| Przed wprowadzeniem Otwina do obozu Carl zakneblował go. Chciał powiedzieć, żeby nie próbował żadnych sztuczek, bo zginie, ale wydało się mu to niepotrzebne. - Żołnierze! Oto winny! próbował uciec i podnieść rękę na dowódcę! Możecie się rozejść, wrócić do patroli i spania. Radzę wam też więcej nie grać, uwierzcie że jutro będziecie błagać o dodatkową godzinę na sen. Na razie z dowódcami przedyskutujemy sytuację, potem oczywiście będziecie mogli uczestniczyć w egzekucji!
Przeszli do namiotu. - Rzucił się do ucieczki, nie mam wątpliwości że to on. Sądzę, że mam prawo go również skazać i wykonać wyrok, to mojego człowieka zabił. Czy chcecie coś dodać? - Na brodę Ulryka, jakim cudem uciekł? Gdzie były straże? - Wtrącił się Wulfhart. - To faktycznie był mój błąd, wykorzystał moment, gdy rozmawiałem z Chanatalem i.. A zresztą, dogoniłem go z pomocą wierzchowca Johanna, za co jestem wdzięczny. Pora go ukarać. A Ty Wulfhart nie wygłaszaj następnym razem tak pochopnych osądów przy żołnierzach. Gdybyśmy z Leo nie przycisnęli tego Chantala kazałbyś zabić nie tę osobę. - Dociekliwość kapłana wpłynęła mu na nerwy. - Ważny jest przykład. A i tak tamten żołnierz powinien zostać ukarany za wyjątkową głupotę... - Kto normalny wyjmuje nóż z trupa i idzie się z nim przejść? - Dobra, mniejsza o to. Ruszamy wcześniej, skoro wszyscy są już rozbudzeni czy jeszcze chwilę odpoczywamy? - Dałbym im jeszcze godzinę, pół nocy szukaliśmy winnego a muszę być w formie. Im dalej od miasta, tym większe ryzyko trafienia na wroga. - W godzinę i tak się nie wyśpią. Możemy zrobić wcześniej popas, skoro dzisiaj mniej spali. Nie ma sensu czekać. - Kapłan spojrzał na pozostałych dowódców. - A wy co o tym sądzicie? - Niech się jeszcze prześpią żeby jutro nie padali z nóg. – Johann sam najchętniej by rzucił to wszystko w cholerę i poszedł spać ale ciążyły na nim obowiązki. – Ważniejszą kwestią jest co zrobić z zabójcą. Wydaje mi się oczywiste że czeka go śmierć ale powinniśmy dać innym przykład. Moja propozycja jest następująca: Za okradnięcie druha, utnijmy mu palce ręki którą trzymał broń; za zaatakowanie oficera przeciągnijmy go za koniem stąd aż do Birkewiese. I w końcu za zabicie towarzysza, śmierć na szafocie – zakładając oczywiście że przeżyje „podróż”. - Przykład dać trzeba, ale nie przesadzajmy. - Ulryk był surowym bogiem, ale nie okrutnym. A ucinanie palców i przeciąganie koniem podpadało pod bezsensowne okrucieństwo.
- Ja też uważam, że nie ma sensu przedłużać. Stracimy go tutaj. Mogę przemówić do żołnierzy i pokazać im, jak kończą nasi wrogowie. Niezależnie czy z zewnątrz czy z wewnątrz. - Po tych słowach "Miecz" wyszedł z namiotu i kazał przynieść sobie linę. Zwołał zbiórkę oddziałów. Powoli i bez słowa zawiązał zakneblowanemu Otwinowi pętlę na szyi. Koniec liny przerzucił przez mocną gałąź pobliskiego drzewa i zwrócił się do żołnierzy. - Niech ta zakała imperium będzie dla was lekcją! Po pierwsze, jeśli ktokolwiek podniesie rękę na mój oddział, tak właśnie skończy! - Gdy to powiedział, podciągnął cyrkowca tak by stał tylko na czubkach palców. Zbrodniarz miał w oczach strach i próbował wypluć knebel. - Po drugie, to czeka każdego wroga naszych żołnierzy i imperium! Zarówno tego z zewnątrz, jak i z wewnątrz. - Obrzucił wszystkich wrogim spojrzeniem. Cyrkowiec tym razem zawisł już stopę nad ziemią i zaczynał się powoli dusić, co jakiś czas łapiąc krótki oddech. - Spróbujcie wywinąć takie gówno a na stryczku się nie skończy. Podajcie mi włócznię.
Oczy cyrkowca powoli wychodziły z orbit lecz próbował ciągle walczyć o powietrze. Na widok zbliżającej się broni począł się szarpać na linie. - Przypatrzcie się dobrze! To kara za zdradę! Swojego oddziału i dowódcy a także imperium. Krew za krew! - Po czym wbił włócznię w bok Otwina, tak, by nie umarł od razu lecz by wykrwawiał się przez najbliższe pół godziny. - Gdy ten motłoch będzie umierać, powinniśmy pochować naszego pierwszego poległego kompana. Liczę, że wykopaliście grób tak jak kazałem?- Zwrócił się do swoich ludzi. Ci przytaknęli. -To dobrze. Wulfhartcie, wszak nie służysz pod imieniem Morra, lecz jesteś kapłanem. Mógłbyś oddać zmarłemu honory? - Sądzę, że mógłbym, choć nigdy jeszcze nie zdarzyło się bym służył w taki sposób. - odparł Ulrykanin. Cóż, będzie musiał się do tego przyzwyczaić. Szanse by na polu bitwy pojawił się jakiś kapłan Morra były marne, zmarli będą się musieli zadowolić kapłanem Pana Zimy. - Na tego śmiecia nie było warto marnować liny, lepiej było go ściąć, przynajmniej wilki by się najadły. - Dodał z ponurym uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję. I nie żartuj - Odparł Carl uśmiechając się podobnie do Ulrykanina, najwyraźniej próbując go przedrzeźniać. Ten jednak wydawał się tego nie zauważyć. - Chciałem tylko dać pokaz, żeby reszta więcej nie odstawiała głupot. Zaraz jak zdechnie, biorę sznur i możemy ruszać!
- Niech i tak będzie. Przynajmniej nie będzie straszył podróżnych...
Kapłan odprawił pogrzeb, żołnierze chwilę odpoczęli, po czym wyruszyli. "Ostlandzkie Wilki" większość drugiego dnia podróży spędziła podobnie do pierwszego - na zwiadzie. W czasie kiedy szli z kolumną starał się nauczyć swoich ludzi, by szli w szyku i w miarę równo. Choć jego ludzie byli całkiem bystrzy, to jednak nie byli nawykli do słuchania rozkazów. A słuchać rozkazów musieli, jeśli mieli przeżyć tę wojnę (lub zginąć w chwale), czyli musiał ich tego nauczyć.
Gdy zaczęli rozbijać obóz wysłał myśliwych - Eldreda i Odwina, wraz z tropicielem Odriciem, by z pomocą włóczni upolowali jakiegoś dzika. Albo dwa. Wulfhart rzekł im na odchodnym, by nie ważyli się wracać z pustymi rękami. Uśmiechał się przy tym, mając nadzieję, że zrozumieją, iż to żart. Choć, szczerze powiedziawszy, wrzucił by na ząb coś konkretniejszego...
W czasie gdy część ludzi polowała, wraz z resztą, tuż po rozłożeniu obozu, rozpoczął ćwiczenia z bronią. Myślał o musztrze, ale szczerze powiedziawszy, nie znał się na tym zbytnio - był kapłanem, a nie prawdziwym oficerem.
Ostatnio edytowane przez Wnerwik : 21-04-2012 o 19:00.
|