Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2012, 23:43   #31
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
David nie zamierzał się przed nikim tłumaczyć. Zabijając kobietę dolał i tak tylko oliwy do ognia, skoro przecież i tak był przez nich ścigany. Do Drusilli podszedł tylko raz, nim do końca rozwinęli obóz.
- Przepraszam, że musiałaś być tego świadkiem. Wiem, że masz miękkie serce. Ale czasami inaczej się nie da. Tam w lesie uratowałem też tylko tylu, ilu mogłem bez narażania wszystkich.
Nie tłumaczył się, przyjmując do wiadomości jej oddalenie, choć zastanawiał się, jak taka jak ona mogła być szpiegiem. Zresztą Betty też nie do końca pasowała, była zbyt gwałtowna.
- Wiem, że zrobiłeś to, by nas uratować. - dziewczyna spojrzała trochę cieplej w jego oczy. - Chodzi tylko to, że ty... - zamilkła szukając odpowiednich słów. -To wyglądało tak, jakbyś nic przy tym nie czuł, ani po... Boję się ciebie takiego... - głos jej się złamał, nie dała mu już nic powiedzieć, oddalając się z ledwo skrywaną wilgocią w oczach.

W czasie rozmowy przy ognisku David uniósł dłoń w uspokajającym geście.
- Spokojnie. On tylko żartował. Przecież nie narażałby się na to, że wbiję mu sztylet w plecy, gdy będzie spał.
Powoli przeniósł wzrok na Yalona. Wzrok twardy, ale pozbawiony groźby. Przynajmniej jeszcze.
- Na imię mi Joseph, nie pochodzę stąd. Nie do końca pojąłem jeszcze wszystkie zwyczaje, obyczaje i fakty. Szybko się jednakże uczę. I jak już to ująłeś, jestem człowiekiem wielu talentów, zapewniam, że nie cyrkowych. Najprościej zwać mnie podróżnikiem, bo nie jestem człowiekiem, który mógłby spokojnie żyć w wiejskiej chacie i uprawiać rzepę.
- Niech wam będzie... - żołnierz przyklasnął w dłonie, trochę zbity z tropu powagą łotrzyka. - Niech więc będzie żeś Joseph, podróżnik z dalekich stron. Z północy pewnie gdzieś? - zrezygnował widząc jego spojrzenie. - No dobra... - wyraźnie się zasępił. - Widzę żeście nie w nastrojach do pogaduch. Prześpijmy się więc, może po drzemce będziecie bardziej skorzy do figli.

Po paru godzinach łotrzyka obudził dziecięcy śmiech. Otworzył oko dostrzegając Gyna i Jona siedzących na warcie przed chatą. Wydawali się czujni, nic nie wskazywało na to, by cokolwiek wzbudziło ich obawy. David pomyślał już, że coś mu się śniło, gdy dźwięk się powtórzył. Wysoki, piskliwy chichot taki jaki słyszy się u bawiących się dzieci. Wartownicy nadal siedzieli na swoich miejscach, spokojnie rozglądając się po okolicy. Łotrzyk kątem oka zauważył, jak powietrze na skraju obozu zamigotało, gdy skoncentrował jednak wzrok na dziwnym zjawisku, nic już tam nie było. W jego głowie rozbrzmiał wysoki figlarny głosik.
- Cichy człek, cichy człek, gdzie się podział cichy człek? - zaśpiewał, w rytm dziecięcej rymowanki.
David poderwał się błyskawicznie, zaciskając dłoń na rękojeści miecza. Rozejrzał się, a potem wypowiedział słowa zaklęcia. Przy okazji zrobił też nieco hałasu, zwracając na siebie uwagę strażników. Przyłożył palec do ust, nakazując ciszę i wskazał gestem na las. Gdy skończył zaklęcie, ruszył powoli w ich stronę.
Zaklęcie pozwoliło mu jedynie wyczuć niewyraźną, słabą aurę gdzieś na skraju lasu. Po chwili i ona zniknęła. Dwójka kuszników kiwnęła porozumiewawczo głowami, jeden z nich podczołgał się do chrapiącego w najlepsze Yalona, tykając go w nogę, drugi, pochylony, wycelował bełt we wskazaną stronę. Żołnierz obudził się gwałtownie, chwytając odruchowo za sztylet. Nie dojrzał co prawda żadnego zagrożenia, jednak wojskowy trening robił swoje. Zachował ciszę spoglądając pytającym wzrokiem na Davida i przysuwając do siebie leżącą nieopodal zbroję.
- Bywam tu, bywam tam, brzydkie tajemnice znam! - zadźwięczało łotrzykowi w głowie, a jego zmysł magii znów wskazał lekkie zawirowania, tym razem głębiej w lesie.

Być może zignorowałby to, gdyby nie brak pamięci o poprzednim życiu. To zmuszało do szukania odpowiedzi, jakichkolwiek odpowiedzi. Był pewny tego, że to niezbyt mądre zachowanie, ale jego ciekawość była zbyt duża. Dał znak innym, aby nie ruszali się z miejsca.
- Coś tam jest. Sprawdzę to, zostańcie tu.
Nie była to rzecz jasna cała prawda, ale co poradzić? Być może przybiegną, gdy zawoła o pomoc, być może nie. Ruszył powoli i ostrożnie, kierując się ku oddalającej się mocy. Jego towarzysze spojrzeli po sobie, najwyraźniej nie mieli jednak zamiaru z nim dyskutować.

Gdy wszedł między drzewa omiótł go mdlący fetor rozkładającego się zgniłego mięsa. Na pniach siedziały całe chmary bzyczących leniwie tłustych much.
- Ciebie znam, dobrze znam, nie przyniosłeś łupu nam! - rozbrzmiało w jego głowie, lecz tym razem dziecięcy głos był dziwnie chrapliwy. Rzucone przez Davida zaklęcie przestało działać, nie czuł więc już związanej z przybyszem aury. Istota mogła być wszędzie.
Nie użył po raz drugi swojej mocy. Zamiast tego podążył za smrodem, przytykając sobie do nosa rękaw ubrania. Fetor był nieznośny, ale wskazywał też na jedną ważną rzecz - trupy leżały tu dość krótko. Rozglądał się uważnie, zwracając uwagi na każdy możliwy szczegół otoczenia. Zaklął szpetnie, nie znajdując nic konkretnego. Stanął w miejscu, chcąc już zawracać, ale nagle się powstrzymał.
- Pokaż się. Porozmawiamy o łupie.
Coś niewidzialnego przeleciało pomiędzy drzewami za jego plecami. Na potylicy poczuł powiew lepkiego, smrodliwego powietrza. Po chwili zza pnia usłyszał ciąg słów wypowiedzianych w jakimś charczącym plugawym języku. Tym razem nie była to telepatia, lecz mimo wszystko zrozumiał każde słowo. Musiał wcześniej znać tę mowę.
- Gdzie on jest? Gdzie go masz? Lepiej jak go szybko dasz! Zostaw go, połóż tu, ja dostarczę klejnot mu!
David rozłożył lekko ręce, w geście bezradności.
- Wybacz mi, ale nie wiem kim jesteś. Jakiś czas temu straciłem pamięć, jeśli potrafisz wejść do mojej głowy, to wiesz, że to prawda. Musisz opowiedzieć mi całą historię. Komu, jaki klejnot...
Mówił spokojnie, powoli, ale cicho. To nie były informacje przeznaczone dla ludzi, którzy mu towarzyszyli i zostali w obozie.
Za pniem coś charknęło w geście zniecierpliwienia i irytacji.
- Dawaj go! Nie baw się! Nie nabierzesz znowu mnie!
Istota zrzuciła niewidzialność ukazując swoją prawdziwą bluźnierczą formę.


Buchnął od niej jeszcze silniejszy smród niż wcześniej.
- Dawaj, dawaj, dawaj! - zeszpecona dziecięca twarz wykrzywiła się w gniewie. Skrzydła pokracznej istoty zatrzepały nerwowo.
David powoli, nie zwracającym na siebie uwagi gestem zaczął wyciągać broń. Cały czas jednak patrzył na tę szkaradę. Ciekawy był, czy istota kłamie czy może kiedyś faktycznie ją już spotkał. To mogło być kluczowe.
- Uspokój się, albo nic nie dostaniesz. Czy zrobiłaś to, za co należy się łup czy zapłata?
Gdyby zaatakowała, miałby jasność. Teraz jednak wciąż najpierw wolałby usłyszeć jakiekolwiek konkrety.
- Należy? - odparła istota z oburzeniem, wycharkując pod nosem serię plugawych przekleństw. - Służyć masz! Tak cię wykuł władca nasz! - istota wyrecytowała ciąg magicznie brzmiących słów, których łotrzyk nie zrozumiał. Poczuł jak jakaś potężna siła napiera na jego świadomość próbując go sobie podporządkować. Coś głęboko skrytego w jego głowie zniwelowało jednak niemal natychmiast mentalny atak. Istota popatrzyła na niego zdziwiona, jakby w ogóle nie brała pod uwagę, że komenda może nie zadziałać. Wybałuszyła oczy.
- Znikam wnet, lecę stąd, ujawnianie to był błąd! - odwróciła się niezgrabnie z zamiarem rozpoczęcia ucieczki. - Nie przewidział tego tu, cenne wieści zniosę mu!
 
Tadeus jest offline