Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2012, 18:51   #23
Mortarel
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Carl "Miecz" Gretch

W obozie było wiele do zrobienia. Postanowiłeś zacząć od uzupełnienia składu swojego oddziału. Udałeś się do oficera zajmującego się przydziałami i wytłumaczyłeś mu w czym rzecz. Ten zaś zaprowadził Ciebie do namiotów ochotników, gdzie mogłeś wybrać takiego, jaki Ci pasuje. Postanowiłeś zabrać ze sobą Alexa. Oficjalnie był chłopem, mniej oficjalnie- guślarzem.

Kolejną naglącą sprawą było załatwienie dodatkowego ekwipunku u kwatermistrza. Jednak nie wszystko poszło tak gładko. Okazało się, że kwatermistrz wydał Ci znacznie mniej sprzętu niż oczekiwałeś. Do tego był on podłej jakości. Postanowiłeś zaryzykować i namówić starego żołnierza na grę w kości, w której stawką miała być skrzynia z nowymi mieczami. Kwatermistrz pomyślał chwilę i ostatecznie się zgodził. W końcu chwila rozrywki jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Niestety przegrałeś postawione pieniądze. Ku twemu zdziwieniu wygrana poprawiła nastrój kwatermistrzowi, który wziąwszy złoto i tak postanowił dać wam skrzynię z nową bronią. W skrzyni znajdowało się pięć nowych ostrzy. Stwierdził, że stare ostrza wciśnie komuś innemu.

Następnym twoim krokiem było udanie się do namiotu dowódcy.

Leo Ente

W końcu u celu podróży. Trzy dni marszu dały się we znaki niemal wszystkim. Nastał czas na wyczekiwany odpoczynek. Jednak nie mogłeś poświęcić na niego dużo czasu bo miałeś też inne obowiązki.

Po pierwsze wizyta u kwatermistrza. Otrzymany tam ekwipunek rozczarował Cię. Spodziewałeś się otrzymać coś nieco bardziej… nowego. Zamiast tego dostałeś sprzęt, który wyglądał jakby został zdjęty z martwych ciał poprzednich właścicieli. Widać w tej armii nic się nie marnuje.

Chodząc po obozie wyczuwałeś napiętą atmosferę innych żołnierzy. Jak cisza przed burzą. Wyczuwałeś instynktownie, że niedługo coś się wydarzy. Jeszcze nie w tej chwili, ale niedługo. Zwykle miewałeś tego typu „intuicję” na chwilę przed niebezpieczeństwem. Ta była jednak nieco inna. Jak gdyby nad wami zawisło widomo rychłej śmierci. Śmierci, która powoli zbliża się coraz bardziej. Widziałeś, że inni też to odczuwali, jednak u Ciebie było to zwielokrotnione. Zacząłeś obawiać się o to jak poradzą sobie twoi ludzie. Nie było jednak czasu na trening, ponieważ musiałeś udać się na spotkanie z kapitanem.

Matt „Grzeczny” Burgen

Nareszcie w Birkewiese. Kiedy wyruszałeś spodziewałeś się dotrzeć do miejsca bardziej okazałego, jak się okazało nie było tu wcale lepiej niż w Salkalten. Na miejscu rozkazałeś ludziom udać się do namiotów i przyznałeś im czas na odpoczynek i zabawę. Zadowoleni żołnierze ruszyli na miejsce wymieniając porozumiewawczo spojrzenia.

Kuśka natomiast udał się na obchód z trzema „cwaniakami”. Wrócili dopiero po kilku godzinach. Wszyscy pijani jak bele, za to wielce zadowoleni. Pchali przed sobą wózek, na którym znajdowało się parę skrzyń. Nie chcieli powiedzieć jak im się to udało, ale zdobyli 6 łuków, 24 strzały, 2 miecze, 2 tarcze i 5 oszczepów. Do tego 4 skórzane hełmy i 2 pary skórzanych nogawic. Poza tym cztery kury, kaczkę, dziesięciolitrową beczułkę bimbru i trzydniowy prowiant dla dziesięciu ludzi.

W międzyczasie udałeś się na poszukiwanie ochotnika, który uzupełniłby lukę po Otwinie. Szukałeś kogoś, kto pasowałby do twojej gromady. Udałeś się do komendanta uzupełnień z takim właśnie zapytaniem. Komendant zdawał się od razu wiedzieć, kogo potrzebujesz.

–Tak. Mamy tu jednego takiego. Ale uprzedzam. Nikt inny nie odważył się wziąć go pod komendę. Trzymamy go w klatce dopóki nie zdecydujemy co z nim zrobić. Żal go zabijać, bo walczy jak niedźwiedź. –Komendant zaprowadził Cię przed klatkę na tyłach namiotu. W środku siedział mężczyzna o niebywałej wręcz posturze i rozmiarach. Istna góra mięsa mierząca dobrze ponad dwa metry wzrostu. –Powiadają, że jego matka była ogrzycą, a ojciec człowiekiem- odezwał się komendant – parę miesięcy temu jeden z oddziałów znalazł go w lesie. Jest zdziczały i ledwo mówi, ale zdaje się rozumieć proste rozkazy. Próbowaliśmy go przysposobić do jakiejś broni, ale chyba woli walczyć pięściami. Ne lubi też naszych ubrań. Na szczęście dął się przekonać do portek. Musicie być ostrożnym. Ponoć widzieli jak zgniatał w rękach czaszki wrogów, jakby to były jabłka. – Przestrzegł kapitan. –Jeśli chcecie, to go bierzcie. Jak nie, to mam tu paru uliczników i drwali.


Pod wieczór udałeś się do kapitana.

Johann Eberhardt

W końcu długo wyczekiwane Birkewiese. Będąc na miejscu od razu wziąłeś się do rozbijania namiotu, lokowania ludzi i szukania miejsca dla Mariusa. W myśl zasady najpierw obowiązek, potem odpoczynek. Okazało się, że niedaleko waszych namiotów znajduje się niewielka zagroda dla koni oficerów. Zostawiłeś tam swojego konia polecając chłopcom stajennym, aby zaopiekowali się nim nalezycie. Żeby się upewnić, że dobrze wykonają obowiązki wręczyłeś im po miedziaku.

U kwatermistrza nie posiedziałeś długo. Z miejsca postawił przed tobą skrzynię z pięcioma mieczami, które nadjadała już rdza i były lekko tępawe. Do tego otrzymałeś cztery łuki, 20 strzał i dwa skórzane hełmy. Na nic zdały się prośby, groźby i próby przekupstwa. Kwatermistrz był nieugięty i twierdził, że lepszy sprzęt został już wydany i że nie ma, ani nie będzie lepszego.

W mieście znalazłeś w miarę porządną karczmę, gdzie posiliłeś się i najadłeś. Nie obyło się także bez zalotów kobiet o wątpliwej reputacji, które ewidentnie starały się zwrócić Twoją uwagę.

Przechadzając się ulicami miasta zaobserwowałeś, że ma się ono całkiem nieźle. Obecność armii napędzała handel i produkcję. Widziałeś żołnierzy, którzy przetrwaniają żołd w karczmach, kramach i sklepikach. Wszędzie po ulicach spacerowały kobiety do towarzystwa, sprzedawano przekąski i oferowano przeróżnej maści usługi od wyrywania bolących zębów po czyszczenie umundurowania.

Wróciłeś do obozu, aby skontrolować swój oddział. Wszyscy leżeli wyczerpani na swoich siennikach. Od niektórych dało się wyczuć woń alkoholu i smród nadgnitego mięsa z prowiantu.

Udałeś się do kapitana.

Wulfhart „Młody Wilk”

Na miejscu rozkazałeś żołnierzom, aby rozbili namiot i przygotowali się do treningu. Po zakończeniu musztry pozwoliłeś im odpoczywać. Wieczorem znalazł Cię kwatermistrz wyzywając Cię, że zamiast się do niego zgłosić każesz mu się fatygować do Ciebie, jak do jaśnie pana jakiego. Wręczył Tobie trzy łuki i 12 strzał. Powiedział, że nie miał siły, aby przynieść więcej i że sam jesteś sobie winny. Otrzymałeś także jeden skórzany hełm. Wróciłeś do swoich ludzi, aby ich przypilnować i pomówić o Urlyku, bo i na to znaleźli się chętni. Kiedy zaś nastał wieczór udałeś się na spotkanie z kapitanem.

Wszyscy, namiot kapitana Albrechta Herza

Zebraliście się o ustalonej porze w namiocie kapitana. Był on już w środku i czekał na was. Namiot był duży i przestronny, znacznie większy niż inne. Gestem reki nakazał, abyście usiedli do stołu, który stał w samym centrum. Na stole rozłożona była mapa.


Kapitan poczęstował was winem i zaczął mówić:
-Nigdy nie byłem dobry w te gadki. Powiem wam więc prosto, po żołniersku. – Rozpoczął. – Na południe stad jest las oraz niewielka osada Lowitz. – wskazał palcem na mapie. - Od jakiegoś czasu patrole wchodzące do lasu przepadały bez wieści. Kilka dni temu straciliśmy też kontakt z garnizonem stacjonującym w osadzie. Wysłani tam ludzie nie wracali, a że mieliśmy ich mało, to przestaliśmy ich tam posyłać. – kontynuował. – Posłałem po posiłki gdzie tylko mogłem. Wy przybyliście z Salkalten. Dzień przed wami dotarły do nas trzy kompanie, które sprowadził baron Otterbein. Spodziewamy się także, że najdalej jutro w południe dotrze do nas szwadron ciężkozbrojnej jazdy. Zmierzają oni do Bohsenfels. Jak widzicie Lowitz stoi im na drodze. Nie będą mogli przejechać, dopóki nie opanujemy sytuacji w regionie. – Kapitan zrobił pauzę, aby zaczerpnąć łyku wina ze swojego kielicha.

-No to jak już sytuację znacie, to przejdę do waszego zadania. Na dwie godziny przed wschodem słońca kompanie Otterbeina przekroczą rzekę na wschodzie i ruszą na południe, do lasu – wskazał znowu palcem mapę. – Po godzinie od ich wyruszenia wyruszycie do Lowitz. Stad to niecałe 10 mil. Powinniście więc dojść tam mniej więcej wtedy, kiedy kompanie Otterbeina będą już u celu. Macie zająć osadę, wbić się w nią zębami, zaprzeć nogami i nie pozwolić, aby została odbita. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to po paru godzinach z lasu na wschód od was wyłonią się wspomniane kompanie. Jeśli coś pójdzie nie tak, to musicie wytrzymać do przyjazdu kawalerii. Zrozumiano? – Zapytał. – Spodziewajcie się zaciekłego oporu. Bogowie jedni wiedzą co zalęgło się w tym lesie. Podejrzewamy, że może siedzieć tam nawet regiment niedobitków z armii Chaosu. Stu, może dwustu… mam nadzieję, że ludzi. Jakieś pytania? Jeśli nie, to odmaszerować i przygotować się na jutro. Zbiórka na dwie godziny przed wschodem słońca przy południowej barykadzie. Przypilnujcie swoich ludzi, żeby byli gotowi. Niech bogowie mają was w opiece.- Kapitan skończył mówić, odczekał na wasze pytania, a następnie odprowadził was do wyjścia. [Wszelkie pytania na google doc]

***

Wróciliście do siebie i powiadomiliście ludzi o tylu szczegółach, o ilu uznaliście za potrzebne. Przypilnowaliście też, żeby najedli się i poszli na spoczynek. na dwie godziny przed wschodem słońca staliście już gotowi do wymarszu. Wszyscy byli w miarę rześcy poza ludźmi Matta, którzy skacowani po wypiciu "zdobycznego" bimbru zdawali się być wciąż pod jego wpływem. Kompanie mające udać się do lasu wyruszyły. W głębi serca byliście wdzięczni za to, że to nie wy musicie się tam udać. Co więcej ludzie Otterbeina byli doskonale wyposażeni. Widać było, że nie żałowano złota na ich ekwipunek. Łuskowe zbroje, kolczugi, miecze i tarcze. Każdy wyglądał na doświadczonego wojownika, a jeden większy od drugiego.

Sam kapitan Albrecht Herz przerwał swój sen, aby odprowadzić was do barykad i wydać rozkaz wymarszu. -Uważajcie tam - rzucił na pożegnanie. -Mam nadzieje was jeszcze zobaczyć.

Obóz oddalał się coraz bardziej rozmywając się w porannej jutrzence i mgle. Po drodze zastanawialiście się jak tam będzie. Z mapy wynikało, że do Lowitz można dostać się od czterech stron. Po waszej lewej ręce płynęła nieduża rzeka a za nia rósł las, po prawej rozciągały się pola. Po przejściu paru mil dostrzegliście osadę. Ulokowana była na wzgórzu. Nagle jeden z ludzi Wulfharta krzyknął, że chyba dostrzegł jakiś ruch. Faktycznie, ujrzeliście małą grupę postaci biegnącą z osady na wschód, wprost do lasu. Z uwagi na odległość nie mogliście określić kim byli. Ale wyglądało to tak, jak gdyby w pośpiechu próbowali opuścić wieś.


GM info:
-Pytania do kapitana na DOC'u
-Plan działania można też na DOC'u
-Nie wszyscy mi napisali na co wydają PD
-Pytania, wnioski, zażalenia jak zawsze -> komentarze lub PW
 
Mortarel jest offline