Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2012, 16:20   #91
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=Ld-ZH0yn9HE[/media]
Obudziła się z nieodpartym poczuciem straty. Jakby ktoś wyrwał jej żywcem jeden z wewnętrznych organów. Czuła się... inna.

Mogłaby porównać się do węża, który zrzucił skórę. Część siebie zostawiła w tyle jak zużyty bagaż. A teraz było w niej więcej... chłodu. Marzła od środka.
Chyba wtedy już wiedziała, że to nie był żaden sen. Cokolwiek jednak to było zostawiło na niej głęboką rysę. Coś w niej zepsuło.
Opuściła bose stopy na zimną posadzkę i wpatrywała się w okno. Znów napompowali ją uspokajającymi psychotropami. Głowa ciążyła jak ołowiana kula, blade omdlałe ręce wisiały bezwładnie wzdłuż ciała jak nie należące do niej kończyny szmacianej kukły, które ktoś z premedytacją doszył do jej korpusu.
A Bułka po prostu tępo gapiła się przed siebie.

Po dłuższej chwili zorientowała się, że ktoś stoi tuż obok i cały czas coś do niej mówi. To była ta policjantka, która wczoraj pozwoliła jej zadzwonić.
- Rozumie pani co do pani mówię? - złapała z nią kontakt wzrokowy wolno cedząc słowa. - Proszę się ubrać – ułożyła na łóżku rzeczy w których dwa dni temu Bułka wpada na komisariat niczym matka Teresa, z poczuciem misji ratowania świata. Teraz nie bardzo mogła sobie przypomnieć po co w ogóle tam przyszła... To chyba miało związek z Gawronem. A, tak. On też tam był. Wśród potworów. Słyszał co do niej mówili. O co ją oskarżali.
Już nigdy więcej nie spojrzy mu w oczy.

- Potrzebuje pani pomocy?
Teresa potrząsnęła głową powoli ściągając z siebie szpitalną koszulę. Chyba dzisiaj mieli ją przesłuchać? Tylko co ona im powie? Nie miała ochoty otwierać choćby ust.

Wszystko działo się w zwolnionym tempie. Teresa podniosła ze schludnie ułożonej kupki damki stanik i gapiła się na niego jakby nie pojmowała co ma z nim zrobić.
- Pani Cicha, jest pani pewna, że dobrze się czuje?
Teresa przeniosła wzrok na policjantkę i dostrzegła jak tej dreszcz przepełzł po kręgosłupie od ciężaru tego spojrzenia.
- Zostawię panią samą – dopowiedziała kobieta i czmychnęła za drzwi jakby przebywanie z Teresą w tym samym pomieszczeniu niosło ze sobą szczególny dyskomfort.

Minęło sporo czasu nim wciągnęła na siebie ubranie i wyszła na korytarz. Policjantka już bez słowa poprowadziła ją do obskurnej dyżurki.
Bułka nic nie rozumiejącym wzrokiem patrzyła jak tamta wręcza jej skonfiskowaną w piątek torebkę i rzeczy osobiste. I wtedy jak spod ziemi wyrósł Milczanowski ze swoją miną pokrzywdzonego przez życie cierpiętnika.
- Proszę podpisać – podsunął jej pod nos formularz. - Jest pani zwolniona do domu.
Teresa nagryzmoliła parafkę, która nijak nie chciała przypominać jej podpisu. Dopiero teraz zauważyła, że przez cały czas ręce jej się trzęsą jak paralitykowi.
- Nie będzie przesłuchania – warknął ewidentnie niezadowolony z takiego obrotu sprawy. - Tylko mi miasta nie opuszczać.

Wychodząc wściekle trzasnął drzwiami pozostawiając po sobie drażniący nikotynowy zapach.
Policjantka odprowadziła Teresę do wyjścia z budynku.
- Proszę iść.
Nikt na nią nie czekał.

* * *

Malucha zaparkowała w zwyczajowym miejscu na Rzeźniczej. Mimo dręczących ją złych przeczuć mozolnie i bez pośpiechu wspinała się w górę klatki schodowej.
W mieszkaniu Wandy Cichej zalegała dokuczliwa wręcz cisza. Teresa obeszła każdy pokój z osobna i upewniwszy się, że nie ma tam żywej duszy wywlekła spod łóżka wielką walizę. Upychała tam swoje i Antka ubrania, przybory toaletowe, drobiazgi. Po dwudziestu minutach ze zgrozą zauważyła, że cały jej życiowy dobytek zmieścił się w jednej walizce.
Zwlekła ją na podwórze i ułożyła na tylnym siedzeniu malucha. Pozostało tylko odebrać Antka ze szkoły.

* * *

- Ale Antosia dzisiaj nie ma – tłumaczyła szeptem wychowawczyni zerówki, która wyszła do Teresy na szkolny korytarz.
- Tata Antosia dzwonił, że Antoś jest chory i się dzisiaj nie pojawi.
Teresa odwróciła się na pięcie i biegiem rzuciła się do wyjścia.

* * *

- Widział pan mojego syna? - Teresa podeszła do znajomego żula żłopiącego z gwinta wino pod spożywczakiem.
- Aaa, Terenia, napijesz się? - zerknął na nią przyjaźnie ale widocznie coś w twarzy kobiety sprawiło, że w miejsce bezzębnego uśmiechu pojawił się grymas strachu. - Nie, nie widziałem Antka.
Bułka wyminęła go łapiąc za rękaw jego towarzysza.
- Widział pan mojego syna? - to jedno zdanie powtarzała w kółko i w kółko jak mantrę.

Po tym jak wróciła na Rzeźniczą dzwoniła chyba w dziesiątki miejsc jakie przyszły jej na myśl. Na pogotowie, do szpitali, przychodni, rodziców. Nikt nic o Antku nie wiedział i wtedy wróciły czarne myśli i wspomnienia z niby-snu. Porwali go. Paweł i ta wiedźma, jego matka, siedzą w tym po uszy. To oni ją wrobili. W tą ciążę, w ten dom. Zupełnie jak w dziecku Rosemary... Przekopała nawet pokój teściowej w poszukiwaniu pentagramów i pogańskich symboli.

W mieszkaniu wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Nie spakowali się, nie brakowało bagaży ani ubrań czy szczoteczek do zębów. Ale może tylko chcieli uśpić jej czujność, zmylić ją?
- Czy widziała pani mojego syna?
Pani Lewandowska, staruszka z parteru pokiwała przecząco głową a wtedy jej pies, natapirowany pudel, rzucił się w stronę Bułki z odsłoniętymi dziąsłami. Smycz napięła się jak struna i staruszka z trudem utrzymywała rozszalałego pupila.
- No coś ty, Lusia, nigdy się tak nie zachowywałaś!

Lusia toczyła pianę z pyska i nie przestawała ujadać. Teresa przykucnęła przy psie i spojrzała w czarne jak guziki oczy. Jej twarz i biały kędzierzawy pysk dzieliła odległość paru centymetrów na co staruszka jęknęła przerażona i szarpnęła smycz.
- Lusia!
Przez kilka sekund Lusia, nadal warcząc, wpatrywała się w oczy Teresy ale chyba dojrzała coś na ich samym dnie. Podkuliła ogon, zaskomlała i ukryła się za kolanami starszej pani.
- Pani Teresko, dobrze się pani dzisiaj czuje? - zapytała zaniepokojona sprawą sąsiadka.
Bułka przytaknęła i zaczepiła przechodzącą obok młodą dziewczynę.
- Nie widziałaś mojego syna?
Przez cały czas ściskała w dłoni wymiętą fotografię przedstawiającą uśmiechniętego sześciolatka.

* * *

Kiedy wróciła do mieszkania było już przed pierwszą. Nadal w płaszczu i butach usiadła na tapczanie i zaczęła obgryzać paznokcie. Zatraciła się w tym zajęciu tak dalece, że dopiero widok krwi sprawił, że przestała.
Z zeszytu Antka, który poniewierał się na stole wyrwała czystą kartkę. Wpatrywała się w nią długo nim spod długopisu wyłoniły się rozchwiane, mało czytelne słowa.

Antek jest wszystkim. Bez niego nie istnieję.

Na moment wyszła do kuchni po czym wróciła ściskając oburącz wielki kuchenny nóż.
Położyła się na tapczanie i schowała ostrze pod poduszkę nie wypuszczając z dłoni gładkiej rękojeści.
Musiała czekać...

Pozwoliła by ciężkie powieki na moment opadły.
 
liliel jest offline