Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2012, 21:01   #67
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rafael błagał bogów, żeby nie dali goblinom go trafić. Teraz już zupełnie na poważnie najadł się strachu. Strachu, który czuje się, gdy życie jest bezpośrednio zagrożone, a o śmierci decydują drobnostki. Jego patronka miała dalece inne zajęcia i patronaty. Wszak, jak porównać plony na polach z walką z goblinami? Żaden chyba bóg jednak nie jest szczęśliwy, gdy traci swego poplecznika... no, może oprócz tych masochistycznych. Diabły wrodzone! Biegły po tym lesie równie szybko jak on. W jednej sekundzie przypomniała mu się sroga zima... Stado wilków... Ojciec. Tak, ojciec. Ojciec walczył podczas najazdu orków, walczył i zabijał. Ralfi nie chciał dać się ubić, również przez wzgląd na to. Przyspieszył tempa, widząc, że już zbliża się do znajomych drzew i wtedy... ~ Co to? Błyskawica? Poraził mnie piorun? ~ Coś łupnęło nim niemiłosiernie i posłało parę metrów do przodu. Przeszywajacy ból rozlał się po ciele jak świeża jucha młodego kuraka po nierównym pieńku. Nie było wrzasku, czy lamentu, młodzieniec jęknął tylko w locie, jakby samozachowawczo, i tuż po tym jak wylądował, odskoczył za prawe drzewo.
- Biegną. Już teraz. - wymamrotał z fanatyzmem w oczach, których źrenice nienaturalnie się powiększyły. - Szykuj się... szepnął do Zaraźnika, podpełzając za gęsty krzew, który niemal, że wrastał w jedno z ich strategicznych drzew. Zacisnął mocno zęby i skierował rękę po łuk. Gobliny, które go niego strzelały, również zbliżały się do zasadzki, choć były jeszcze daleko.

Bard prawie się trząsł... Miał w ręce miecz, miał kilka sztuczek... ale na bogów, czy kiedyś kogoś zabił?! Ba!, zapominając zupełnie o stronie moralnej – czy on był jakimś wyszkolonym zabijaką? Musiał być młody – wcześniej widział swoje odbicie w Wartce – a nawet bardzo młody... i czuł się jak młody człowiek idący na rzeź. Odgłosy, które wywołało niezbyt ciche nadejście Rafaela, były istnym błogosławieństwem, bo oderwały Fernasa od fatalistycznych rozmyślań. Wciąż umierał ze strachu, ale już mniej o tym myślał.
Nachylił się mocniej, żeby gobliny jakoś go nie wypatrzyły zza krzaka... i czekał, aż pościg przybiegnie dostatecznie blisko. Gobliny miały łuki, więc nie było sensu wystawiać się na widok.
- Daj znak - odsyknął do łowcy, uznając, że skoordynowany atak będzie tu najlepszy.
- Teraz! - krzyknął obolały Rafael, słysząc, że trzask łamanych gałęzi jest tuż tuż. Używanie liny by wywrócić przeciwników nie miało już sensu - hobgoblin zobaczył Jarleda i wyraźnie kierował się w jego stronę. Pozostała tylko walka wręcz. Etrom wycofał się nieco w stronę Ralfiego, a potem skoczył z mieczem na nadbiegającego goblina. Niestety stworzenie, najwyraźniej również dojrzawszy czającego się Grobokopa, było bardziej uważne i z łatwością uniknęło pierwszego ciosu, a drugi tylko drasnął je w rękę. Samo zamachnęło się niezdarnie na drwala - na szczęście bez efektu.

Bard zerwał się na równe nogi, aby móc dojrzeć gobliny. Były trzy... i jakiś większy, tuż obok pozycji Etroma i Rafaela. Niewiele myśląc, schował się znowu - gobliny były przecież poza zasięgiem jego czarów, a w końcu z sytuowaniem go z tyłu nie chodziło o to, żeby musiał się pakować w obszar zagrożony! Dopiero gdy największy ze stworów był tuż-tuż i szykował się do ciosu wykrzyczał:
- Kto tylko mi naskoczy, ten dostanie czarem w oczy...
Niestety zaklęcie nie zadziałało tak, jak się Fernasowi wydawało, że powinno.

Solmyr w myślach rozkazał schować się Sigrid, choć ta protestowała nie pozwolił jej na mentalne dyskusję. Oddychał głęboko, wyciszył swoje myśli i resztkami świadomości powędrował do miejsca w którym rozgościła się jego moc.
Oparł kostur o krzaki tak aby móc go chwycić w potrzebie, rozejrzał się w około, wiedział co powinien robić, ale jakby zwlekał. ~Chroń nas moja Pani.~ Napiął wszystkie mięśnie, strzelił stawami. Rozluźnił się wykonując kilka dość skomplikowanych – a dla postronnego widza co najmniej niepotrzebnych – gestów. Zakrzyknął władczym głosem.
- Potestatem mea. Occidere hostem. Accipiens eum in pectore. - Niebieskawy, dość mały pocisk wystrzelił spod palców zaklinacza. Pocisk poleciał wprost do nowego właściciela - największego z ich wrogów - wypalając mu dziurę w zbroi. Jednak ten tylko się zdziwił, nie zaprzestając swojej szarży. Potężny cios długiego miecza spadł na syna grabarza rozdzierając przeszywanicę i wnikając głęboko w ciało. Chłopak zamachnął się niezdarnie mieczem, ale chybił celu. Z rany buchała krew i stojący najbliżej widzieli, że Jarled ledwie trzyma się na nogach.

Szczęknął spust kuszy, jęknęła cięciwa. Dwa pociski poleciały w stronę walczących - jeden chybił celu, drugi wbił się w nogę Etroma; na szczęście płytko. W tym momencie obok goblina pojawił się niebiański borsuk i skoczył mu na ramię, wbijając się zębami w szyję. Niestety zdążył zaledwie drasnąć poczwarę, gdy ta mocnym szarpnięciem zrzuciła go na ziemię i zwierzak zniknął w chmurce błękitnego dymu.

Ze swojej pozycji Eillif dokładnie widziała jak przebiega walka. Wiedziała kto potrzebuje pomocy i ledwo trzyma się na nogach oraz mogła przewidzieć, gdzie zaraz stanie się coś złego. Młoda zielarka nie chciała do tego dopuścić, więc zastanawiała się jak może pomóc chłopakom.
~ Oplątanie? Nie, to bez sensu. Nie mogę przecież oplątać wszystkich. Nie przyzwę też sojusznika - jestem za daleko. Obiecałam Yarkissowi, że nie zejdę z tego drzewa, co swoją drogą byłoby najgłupszym wyjściem w tej sytuacji...
Dziewczyna zaczęła nerwowo przygryzać wargi. Nagle odwróciła wzrok od pola bitwy, spojrzała na Thorbranda i pokiwała głową.
- W tej chwili ty możesz zrobić o wiele więcej niż ja. Wiesz co robić. Pomóż chłopakom.
No leć już... poradzę sobie.

Jastrząb nie wydawał się przekonany do pozostawienia druidki samej, ale w końcu zerwał się do lotu i zniknął jej z oczu - zapewne chcąc zapikować na któregoś z goblińskich strzelców.
 
Kerm jest offline