Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2012, 18:38   #37
Martadiana
 
Martadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Martadiana nie jest za bardzo znanyMartadiana nie jest za bardzo znanyMartadiana nie jest za bardzo znanyMartadiana nie jest za bardzo znany
Beatrice opadła na fotel, wiedząc, że opór na nic sie tu nie zda. Bezczynność denerwowała ją, nie znosiła siedzieć w miejscu czekając co się stanie, lecz jej ciało nie działało jak perpetuum mobile. To całe bezsensowne bieganie zupełnie ją wymęczyło, a brzuch też dawał znać, że dawno już nic nie jadła.
- Jestem głodna - powiedziała hardo patrząc wampirowi prosto w oczy. Miała świadomość, że brak jej sił, by stawić czoła komukolwiek w tym budynku, a robienie z siebie rozhisteryzowanej panienki nie pomoże, pora więc wrócić do jej naturalnego sposobu bycia. To, że zamiast w ciasnym korytarzyku znajdowała się teraz w przestronnym gabinecie, miało też większe znaczenie niż była w stanie przyznać- Nie karmicie swoich więźniów?
- Z reguły nie ma takiej potrzeby, Beatrice - wampir odpowiedział przyglądając się kobiecie.
Choć odsunięty był od niej o dobre półtora metra mogłaby przysiąc, że ktoś pogładził ją po ramieniu. Możliwe, że było to tylko nieprzyjemne złudzenie. Caine natomiast wstał ze swojego miejsca i spokojnym krokiem podszedł do fotelu zajmowanego przez Beatrice. Zawieszając na niej spojrzenie nie mógł powstrzymać łagodnego uśmiechu, w którym nawet przestraszona kobieta nie mogła doszukać się wrogości.
Szpakowaty wampir nachylił się nieznacznie i powoli, bez pośpiechu rozpoczął rozpinanie czarnej sukni. Guziczek po guziczku, aż do ukazania się śnieżnobiałej, gładkiej skóry, która teraz obnażona odczuwała dotyk z większą intensywnością. Nawet lekkie zawirowania powietrza zdawały się być pieszczotą. Pochylił się z nabytym stuleciami spokojem. Nie był tą sytuacją rozbawiony, zażenowany czy zniecierpliwiony, a mimo to Valiarde mogłaby przysiąc, że czerpie z niej swoistego rodzaju przyjemność starca otwierającego kolejną butelkę wybitnej whisky.
Nie było jej źle, ba, zaniepokoiła się jak bardzo łaknęła czułości, nie zwierzęcego pożądania widocznego w oczach baronów, lecz dotyku delikatnego, spokojnego. Od śmierci męża nie istniało dla niej coś takiego jak bliskość z drugim człowiekiem, pomijając ojca i brata rzecz jasna, ale oni też zaliczali się do innej kategorii. Uśmiech wampira uspokoił ją, nie było w nim zapowiedzi krzywdy. Jednak po chwili w umyśle pojawił się impuls, słowo odbijające się po jego wnętrzu: Charles, Charles, Charles. Zerwała się na równe nogi.
- Łapy precz! - krzyknęła, cofając się pod ścianę i pospiesznie zapinając guziki.
- Beatrice - wyprostował się znad fotela i skierował swoje kroki do wdowy, głos wampira był wciąż spokojny i cierpliwie tłumaczył - Jesteś moja. A to czy będzie bolało zależy w dużej mierze od twojej decyzji.
Stała opierając się plecami o ścianę, obserwując mężczyznę, niepewna jak zareagować. No przecież wampira nie pokona! Trybiki w jej umyśle kręciły się szybciej i szybciej, ale to nic nie dawało, nie przychodził jej do głowy żaden pomysł ratunku swego człowieczeństwa.
Uśmiechnął się jeszcze raz. Spokojnym ruchem odgarnął z jej czoła niesforny kosmyk włosów i założył za ucho. Jego dłoń spoczęła na miękkim policzku. Przesunął kciukiem po linii szczęki i delikatnie odchylił głowę Beatrice. Dłoń powędrowała w dół i mijając nerwowo pulsującą tętnicę, spoczęła na obojczyku.
Objął ją ramieniem, by już nie uciekała i pochylił się nad swoją ucztą. Czuła jego oddech na skórze. Poczuła też wibracje, które wywołał jego niski, ironiczny śmiech.
- A tatuś już tak blisko - powiedział niemal z żalem. Czy to dlatego, że podświadomie chciał by mu przerwano? Czy może raczej spóźnienie łowców psuło mu efekt dramatyczny? Beatrice nie dane było dokładne rozważenie tych dwóch opcji. Kły wampira zaburzyły jej cały tok rozumowania. Nie czuła bólu, nawet gdy przebijały skórę. To była czysta ekstaza.
A nawet coś więcej. Podczas gdy zazwyczaj umysł wygląda jak przestrzeń, w której biegnie jeden bądź kilka strumyków myśli i uczuć, u niej jego wnętrze wyglądało jak spienione morze, jak bałwany fal pędzące z prędkością światła, stworzone wyłącznie z obezwładniających uczuć i odczuć, nie było miejsca na myśli. Przyjemność rozlała się po jej ciele, oddając je całkowicie we władzę Cainowi.
Spojrzał na swoją zdobycz z lubością rejestrując każdy najdrobniejszy szczegół jej twarzy. Pocałunek jaki nastąpił tuż po przejściu na ciemną stronę mocy był delikatny, a Beatrice smakowała własną krew. Caine, co może wydać się dziwne, wyglądał na zadowolonego. Szczęśliwego nawet.
Oszołomiona kobieta oblizała usta.
 
__________________
„Always tell the truth. That way, you don't have to remember what you said.” - Mark Twain
Martadiana jest offline