Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2012, 15:53   #216
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wojownicy Bogów się starli i zwykli ludzie ścierani byli mocami, które wyzwolili.


Stateczny
okręt wolnych przewoźników, gdzieś w Opływie Gordeo, Nowy Korynt



Lojalistyczne Psy

Zapadła sytuacja dziwnego pata i nagłej ciszy. Nawet ranny chłopak zacisnął szczękę i urwał okrzyki bólu, ze strachu i szoku. Większość napastników znieruchomiała na słowa Ardora, poruszonych. Część wyglądała, jakby rozumiała czym jest Różaniec - tak przynajmniej widać było po jeszcze bardziej zwiększonej nerwowości odruchów. Jeden z celujących w głowę paladyna wykonał gest ręką, jakby ciągnął w dół niewidoczny sznur zwisający z sufitu. Podczas gdy on i trzech innych jeszcze trzymało Ardora na muszce, jeden zaś mierzył do lorda komisarza, trzech do Sorcane'a w korytarzu, pozostała trójka ustawiona w trzech punktach sprawnie skuła najpierw chłopaka, przepychając go od jednego do drugiego w stronę wyjścia na zewnątrz, na pokład, którędy weszli, po nim Aleeny.

Skuwszy i wypchnąwszy z pomieszczenia Aleenę, arbiter, bo nie było już wątpliwości kim są, podszedł do Gregora gdy jego towarzyszył praktycznie przystawiał lufę do twarzy lorda komisarza. Bez słowa ruchem, który Gregor znał, powalił komisarza do parteru i przystąpił do skuwania mu rąk za plecami, z zamiarem wyprowadzenia go na zewnątrz.

Trzech trzymając Sorcane'a pod ścianą nie przyjęło dobrze faktu, że wciąż stoi. Jeden z nich przystawił mu lufę do skroni, i podkreślając słowa, powoli, wyjaśnił:
- Po-łóż. Się. Już.
Zbrojmistrzowi przypomniała się ostatnia podobna sytuacja, tylko z udziałem żołnierek z Tahary na pokładzie Zbawiennego, gdzie zabiły Kallgrena...

Na dole słychać było kilka podniesionych krzyków i krótką szarpaninę. Haajve domyślił się, że przy użyciu auspex namierzyli Boryę próbującego stawiać opór. Nie był jednak w stanie ze złamanym kręgosłupem i z wysiłkiem musiał się powstrzymywać od wrzasku na całe gardło, gdy skuli mu ręce za plecami i ciągnęli go w górę schodów.

Do środka weszły jeszcze dwie postacie - dwóch mężczyzn. Jeden w czarnym, połyskującym w świetle lamp płaszczu balistycznym i butach identycznych jak pozostali napastnicy, z kaburą pistoletu bolterowego dostosowanego rozmiarami do zwykłego, ludzkiego użytkownika. Szarobure włosy miał w nieładzie, twarz zaś skrajnie pospolitą i nieprzystojną... niewyróżniającą się. Gregor przypominając sobie co wiedział o arbites uznał, że musiał być to dawniej Śledczy szukający dowodów zbrodni przeciw Lex Imperialis pośród samych kryminalistów, ale to było dawno temu. Teraz najwyraźniej dowodził operacją przejęcia okrętu.

Drugi nieznajomy nieokreślony wycinek twarzy starszy o jakieś trzydzieści lat od młodzieńczej drugiej połowy, oczy jakby dziecka, brwi w ogóle i włosy, jeżeli jakieś, skryte pod kapturem szaty Scholastica Psykana.

Psionik zamknął oczy. Sędzia przetarł dłonią w czarnej rękawicy pozbawioną zarostu brodę i zogniskował wzrok na Różańcu paladyna.

- Czy jest prawdziwy? - spytał, nie do końca wiadomo kogo, nie precyzując jasno czy mówi o samym Ardorze czy symbolu, który ów dzierży.

Psionik, wydawało się mrugnął raptem, natychmiast żyły na jego czole i szyi nabrzmiały, oczy się przekrwiły. W pomieszczeniu czuć było zapach ozonu. Ardor momentalnie wyczuł obecność okrywającego się opończą sztucznie wyobrażonych sobie uczuć bytu, dopiero z bliska widzianego dla niego jako psionika. Ten rozglądał się nerwowo, ani razu nie spojrzawszy na Gregora. Zawiesił na chwilę wzrok na Gregorze, na swoim dowódcy, na Arbites mierzących do paladyna.
- Tam jest jakiś mężczyzna. - wyszeptał, wskazując stronę, gdzie za jednym z łóżek o ścianę oparty był Blint. Natychmiast jeden z Arbites ruszył po niego.
- Wyczuwacie coś?
- Świętość... Zło konieczne, zło najwyższe... zgubę. - psionik zmrużył brwi, wpatrując się raz w Traxa, raz w Blinta, wreszcie znowu w Ardora.
- Jest prawdziwy.

Przez chwilę arbitrator wpatrywał się w Ardora, gdy inny arbites sprawdził Traxowi puls. Ten uspokoił się gdy psionik wszedł, i znieruchomiał.

Sędzia, ignorując wciąż polecenie-prośbę Ardora, lekko skierował oczy na bok. Paladyn usłyszał niezwykle cicho głos w mikrofonie. Spojrzenie znowu skierowało się na Ardora.

- Nie, paladynie Domitianus. - odparł wreszcie - Udacie się z nami do mobilnego posterunku i po drodze wyjawicie mi proszę, o co tu chodzi. - arbites cofnęli się nieco przed Ardorem, nie przestając celować.

* * *

Sztorm wyglądał jakby nigdy nie miał mieć końca, ale długo to nie przeszkadzało wywleczonym na zewnątrz. Również Sorcane został wyprowadzony, choć ze względu na jego wygląd jeden Arbiter go prowadził, drugi był w pogotowiu z bronią. Na pokładzie zobaczyli kolejną dwudziestkę oddziału szturmowego. Razem ponad czterdzieści osób szybko przeczesało statek i zabezpieczało go. Nad dziobem unosił się spory powietrzny transporter, zaopatrzony zarówno w dysze odrzutowe jak wektorowce - pokroju Walkirii - jak też dwa ulokowane poziomo śmigła, przednie znacznie wyżej nad tylnym by się nie przecinały. Jedynie z tyłu otwarta była klapa do przestronnego luku gdzie mieściło się spokojnie dwadzieścia osób. Dwie podobne maszyny zawieszone były po bokach Statecznego...

Sorcane, Malrathor i siostra Medalae, jak też Trax zostali siłą wciągnięci na pokład. Wkrótce dołączył do nich niesiony przez arbites Blint, którego nie uznali za stosowne nawet skuwać biorąc pod uwagę, jak był unieruchomiony. Na spłukiwanym strugami wody pokładzie kilku sanitariuszy zaczęło na szybko opatrywać Nero - najwidoczniej dla rannych, zwłaszcza wobec napotkania silniejszego oporu przygotowana była jedna ze skrzydłowych maszyn i czekali, aż ta się oddali. Rzucono ich najgłębiej luku jak się dało, pod prostą stalową ścianą. Z zewnątrz transportery wyglądały na kupieckie lub należące do Administratum, transportujące żywność, nie arbites...

Odziani w czerń arbiterzy, pozostali na pokładzie uzbrojeni głównie w strzelby lub pistolety i tarcze taktyczne pozostali na zewnątrz, na ulewie, jakby wciąż byli gotowi na najgorsze. Gdy tylko dwójka odzianych w czerń postaci wciągnęła postękującego Boryę i rzuciła obok nich, jeńców pozostawiono samym sobie...
 
-2- jest offline