Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2012, 23:05   #22
Serika
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
Po chwili Amaltea została sam na sam z leżącym nieruchomo na ziemi orkiem. Przykucnęła przy nim, żeby sprawdzić, w jakim jest stanie - oddychał, ale nie obudził się, gdy lekko nim potrząsnęła. Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę. Zostawienie tu Hruska w ogóle nie wchodziło w grę - koniecznie chciała z nim porozmawiać. Mogła czekać, aż się ocknie tutaj, w niedużej uliczce nieopodal tawerny, ale po pierwsze nie wiedziała, jak długo może to potrwać, po drugie źle się czuła patrząc, jak nieprzytomny Dawca Imion leży na wykładanej drewnianymi deskami uliczce. Uznała, że w ogólnym zamieszaniu pewnie nikt nie zwróci uwagi na nieprzytomnego (zapewne z przepicia) gościa w tawernie, więc najlepiej będzie spróbować go tam dostarczyć. Miałoby to również tę zaletę. że z tawerny nie czmychnąłby tak łatwo - no i miałaby wówczas wsparcie brata.

Z niemałym trudem podniosła Hruska, opierając jedno z jego ramion o swoje barki i obejmując go ręką w pasie. Był potwornie ciężki, a fakt, że przelewał jej się przez ręce, zdecydowanie nie pomagał. Na szczęście do tawerny było zaledwie kilkanaście metrów. Na wpół niosąc, na wpół wlokąc młodego orka za sobą, dobrnęła do drzwi lokalu. Na szczęście nikomu nie przyszło do głowy, by weryfikować stan trzeźwości wchodzących gości - a przynajmniej nie w tym kierunku, którego po cichu obawiała się Ama. Wręcz przeciwnie, gdy nieźle zasapana wtarabaniła się do środka, kilka pomocnych dłoni pomogło posadzić go na ławie nieopodal wejścia. Zapewne wysoką empatię panów wspomagał znacząco fakt, że im samym niewiele brakowało, by do przemieszczania się potrzebować pomocy towarzyszy broni. Kreatywne, acz nieco bełkotliwe komentarze na temat ślicznej elfiej dzierlatki i takiego bzidala, oraz propozycję, by olała go i dołączyła do zabawy w zacnym gronie marynarzy z Dumnej Syreny, postanowiła zbyć uprzejmie, acz stanowczo. Przeprosiła więc panów (cztery razy), tłumacząc, że koniecznie musi najpierw porozmawiać z pewnym znajomym, po czym rozejrzała się, w poszukiwaniu brata. Dostrzegłszy Awicennę rozmawiającego z jakimś człowiekiem, poczekała aż popatrzy w jej kierunku i pomachała, po czym gestem pokazała mu, żeby do niej podszedł.

Awicenna, rozprawiający z jakimś pokaźnych rozmiarów mężczyzną rasy ludzkiej, prędko wymówił się z rozmowy i podbiegł do siostry. Ama, widząc zbliżającego się brata, znacząco wskazała na wciąż nieprzytomnego orka i powiedziała:
- Zupełnie przypadkiem spotkałam znajomego. Niestety, jak widać, jest chwilowo nieco niedysponowany. Strasznie bym chciała z nim porozmawiać, jak trochę dojdzie do siebie. Myślisz, że możemy tutaj, czy znajdziemy jakieś lepsze miejsce?
- Ten? - Awicenna popatrzył na orka. - Obudzi się za ledwo godzinkę. Biesiadnicy będą wciąż trzeźwi... wytłumaczysz im tylko, że kolega wisi ci pieniądze i byłabyś bardzo wdzięczna za jego przypilnowanie... a przypilnują go bardziej niż własnych mieszków!
- Myślisz? - zawahała się Ama. - Osobiście wolałabym mieć go na oku, ale skoro tak twierdzisz...

Ostatecznie postąpiła zgodnie z radą brata. Dzielna załoga Dumnej Syren - a przynajmniej ta jej część, która jeszcze nieźle się trzymała - gorliwie obiecała, że nie wypuści młodego orka z tawerny, choćby ta waliła się i paliła, a sam ork srał złotem na stół! Czy jakoś tak. W ramach podziękowania wychyliła z panami kolejkę grogu, cmoknęła wielkiego, brzydkiego orka w policzek, po czym w miarę spokojna o losy Hruska, podniosła się z miejsca, zamierzając wyruszyć na podbój tawerny. Nie odeszła jednak nawet kilki kroków, gdy brat zaszedł ją z boku i złapał za rękę.

- A teraz mi powiedz, Ama. Czy jakieś dziesięć minut temu nie mówiłaś mi, że będziesz ostrożna i nie wpakujesz się w żadną kabałę?
- Przecież się nie wpakowałam!
- elfka wyraźnie się zdziwiła. – Po prostu za nim poszłam, pewien miły pan pomógł go ogłuszyć, odebrał od niego swoje sakiewki... A ja pomyślałam, że ponieważ jeszcze z nim poważnie nie porozmawiałam, przyprowadzę go tutaj. Skoro pozbył się już moich pieniędzy, powinien to jakoś odpracować! - wypaliła jednym tchem. Niech się Awicenna nie czepia.
- [i]Odebrał od niego swoje sakiewki? - zdziwił się iluzjonista - Uwierzę, że odebrał jedną swoją sakiewkę. I kilka innych, nieswoich. – [i]Przerwał na chwilę, kontemplując tańczącego na drugim końcu karczmy, pijanego trolla. – Zresztą, Ama... następny raz mi powiedz!
- Jakbym ci powiedziała, to by mi zdążył zwiać! Może ty się umiesz rozdwoić, ale-ja-nie! - prychnęła.
- Ama, ile złotników miałaś w tym mieszku? - zapytał Awicenna. – Zresztą, nieważne ile! Z pewnością nie jest warte tyle, żebyś sama się narażała!
- Wyjaśnijmy sobie coś. Jestem adeptką. Potrafię o siebie zadbać i się obronić. Nie potrzebuję niańki, która będzie pilnować, żeby mnie przypadkiem nie skrzywdził jakiś ork!
- wysyczała wściekle. Brat ewidentnie trafił w jakieś czułe miejsce.
- Jesteś adeptką – wbił wzrok w Amę. – Ale ten tutaj – wskazał na Hruska – pewnie też jest adeptem.
- Owszem. I nie życzę sobie, żebyś insynuował, że z całą pewnością nie jestem w stanie poradzić sobie z kimś, kto na oko nawet nie jest starszy ode mnie!
- prawa ręka Amaltei odruchowo powędrowała na rękojeść miecza. – Czy może muszę zaprezentować, że wpakowanie ci patyka w oko nie jest już szczytem moich umiejętności?!
- I mógł mieć w okolicy kolegów. Mógł też wyciągnąć cię gdzieś dalej
– zwrócił się do elfki. – A ten miły pan, który z taką łatwością pozbawił orka przytomności, mógł być mniej miły – widać było, że i Awicenna wręcz syczy. – Umiejętności masz, ale brak ci doświadczenia – mówił już spokojniej, choć nadal patrzył czujnie na siostrę. – Więc, do licha, przynajmniej mów, gdzie idziesz, bym potem wiedział, gdzie cię szukać!

Palce elfki zacisnęły się na rękojeści tak mocno, że aż pobielały.

- Nie. Jestem. Dzieckiem - powiedziała powoli, ważąc każde słowo. – Jeśli popełnię błąd, to za niego odpowiem.

Awicenna długo nie odpowiadał. Długo. Minęła chyba minuta, aż ochłonął na tyle, by coś odpowiedzieć...

- Ama, masz prawo decydować o sobie – spojrzał jej głęboko w oczy. – Ale ja jestem twoim bratem! Myślisz, że mi wszystko jedno, jaką karę poniesiesz za błąd?! Więc, do Pasji, przynajmniej mi następnym razem POWIEDZ, zanim coś takiego zrobisz. Bo jakby to potrwało dłużej, to NAPRAWDĘ bym się martwił...

Amaltea, która w międzyczasie zdążyła policzyć w myślach do dziesięciu i z powrotem, wzięła głęboki oddech.

- Nie miałam czasu. Gdybym miała większe pole manewru, powiedziałabym ci przecież. I... no dobrze, to było trochę nierozważne. Ale jeśli pakowałam się w kłopoty, to zamierzam się z nich wyplątać, a nie czekać bezczynnie, aż zrobi to ktoś za mnie.

Awicenna, już uspokojony, najwyraźniej nie miał już ochoty tak bardzo kłócić się z siostrą... zwłaszcza, że upór Amy był całkiem uroczy. Prawie jak puszysty szczeniaczek, któremu chciano zabrać niebezpieczną zabawkę. Zaśmiał się lekko i sięgnął do włosów siostry, rozczochrując je tak, jak dawniej...

- To przynajmniej mi powiedz, ile ci ukradł – zwrócił się do siostry . – Bo muszę przynajmniej wiedzieć, ile będę skazany na jego pachnące towarzystwo... - Wykrzywił twarz w grymasie udawanego obrzydzenia.
- Jakieś sto pięćdziesiąt sztuk złota - skrzywiła się elfka. – Tak mniej-więcej. I bez samej sakiewki, mówiłam ci, podmienił zawartość na jakiś złom.
- To całkiem możliwe, że je odzyskamy
- odparł siostrze – Musiałby chyba urządzać większe biesiady niż ta, żeby szybko pozbyć się tylu monet.
- Fakt. Dużo większe
- zgodziła się Ama.

Póki Hrusk spał sobie spokojnie wśród marynarzy, nie warto było specjalnie wałkować tematu, więc w końcu ustaliła z bratem, że do czasu, aż młody ork się ocknie, każde z nich może spokojnie zająć się sobą. A to oznaczało podbój! Zadowolona, rozejrzała się po tawernie, próbując namierzyć jakiś interesujący obiekt. Do interesujących obiektów nie zaliczała się dwójka przedsiębiorczych krasnoludów, które chwilę wcześniej zaczęły zbierać zakłady przed potencjalnym pojedynkiem, z zawiedzionymi minami oddawała petentom ich gotówkę. Kapitan Scalor i Pustułka gdzieś znikli, więc do nich również nie mogła uderzyć. Ale choćby ten barczysty troll, rozprawiający o czymś intensywnie z elfią łuczniczką…

Nieodłącznymi elementami podbojów są inicjatywa i zaangażowanie. Przynajmniej w teorii. W przypadku Amalteowego podboju tawerny zaangażowania, rzecz jasna, nie brakowało, ale zanim elfka zdążyła wyjść z inicjatywą. zrobił to za nią ktoś inny.

- Te, mała! A ty to często tak po stołach skaczesz? - zawołał do niej pokażnej postury ork siedzący dwa stoły dalej, niż Hrusk i jego nowi przyjaciele. Dokładniej rzecz biorąc przy tym stole, na którym jeden z raków zakończył swój smakowity żywot pod butem elfki, gdy próbowała doścignąć wymykającego się z karczmy złodziejaszka.
- Dla ciebie mogę nawet przez cały wieczór! - odgryzła się Ama, sama dziwiąc się, gdzie właściwie wyparowały jej dobre maniery. Zupełnie nie przyszło jej do głowy, że może mieć z tym wspólnego ta wychylona przed chwilą kolejką grogu, poprzedzona przez dzielne próbowanie rumu.
- Zatańńńńńcz dla nas, male... lee... ma... ńka! - wybełkotał kompan orka, starannie składając głoski. Wyraźnie sprawiało mu już to dużą trudność, ale skomplikowany i subtelny przekaz skutecznie ujrzał światło dzienne.
- Zapomnij, przecie widać, że elfka! Kija ma w tyłku i na stół to wlezie tylko, żeby na nas z góry popatrzeć! - wtrącił swoje trzy grosze ktoś nieco bardziej przytomny.
- I więcej raków zmarnuje! - dodał wysoki, dość przysadzisty jak na swoją rasę t’skrang z blizną przez dziób i nieco postrzępionym grzebieniem.
- Słucham?... - wycedziła Ama.
- O to to! Słucham! Może jeszcze słucham szanownego pana, co? Ą! Ę! Bułkę przez bibułkę! - ork wykonał skomplikowany gest dłonią, mający podkreślić górnolotność odzywki.

Gremialny śmiech towarzystwa przykuwał uwagę coraz większej ilości Dawców Imion.

- A jak się trzeba będzie wykazać, to och, ach, i tego sobie znajdzie... No tego! No!
- Reprezentanta?
- Gacha chyba! - dorzucił ktoś z drugiego niemal końca sali, wywołując kolejną salwę śmiechu.
- SŁUCHAM!? - w elfce aż się zagotowało. - Co, ja się nie potrafię wykazać? JA?
- Dawaj, mała! Na rożen go!

Amaltei nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ostrze miecza szczęknęło, opuszczając pochwę.

- Dobywasz broni, czy mam się z tobą porachować i bez niej? - prychnęła.
- Dobywam rożna, jako przykazano! - ogłosił wszem i wobec drwiący z dziewczyny t’skrang, sięgając po długi szpikulec, na którym kiedyś znajdowały się przekąski. Zasalutował nim z wyrazem pyska, od którego aż biła pewność siebie.
- Do pierwszej krwi! - w okolicy zawrzało.
- Nie! Do ostatniego raka! - młody chłopak z mizernym wąsikiem sięgnął po kiść skorupiaków i pokazał je triumfalnie zebranym. - Kto straci wszystkie raki przeciwnika, temu chwała! - wykrzyknął, podczas gdy koledzy podsadzali go, gdy przyczepiał związane raki dyndające ze sznurka do siatki na suficie.
- Proszę bardzo. Na rożna i do ostatniego raka - Ama wyszczerzyła się szeroko na samą myśl o mancie, jakie może sprawić nadętemu bufonowi.

***

Raki zwisały po obu stronach stołu, nieco nad głowami zebranych - tak, że aby je trafić, trzeba było albo podskoczyć, albo...

Dwójka pojedynkowiczów bez namysłu wskoczyła na stół, wywołując tym gwałtowną reakcję siedzacych przy nim Dawców Imion, którzy jak na komendę rzucili się do zdejmowania z niego tych półmisków, na których zalegało jeszcze jadło.
- Twoje raki już gryzą glebę! - t'skrang zasalutował rożnem raz jeszcze.
- Uważaj na plecy, żeby nie pogryzły cię twoje! - odwzajemniła salut. Zguba Pyszałków spoczywała spokojnie w pochwie, a w ręce fechmistrzyni lśnił, oczywiście, długi, wąski rożen.

Dwójka krasnoludów wyraźnie odzyskała animusz, zbierając zakłady od tłoczących się wokół nich Dawców Imion.

Ruszyli do przodu jednocześnie. Zręcznie sparowała pchnięcie rożnem i przeszła do natarcia, pozornie celując w tułów przeciwnika. Zasłonił się, a chwilę później zaklnął cicho, gdy rożen Amaltei minął go o dobrych kilka cali i sięgnął wiszącego za plecami jaszczura skorupiaka. Głośny wiwat wstrząsnął tawerną, a wokół krasnoludów zakłębiło się jeszcze bardziej.

- Drugi raz tak mnie nie nabierzesz, mała - oznajmił dumnie jaszczur. Tylko jego ogon, wijący się wściekle, zdradzał rosnącą irytację.
- Nie będę musiała! - roześmiała się elfka i skoczyła do przodu, po kolejne rakowe trofeum. Potężny ogon pomknął w jej kierunku, wyraźnie celując w zwalenie elfki z nóg. Odbiła się od niego, kompletnie wytrącając przeciwnika z równowagi i z impetem nabiła na improwizowaną broń kolejnego skorupiaka. T'skrang spróbował wykorzystać sytuację i zrobić to samo po jej stronie, ale zanim zdążył odzyskać w pełni równowagę, głośny krzyk publiczności uświadomił mu, że nastąpił koniec rundy.

Później był już ostrożniejszy. technicznie walczył całkiem nieźle - szybkie natarcia, skuteczne parady, kilka udanych ripost - ale w jednym nie dorównywał elfce zdecydowanie. Nie był tak szybki. Owszem, potężny, wszędobylski ogon stanowił poważny atut i dwukrotnie nie zdążyła uprzedzić jego ataku, ale ruchy sprawnego przecież t'skrangijskiego marynarza przy zwrotach i unikach elfki zdawały się być powolne i ociężałe. W końcu dzięki błyskawicznej fincie, w reakcji na którą przeciwnik obrócił się w prawo i nie zdążył osłonić swojej lewej flanki, strąciła za jego plecami ostatniego raka.

- Dwa do pięciu raków dla Amaltei Ą-Ę! - ogłosił samozwańczy arbiter, chłopak z wątłym wąsikiem. - Karczmarzu! Dla tej pani do końca imprezy najlepsze trunki!

Wątpliwe było, by jego słowa rzeczywiście dotarły do właściciela lokalu. Zbyt głośne były okrzyki zadowolonych z wygranej, oraz zawiedzionych straconą gotówką postawioną na jaszczura widzów. Tylko obserwujące pojedynek elfy wyglądały na niego skwaszone, kompletnie zdegustowane zachowaniem młodej reprezentantki rasy.

Amaltea pokłoniła się z gracją przeciwnikowi.

- Mój reprezentant uniżenie dziękuje za możliwość sprawdzenia się - powiedziała. W jej głosie rozbrzmiewała duma.
- Gdy ja następnym razem będę potrzebował reprezentanta, będę wiedział, do kogo się zwrócić - t'skrang pokłonił się również, po czym wyciągnąć do Amaltei dłoń. Uścisnęła ją mocno.

Teraz już nic nie stało na przeszkodzie, by wieczór należał do niej. I należał, gdyż po taki przedstawieniu wielu Dawców Imion chciało zamienić z elfką kilka słów. Ama zerkała tylko co jakiś czas w kierunku stołu w pobliżu drzwi, przy którym oczekiwał na przesłuchanie młody, orczy złodziej.
 
Serika jest offline