***
Hrusk powoli dochodził do siebie, a zorientowawszy się, gdzie znajduje, przeraził się wielce. Po czym próbował się wymsknąć - ale siedząc pomiędzy dwoma sporymi osobnikami, nie był w stanie. Tym bardziej, że go przytrzymywali. I coś wspominali o przetrzepaniu skóry lub łamaniu kości.
Amaltea widząc, że młody ork się budzi i najwyraźniej próbuje wstać, podziękowała grzecznie za rozmowę wystrojonemu w błękitną koszulę z żabotem t’skrangowi i rozejrzała się w poszukiwaniu brata. Po nawiązaniu kontaktu wzrokowego z Awim, wskazała mu w kierunku Hruska. Chwilę później rodzeństwo podeszło do stołu, przy którym marynarze bawili się znakomicie, a pewien orczy złodziejaszek znacznie gorzej.
-
Hrusk! Nareszcie się obudziłeś, ładnie to tak przesypiać dobrą imprezę? - zagaiła niewinnie. -
Obiecałam, że ci kogoś przedstawię. Poznaj proszę mojego brata, na pewno się polubicie.
Awicenna uśmiechnął się najszerzej, jak tylko umiał.
-
Zaszczyt móc poznać tak troskliwego adoratora siostrzyczki – skłonił się kurtuazyjnie, rozszerzając jeszcze trochę wredny uśmiech –
Muszę pochwalić za troskę o Amę i jej dobytek.
Ork patrzył ponuro na oboje, ale się nie odezwał. Obrzucił spojrzeniem miejsce, w którym się znalazł i widząc brak jakichkolwiek szans na ucieczkę, czekał na rozwój sytuacji.
-
Sądzę, że powinieneś mieć coś do powiedzenia – mówił dalej Awicenna –
Choćby: komu oddałeś na przechowanie jej dobytek. I - może - jakieś usprawiedliwienie? - Jaki znów dobytek? Ukradłem monety. I tylko monety - odparł krótko Hrusk i zamilkł, obrzucając oboje obrażonym spojrzeniem. Jakby to on był ofiarą, a nie Amaltea.
-
W tej okolicy za złodziejstwo odrąbuje się rączki? – Awicenna spytał pytająco na sąsiedniego załoganta.
- Nie. Raczej baty na plecy - mruknął zapytany.
-
O ile złapiesz złodzieja na gorącym uczynku - wtrącił się Hrusk.
Awicenna rozsiadł się przy stole naprzeciwko orka.
-
Jeśli tego pragniesz, możemy się zapytać, czy ktoś mieszka z zawartością nie poznaje – wzruszył ramionami .–
Z pewnością chętnie wytłumaczą kilka kwestii – zwrócił wzrok na bawiących się drabów.
Nie miał mieszków... ale tego już średnio przytomny ork kojarzyć nie powinien.
-
I nie radziłbym odstawiać fochów przy mnie – zwrócił się do niego, mrużąc oczy. –
Ja nie jestem tu ani siostrą, ani sprawiedliwością.
-
Poza tym ograbianie niewinnego dziewczęcia na ulicy, tuż pod sklepem, przy tylu ludziach... - Amaltea z zażenowaniem pokręciła głową. Oczywiście blefowała. Nie sądziła, żeby ktoś zauważył, skoro ona sama zorientowała się dopiero po otworzeniu sakiewki. Ale niech Hrusk się obawia, że ma świadków! -
Więc myślę, że możemy sobie spokojnie porozmawiać, zamiast robić wielki raban... - Powiedziałem wam. Nie mam waszych pieniędzy. Nie mam. Przepadły. Zniknęły. Zostały wydane - bruknął Hrusk, starając wykrzesać z siebie jeszcze odrobinę buty.
-
A ja mówiłem, że chciałbym dowiedzieć się, na co je wydano - chłodno odpowiedział elf -
Nie byłbyś w stanie tego przepić w jeden dzień - a przynajmniej nie bez licznej a głośnej kompanii.
- Nie wiem. Wiesz, trochę tu, trochę tam. Na dziewczęta, na alkohol, na głodujące dzieci, na wystawny obiad. Tak jakoś... przepadło - kręcił ork.
-
Hrusk, słoneczko ty moje, to bardzo proste... Albo pieniądze się znajdą, albo zapłacisz za moją sakiewkę w inny sposób - Amaltea uśmiechnęła się najsłodziej, jak umiała. Oczywiście chodziło jej o odpracowanie długu, ale na razie nie musiał tego wiedzieć.
- Już zapłaciłem. Ze swoim kompanem ograbiłaś mnie - odparł wyniośle Hrusk, spoglądając prosto w oczy elfki. -
I przez ciebie nie przeszedłem testu...
Od momentu wzmianki o głodujących dzieciach wyglądało to, jakby Awicenna odchylił się do tyłu i namyślał. Przez... Dziesięć sekund? Potem nachylił się nad stołem i wyszeptał coś, czego Ama nie dosłyszała. A ork z nagłym charkotem zwalił się na stół.
-
Awi... - Ama popatrzyła na brata z wyraźnym wyrzutem. -
Tak nie można!...
Została jednak całkowicie zignorowana.
-
Oj, nic ci nie jest. Wytrwałości trochę, to tylko iluzja - cmoknął elf, zwracając się do orka. –
A myślałem, że mówiłem, żebyś sobie nie kpił. Sto pięćdziesiąt złotników w kilka godzin...?
- I gdzież są te szlachetne elfy? - burknął Hrusk obolały. I rzekł wyniośle:
- Sam na sam, taki twardy to byś nie był, magiku.
- A chcesz sprawdzać? - z wyraźną zapytał Awicenna, wyraźnie szukając się do wejścia na stół. Żeby coś... obwieścić? Zerknął w dół, sprawdzając, czy prowokacja się udała.
-
Nie wiem co ty chcesz osiągnąć. Złota już nie ma. Pogódź się z tym. I tak ukradliście mi więcej - burknął ork.
-
Niczego nie ukradliśmy! - tym razem Ama zirytowała się nie na żarty. -
Ja w ogóle nic ci nie zabrałam, a tamten człowiek tylko odzyskiwał swoją własność! - wyjaśniła oburzona. -
A przynajmniej tak twierdził... - dodała cicho pod nosem, pamiętając, jaką opinię miał na ten temat Awicenna.
- Okradł mnie ze wszystkich sakiewek. I być może z resztek zawartości twojej. Więc jego pytaj, gdzie jest twoje złoto - rzekł ironicznie Hrusk. Westchnął i rzekł spoglądając prosto w oczy elfki. -
A potem spytaj się siebie, czy rzeczywiście potrzebujesz tych monet.
-
Wszystko wskazuje na to, że TY ich nie potrzebowałeś jeszcze bardziej. Zgodnie z twoją własną filozofią - odgryzła się elfka.
Awicenna tymczasem wskoczył na stół.
-
Panie i panowie! - zwrócił się do wszystkich zgromadzonych. –
Biesiada jest przednia, aż żal przerywać! Ale trzeba. Bo widzicie...
- Dobra. Pogadacie sobie z mistrzem. On wam wytłumaczy - burknął przestraszony ork.
-
Nikt nie wzniósł jeszcze toastu za kapitana Tryskina! - uniósł się nagle iluzjonista. –
Ani za Pustułkę! Ani za jego załogę! To oburzające i trzeba to naprawić!
Rozległy się toasty, jedne za drugim, najpierw za Tryskina, potem za Pustułkę, potem za Smoczą Tancerkę, Mewę, kolejne statki i kapitanów... Oraz na drugą nóżkę! Impreza trwała w najlepsze i tylko naburmuszony Hrusk, wciąż uziemiony pomiędzy marynarzami, nie wyglądał na uszczęśliwionego. Nawet, gdy Ama zlitowała się i na pocieszenie postawiła przed nim półmisek raków i kufel piwa. Wraz z bratem zdecydowała, że z wycieczką do złodziejskiego mistrza poczekają na powrót piratki – niech też ma coś z życia! Ponieważ jednak trudno było powiedzieć, kiedy Pustułka zaszczyci swoją obecnością tawernę po raz kolejny, nie było sensu bezczynnie czekać, gdy wokół wszyscy bawili się w najlepsze. W najgorszym razie jutro przecież też jest dzień!