Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2012, 20:20   #30
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie


Córka


Gdy Isobel otworzyła oczy, byli już sami z Willem, w jej pokoju. Taktyczny odwrót udał się bez pudła. Zawsze mogła liczyć na swojego Willa.
- Co teraz? - zapytał spokojnie. Niewiele było w stanie wyprowadzić go z równowagi. Pytanie było jak najbardziej na miejscu. Co teraz? Co teraz będzie z Isobel, skoro jedyne pewne źródło jej dochodu właśnie stygło i rujnowało bezcenny perski dywan?



Ta pierwsza

Sir Ian Ramsay nie był w stanie znaleźć Lady Margaret Hastings. Wyglądało to, jakby zapadła się pod ziemię. Co więcej, cała służba gdzieś nagle zniknęła, a oszołomieni ostatnimi wydarzeniami goście krążyli bez celu i wyglądali na zagubionych.
Nagle ktoś chwycił go za rękaw.
- Panie Ramsay - Elisabeth Herbert wyglądała jak zmokła kura. Czyżby wpadła do sadzawki? Co za idiotyczny ... ale była prawie całą przemoczona. Zielona sukienka przelegała nieprzyzwoicie do jej nóg, włosy były w nieładzie, głos drżał, a oczy były wielkie jak spodki. Mimo wszystko, następne jej słowa były wręcz radosne i pełne swoistej dumy - Panie Ramsay, zrobiłam to ...



Detektyw

Gael krążył z wrodzoną nonszlanacją, wśród gości państwa Hastings. Z marszu był w stanie zdyskwalifikować większość z nich. W przypadku niektórych, wystarczyło kilka prostych pytań. A reszta, resztą będzie się musiał zająć dokładniej, ale to zaraz, za momencik. Chciał sie jeszcze chwile podelektować atmosferą napięcia i strachu. Nie mógł już się doczekać przybycia policji, oni to dopiero wprowadzali chaos i panikę.
Nie spodziewał się wyciągnąć niczego konstruktywnego ze swojej małej przechadzki, a jednak na coś wpadł. Czyżby służba … To byłoby nudne, ale nie wszystkie morderstwa muszą być od razu ciekawe. To co zobaczył w kuchni dorobinę go zaskoczyło. Stojąca w drzwiach pokojówka, ta sama, która wystraszona uciekła z miejsca zbrodni, zasłaniała mu większą część pomieszczenie, ale widok i tak pobudzał jego małe szare komórki.


Kuchnia


Stwierdzenie Sary nie wzbudziło oczekiwanej sensacji. Dopiero po chwili młoda pokojówka, która praktycznie rzecz biorąc dopiero zaczynała pracę w Hall, zorientowała się, że w kuchni panuje dziwna atmosfera. Pokojówka czuła wzrok wszystkich obecnych na sobie. Patrzyli na nią jakby była intruzem, jakby właśnie przeszkodziła im w czymś ważnym, jakby byli członkami tajnego stowarzyszenia, do którego Sara jeszcze nie została przyjęta.
Wszystko było nie tak, nikt nic nie gotował, w zlewie i na blacie piętrzyły się brudne naczynia, a nierozniesione przystawki psuły się na stole. Wszyscy stali lub siedzieli w bezruchu. A przecież ciao odkryto zaledwie przed kilkoma minutami? Czyżby coś innego zaburzyło pracę służby?
W całym, wielkim, pełnym rozmaitych służących pomieszczeniu były tylko dwie postaci, których ruchy zaburzały statyczną kompozycję tego obrazu. Pani White, kucharka, polerowała noże, które kolejno podawał jej Pan Willikins, kamerdyner. Oboje, zwrócili wzrok w stronę pokojówki jedynie na ułamek sekundy. Szybko wrócili do swojego metodycznego i spokojnego zajęcia.
Przed Panią White piętrzyła się spora góra wypolerowanych i wyczyszczonych ostrzy z całego domu.
- Excusez-moi, mademoiselle - usłyszała za sobą głos detektywa. Była w potrzasku, między ciekawskim i spostrzegawczym francuzem, a ponurą kuchnią wyjętą prosto z gotyckiej powieści. Co wybierze?

Rodzinne sekrety


Lady Margaret szukała miejsca, w którym mogłaby się schować przed bałaganem w jaki przeistoczyło się jej życie. Nie chciała uwierzyć w śmierć męża, nie chciała słuchać pustych kondolencji, ani plotek. Pragnęła się zaszyć gdzieś na czas całego tego zamieszania. W niewyjaśniony sposób trafiła do skrzydła dla służby. Jak? Bardzo dawno tutaj nie była. To gdzieś tutaj po raz pierwszy ...
Nie zamknęli drzwi - czy to z przeoczenia, czy z perwersyjnej podświadomej potrzeby. Powody były dla Lady Hastings zupełnie nieważne. Zamarła na korytarzu, nie mogąc odwrócić wzroku od makabrycznego widoku. Oni natomiast, musięli jej nie widzieć, tak byli zatraceni w perwersyjnej ekstazie. Umorusani krwią, spoceni i głośni. Gdy Anabell wstrząsnęły pierwsze fale uniesienia, w Margaret pękł balon narastającej frustracji.
- Ty dziwko! Ty podstępna żmijo - podskoczyła do pokojówki i chwyciła dziewczynę za włosy, chcąc ściągnąć ją z Guya, który wyglądał na ledwo przytomnego. Dopiero teraz dotarło do niej, że cała ta krew należy do jej szwagra - Głupia suko! Wszystkie jesteście takie same!
W głowie błysnęła jej myśl, że takie zachowanie jest absolutnie nieodpowiednie dla pani domu, jednak dobre wychowanie przegrywało w jej świadomości bitwę z istnym huraganem złych wspomnień i związanych z nimi rozdzierających serce emocji.
Powinni byli ją zabić. Chciała ich wszystkich zniszczyć, wystawić na pośmiewisko, skompromitować rodzinę na kolejne pokolenia. Powinni byli ją zabić, ale Harold okazał się idiotycznie sentymentalny.
- Dom wariatów to dla ciebie za dużo - nie widziała już Anabelle. Przed oczami miała zupełnie inną twarz, niby niewinną i naiwną, jednak skrywającą okrutną, perfidną naturę. To tkwiło w krwi Hastingsów, dzieci jej i Harolda też nosiły to piętno. Margaret chwyciła żeliwny świecznik, stojący na komodzie i zamachnęła się z całej siły. Chciała raz na zawsze pozbyć się tego koszmaru.

W ogrodzie


Walter i Doris przebili się wreszcie do wyjścia. Na tarasie również nie było im dane jednak zaznać spokoju i samotności. Wielu uczestników balu także chciało uciec z Hastings Hall. W ogrodzie jednak, było chyba pusto. Nikt nie miał chyba ochoty brodzić w mokrej trawie, niszczyć satynowych bucików i nogawek luksusowych, szytych na miarę garniturów.
Altana wyglądała wyjątkowo zachęcająco. Późna godzina, sprawiała co prawda, że chłód robił się momentami dość przejmujący, wszystko jednak było chyba lepsze od wszechobecnej w domu woni śmierci. Nogi niosły młodych ludzi przez ogród, gdy w odbijającej się od spokojnej tafli wody poświacie księżyca ujrzeli postawną sylwetkę mężczyzny. Nadchodził od strony szpitala dla obłąkanych, chwiał się na nogach, był chyba pijany. Szedł prosto na nich ...

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline