz, który teraz rozlegał się w jego głowie. Najemnik poczuł zaś że miecz walczy o przejęcie władzy, widać tym razem oręż nie był pokojowo nastawiony do właściciela. Z czterech wystrzelonych pocisków, dwa rozpadły się w połowie drogi, co oznaczało, że ostrze miało dziś swoje humory.
Pokryty bliznami przeciwnik wyskoczył do góry, trzymając dłoń na rękojeści schowanego miecza, jednak jego twarz zalało zdziwienie jak i przerażenie gdy wstęgi skręcił do góry za nim.

Wstęgi przeszyły mężczyznę swą przeklętą energią i rozpłynęły się w nicość, widok było jednak że sprawiły blondynowi dużo bólu. Wtedy jednak Ensis poczuł coś dziwnego, w momencie gdy blondyn opadł na ziemię, krzyknął głośno a w najemnika uderzyło wrażenie jak gdyby moc jego oponenta w czasie tego krzyku zwiększyła się na chwile.
- Iaidō Lion slash - Krzyknął wojownik i odbijając się od ziemi w stronę Agartha wyszarpnął ostrze z pochwy. Blondyn był szybki, szybszy niż poprzednio, nim Ensis zdołał unieść ostrze do bloku, pokryty bliznami mężczyzna był już za nim, i biorąc głęboki oddech chował ostrze do pochwy. Pierś władcy miecza śmierci trysnęła zaś krwią, gdy pojawiły się na niej ślady po trzech, na szczęście dość płytkich, cięciach.
Agarth czuł jak powoli szaleństwo miecza zaczyna wpływać na jego własne zachowania. Wiedział że będzie w stanie go zwalczać jeszcze przez jakiś czas. Wtem, te trzy rany na moment rozbiły jego koncentrację. Więcej szaleństwa. Odwrócił się w stronę blondyna, z uśmiechem na ustach i szaleństwem w oczach. Jego śmiech również miał w sobie nuty szaleństwa.
- Moja kolej. Soul Howl! - wstęgi zawirowały, otaczając ściśle ostrze. - Czas byś ty zaczął krwawić! - Rzucił się w stronę blizny, zadając jak największą ilość ciosów. Starał się jak najbardziej ograniczyć mobilność przeciwnika ranami.
Ensis zamachnął się szaleńczo na oponenta, który zdawało się pozwolił by miecz rozciął jego prawy bark, szybko jednak się to wyjaśniło. czemu na to pozwolił. W trakcie ataku bliznowaty przerzucił broń do lewej ręki i chlasnął Agartha w bok, typowa wymiana, po której dwaj walczący odskoczyli od siebie... jednak to Ensis wyszedł na niej lepiej, jego cios był bowiem o wiele silniejszy.
Agarth w dalszym ciągu śmiał się szaleńczo, kontynuując wściekły atak na swojego przeciwnika. W pewnym momencie, tuż zanim miecz uderzył w cel, ryknął:
- Soul Wrath! - a od ostrza uwolniło się sześć wstęg, centymetry od przeciwnika.
Atak trafił bezpośrednio w ciało przeciwnika, powodując iż wypluł on z ust strumień krwi i odleciał do tyłu niemal na samą krawędź pułki skalnej. Przeturlał się po skalnym podłożu, nie spadł jedynie dzięki temu że wbił miecz w podłoże by ten wyhamował pęd jego ciała. “Blizna” dyszał ciężko, a jego włosy zaczęły powoli się unosić zaś żyły na twarzy stawały się coraz bardziej widoczne.
Wtedy mimo tego, że miecz zatruwał umysł Ensisa coś dotarł odo najemnika. Czemu przeciwnik miał tyle blizn? Czy znaczyło to że był kiepskim wojownikiem, a może miało to związek z ostatnim skokiem jego energii magicznej po otrzymaniu ciosu. Teraz to stawało się powoli jasne, bowiem od oponenta zaczęła bić prawdziwa fala mocy, porównywalna do energii magów z jakimi Agarth przeżył swe najcięższe starcia. Ensis tego nie wiedział, ale jego oponent posługiwał się bardzo dziwną i zapomnianą magią, “Berserk magic”. Była to moc, która zwiększała zdolności właściciela wraz z otrzymywanymi przez niego obrażeniami, a teraz blondyn z kataną był naprawdę ranny.
Mężczyzna powstał ze wszystkimi mięśniami naprężonymi do granic możliwości i ryknął a jego twarz przybrała naprawdę demonicznego wyglądu.


Wściekły i wzmocniony niesamowitą energią magiczną skoczył na najemnika i po prostu zniknął. Agarth aż zamrugał, bowiem przeciwnik był już po przeciwnej stronie pułki skalnej oddychając głośno, wypuszczając przy każdym oddechu kłęby pary, jak gdyby całe jego ciało było w ogniu. -Iaidō Demon seven slash. - wydyszał mężczyzna. Agarth upadł zaś na kolana a krew płynęła po jego ciele wartkim strumieniem. Lewa ręka była w naprawdę złym stanie, trzy głębokie rany, niemal uniemożliwiały poruszanie nią, pierś zaś wyglądała jak po przejściu przez nią poligonu, pocięta przez wrażą katanę, którą niósł pierwotny gniew.
Agarth powoli podniósł się z kolan. Gość był silny, musiał to przyznać. Ale Ensis znał destruktywną moc miecza którego trzymał w prawej dłoni. Ta część jego osobowości która w dalszym ciągu pozostawała honorowa, nawet pod wpływem ostrza, szeptała ze złością.
“Bądź przeklęty za zmuszanie mnie do tego”
Najemnik odwrócił się powoli, chwycił miecz obiema dłońmi, ignorując ból w lewej ręce.
Koniec gry.
- Soul Devouring. - słowa, choć wypowiedziane spokojnym tonem wydawały się wręcz zawisnąć w powietrzu. Energia magiczna powodowała niewielkie drgania powietrza. Dookoła Ensisa wirowały cząsteczki pyłu i oderwane od miecza dusze, gotowe zaatakować każdego kto chciałby zranić ich pana. Ten atak miał wykorzystać całą jego siłę magiczną. Lepiej sprawić by ten człowiek zginął. Teraz.
Gdy Ensis zaczął kumulować energię, poczuł coś złego... a potem przestał czuć całkowicie, miecz przejął kontrole nad właścicielem. Oczy Agartha zaszły czernią a umysł przykryła mgła. Jego przeciwnik stanął zaś prosto i również zaczął kumulować energię magiczną. Obu walczący otoczyły wstęgi magii, jeden tkwił w ciemności drugi zaś w czerwieni. Wiedzieli że teraz czas na ostateczny, najsilniejszy cios który zadecyduje o wszystkim.
Energia najemnika w końcu otoczyła ostrze czarnofioletową smugą, a Ensis z szaleńczym uśmiechem ruszył na wroga. Blondyn zaś pochylił się, z dłonią na rękojeści od której aż błyskała magiczna energia.


Dwa wojownicy zderzyli się ze sobą nie dbając o defensywę. Miecz Agartha opadł na bark wroga, i wybuchł mroczną energią, która paliła skórę jak i duszę jego oponenta. Bliznowaty jednak z głośnym okrzykiem, wyrwał swoje ostrze z pochwy i wykonał silne cięcie po łuku, zaś jego broń zagłębiła się w boku Ensisa i buchnęła czerwoną energią magiczną, sprawiając najemnikowi niesamowity ból. Połączenie wirującej magii na domiar złego wywołało prawdziwą eksplozję magiczną, która rozrzuciła walczących po półce skalnej... a dokładniej wyrzuciła obu po za nią, bowiem powierzchnia na której walczyli rozpadła się w perzynę. Teraz obaj wojownicy nie dość że ciężko ranni, to jeszcze spadali w dół skalnego zbocza, czyżby to matka natura miała być zwycięska w tym starciu?
Ta broń będzie kiedyś moją zgubą.
To była pierwsza myśl Agarth gdy ostrze przejęło nad nim kontrolę. Postanowił natychmiast spróbować ją odzyskać.
W tym samym zaś czasie gdy w jego wnętrzu toczyła się walka, na zewnątrz Ensis również był w niebezpieczeństwie. Miecz był szalony, ale nie głupi. Na nic mu było martwe ciało jako gospodarz. Tak więc panujący w tej nad ciałem Soul Eater postanowił je uratować. Jedną szybką myślą przywołał łańcuch zakończony ostrzem i z ogromną siłą cisnął go w kierunku najbliższej ściany. Gdy ostrze wbiło się, przyciągnął się do ściany i wbił w nią katanę by spowolnić upadek.
Udało się, miecz wbił się w kamienną ścianę i krzesząc iskry zaczął spowalniać upadek najemnika. Wtedy też niczym w spowolnionym tempie Agarth zobaczył spadającego obok blondyna, który spojrzał na swego rywala i uśmiechnął się lekko jak gdyby oddając mu honory za wygraną walkę, po czym runął w dół na spotkanie z podłożem. Słychać było tylko łupnięcie a w górę wbiły się tumany kurzu i pyłu, czy strażnik przetrwał - niewiadomo.
Nigdy nie zakładaj że przeciwnik nie żyje. To była jedna z zasad które umożliwiły Agarthowi przetrwanie do dnia dzisiejszego. Postanowił więc zejść na dół, dobić swojego przeciwnika jeśli jeszcze żyje, a następnie ruszyć w głąb kompleksu. Miał tylko nadzieję że zdoła odzyskać choć część mocy po drodze.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 15-05-2012, 20:03   #77
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Ishir idąc za księdzem i fioletowowłosą dziewczyną wyglądał na pogrążonego w świecie myśli. Szedł ze spuszczoną głową, z dłonią opartą na rękojeści Ostrza wciśniętego za linę, którą chłopak zapomniał oddać Shiro. Zmysły niebieskowłosego odbierały z zewnątrz jedynie tyle informacji by ciało nie nabyło żadnych stłuczeń czy zadrapań w kontakcie z podłożem, ścianami, bądź innego rodzaju ciałami obcymi. „Reszta” elektrycznego maga skupiona była na kulturalnej (do pewnego stopnia) wymianie zdań z Ostrzem Gromu.
„- Nie żeby coś, ale dlaczego stworzyli Cię takiego tępego?” – pierwsze pytanie sformułowane było przez umysł Ishira.
„- Co coś? Jakie coś? Że niby, z czym tępy?” – broń wyraźnie zrozumiała słowa młodzieńca nie tak jak powinna.
„- No jesteś ostrzem. Ostrza powinny być ostre. Ty nie jesteś ostry.„
„- Ale za to władam elektrycznością i dźwiękiem.
” – Ostrze zalało umysł maga dumą.
„- Do czasu gdy skończy Ci się mana.” – duma zamieniła się w mieszankę zażenowania, które szybko wyparła złość.
„- Nie moja wina, że nie potrafisz mnie odpowiednio używać. Wtedy by się nie kończyła tak szybko.” – riposta zabolała.
„- Czemu mnie nie nauczysz jak się z Tobą odpowiednio obchodzić?
„- Sam musisz do tego dojść.
„- Dlaczego mnie to nie…
„- A zamknęlibyście się wreszcie.”- głos, dobrze znany, a jednak obcy, dochodzący z wnętrza Ishira przerwał jego wypowiedź. „-Dalibyście se siana. Ja tu spać próbuję.
„- Kim ty jesteś?”- umysł niebieskowłosego sformułował pytanie.
- Tobą idioto. No może nie tobą. Jestem twoim gniewem. Tak to dobre określenie. Z resztą jak chcesz możesz mnie nazywać Gniew. Przejmuję nad tobą kontrolę, gdy zamieniasz się w człowieka tygrysa. Elektryczny klon jest natomiast moją fizyczną forma.
„- Skoro jesteś jego gniewem to dlaczego ja też ciebie słyszę?” – Ostrze było równie zdezorientowane, co jego obecny właściciel.
„- A bo ja wiem. Może przez to, że jesteś z jego umysłem połączony? Może przez to, że stworzyła mnie jego magia? Z resztą gówno mnie to obchodzi. Teraz zamknąć się. Obaj.

Ciało Ishira przeszył lekki ładunek elektryczny. Chłopak syknął z bólu, co zwróciło na niego uwagę księdza.
- Nic ci nie jest chłopcze?
- Nie nic. Zamyśliłem się i musiałem nieświadomie uwolnić trochę energii. – odpowiedział chłopak drapiąc się po głowie.
Grupa po tym można by rzec przebłysku w tunelu znów podróżowała w milczeniu. Po dłuższej chwili znów odezwał się niebieskowłosy.
- Dość nierówno nas podzieliłeś. – zwrócił się do Joghurta. – Nasz potencjał jest zdecydowanie słabszy od drugiej grupy. No chyba, że o czymś nie wiem… – wypowiadając ostatnie zdanie chłopak znacząco spojrzał na dziewczynę.
- Och widzisz, teoretycznie ja miałem być tym działającym po cichu, Alicja i Krio mieli zwrócić na siebie uwagę. Jednak skoro nas trochę przybyło.... to można uznać ze oni są grupa uderzeniową, a my tą, która ma zrobić jak najmniej zamieszania. Z tego, co wiem nasza nowa towarzyszka bez trudu zmyli węch bestii. -to mówiąc staruszek uśmiechnął się do dziewczyny.
- Aha. Rozumiem. Czyli sobie złego towarzysza wybrałeś. Jakoś działanie po cichu nie jest moją mocną stroną. - odpowiedział Ishir lekko się uśmiechając. - Szczególnie gdy zapanuje nade mną Gniew.
- Dla tego jesteś na potrzebny... gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli lepiej mieć kogoś, kto potrafi rozwiązać sprawy w najstarszy ze sposobów. Ja nikomu tutaj zbyt wiele nie zrobię, ale ty znając życie kopniesz i to nie tylko prądem. - zaśmiał się Joghurt.
- Jakoś kopać nie lubię. Wolę ciąć. Tylko, że obecnie jakoś nie mam, czym. - po tych słowach nastąpił kolejny przepływ elektryczności przez ciało chłopaka, tym razem wytworzonej przez Ostrze. - Mogę co najwyżej wbić “trochę rozumu” naszym przeciwnikom do łba.
- To zawsze coś - zarechotał ksiądz, zaś zza pleców doszło Ishira stukanie obcasów, okazało sie że to staruszka z kryształowa kula doganiała ich grupkę. - Tamci mają dla mnie za szybkie tempo... i czuje, że tu się przydam bardziej. - stwierdziła, po czym chwyciła bez pytania księdza pod ramię. - Dałbyś trochę oparcia starszej kobiecie i pozwolił młodym porozmawiać! - furknęła na duchownego i pociągnęła go do tyłu, tak, że teraz to fioletowowłosa i Ishir prowadzili.
- Długo byłeś na wyspie? - zapytała dziewczyna zerkając na wychudzona posturę Ishira.
- Rok. - odpowiedział niebieskowłosy po chwili milczenia. - Najgorszy rok w moim życiu
- A za co tu trafiłeś? Mało, kto trafiał tu bez powodu, chociaż najczęściej były to bardzo niedorzeczne przyczyny. - zauważyła dziewczyna.
- Za znajomości. Przyjaźnię się z Mistrzami Złotego Krzyża. Ich brat chciał mnie wykorzystać do zemsty na pozostałej trójce. Można powiedzieć, że częściowo się mu udało. - głos chłopaka urwał się nagle. - Ale to nie jego zasługa. Zginął dziś rano z mojej ręki.
- Vars nie żyje, ale mimo to nasze kłopoty nadal trwają. -westchnęła dziewczyna. - Mam nadzieje, że szybko uda się nam zwrócić wszystkim przemienionym w kamień ich dawną postać.
-Ktoś z twoich bliskich również został zamieniony w kamień? - Ishir spojrzał na swoją rozmówczynię. - Musiałaś przybyć tu niedawno. Nie kojarzę bym cię wcześniej widział.
- Pojmali moją rodzinę a mi kazali sprowadzać innych więźniów, byłam w kropce. - powiedziała przybita dziewczyna i wsparła się na kiju.- A teraz moi bliscy są przemienieni w kamienne posągi.
-Rozumiem. - odpowiedział niebieskowłosy po chwili milczenia. - Nie martw się. Gdy tylko skończymy to zadanie znajdziemy mężczyznę odpowiedzialnego za te zielone błyskawice. Ryo. Cały rok, jaki mnie pilnował zwrócę mu w ciągu walki. Cios po ciosie.
- Myślisz ze dasz rade pokonać kogoś, kto całą wyspę zmienił w ogród kamiennych figur? - zapytała bez nadziei fioletowowłosa.
- Sądzę, że nie. - odpowiedział Ishir. - Lecz jeśli znajdzie się chodź jedna osoba, która będzie chciała ze mną walczyć to osłabię Ryo wystarczająco by mój sprzymierzeniec mógł go wykończyć.
- Odważna myśl. - powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się lekko, przeciągając się z ziewnięciem. - Jak myślisz, co zastaniemy na drugiej wyspie?
-Walkę. Dużo walki. Będzie ciężko. - chłopak spojrzał w twarz dziewczyny i uśmiechnął się szeroko. - Ale wszystko potoczy się po naszej myśli.
- Optymista z Ciebie. -stwierdziła fioletowowłosa uśmiechając się ciepło. - Cóż a jeżeli faktycznie trafimy tam na twoich wrogów, to na pewno postaram się pomóc. - dodała z butnym uśmieszkiem i zakręciła wprawnie bambusowym kijem.

xxxxx


Ishir wraz zresztą swej kompanii ( w dużym stopniu dość geriatrycznej) opuścił w końcu podziemne tunele. Schody wyprowadziły go do jaskini, w której o dziwo paliło się ognisko. Dym wylatywał przez spore wejście na zewnątrz, zaś przy płomieniu siedział bardzo niski chłopak o niebieskich włosach i zimnym spojrzeniu.



Ubrany w średniej długości zwiewny płaszcz, pod którym kryła się dość sflaczała klatka piersiowa, na której widniał znany Ishirowi tatuaż- symbol Dark Scar. Chłopak trzymał stopy w sandałach blisko ogniska, a gdy grupka wkroczyła do jaskini zamrugał zdziwiony. - A wy, co za jedni?
Pierwszym gestem po zobaczeniu chłopaka Ishir podrapał się nieznacznie pod lewym bokiem. Czynność ta nie miała bynajmniej na celu usunięcia nieprzyjemnego swędzenia, lecz ukrycie zwojem liny znaku gildii.
- Wybacz tutejszy klimat nie sprzyja mojej skórze. - odezwał się mag szybko No więc... my jesteśmy uciekinierami z drugiej wyspy. -[i/] młodzieniec mówił powoli, wyraźnie, dokładnie rozmyślając nad każdym słowem. Po chwili jednak porzucił myślenie na rzecz szybkiego słowotoku, z którego wiele nie wynikało.
- Jakiemuś idiocie zachciało się robić zielone fajerwerki, które zamieniają wszystkich w kamień, więc stwierdziliśmy, że opuścimy naszą poprzednią lokalizację. Nie dało się iść górą, więc poszliśmy dołem. Najpierw w lewo, później w prawo, w górę, schodami w lewo, następnie długim korytarzem prosto i tak dalej, i tak dalej... aż trafiliśmy tutaj. I mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko użyczeniu odrobiny miejsca przy ognisku. Prawda? - po tych słowach elektryczny mag nie czekając na zgodę członka Dark Scar usiadł przy ognisku. - To miło, że nie masz nic przeciwko. Bardzo miło. A ty, co tu robisz? Jeśli nie chcesz to oczywiście nie musisz odpowiadać, ale kultura nakazuje byś odpowiedział, ale jeśli nie chcesz mówić to na prawdę nic się nie stanie, ale jednak powiedz.
- Pilnuje by nikt niepowołany nie wyszedł z tej jaskini. -odparł dumnie osobnik. - Przy ognisku możecie siedzieć, ale nie możecie wyjść z jaskini. -dodał pouczająco, po czym zapytał. - Z jakiej drugiej wyspy?
- No ta tam. -młodzieniec z Fairy Tail wskazał ręką na schody, którymi tu przyszli. -Idziesz schodami, długo prosto, w lewo i tak dalej. Jak chcesz to możesz iść zobaczyć. Ale nie ma tam niczego ciekawego. Tylko tunele, ruiny, zielone błyskawice zamieniające w posąg, kilka posągów, zapewne kilka trupów. - Ishir przesunął się w stronę niebieskowłosego. Tu mniej dymi. Zdecydowanie mniej. No, więc jak chcesz to możesz zobaczyć. Ale na powierzchni jest strasznie niebezpiecznie.
Mag miał zamiar szybko i skutecznie pozbawić przytomności maga Dark Scar uderzając piorunem z bliskiej odległości w kark chłopaka. Były to jednak plany na przyszłość. Na razie zamierzał chwilę z nim porozmawiać. W razie niepowodzenia planu czekała go walka. Na razie na takową nie miał ochoty. Musiał mieć pewność, że wystarczy jeden cios. Z drugiej strony z chęcią by nawet porozmawiał z chłopakiem.
- Czyli nie zaatakujesz nas bez względu na to kim jesteśmy? - zapytał elektryczny niepewnie. -Znaczy dopóki nie będziemy chcieli opuścić jaskini?
- To zależy od waszego zachowania. - odparł chłopak. - Mam pilnować nie zabijać bez potrzeby. I niestety nie mogę zobaczyć drugiej wyspy, Stein kazał mi tu siedzieć.
- westchnął mag z Dark Scar zaś Joghurt spojrzał na Ishira dziwnie, nie wiedząc, co jego towarzysz planuje.
- Stein mówisz... - niebieskowłosy spojrzał na księdza i dał mu znać głową by usiadł przy ognisku. -Aż tak przybrał na sile by przez jego rozkaz bać się choć na chwilę opuścić posterunek?
Wszyscy usiedli przy ognisku zaś strażnik skinął głową i odpowiedział.- Znasz go? To powinieneś wiedzieć, że Stein, jako przywódca Dark Scar jest silnym magiem, nigdy nie widziałem go w walce, ale słyszałem różne plotki.
-Żartujesz? Prawda? - Ishir popatrzył się na swojego rozmówcę wzrokiem pełnym zdziwienia. - Domyślałem się, że jest dość wysoko ustawiony w hierarchii Dark Scar, ale że jest przywódcą nie pomyślałbym. Miałem okazję z nim walczyć. Trochę ponad rok temu. Obaj ledwo co wyszliśmy z tego żywi.
Chłopak poderwał się na te słowa i odskoczył kawałek od Ishira. - A więc jesteś jednym z naszych wrogów?! - zapytał widocznie zestresowany, zapewne nie był jeszcze doświadczonym członkiem tej mrocznej gildii.- Słyszałem o kilku walkach naszego przywódcy, zazwyczaj w tych historiach, w których wracał “ledwo żywy” okazywało się, że jedynie się bawił, by uzyskać jakiś swój cel. To bardzo mądry człowiek. - dodał niebieskowłosy cofając się jeszcze o kilka kroków.
-Uspokój się chłopie. To, że walczyłem z nim nie oznacza, że chcę walczyć z tobą. - elektryczny mag nie ruszył się z miejsca. -Nie wiem czy udawał czy nie, wiem za to, że posiada dość upierdliwą magię i lubi się wymądrzać. No, ale mniejsza o to. Załatwimy to spokojnie czy z rozlewem krwi?
- Załatwimy co? -zapytał chłopak mrugając kilka razy z niezrozumieniem.
-Ty chcesz iść tam... - Ishir wskazał korytarz, którym przyszedł z towarzyszami A my chcemy iść tam... - tym razem dłoń powędrowała w stronę przejścia, które bronił mag Dark Scar. Więc możemy się jakoś dogadać.
Chłopak spojrzał w stronę korytarza z nieukrywaną nadzieją w spojrzeniu, po czym jednak otrząsnął się jak by i odpowiedział. - Nie, nie nie! Jeżeli zejdę z posterunku Stein mnie znajdzie i sprawi, że na pewno tego pożałuj!
-Więc chodź z nami. Postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy, by ten chory doktorek po wszystkim nie był w stanie cię ruszyć.
- Nie rozumiesz, Doktor nie jest tu sam! Są tutaj inni członkowie, oficerowie a nawet.. nawet sama świta. - powiedział przerażony chłopak i zaczął odliczać na palcach. - Władca broni Li, Stalowy Nikolas, Wodny Smok i sam Doktor Stein. Nie ma możliwości byście sobie z nimi poradzili.
Wodny Smok... Jego uczeń też tutaj jest? - niebieskowłosy zdawał się zupełnie nie przejmować resztą informacji wymienionych przez nieznajomego maga.
- Tak chyba tak. -odparł skołowany chłopak.
- Poradzimy sobie z nimi. Bez problemu. Mam nadzieję, że żaden z naszych nie pozbawi mnie okazji skopania tyłka temu zamaskowanemu gnojowi. - mag z Fairy Tail podniósł się z miejsca. - To co robimy kolego?
- Możesz dać mi gwarancje ze dasz sobie z nimi radę? - zapytał niebieskowłosy niepewnie maga elektryczności.
- Tak. - odpowiedział pewnie Ishir. - W końcu jestem magiem z Fairy Tail. Nie ma mowy by coś lub ktoś stanął mi na drodze. - po tych słowach uśmiechnął się. - Musisz mnie tylko informować o tym z kim mamy do czynienia. Nie chcę marnować za dużo energii na osobników, którzy tego nie wymagają.
Chłopak przygryzł wargi niezdecydowany, po czym westchnął. - Idę z wami.. ale jakby, co tej rozmowy nie było a ja wymyślę coś by się wykręcić jasne?
- Jasne, żaden problem. -odpowiedział nieznajomemu Ishir po czym uśmiechnął się szeroko do księdza Joghurta. Jak chcesz możesz mi lekko związać ręce liną by wyglądało bardziej realistycznie. A tak przy okazji. Jestem Ishir. - chłopak wyciągnął rękę na powitanie.
Chłopak uścisnął dłoń i przedstawił się. - Jestem Kazu. Nie, nie będę Cie wiązał, miałem nikogo nie przepuszczać a nie brać jeńców. Jakby co powiem że przy takiej przewadze liczebnej postanowiłem poczekać na odpowiedni moment by was zaatakować. -dodał chłopak a Joghurt wtrącił się do rozmowy. - Wężyk Edgardo mówi, że niedaleko stąd jest jakieś wejście do siedziby Ogdena, reszta jest po drugiej stronie wzgórza, w którym mieści się ta forteca.
- Ruszajmy. - rzucił wesoło elektryczny mag. - Pora skopać parę tyłków.

xxxxx

Jakiś czas po zapoznaniu się z Kazu w umyśle Ishira odezwało się Ostrze.
- Podobała mi się ta rozmowa. Pomimo, że jest twoim wrogiem nie chciałeś z nim walczyć. Kiedyś chyba nie skończyłoby się na rozmowie.
- Tak, masz rację. Ale od tego czasu wiele się zmieniło. Zszedłem na złą drogę. Teraz trzeba było zrobić coś dobrego.
Niebieskowłosy odniósł wrażenie, że jeśli Ostrze posiadało usta to właśnie w tej chwili by się uśmiechało.
- Podobasz mi się. Zasłużyłeś na coś.
Po tych słowach ciało maga zalała czerwona elektryczność. Chłopak padł na kolana dysząc ciężko. Ból był tak wielki, że skulił się chowając głowę między kolanami. Jego zdezorientowani towarzysze rozglądali się wokół szukając osobnika odpowiedzialnego za sprawienie ich kompanowi cierpienia. Nikogo jednak nie było w pobliżu.
Ból po chwili zniknął Ishir z trudem podniósł się z ziemi i gestem uspokoił resztę.
- Mogłeś uprzedzić, że będzie tak cholernie boleć!” – wydarł się w umyślne na oręż.
- Wybacz. Nie sądziłem, że dysponujesz zdolnością wytwarzania czerwonej elektryczności.
- Mogłeś mnie kurde zapytać!
- Nie zrzędź tyle. Zamiast tego spójrz na kogoś.
- Po co?” – zapytał Ishir wykonując jednocześnie polecenie.
- Widzisz coś czego nie widziałeś wcześniej?
Chłopak przez długą chwilę przyglądał się swoim towarzyszom. Nie zobaczył nic ciekawego. No może oprócz olbrzymiego zdziwienia na ich twarzach.
- Nic nie widzę.
- Zamknij oczy. Pomyśl o elektryczności płynącej w ciele. Spójrz jeszcze raz. Teraz widzisz?
Mag ponownie wykonał polecenie. Ku swojemu zdziwieniu zobaczył na ciałach pozostałych mnóstwo żyłek, rozchodzących się od środka, ku każdej z kończyn. Każdą z nich z zawrotną szybkością przebiegały wyładowania elektryczne. Domyślił się, co to było. Widział impulsy elektryczne płynące nerwami. Chociaż określenie "widział" nie było na miejscu. Uruchomił mu się jakiś szósty zmysł. Nie musiał widzieć, słyszeć, czuć, dotykać smakować. Pomimo, że przepływ impulsów odczuwał w pewnym stopniu każdym ze swych zmysłów mógł je całkowicie wyłączyć. Po prostu wiedział gdzie każdy z jego towarzyszy się znajduje i w którym miejscu znajdowały się jego nerwy.
-Jak to zrobiłeś?” – zapytał w myślach szczęśliwy Ishir.
- Jak już wspominałem powstałem dawno temu. Mój twórca wsadził we mnie moc obdarzania każdego z dzierżących mnie mocą właśnie takiego widzenia. Wraz z upływem lat i użyciem tej zdolności w złym celu stwierdziłem, że dopuszczę do niej tylko wybranych. I tak ty jesteś jednym z nich.
-To niezwykle miłe z twojej strony. Dziękuję.” – odpowiedział Ishir . „-Już nie będę cię obrażał. Mam tylko pytanie. Jeśli dobrze rozumiem to, gdy przestanę mieć z tobą kontakt ta zdolność zniknie?
- Nie. Znaczy się powinna zniknąć, lecz magowie twojego pokroju, znaczy się elektryczni w pełni ją przyswajają i nie muszą mnie trzymać.
- Rozumiem. Jeszcze raz dziękuję.
-To jeszcze nie wszystko. Zanim trafiłem do Sana moim właścicielem był mag podobny do ciebie. Posiadał niebieskie włosy i posługiwał się kolorową elektrycznością. Opracował czar, dzięki któremu w pełni wykorzystasz tą umiejętność. Nazywa się Nulla Fulgur. Posiadłeś go wraz z tą zdolnością.
„- Jakim cudem byłeś w stanie nauczyć mnie czaru, którego używał twój właściciel?
”- A to już moja słodka tajemnica.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 19-05-2012 o 08:04.
Karmazyn jest offline  
Stary 15-05-2012, 20:57   #78
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Aryuki I Andher


Dzielni wybawcy Lasthope postanowili ruszyć razem w stronę najbliższego maga wskazywanego przez urządzenie Juna . Im bliżej osobnika byli tym większa jego kropka się stawała… widać urządzenie tym dokładniej wykrywało moc magiczną oponenta, im bliżej niego się znalazło. Kropka przestała rosnąć gdy osiągnęła rozmiary trochę większe, niż ta symbolizująca Andhera. Jednak teren wpływał na korzyść cienistego maga, jak i jego dwóch towarzyszek, bowiem to oni działali w ukryciu. Dwóch z nieproszonych gości było spory kawałek od miejsca do którego zmierzali dzielni bohaterowie, jedna natomiast była niemal w tym samym miejscu… ale jeden poziom kopalni niżej. Tak więc o ile osobnik znajdujący się pod celem drużyny nie umiał przenikać przez ściany, to raczej nie mieli powodów by martwić się nieoczekiwanym wsparciem dla wroga.
Cicho niczym cienie magowie i wojowniczka przemykali w ciemności, niemal błądząc po omacku. W końcu jednak idąc szlakiem starych szyn dotarli do jednej z niegdysiejszych sal wydobywczych. Oczy przyzwyczaiły się już po części doziemności, tak więc drużyna była w stanie dostrzec stojącą na środku pomieszczenia niską postać. Jednak tym na co pierwsze zwracało się uwagę w tym miejscu była…. Muzyka. Cicha muzyka która wydobywała się ze ścian.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_vVznT6pAiU&feature=related[/MEDIA]

Brzmiało to niczym dziwaczny koncert kamieni, jak gdyby góra przebudziła się dając popis swych umiejętności. Wydawało się nawet jak gdyby ściany pulsowały lekko niczym membrany najdziwniejszych bębnów na świecie.
- To chyba jej sprawka… –wyszeptała do ucha Andhera, a potem Aryuki, Crona wskazując na postać. Różowowłosa bowiem widziała w ciemności niczym w świetle dnia. Dziewczyna mogła mieć rację bowiem nieznajomy mag poruszał miarowo rękoma, niczym dyrygent wskazując leniwie ściany, które wtedy grały najgłośniej. Jej stopa poruszała się miarowo, jak gdyby wystukiwała rytm, tej niemal hipnotyzującej muzyki.
Codo wyglądu osobnika, najlepiej mogła dostrzec to Crona, ale pozostała dwójka też była w stanie rozpoznać kilka szczegółów. Najważniejszym było to, że podziemny dyrygentem była kobieta.


Niska i szczupła charakteryzująca się dość mocną płaskością w okolicach klatki piersiowej. Jednak jej oczy były elementem który nawet w mroku był niezwykłym zjawiskiem. Duże, srebrne zdawało się iż świecą lekko, może to dzięki temu właśnie było je tak dokładnie widać. Metalowe bransolety brzęczały cicho gdy kobieta drygowała ścianą co mają dla niej grać, jednak muzyka skutecznie zagłuszała metaliczne odgłosy.
Pojawiało się tylko pytanie. Po co dziewczyna kazała skałą śpiewać ich ukryte pieśni?

Agarth


Mimo odniesienia ciężki ran wojownik wyszedł ze starcia jako zwycięzca. Na łańcuchu zsunął się na ziemię, by sprawdzić czy jego oponent przetrwał, jednak upadek blondyna okazał się być jego ostatnim. Agarth zamknął jedynie oczy pokonanego i chwile postał w milczeniu okazując tym samym szacunek tak silnemu oponentowi. Potem zaś zaczął ponownie się wspinać… tym razem był trudniej. Zmęczenie dawało się we znaki, a wąż nie asekurował mężczyzny, bowiem zniknął w czasie walki, zapewne jego pan odwołał go do pierwotnego wymiaru. Pot lał się mężczyźnie po karku gdy wdrapywał się na górę, przy pomocy ostrza i rękawicy, nie chciał bowiem tracić mocy magicznej na zbędne popisowe sztuczki.
W końcu dotarł do podziemnego tunelu gdzie opadł an chwile na plecy by złapać oddech po walce jak i po wspinaczce. Wtedy tez poczuł przyjemny w tej chwili chłód, rozejrzał się i w cieniu korytarza dostrzegł Hitodame. Kojarzył tego duszka, ten cały Mortis gadał z nim wcześniej w podziemiach, były to jakieś dusze czy coś takiego. Widać łowca przysłał go tu w zamian za gorgonę, by ognik rozświetlił ciemność i raportował swemu panu co dzieje się u poszczególnych drużyn.

Gdy najemnik w końcu złapał oddech wstał i mimo bólu promieniującego z ran ruszył w głąb korytarza… dopiero teraz robiło się ciekawie, był ranny a jego moc magiczna była na niski poziomie, zaś nie wiadomo co mogło kryć się w skalnej fortecy.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bVUSxQHFzFk[/MEDIA]

Korytarz nie był długi i wyglądał na naturalny, skały były ostro ociosane przez wiatr zaś w szczelinach i pęknięciach wojownik znalazł kilka sporych piór… co dobrymi nowinami nie było skoro doktorek lubował się w chimerach.
Po krótkim marszu światło Hitodamy doprowadziło mężczyznę do sporej wielkości naturalnej jaskini. Było tu dużo ptasich gniazd o nienaturalnych rozmiarach, jak i klatek o grubych metalowych prętach. Pod sufitem znajdowało się sporo podobnych tunelów, zapewne żyjące tu stworzenia korzystały z nich by wyruszać na łowy… a może lepiej będzie powiedzieć że korzystały, aktualnie bowiem ziemia pokryta była wieloma trupami. Krew chlupotała pod nogami ,zaś podłogę przystrajały martwe harpie, pierzaste węże jak i jeden sporych rozmiarów gryf. Między ciałami stworów znaleźć można też było ludzkie zwłoki, zaś szybkie oględziny wskazały, że każdy z poległych tu ludzi był członkiem Dark Scar. Widać przeszło tędy spora grupa uderzeniowa, którą potworne straże Ogdenowskiej siedziby z lekka przetrzebiły.

Gdy Agarth zajęty był sprawdzaniem czy ktoś przetrwał masakrę, usłyszał cichy lekko skrzekliwy głos.
- A tyy czszooo za jedennn?
Najemnik szybko rozejrzał się szukając potencjalnego zagrożenia. Dojrzał mówiącego dość szybko, stał wyprostowany w największej z chyba tu obecnych klatek, patrząc na Agartha. Czym zaś był… trudno było stwierdzić.


Był szczupły i cały pokryty czarnymi piórami. Jego pysk przypominał długi ostro zakończony ptasi dziób. Duże oczy o malutkich źrenicach bacznie obserwowały ruchy najemnika, zaś długie patykowate palce miarowo poruszały się na grubych prętach klatki. Ogon, który też pokryty był piórami, uderzał raz p oraz w podłogę klatki, zaś gdy stwór po raz kolejny przemówił, Agarth dostrzegł pełno małych ząbków przypominających żyletki jak i długi wężowy język.
- Whhyyphuuśćć mnheeee a Chiii phoomohogge. –zaskrzeczał ponownie stwór nie odrywając od wojownika wzroku.

Mortis


Walka z bestia zakończyła się powodzeniem, aczkolwiek Inkuba czekała zapewne dość długa rehabilitacja. Edgardo jednak nie zwlekał i szybko rozesłał Hitodamy w miejsca gdzie była reszta jego towarzyszy, duszki dość szybko doniosły mu że Kerei wciąż walczy z dwoma dziwacznymi magami przed głównym wejściem, zaś Agarth, mimo ciężkich ran wkraczał właśnie do twierdzy.
Po tych informacjach przyszedł czas na badanie obroży na szyi strażnika. Łowca już wyciągał rękę by ja odpiąć gdy nagle Alicja chwyciła go za przegub i spojrzała nań groźnie.
- Nie tak pochopnie. –syknęła po czym sięgnęła za pancerz i wydobyła mały notesik. Szybko go przekartkowała a po chwili prychnęła wściekle. – A to gnojek. –mówiąc to nie puszczała ręki młodego demonologa. – Nim tu wyruszyliśmy zebraliśmy tyle informacji o Ogdenie ile się dało. –zaczęła tłumaczyć dziewczyna. – Wiedziałam że cos słyszałam o tych obrożach. To paskudne urządzenie. Pozwala doktorowi wpływać na układ nerwowy noszącego by go kontrolować, ale najgorsze jest to że gdy chce się je zdjąć… wybuchają. Nie ruszaj tych obróżek po nie będzie czego po nas zbierać. –przestrzegła Mortisa dziewczyna i puściła jego prawicę zarzucając przyłbicę na twarz. – W sumie można by spróbować wysadzać te obróżki z daleka, ale nie wiemy jak wytrzymałe są i jak silnie wybuchają. –dodała jeszcze po czym ruszyła w stronę podziemnego korytarza.

Podziemne przejście którym ruszyli nie dało Hitodamie wielkiego pola do popisu, bowiem dość szybko ze skał przerodziło się w kafelki, zaś z sufitu zwisały dające słabe światło lampy. Dało się słyszeć ciche brzęki i wyładowania dochodzące zza ścian, zaś wszystko pachniało niczym szpital. Powietrze przesiąknięte było mieszającym się ze sobą zapachem chemikaliów i środków czyszczących.

Podziemna ścieżka doprowadziła Edgardo i jego towarzyszkę, do pomieszczenia w którym zapewne doktorek eksperymentował. Była to spora sala z kilkoma szafeczkami w których stały słoje z niezidentyfikowanymi częściami ciała różnych stworów. (Komentarz Alicji „Ty zobacz jaki w tym słoiku jest wielki…” wywołał u Mortisa cichy zażenowany kaszel.)
Na środku Sali znajdował się sporej wielkości stół, wyposażony w łańcuchy, służące do przykuwania ofiar szalonych pomysłów doktora, zaś kredens obok tego mebla obfitował w skalpele, obcęgi i inne lekarskie przedmioty. Całego widoku dopełniała duża szklana szyba, przez którą widać było bliźniaczo podobną salę, do której prowadziły grube metalowe drzwi.
A no i był jeszcze jeden mały szczegół w postaci oglądającego słoiki osobnika w hełmie.


Jegomość zafascynowany pukał palcem w słoik w którym pływały jakieś oczy, zaś spod hełmu wydobywał się chichot przywodzący na myśl dziecko które otrzymało nową zabawkę. Dziwak ubrany był w luźny czarny strój z peleryną i staromodne sznurowe sandały. Ciężki metalowy hełm ozdobiony był księżycem zaś przy pasie widać było przyczepiony prosty sztylet. Edgardo nie mógł wiedzieć że osobnikiem, był „piąty”, którego spotkał Kerei, kosiarz bowiem jakoś nie wiele odpowiedział o swojej podróży po Babilonie.
- A ty to kto? Kolejny strażnik? –zapytała Alicja unosząc kuszę i celując nią w mężczyznę.

Ishir


Do grupy pod dowództwem księdza Joghurta, dołączyła kolejna osoba, Kazu mag o nieznanych nikomu umiejętnościach. Jednak dalej to nie czyniło grupy czymś co mogło by przerazić kogokolwiek. Kto bowiem uciekał by w popłochu przed dwójką ciągle marudzących na siebie staruszków, jednym wychudzonym chłopakiem, kurduplem w szortach i przed ładną młodą dziewoją. Jak jednak było wiadomo wygląd to tylko pozory zaś prawdziwa siła zawsze pozostawała zagadką.

Krocząc przez wyspę Ishir widział wiele roślin i stworzenia których nigdzie indziej nie spotkał. Kolorowe kwiaty o wielkich liściach i malutkich łodyżkach na których pracowicie zbierały nektar niebieskie pszczoły wielkości kciuka, liany które po dłuższym przyglądaniu się okazywały się być setkami kokonów gąsienic zlepionych ze sobą. Ba! Chłopak dałby sobie rękę uciąć ze widział gdzieś jakieś stworzonko, które biegało po lesie z lunetą w ręku, rozkładając wszędzie dziwnie wyglądające grzyby. No ale mniejsza o to, wszak wyspa musiała jakoś żyć swoim życiem.

W końcu drużyna dotarła do miejsca które wskazała im gorgona. ( wąż na ramieniu Joghurta zniknął jednak w pewnym momencie więc trochę pobłądzili bowiem wróżka obrażona na księdza odmówiła współpracy) Wejście okazało się być sporym portale, niczym do jakiejś świątyni, do którego prowadziły wysokie zadbane schody, zapewne było to główne wejście do siedziby Ogdena.
- Dziwne ze też nikt nie stoi na straży, toć to głu…- zaczął ksiądz jednak nie dokończył bowiem przerwał mu donośny ryk z powietrza.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8uQ8YMa0AUk&feature=relmfu
[/MEDIA]

Wszyscy poderwali głowy I zobaczyli widok których otucha na pewno nie napawał… Ishira zaś jednak on rozsierdził i to podwójnie!
Pierwszym elementem powietrznego niebezpieczeństwa, który na twarzy elektrycznego maga wywołał mściwy uśmieszek, był…


Zamaskowany osobnik, którego Ishir dobrze znał – uczeń wodnego smoka! Nie zmienił sie prawie w ogóle, ciągle krył twarz pod maską, nawet strój miał ten sam, zapewne była to jego szata bojowa. Jedynie włosy trochę mu urosły była to jednak niezbyt istotna zmiana.
Druga rzeczą, która zaś rozłościła Ishira, było to na czym jego rywal stał. Uczeń wodnego smoka pikował bowiem na grupkę na grzbiecie…


…lodowej wyverny! I to tej którą Ishir sporo ponad rok temu zaczął oswajać, bez wątpienia był to jego zwierzak, a teraz dosiadał go jego największy rywal!
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 25-05-2012, 12:47   #79
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
-Wszyscy w tył! Nie atakować bez potrzeby!- krzyknął Ishir samemu idąc kilka kroków w przód.
Spojrzał z gniewem w oczach w stronę zbliżającego się przeciwnika. Czuł, że Gniew gdzieś tam w ciemnych zakamarkach jego umysłu budzi się by ruszyć do walki. Wiedział, czym mogłoby się to skończyć. Nie miał zamiaru do tego dopuścić. Wyverna była dla niego zbyt cenna. Namiastka łącząca go z przeszłością, zwierze, którym powinien się opiekować. Nie mógł jej zranić. Całe to zaufanie szlag by trafił. Musiał rozdzielić ją od ucznia Wodnego Smoka. Łatwo by poszło gdyby stworzenie go pamiętało. Nie był jednak pewny czy rok bez kontaktu to nie za długo na zachowanie jakichkolwiek więzów. Musiał jednak zaryzykować. Wyciągnął przed siebie otwartą dłoń. Nie by zaatakować, lecz by dać wyvernie się poznać. Na wszelki wypadek był przygotowany w każdej chwili do pokrycia się elektryczną skórą i ucieczki.
Pikująca wyverna na chwilę zaczęła zwalniać a jej źrenice rozszerzyły się lekko, potem jednak z rykiem ruszyła na chłopaka, który na szczęście dzięki swemu czarowi uniknął paszczy pełnej zębów. Gad ponownie wbił się w powietrze a uczeń wodnego smoka swym delikatnym lekko tajemniczym głosem oznajmił. - Nie sądziłem, że po roku będzie Cie pamiętać. To bardzo interesujące. -stwierdził zamyślony po czym pognał potwora do kolejnego ataku na elektrycznego maga.
Ishir nie przejął się specjalnie ani atakiem, ani słowami przeciwnika. Ponownie stanął w miejscu z wyciągniętą ręką.
-Wiem, że Cię zostawiłem. – zwrócił się do stwora -Niestety nie ode mnie zależała ta przerwa w naszych kontaktach. Zostałem porwany. Każdego dnia myślałem o Tobie i o Maii. – niebieskowłosy mówił jak do osoby, delikatnym, przepraszającym głosem. –Daj mi szansę poprawy. Nie proszę o wiele. Naprawdę nie chcę cię skrzywdzić. Daj mi szansę przeżyć. Proszę.
Mag i tym razem nie zamierzał walczyć. Wymagając od kogoś dania szansy samemu powinno się ją dać. Oprócz tej chciał dać jeszcze jedną ostatnią okazję do wybaczenia. Później musiał już walczyć.
Wyverna ponownie zapikowała... ale chyba Ishirowi udało się wywołać wspomnienia u swego zwierzaka, bowiem ten zamiast go zaatakować, wylądował wraz ze zdziwionym uczniem wodnego smoka kilka metrów od chłopaka. I spoglądał to na zamaskowanego to na Ishira. Wodny mag prychnął i zeskoczył z grzbietu stwora.
- Mogłem się domyślić że to nie zadziała...- mruknął po czym zwrócił maskę w stronę elektrycznego maga. - Dawno się nie widzieliśmy.
-Ano dawno. - przytaknął niebieskowłosy. -Dałbyś mi chwilę na przywitanie się z wyverną? - zapytał wyraźnie uradowany z takiego obrotu sprawy.
- Nie krepuj się. -prychnął zamaskowany.
Ishir powoli zbliżał się do zwierzaka. Szedł z wyciągniętą dłonią i wyprostowanymi palcami. W razie nagłej reakcji stwora mógł mieć nadzieję, że straci tylko palce. Gdy wyverna nie zareagowała złowrogo położył rękę na jej pysku i pogłaskał ją.
-Stęskniłem się. Bardzo. Gdy tylko stąd odejdziemy wynagrodzę Ci każdy dzień rozłąki. Teraz jednak bądź tak grzeczna i idź do moich towarzyszy. – mag ręką wskazał miejsce gdzie stali jego sprzymierzeńcy. –Bardzo nie chcę by stała ci się krzywda.
Niebieskowłosy odwrócił się do swojego przeciwnika.
- No teraz gdy powitanie mamy za sobą możemy zaczynać. – powiedział przyjmując postawę bojową. –Chociaż nie. Najpierw bądź tak miły i powiedz jak udało ci się zdobyć mojego zwierzaka?
- Byliśmy w twoim domu jakiś rok temu, Stein kazał go przeszukać. Nie znaleźliśmy ani Ciebie ani tego co chcieliśmy więc przynajmniej zabraliśmy sobie wyverne. -stwierdził zamaskowany.
-Rozumiem. - odparł Ishir. -Czyli dla świętego spokoju muszę zabić ciebie, twojego mistrza i tego doktorka? - mag spojrzał dziwnie na księdza. -O jakości życia decyduje ilość wrogów, tak? Więc moje życie musi być wyjątkowe. - powiedział ni to do siebie ni do kogoś niebieskowłosy.
Elektryczne szpony pojawiły się na czubkach jego palców zarówno u rąk jak i nóg. W dłoniach zwróconych w kierunku przeciwnym niż stał wodny mag zaczęły formować się pioruny, które wielkością nie miały przekroczyć obwodu dłoni.
- Z tego co pamiętam ostatnio ty zaczynałeś. Więc teraz moja kolej.
Chłopak zgiął się lekko i pokryty żółtą elektrycznością, trzymając ręce wzdłuż ciała ruszył do ataku. Chciał zbliżyć się do przeciwnika i markując atak z bliska uderzyć w niego piorunami.
Zamaskowany odskoczył zgrabnie do tyłu, i kontynuował takie odskoki obserwując Ishira.
- Przez ten rok sporo ćwiczyłem, mam nadzieje że mnie nie zawiedziesz. - mówiąc to wyciągnął dłoń i rzekł. - Water Magic: Whirpool. - a w jego dłoni pojawił się mały wodny wir którym cisnął w Ishira. Chłopak wiedział że nie dobiegnie do oponenta przed koniecznością uniku, tak więc cisnął w niego stworzonymi piorunami. Zamaskowany zgrabnie uskoczył przed pierwszym, ale drugi zakręcił w powietrzu młynek i ugodził w plecy wodnego smoka wywołując jęk bólu jak i tworząc charakterystyczny szary dymek spalonego ubrania.
Atak oponenta jednak też dosięgnął Ishira. Wir powiększył się niespodziewanie i uderzył w niebieskowłosego sprawiając, że ten poczuł się jak mocno wirujące pranie. Nogi chłopaka oderwały się od ziemi, zemdliło go, zaś słup wody począł rosnąć w górę niosąc Ishira ze sobą w powietrze. Rozsądek podpowiadał że jak najszybciej trzeba opuścić wodną pułapkę.
Niebieskowłosy nie najlepiej czuł się wirując w powietrzu. Mózg dostarczył mu wiele różnorodnych pomysłów oswobodzenia się z wiru, lecz pomysły te dość szybko przebiegały przez jego głowę nie pozostawiając po sobie większego śladu. W końcu chłopakowi udało się podjąć decyzję. Klasnął w dłonie… zalewając przestrzeń oślepiającym blaskiem. Jeśli zaklęciem sterował zamaskowany teraz powinien się zdekoncentrować tracąc nad nim kontrolę. Gorzej, jeśli zaklęcie działało samoczynnie. Wtedy pozostawało skorzystać z kombinacji Levitation oraz połączenia dwóch piorunów kulistych w celu stworzenia odpowiedniego wybuchu.
Blask zalazł okolicę, i po chwili ir zniknął, a Ishir tyłkiem gruchnął boleśnie o ziemię. Dao to czas zamaskowanemu na doprowadzenie oczu do jako takiego porządku.
- Całkiem nieźle. -zaśmiał się delikatnie jego oponent i wystawił jedną dłoń przed siebie ruchem palców zachęcając Ishira do ataku.
- Jesteś pewny że nie chcesz pomocy?!- krzyknął z “widowni” Joghurt.
-Tak. Jestem pewien. – odpowiedział Ishir podnosząc się z ziemi i rozcierając sobie tylnią część ciała. –Ty też sobie nie najgorzej radzisz. - uśmiechnął się do zamaskowanego.
W dłonie chłopaka ponownie zaczęły formować się pioruny kuliste. Tym razem były one niebieskie.
-Źle do ciebie podszedłem. Muszę zmienić taktykę. – powiedział niebieskowłosy wystawiając przed siebie ręce.
Dwa pioruny kuliste pomknęły w stronę ucznia wodnego smoka, dwa kolejne zaczęły formować się w dłoniach elektrycznego maga, który ruszył w stronę przeciwnika. Licząc, że pierwsze trafienie wystarczająco naelektryzowało zamaskowanego pociski powinny same nakierować się na jego ciało. Te w dłoniach posłużyć miały do zbicia ewentualnego kontrataku lub powiększenia szkód wcześniejszego uderzenia.
Zamaskowany uśmiechnął się i wyskoczył w górę nad piorunami kulistymi, myśląc ze te pofruną dalej na spotkanie ściany górskiej twierdzy. Jednak na jego twarzy skrytej pod maską na pewno musiało malować się zdziwienie gdy atak odbił się pionowo w górę i uderzył w jego nogi tworząc dwa małe niebieskawe wybuchy, które podrzuciły osobnika jeszcze wyżej. Rywal Ishira jednak szybko przezwyciężył szok i zaskoczenie i okręcił się w powietrzu, tak że teraz spadał bokiem, maską w stronę elektrycznego oponenta. Wystawił przed siebie dłoń w znany już elektrycznemu magowi sposób- “na pistolet.” Z wyciągniętego w stronę Ishira palca wystrzelił z wielka prędkością wodny cienki pocisk przy akompaniamencie słów. - Water Magic: Rapid fire.
Ishir jednak przygotowany na kontratak posłał w pocisk wody pioruny kulisty, który zderzył się z wodnym strzałem. Jednak młody wodny smok musiał sporo ćwiczyć, bowiem przy zderzeniu, jego wodna igła rozbiła się na kilka mniejszych, które strzeliły w losowych kierunkach. Kilka uderzyło w drzewa, inne przeleciały nad głowa widzów tej walki, zaś jedna drasnęła policzek Ishira, rozcinając go do krwi.
Lekki grymas bólu pojawił się na twarzy niebieskowłosego. Gdzieś tam na dnie jego umysłu zaczął budzić się do życia Gniew. Ciche nieartykułowane pomruki rozchodziły się coraz głośniej w głowie chłopaka. Nie mógł w obecnej chwili pozwolić dojść mu do głosu. Zużycie energii magicznej byłoby zbyt wielkie.
„-Użyj mnie.” – Ostrze będące świadkiem rozważań chłopaka przemówiło w jego świadomości. „-Wtedy szybko wygramy.
„-Nie to pojedynek jeden na jednego. Z tobą nie byłoby równych szans.
„-Ale on jest od ciebie….
Ishir zagłuszył słowa swej broni kilkoma obrazami z przeszłości. Kilka z nich dotyczyło pojedynku z San-Nu-Linem, inne z Wodnym Smokiem i jego uczniem, jeszcze inne walki z Varsem.
„-Oni też byli lepsi. To jeszcze o niczym nie decyduje.” – powiedział spokojnie.
„-No niech ci będzie. Więc co zamierzasz?
”-Zobaczysz
Elektryczność otaczająca ciało chłopaka zaczęła zanikać. Pewna jej część zaczęła płynąć do dłoni, gdzie formowały się pioruny kuliste. Z punktu najbardziej oddalonego od skóry maga zaczęły wyrastać małe groty strzał.
-[i]Thunder Cannonade: Arrows![/i] – żółte, elektryczne strzały pomknęły na spotkanie z przeciwnikiem.
Nie to miało być jednak głównym celem ataku. Ishir skrzyżował na piersi ręce. Powietrze wokół nich zaczęło lekko, niemal niezauważalnie drżeć.
-Body Control – wyszeptał niemal niesłyszalnie młodzieniec.
Drżenie pomknęło na spotkanie z rękami zamaskowanego.
Gdy tylko zamaskowany wylądował na ziemi odbił się od niej unikając pierwszej porcji elektrycznych strzał, następnie slalomem ruszył w stronę Ishira, zaś elektryczne ataki rozbijały się o glebę obok niego, rozsadzając ją i posyłając w przestworza grudki ziemi i kępki trawy, ale samemu wodnemu magowi po za pobrudzeniem ubrania nie zrobiły wiele. W czasie tego biegu mag w masce wypowiedział zaś kolejną formułę. - Storm Fist. -a jego dłoń otoczyła wirująca woda, ten atak fizyczny zapowiadał się na naprawdę groźny.
Cóż jednak z tego, skoro kontrola ciała zadziałała bezbłędnie! Ishir przejął kontrole nad oboma ramionami młodziana, ba ponadto wykorzystał jego własne sztuczki przeciw niemu! Okryta wodą ręka, bowiem ku zdziwieniu przeciwnika, nagle uniosła się i gruchnęła go w twarz aktywując zaklęcie. W maskę oponenta ugodził potężny wir wodny, który oderwał go od ziemi i posłał parę metrów dalej, gdzie to wątłe ciało przeciwnika Ishira gruchnęło o drzewo i osunęło sie po nim, zaś Ishir wciąż miał kontrole nad rękami oponenta.
Niebieskowłosy uśmiechnął się pod nosem lekko. Zaczął powoli zbliżać się w stronę ucznia Wodnego Smoczego Zabójcy. Z każdym krokiem rozkładał coraz bardziej ramiona. Dla niego nie miało to żadnego skutku. Dla przeciwnika powinno skończyć się wyłamaniem rąk, lub zmotywowaniem do walki o zerwanie czaru. Elektryczny mag zamierzał zbliżyć się do zamaskowanego na odległość wyciągniętej nogi i niezbyt kulturalnie, lecz zapewne boleśnie kopnąć go w krocze stopą zaopatrzoną w elektryczne pazury. Żółta elektryczność pokryła ciało chłopaka. Nie zamierzał jej użyć do obecnego ataku. Była swoistym wyjściem awaryjnym w przypadku złamania kontroli.
W czasie gdy niebieskowłosy zbliżał się do wroga powoli wyłamując mu powoli ręce, ten uniósł twarz z której zsunęła się pogruchotana od magii wody maska... ukazując twarz... no właśnie twarz kobiety!



Było to lekkie zaskoczenie, aczkolwiek mogło tłumaczyć delikatny głos osobnika. Uczeń, a dokładniej uczennica wodnego smoka otworzyła usta z których niespodziewanie strzelił strumień wody, trafiając Ishira w pierś i posyłając go na ziemię, co spowodowało przerwanie koncentracji i rozwianie czaru. Jego oponentka wykorzystała to od razu wracając zgrabnie do pozycji stojącej i składając ręce jak do modlitwy, zapewne szykowała jakiś potężniejszy atak.
Ishir odwrócił się na brzuch. Czyli jednak sen był prawdziwy. Dobrze go pamiętał do tej pory. Uczennica Wodnego Smoka i jakiś doktorek. Stein…
- Levitation… -
Ciało niebieskowłosego uniosło się lekko ku górze. Powietrze pod nim zaczęło wirować.
- Lighting Claws: Wolverine Attack
Z kostek u dłoni chłopaka wystrzeliły elektryczne szpony, dzięki którym mógł przejść do kolejnego kroku planu.
W dłoniach chłopaka zaczęły formować się pioruny kuliste, które zaczął łączyć ze sobą. Następnie z palców u dłoni wystrzeliły kolejne elektryczne szpony, które podbiły go do góry. Wykorzystując to Ishir odwrócił się w powietrzu i rzucił kulą w przeciwniczkę.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 26-05-2012, 17:45   #80
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Aryuki nie lubiła ciasnoty korytarzy i tym bardziej nie podobał się jej rozwój sytuacji, gdy natrafili na dźwięki muzyki, jaką grały otaczające ich skały. To zwiastowało kłopoty. Im bliżej podchodzili tym bardziej było widać, że tym razem przeciwnik nie był słabeuszem. A właściwie przeciwniczka. Wojowniczka przyglądała się jej i wsłuchiwała w dźwięki ziemi. Nie podobało się jej to co widziała i to co słyszała. Niewątpliwie miejsce w którym musieliby stoczyć bój dawało przewagę elementalistce. A muzyka musiała być częścią jakiegoś rytuału.
-Możemy się chyba jeszcze wycofać.- rzekła cicho Aryuki, pocierając kark. -Możemy też zaatakować, lub... wymyślić jakiś podstęp. Możemy... Macie jakieś pomysły?
- Ciii... -powiedziała Crona przykładając palec do ust, po czym machnęła palcem a ciemność przy Aryuki uformowała się w napis: “A Co jeżeli ta muzyka ma wykrywać nieproszonych, gości, a ona to taka czujka? Może te skały wykrywają inne dźwięki”
-To w takim razie usłyszała nasze kroki.-szepnęła cicho Aryuki.-Mistrzowie Ziemi potrafili wykrywać wibracje, wszystkiego co się rusza po podłożu. Ale nie wtedy, gdy sami zagłuszali owe wibracje własnymi.
Wytwarzanie hałasu, by lepiej słyszeć wydawało się Marai niedorzecznym pomysłem.
- W takim razie co twoim zdaniem ona robi? Nigdy nie słyszałam o takim rytuale. -odszepnęła Crona przyglądając się jak kobieta wskazuje palcami coraz to nowe fragmenty ścian.
-A ja o Dark Scar.Jak widać nikt wszechwiedzący nie jest..-mruknęła cicho w odpowiedzi wojowniczka.-Może używa muzyki jako soczewki? Może do kruszenia skał? Wprawiony w odpowiednie wibracje kamień rozsypuje się sam z siebie, tak samo jest z ciałem. To jest silniejsze niż zwykłe uderzenie. Wystarczy tylko dobrać szybkość drgań.
Aryuki nadal mówiła cichutko, choć bardziej dla uspokojenia Crony, niż z wiary w jej teorię.
Cienisty już miał się odezwać przypominając że istnieją zwierzęta które właśnie za pomocą wydawanych przez siebie dźwięków potrafią orientować się w otoczeniu jednak dał sobie spokój. Dyskusja z mieczniczką nie wniosłaby niczego nowego, a on nie zamierzał tracić czasu na bezsensowne rozmowy, zamiast tego wolał wsłuchać się w melodię, która być może przyda mu się później. Dla pewności wolał jednak posłużyć się tą samą metodą co Crona i również uformował ciemność w litery, tak samo jak zrobiła to dziewczyna “Najłatwiej będzie to sprawdzić bezpośrednio. Mogę pójść przodem i sprawdzić czy faktycznie wyczuje wibracje”
Aryuki w odpowiedzi wzruszyła ramionami. I wskazała deseczką Takera kierunek w którym znajdowała się elementalistka, dając mu w ten sposób wolną rękę w działaniach.
Zaś sama postanowiła czekać, na rozwój sytuacji.

Andher ruszył do przodu, stając się niewidzialny. Ukrycie się przed wzrokiem było łatwe, dużo trudniej natomiast było dopasować się do skalnej melodii. Gdyby po prostu wyciszył swoje kroki mógłby zdradzić swoją obecność, musiał więc pozwolić by dźwięki opływały go, jak gdyby nie istniał - w ten sposób zamierzał przekraść się do czarodziejki i podjąć próbę ogłuszenia jej.
Na początku nie szło najgorzej, Adnher powoli zbliżał się do elementalistki, która zdawała się być nieświadoma jego obecności. Wszystko zmieniło się jednak gdy palce którymi dyrygowała wskazały miejsce w którym akurat stał Andher. Gdyby nie wszechobecny mrok Andher zapewne spokojnie byłby wstanie unikać wskazywania palcami, jednak tutaj nie był oto łatwe.
Gdy palec dziewczyny wskazał niewidzialnego maga, zagrał fałszywy akord, zupełnie nie pasujący do otaczającej ich muzyki.
- Kto tu jest? -zapytała nagle kobieta opuszczając ręce wzdłuż ciała co momentalnie uciszyło dźwięki skalnych pieśni.
Z miejsca w które wskazała dziewczyna z piskiem odbiegł duży i wyjątkowo tłusty szczur, niknąc w mroku tunelu. Kapelusznik nie był pewien czy to wystarczy, jednak on sam po krótkiej chwili bezruchu podjął dalej swoją wędrówkę.
- Nie staraj się mnie oszukać, wiem że jest tu człowiek. -odparła dziewczyna rozglądając się czujnie, zaś ruchami rąk sprawiła że w losowych miejscach na posadzce komnaty powstawały dziwaczne wybrzuszenia.
Aryuki widziała już, że plan Andhera spalił na panewce. Z drugiej jednak strony kobieta wydawała się nastawiona dość pokojowo. Wszak jeszcze nie zaatakowała... jeszcze.
Wojowniczka zamierzała wkroczyć, acz... dopiero po działaniach maga fairy tail. A nuż uda mu się uspokoić sytuację.
- Dobrze, już dobrze - odpowiedział kapelusznik wyłaniając się z nicości tuż obok miejsca gdzie wcześniej pojawił się szczur - - Nie mam złych zamiarów, po prostu wysłano mnie z wioski by odzyskać zakładnika.
- Zakładnika... ahh masz na myśli tego irytującego chłopaczka? Cóż to jednak chyba niemożliwe, Biały król ma do niego chyba jakieś plany. -stwierdziła kobieta, która mimo pojawienia się Andhera wciąż rozglądała się czujnie... tak jak by wyczuwała jego podstęp.
Którymi najwyraźniej nie zamierzał podzielić się ze swymi podwładnymi. Aryuki rozglądała się po miejscu zastanawiając się jak dałoby się wykorzystać je na swoją korzyść, podczas ewentualnej walki z przeciwniczką. Póki co pozostawiła sprawę rozmowy w rękach Andhera, ciekawa co uda mu się uzyskać.
- Może gdyby porozmawiać z tym Białym Królem udałoby się go przekonać do zmiany planów? Rodzina chłopaka bardzo się o niego martwi, nie zrobił także nikomu nic złego
- Niezbyt nas to obchodzi, a teraz znikaj stąd jeżeli chcesz pozostać przy życiu/ -stwierdziła kobieta zimnym wzrokiem przeszywając fałszywego Andhera.
-Właściwie, to mieliśmy ci zaproponować to samo.- Aryuki ruszyła do przodu, postanawiając się wtrącić do tej rozmowy.-Skoro to i tak sprawa między Białym Królem a nami, to was już to nie obchodzi, prawda ?


- Błąd. -odparła krótko dziewczyna, po czym dodała. - Przybyliśmy tu jako zespół tak więc aktualnie wrogowie jednego z nas działają przeciw interesom całej czwórki. -odparła i zaczęła powoli niemal niezauważalnie unosić ręce jednocześnie odsuwając dłonie od siebie. Andher zaś był już dość blisko pleców dziewczyny.
-Spokojnie...Powalczyć zawsze zdążymy.- odparła Aryuki.- Poza tym. Naprawdę wierzysz w to co mówisz? W ten cały “zespół”? Nie przyszło ci do głowy, że to nie ma wiele wspólnego z prawdą ? Bo skoro jesteście zespołem, to co tu robisz? Skoro jesteście zespołem, to w takim razie wiesz, po co tu jesteś i jakie plany ma Biały Król? Bo ja bym na twoim miejscu dobrze się zastanowiła. Mam bowiem wrażenie, że ty i ten drugi od Dark Star jesteście nabijani w butelkę.
- Pff głupia dziewczyno... -prychnęła srebrnooka.- Oczywiście, że wiem po co tu jestem, wysłał mnie tu nasz przywódca. Biały Król jest lojalnym sojusznikiem i pomaga nam w szukaniu... - i kobieta nagle zamilkła zdając sobie sprawę że i tak za dużo powiedziała.
-Tak, tak. Miło, gdy ktoś inny myśli za ciebie.- odparła ironicznie Aryuki. Westchnęła głośno i dodała.- Coś ci wyjaśnię. Z tego co wiem, nie ma czegoś takiego jak lojalny sojusznik, wśród takich organizacji jak wasze. I źle mnie zrozumiałaś. Nie pytam cię o to, co robisz przy Białym Królu, bo to już wiem. Masz go chronić. Lecz problem w tym, że jesteś tu... w tej odnodze korytarza, a nie przy nim. A wiesz czemu? Bo on już znalazł to co chce i mogłabyś mu przeszkadzać. Więc odesłał was do bocznych korytarzy, byście mu nie mogli się zorientować, że wykorzystał was. A potem...-wzruszyła ramionami Aryuki.-Potem będzie za późno. Czy ten twój światły przywódca nie kazał ci przypadkiem pilnować Białego Króla i patrzeć mu na łapki ?- po tym retorycznym pytaniu wojowniczka wzruszyła ramionami.-A i gorzej być może. Nie znam się na tych sprawach, ale... możesz być mimowolną ofiarą rytuału waszego lojalnego sojusznika.Gratulacje.
- Kto Ci nagadał, że mam go chronić?-oburzyła się dziewczyna zaciskając pięści a ziemia w całej komacie aż zadrżała. - Biały Król sam potrafi się bronić. My jesteśmy tu by szukać, kopalnie są za duże by jedna osoba mogła szybko i skutecznie je przewertować, nawet tak potężna jak Biały Król. -warknęła wyraźnie rozdrażniona elementalistka zaś wstrząsy robiły się coraz bardziej dotkliwe, małe kamyczki skakały po ziemi wybijając nierówny rytm na posadzce.

Cienisty nie miał zamiaru dłużej czekać, nieszczęśliwy wypadek mógł zdradzić jego położenie kompletnie niwecząc plan skrytego ataku. Dodatkowo utrzymywanie się w tym stanie pochłaniało jego moc, a tej musiało mu jeszcze wystarczyć na nadchodzące walki. Dlatego też przyoblekł swój rapier w moc paraliżu i pchnął, niezbyt mocno by nie wyrządzić większej krzywdy jednak wystarczająco by ostrze mogło zagłębić się w ciało przenosząc czar.
Andher pojawił się nagle w mroku za plecami kobiety, a ostrze jego broni ze złowieszczym świstem przecięło powietrze...a potem brzdęknęło głucho. Stal odbiła się bowiem od skóry dziewczyny, jak gdyby ta była wykonana z kamienia. - Mam cie szczurku. -powiedziała dziewczyna i powoli poczęła się obracać.
Wojowniczka uznając, że wyczerpała wszystkie możliwości związane z perswazją, postanowiła zadziałać w inny sposób.-Soulspeed:Shade
Rozpędzona dziewczyna pozostawiła za sobą widmowy obraz, nie dbając jednak o to. Ślepa przeciwniczka wszak widziała świat inaczej. Niemniej prędkość i zaskoczenie miały dać szansę atakowi Aryuki. Prostackiemu atakowi, póki co.
Przyspieszona swą mocą dziewczyna, tuż przed samym celem skoczyła do przodu, by tuż przed uderzeniem znaleźć się w powietrzu. I wyprowadzić silny cios.- Soulfist.
Pięścią prosto w twarz magiczki ziemi lub dźwięku. Bo zachowanie owej kobiety zaczęło budzić pewne wątpliwości u wojowniczki, co do prawdziwej natury magii ich przeciwniczki.
Niemniej to by nie miało znaczenia. Jeśli cios dosięgnie celu, a moc soulfist okaże się remedium na ewentualną wrażliwość na czysto fizyczne ataki. Jeśli ów cios okaże się ostatnim ciosem w tej walce.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 26-05-2012 o 18:01. Powód: poprawki
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172