Audiencja skończyła się równie szybko, co się zaczęła. To znaczy zaraz po rozpoczęciu Jared uniósł do ust butelkę ginu, a gdy ją opuszczał, było już po wszystkim. Na odchodnym dostał jeszcze jakąś mapę – ta szybko zniknęła w czeluściach kapitańskiego ubrania. Akurat przemawiał jakiś świrus z blizną – Jared przysłuchiwał się temu z tępym wyrazem twarzy – gdy przybiegł chłopiec okrętowy. - Panie kapitanie! - Pepe… a co ty tu robisz? – wybełkotał Faithfull. - Przybiegłem za panem. - Aha… A co ja tu robię? - Jest pan na ważnej misji dla króla. Ale pan jest cały obesrany!
Chłopak zajął się próbami czyszczenia ubrudzonej kamizelki, w czym nie pomagała bezwładność kapitana. - Pepe… gdzie ja mam butelkę? - W lewej dłoni. - Tak, wiem.
Jared raz jeszcze uniósł butelkę do ust, dzięki czemu przestał się wiercić, umożliwiając chłopcu doczyszczenie materiału. Dopił, upuścił flaszkę, gdzie stał i przesunął mętnym wzrokiem po zgromadzonych. - Pepe… co to za faceci? – szepnął. - Pańscy towarzysze, panie kapitanie. - Mogę nimi dowodzić? - Nie, panie kapitanie. - Mogę ich zastrzelić? - Nie, panie kapitanie. - To co ja mam robić? - Niech się pan przywita.
Jakaś odmiana wstąpiła w pirata, w jego oczach pojawił się błysk, a w gestach ekspresja. Schylił się w teatralnym ukłonie (trochę tracąc równowagę, ale Pepe przytrzymał go za spodnie). - Jared Faithfull – przedstawił się. – Kapitan piratów, książę złodziei, król pijaków.
Kapitan był mężczyzną przed trzydziestką o wysportowanej sylwetce, gęstych włosach i błękitnych oczach. Działał z werwą i płynnością w ruchach. Pewnie uchodziłby za przystojnego, gdyby wytrzeźwiał i przestał błaznować. - Skoro los zapisał nam rolę osób dramatu tej epickiej eskapady, rozpocznijmy peregrynację, kierując kroki na ścieżkę przygody. Znaczy się idziemy: z miasta Vitrael na północny wschód, do Krawego Lasu, skąd w pipę jeża aż do Wymarłej Wioski, przez Dunel Tevony prosto jak w mordę strzelił, gdzieś tam… z resztą mam mapę… po linie z kotwiczką do zamku wiedźmy, dokonujemy abordażu, wiedźmie kij w oko, kradniemy co popadnie, ale pierścień odpalamy paserowi… znaczy królu… królowi. To którędy to?
Popatrzył za odchodzącym Hunterem i z lekkim opóźnieniem (a także zachwianiem) wystartował w jego ślady. A Pepe za nim.
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
Ostatnio edytowane przez JanPolak : 22-04-2012 o 18:09.
|