Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2012, 19:29   #104
Cas
 
Cas's Avatar
 
Reputacja: 1 Cas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodze
Zdejmując sierżanta ze swego barku poczuł się tak lekko, że przy jednym podskoku, mógłby polecieć w górę niczym balon z helem. Przynajmniej tak mu się wydawało. Kiedy człowiek wpada w bagno choćby i z zasady nie może się wyrwać, a większego bagna nie widział jak długo żyje. Dlatego pomimo całkiem przyjemnego wrażenia, nie odmówił sobie wyciągnięciem pistoletu z kabury. Wolał nie ryzykować, że Japończycy wyślą kilku swoich, by sprawdzić co zostawili po sobie Amerykanie.

Nim w ogóle Boone zaczął mówić Blackwood zdążył rozeznać się w sytuacji. Pocięte kulami zarośla po drugiej po drugiej stronie zdecydowanie musiały paść ofiarą jakiegoś maniaka, któremu ktoś chyba tylko w akcje desperacji wręczył broń ciężką. Summers ...

Dzięki temu mógł przynajmniej dojść skąd nadszedł atak Japończyków. Fakt wart tyle co nic, ale zawsze to jakiś sposób by uspokoić skołatane myśli. Tym bardziej, że jeden rzut oka na ciało ich jeszcze widocznie nie takiego niedoszłego dowódcy pozwalał przeczuwać najgorsze.

Kapralowi odpowiedział tylko wzruszeniem ramion. Nie zdążył jeszcze zacząć martwić się, gdzie podziali się jego koledzy. Poza tym naprawdę wolał nie myśleć w tej chwili o dziwacznie rozmieszczonych śladach. Teraz miał ważniejsze sprawy na głowie.

- Gdziekolwiek się nie podziali nadal powinni być całkiem liczni. Dodatkowo prawdopodobnie z kilkoma rannymi i brakiem umiejętności w poruszaniu się po takim terenie. Mniejszej grupie zawsze łatwiej znaleźć większą. Najpierw zajmijmy się rannym, potem możemy szukać reszty.

Jak powiedział, tak też uczynił. Zbliżył się powoli do kapitana, odbezpieczając jednocześnie broń. Wolał nie ryzykować. Widział w swoim życiu jak dziwnie potrafi zareagować ciało po takiej ranie. Układ nerwowy bez wsparcia mózgu jakby nie mógł uświadomić sobie, że życie uleciało już dawno temu. Pozostały więc tylko impulsy, miotające zwłokami w potrafiących przerazić nawet najtwardszych konwulsjach.

Była też druga możliwość, ta bardziej przerażająca. W jego myślach pojawiła się postać ślepego Japończyka, który pomimo śmiertelnych ran nadal parł ku trójce żołnierzy. Nie życzyłby kapitanowi takiego końca, ale nawet gdyby chciał, nie potrafił wykluczyć tej alternatywy. Dlatego zatrzymał się dobry metr od Sandersa.

- Kapitanie, tu Blackjack, słyszy mnie kapitan?

Stał tak przez chwilę, próbując ze swego miejsca dokładnie ocenić ranę w głowie przełożonego. Na ile to możliwe chciał wiedzieć, czy ten miał w ogóle szansę przeżyć taki postrzał.
 
Cas jest offline