Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2012, 21:25   #19
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Huma przybyła mu z pomocą w najbardziej odpowiednim momencie. Dodatkowo pozbawiła monstrum oka, co, swoją drogą, nie stanowiło przyjemnego widoku, dawało jednak Erezowi przewagę. A przynajmniej, tak mu się wydawało. W chwilowym zamieszaniu chciał powalić oponenta przestrzeliwując mu kolano. Pierwszy strzał nie był celny, a na drugi zabrakło czasu. Gigant doskoczyło niego i chwycił wolną ręką, przyciskając do swojego masywnego cielska. Przez moment mierzyli się wzajemnie wzrokiem. Skolnik zacisnął zęby przeczuwając śmierć, ta jednak nie nastąpiła. Przez moment twarz giganta nie wyrażała nic.

- Błagaj – przemówił w końcu gardłowym głosem, chwilę potem wybuchając donośnym śmiechem.
- Kogo mam błagać? Kim jesteś?- Erez chciał kupić sobie trochę czasu, więc przedłużenie rozmowy, i prawdopodobnie, własnej egzekucji, było mu na rękę. Wziął głęboki wdech, i przy okazji sprawdził, czy jest w stanie użyć broni. Szerokie przedramię giganta nie zblokowało mu łokcia, co jak najbardziej podpadało pod szczęście. Strzał z tej pozycji nie był łatwy, a kula mogła rykoszetować po bogowie wiedzą jak twardych kościach monstrum i nawet trafić strzelca.
- Kogo? - Wnętrzem znowu wstrząsnął śmiech bestii. - Pies Yazata chce znać me imię? Niech i tak będzie.
Gigant wykonał obszerny zamach mieczem, chwilę potem unosząc go w górę. Erez czuł jak napina się praktycznie każdy mięsień w jego ciele - niezbyt przyjemne uczucie dla kogoś w jego położeniu. Dodatkowo nagły ścisk zmusił go do przełożenia strzału o kilka kolejnych sekund. Tymczasem, potwór przemówił.

- Wiedz, że tym który wyśle cię na spotkanie swych przodków jest wielki Kasra. Demon pola bitew, zguba bogów, największy zabójca pośród niezliczonych zastępów Ahrimana.

Autoprezentacja brzmiała bardzo pompatycznie i mogła robić wrażenie, jednak to Erez postawił kropkę na końcu wypowiedzi giganta. Huk wystrzału przeszył całą halę, odbijając się echem. Kasra wyraźnie osłabł i mężczyzna mógł z łatwością wyswobodzić się z jego chwytu. Gdy cofnął się kilka kroków, oponent opadł ciężko na prawe kolano, podpierając się jednocześnie na miecz. Druga ręka przyciskała krwawiącą ranę w boku, nieco poniżej miejsca, gdzie u ludzi znajduje się serce. Demon czy nie demon- krwawił i odczuwał ból, a to znaczyło, że można z nim skutecznie walczyć konwencjonalnymi sposobami. Jeśli będzie jeszcze taka potrzeba.

- K... Kim jesteś człowieku? - Wyraźnie nawet mówienie sprawiało monstrum ogromną trudność.
- Sam powiedziałeś, psem Yazata- rzucił złośliwie mężczyzna. Po chwili jednak uznał, że skoro demon był na tyle uprzejmy, żeby wyjawić mu swoje imię, to należy mu się szczera odpowiedź.
- Jestem Erez Skolnik, syn szanownej Ard.- Mimo iż nie miał tak imponujących przydomków jak Kasra, poczuł dumę przedstawiając się w ten sposób.
- Skąd wiedziałeś, że tu będę?- spytał. Chciał odwlec ewentualną egzekucję możliwie najdalej, dając sobie czas do namysłu. Nie zabijał pochopnie, nawet kogoś, kto zwie się demonem. Nikt nie powinien.

Gigant przez chwilę mierzył Ereza swym jedynym zdrowym okiem. Dopiero wtedy odchylił się do tyłu i przysiadł, czemu towarzyszył lekki wstrząs całej konstrukcji.

- Ard powiadasz? Nic dziwnego, że szczęście ci sprzyja - mówił już znacznie wyraźniej niż poprzednio. Podniósł jeszcze głowę, by upewnić się, że Huma nie szykuje się do ataku i wrócił do Skolnika.

- Po twojej minie wnioskuję, że pierwszy raz widzisz istotę mego pokroju. Zdradzę ci więc, że jestem jednym z Deev. Wojownikiem wielkiego Ahrimana, najpotężniejszej sługi wszechmocnego Tytana imieniem Zrvan. Ty i ja, można by rzecz, że powołano nas do życia, byśmy pozabijali się nawzajem ku uciesze tych, którzy widzą w nas tylko pionki na szachownicy - nachylił się nieco do przodu i pociągnął nosem. - Dlatego też czujemy tych, w których żyłach gotuje się ichor i muszę przyznać, że śmierdzisz jak niewielu wcześniej.

- Czyli powinienem Cię zabić? A co, jeśli tego nie zrobię. Będziesz mnie ścigał?- Teraz, mimo monstrualnej postawy, demon wydawał się być... ludzki. W jego oczach nie było nienawiści ani żądzy mordu. Poza tym, był w pełni świadomy swojej roli w ogólnym konflikcie. Nie był fanatykiem, tylko żołnierzem- robił to, co mu kazano, do czego został stworzony. Może i Erez powinien tak postąpić? Zakończyć tę sprawę kilkoma strzałami w głowę? A może właśnie nie? Może powinien okazać łaskę i zrozumienie? Z zwyczajnego myślenia “jakie rozwiązanie będzie najlepsze dla ogółu” zaczął się przestawiać na “jakie rozwiązanie zadowoli Ard”, a że swoją matkę poznał niedawno, nie był w stanie dokładnie tego określić. Czego miał się nauczyć w tym miejscu? Zabijać wroga, czy starać się go zrozumieć i przebaczyć?

- Zabić? Zaufaj mi chłopcze, wielu lepszych próbowało przed tobą - potwór podniósł się z ziemi i wykonał kilka zamachów swoim absurdalnie wielkim mieczem. Wszystkie zadane mu rany były wyraźnie dostrzegalne, na próżno było jednak szukać jakiegokolwiek krwawienia, czy oznak bólu. - Tak długo jak twój wróg oddycha, jest coś co możesz zrobić lepiej.

Chwilę potem wbił ostrze głęboko w ziemię. Wyraźnie nie szykował się do ataku.

- Masz potencjał, to nie ulega wątpliwości i kto wie, może to właśnie ciebie miałem odnaleźć pośród tego chaosu. Dla istot twego pokroju jesteśmy tylko dzikimi bestiami, ale wielu pośród nas obdarzyło śmiertelników darem wiedzy. Podobny mam zamiar ofiarować tobie.

Sięgnął ręką za plecy. Po chwili w jego ręku pojawił się sztylet. Przynajmniej tak wyglądał kiedy dzierżył go olbrzym. To samo ostrze rzucone pod stopy Eraza przypominało bardziej sporych rozmiarów miecz.


- Najpierw jednak udowodnij, że jesteś godzien. Podnieś broń i zmierzmy się jak prawdziwi wojownicy. Niczym przed wiekami Rustam i wielu z mych braci. Ten komu przypadnie pierwsza krew, weźmie w ręce los swej ofiary - wyrwał swój miecz z ziemi i przyjął pozycję. - Co odpowiesz?

Erez bez wahania schował pistolet do kabury, odczekał jednak chwilę nim podniósł ostrze.

- Muszę Cię przeprosić, w pierwszej chwili źle Cię oceniłem.- Zdawał sobie sprawę z tego, jak absurdalne mogą wydawać się takie przeprosiny, jednak gigant zrobił na nim duże wrażenie. Zdecydowanie nie był “dziką bestią”, raczej honorowym wojownikiem stojącym po drugiej stronie barykady. Wydawało się, że określenie “demon” tyczy się tylko i wyłącznie jego wyglądu.
Skupił się na długim i prostym mieczu. Z jednej strony, bardziej spodziewał się bułatu lub innej azjatyckiej szabli, z drugiej, żeby mieć szansę sparowania ciosu giganta potrzebował właśnie takiej boni. Zamachnął się, nieco ciążyła mu w dłoni. Nie przywykł do stalowej broni białej, jednak nie mógł odmówić pojedynku.

- Zaczynajmy- rzekł, stając w pozycji obronnej, ściskając oburącz niekoniecznie do tego przygotowaną rękojeść. Zaparł się mocno o ziemię i czekał na cios giganta. Jego atak miałaby niewielkie szanse zranienia doświadczonego demona, postanowił więc szukać swojej szansy w kontrataku.
Pierwszy potężny cios nie pozwolił mu niestety na skorzystanie z obranej strategii- wiedział, że nie zdołałby go poprawnie sparować, musiał ratować się przewrotem w tył. W samą porę, żeby zorientować się, że jest w samym kącie rozległego pomieszczenia, oraz żeby zasłonić się przed kolejnym mocarnym cięciem. Gdy stal uderzyła w stal, jego dłonie zadrżały i zdrętwiały na moment, on sam zaś odbił się bezwładnie od blaszanej ściany. Szybko doszedł jednak do siebie i zorientował się, w jak niekorzystnej sytuacji się znajduje. Musiał zdobyć nieco pola walki, a mógł to zrobić na dwa sposoby- albo czekać na cięcie i spróbować zanurkować pod ostrzem, co było bardzo ryzykowne, albo samemu zaatakować i siłą przedrzeć się w pobliże środka hali. Normalnie nie liczyłby na powodzenie drugiego wariantu, jednak poczuł w sobie coś dziwnego. Jakąś świeżość, która nie tyle zregenerowała jego siły, co je zwiększyła. Czy to adrenalina, czy kolejny z darów od boskiej matki, teraz źródło tego uczucia było nieistotne. Miał szansę zaatakować i postanowił z niej skorzystać. Knykcie pobielały od mocnego chwytu, mięśnie ramion napięły się biorąc zamach, łydki wystrzeliły postać w kierunku oponenta. Demon, dostrzegając jego intencje, ustawił co prawda blok, nie spodziewał się jednak takiej siły uderzenia, przez co uderzenie wytrąciło go z równowagi. Potężna sylwetka przetoczyła się na bok i zatrzymała klęcząc. Erez postanowił jednak nie spoczywać na laurach, w końcu walczyli do pierwszej krwi. Postanowił bezlitośnie wykorzystać swoją przewagę i, przekonany o własnej wartości, bezzwłocznie skoczył w kierunku Kasry. Wygiął całe ciało, żeby nadać siły pchnięciu z powietrza i uderzył jeszcze nim wylądował. Ostrze prześlizgnęło się po ramieniu demona, nie zdołało się jednak w nie zagłębić- tu wyszedł brak doświadczenia w walce bronią białą i wybujała fantazja. Lądowanie Skolnika było niezgrabne, co bezlitośnie wykorzystał demon, wstając i jednocześnie uderzając Izraelczyka pięścią w brzuch. Cios przypominał bardziej zderzenie z samochodem, a Erez nie miał żadnej sposobności, żeby owe uderzenie w jakikolwiek sposób zablokować. Wylądował na posadzce jakieś dwa metry dalej, próbując złapać stracony dech. Żebra pulsowały niewyobrażalnym bólem, prawdopodobnie złamane, a i odruchowo napinane podczas oddychania mięśnie brzucha piekły dając upust swojemu niezadowoleniu. Kasra wstał i podszedł do niego z mieczem w ręku. Teraz wszystko zależało od niego- walczyli do pierwszej krwi, nie było jednak powiedziane, że nie może być to krew z odciętej głowy. Skolnik był zdany na jego łaskę i w związku z tym, chciał przyszykować się na najgorsze. Ale czy można przygotować się na własną śmierć? Czy w całej historii świata znalazł się człowiek, który stojąc w obliczu śmierci powiedział „Jestem gotów”? Wątpliwe.
Donośny śmiech demona wprawił Ereza w zakłopotanie. Nie sądził, żeby ten ponownie miał przejść do kpin i wywyższania się ponad śmiertelników, z czego więc się śmiał? Gdy tak przyglądał się jego sylwetce, próbując znaleźć odpowiedź na to pytanie, dostrzegł niewielką smużkę krwi na jego lewym ramieniu- tam, gdzie uprzednio zaatakował. Powoli zaczynało do niego dochodzić, co to oznacza.

- Naprawdę masz potencjał człowieku - miecz wbił ledwie centymetry od nogi Ereza, po czym przykląkł na prawe kolano. - Składam swój żywot w twych rękach.
- Najpierw usiądź. W mordę, ale ty masz cios... - Erez położył się na ziemi i odłożył miecz na bok, żeby nie zrobić sobie jeszcze większej krzywdy.
- Mówiłeś o darze wiedzy. Chcę posiąść tę wiedzę. I nie musisz się spieszyć, mam czas.
- Powiedz mi najpierw o konflikcie między bogami a Deevami- dodał po chwili zastanowienia.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline