Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2012, 13:58   #99
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
To tylko zwykłe świątynie hinduistyczne. To tylko zwykłe kompleksy świątynne, jakich pełno w Azji południowo-wschodniej. Pokryte płaskorzeźbami pozostałości starego królestwa. Przykład tego, że tutejsze kultury nie były zacofane.
Tak to sobie tłumaczył Harikawa. Tak to sobie w kółko tłumaczył. Bo i nie wierzył w to. Coś było nie tak z tymi ruinami. Coś mu się w nich nie podobało. Były obce, złowrogie. Niemal się miało wrażenie, że kreatury z płaskorzeźb patrzą na zamerykanizowanego Japończyka.
Ale przecież to nonsens. To niemożliwe. To wynik przemęczenia.

Ruiny też stanowiły inne, realniejsze zagrożenie. Wśród nich mógł czaić się wróg. Ukryty we wnętrzach kamiennych budowli, celując z wykuszów i okienek świątynnych. Idealne miejsce dla snajperów.
Idealne miejsce na pułapkę, bo równie idealne miejsce na spoczynek.

Czyżby tu zatrzymali się zarówno członkowie straży tylnej, jak i wysłani za nimi ludzie? Nie. Raczej nie.
Zawiadomili by w takim przypadku grupę główną. A i wędrując cały oddział powinien się natknąć na to miejsce, zanim wpadł na grubasa.
Oznaczało to jedno, cała ich grupa pobłądziła w dżungli porastającej tą wyspę.

Yasuro zatrzymał się na skraju kompleksu świątynnego i obserwował go. To miejsce budziło w nim niepokój. Taki wręcz zwierzęcy niemalże lęk. Ruszył więc ostrożnie, rozglądając się wokoło, czujny i cichy na każdy..
Coś za nim! Ktoś biegł. Yametsu odwrócił się odruchowo, przykładając oko do szczerbinki i celując w zagrożenie. Nieistniejące zagrożenie.
W jego kierunku pędził Francuzik. A raczej w kierunku ruin, nie widzący nic poza nimi i wrzeszcząc coś w niezrozumiałym języku. Pewnie staranowałby Harikawę, gdyby ten zdołał stanąć mu na drodze.
-Co do... -wyrwało się Yametsu. Zbyt zaskoczony i zszokowany tym Tongue nie był wstanie zareagować.
Patrzył się więc jak zahipnotyzowany na wbiegającego w głąb ruin Viggona.
Soczysta mieszanka angielskich, niemieckich, chińskich i japońskich przekleństw opuściła cicho usta Yametsu, gdy ten ruszył żółwim tempem za Samuelem. Do tych słów doszło jeszcze.- Sacrebleu.
Jedne z niewielu francuskich wyrażeń, którego nauczył się od nowoorleańczyka z którym studiował na jednym roku.
Harikawa zamierzał odnaleźć i sprowadzić do reszty oddziału Viggona, ale to że Francuzik lekkomyślnie narażał życie, nie oznaczało, że on zamierzał czynić podobnie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-04-2012 o 14:01. Powód: poprawki
abishai jest offline