Przesłuchanie cyrkowca (wschód słońca)
Gdy już byli z nowym podejrzanym sami, wrzasnął - Jak Ci żołnierzu ekwipunek skradli?! W wojsku jesteś! Pilnować tego masz bardziej niż oczu w głowie, czy jąder między nogami! Jak to możliwe?! Zresztą to niejedyny szczegół na Twoją niekorzyść! Pokaż ręce! - Tym razem nie miał zamiaru być uprzejmy, zmienił taktykę na bardziej agresywną. Otwin nie był przerażony, Otwin był zdenerowany i mógł mieć coś na sumieniu. Gdy zobaczył jego ręce, przyjrzał się im dokładnie i rzekł. - No wiedziałem żeś to ty! Teraz gadaj co żeś zrobił! - blefował Leo. To samo miał zamiar zrobić z kolejnym, gdyby z tym nie wyszło. Do skutku.
-Nic żem nie zrobil panie dowodco. Bron mi skradziono. Nie dopilnowalem. - Odparl podejrzany. -Wiem o co mnie posadzacie. Domyslam sie. Ale ja go nie zabilem. Nikt mnie za reke nie zlapal. - zolnierz stal prosto a jego twarz byla zupelnie wyzbyta mimiki. Oczy mial przymruzone i bez wyrazu. Mowil bez emocji.
- I mówicie że przed wojną kim byliście? Cyrkowcem? W takiej bandzie na pewno potrzeba była kogoś kto widowiskowo potrafił rzucać nożami, ot sztuczka. Ujmę to tak żołnierzu. Jeśli się przyznacie wytoczymy Ci proces, który w okolicznościach wojny będzie się ciągnął latami, może nawet ujdziesz żywy. Jeśli się nie przyznasz... Cóż, dobrze wiemy że to Ty. Mamy tam pięćdziesięciu, przepraszam, czterdziestu dziewięciu chłopa zdenerwowanych i domagających się rozrywki. Myślę, że pozwolić im ukarać mordercę to dobra metoda przećwiczenia manewrów wojskowych. Lepiej zacznijcie mówić... - groził Carl
-Przecież macie mordercę! - krzyknął Otwin. -Znaleźliście go z nożem, którym zabił, bo przegrał w karty. Czego chcecie ode mnie. - Bronił się cyrkowiec. Poza tym nie słyszałem, żeby w ostatnich latach sadzono kogokolwiek. Od razu idzie się wisieć. Do czego mam się przyznać? Mogę jedynie powiedziec, że nie dopilnowałem swojego sprzętu i ktoś ukradł mi mój nóż. To mógł zrobić każdy.
-Na prawdę nie słyszeliście? Wojna. Nie wolno nam zabijać żołnierzy lecz stosować prawo drugiej szansy.-skrzywił się- Może nie wiem jak było, lecz jako dowódca to ja otrzymuję rozkazy. Nasze armie nie mogą sobie pozwolić na takie straty w ludziach. Jeśli się przyznasz masz szansę uratować niewinne życie. I przekonać nas do nie zmienienia Twojego życia w piekło...
A, ci którzy wiszą wzdłuż zachodniej bramy Salkalten, za dezercje, kradzieże i bójki, to kim byli? - Zapytał. -Może nie wiecie, boście tu od niedawna, ale armia to nie je bajka. - Zaczął z was kpić. -Lepiej powieście tego co go ze sztyletem znaleźliście i znajdźcie cwaniaka, który ukradł mój nóż. - Dodał. -Uczciwym żołnierzom grozić się zachciało...- splunął.
-Pewnie, że chcę uratować niewinne życie. Ja jestem niewinny. Zostawcie mnie. - skończył.
Carl spojrzał na swoje oplute buty. “Oż ty kurwo...”. Już ja się dowiem czy to Ty.
-Potraficie pewnie rzucać nożami, co? Otwin?
-Ja? Tak jak wy potraficie rzucić kamieniem w psa. A co? - Otwin stawał się coraz bardziej bezczelny.
Carl nie wytrzymał i strzelił go po pysku.
-Ja Ci kurwa dam rozmawiać ze mną jak ze znajomym w karczmie! Każde zdanie masz kończyć radosnym okrzykiem : panie sierżancie! Wychodzimy.
Poprowadził Otwina, a także poprzedniego podejrzanego z dala od reszty.
-I co ja mam z wami zrobić... Ty- zwrócił się do żołnierza z oddziału Leo- wszystko wskazuje na Ciebie... Jednak coś mi mówi że powinienem pozwolić bogom zdecydować. Masz nóż, jeśli trafisz w... tamto drzewo, daruję Ci życie i uznam winę Otwina. Postaraj się.
Chantal trząsł się jak osika kiedy chwycił za sztylet. Przymierzył raz, przymierzył drugi i na trzeci rzucił. Nóż poszybował prosto w drzewo. Jednak uderzył w korę rekojeścią i odbił się wydając głuche stuknięcie. Przestraszony Chantal spojrzał po tobie w oczekiwaniu co zrobisz.
- Jesteś pewny że dałeś z siebie wszystko? Szkoda. Otwin, Tobie też oczywiście należy się szansa na uratowanie skóry, niech Sigmar poniesie Twoją rękę i sztylet do celu. Ty Chantalu, przykro mi...
-Wiecie sierżancie, co lubię w tak zwanych “sądach bożych”. - Zapytał Otwin sprawdzając środek ciężkości otrzymanego sztyletu.- Że ludzie, którzy je przeprowadzają są częstokroć głupsi od samego przebiegu procesu. - To powiedziawszy uniósł rękę i rzucił nożem prosto w Ciebie. Sztylet trafił w twoje ramię zagłębiając się w mięsień. Sam Otwin rzucił się do szaleńczej ucieczki przez las. [PŻ -4, rana lewej reki, kara do testów związanych z jej |