Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2012, 13:13   #19
louis
 
louis's Avatar
 
Reputacja: 1 louis nie jest za bardzo znanylouis nie jest za bardzo znany
Piotr leżąc już w łóżku z nadzieją, że chociaż dziś całe to wariactwo da mu spokój, poczuł znów coś dziwnego. Poczuł się jak obserwator jakiegoś dopiero co narodzonego duchowego połączenia. Zamknął oczy i miał nieodparte wrażenie, że widzi dwie istoty... duchy? Porozumiewające się ze sobą, nie wiedział kim są, ale przynajmniej jedna z nich wydawała mu się znajoma. Nie mógł się nawet domyślać co się teraz właśnie działo. Leżał tak i się zastanawiał, aż w końcu stało się coś jeszcze bardziej dziwnego. Poczuł potężną falę uderzeniową, nacechowaną wieloma skrajnymi emocjami, było to szokujące przeżycie, w tym momencie wizja została przerwana.
Piotr wstał z łóżka, przecierając czoło od potu. Znowu wizja. Kurwa mać... znów kogoś chcą zamordować czy jak. Przeklęta wiedźma i jej czary mary. Że niby ja to mag jestem. Gówno prawda. Chociaż może... może po prostu wrócę do Polski, by w końcu uciec od tego szaleństwa? Jeden dzień, a nie daje mi to żadnego spokoju. Spojrzał na bok, oglądając ja Foruke wraz ze Stevenem oglądają jakiś film. Nie interesowało go już jaki. Ponownie położył się na plecach, rozmyślając. Trzeba to zrobić od razu, a nie czekać.
Zerwał się z łóżka, zakładając od razu płaszcz oraz kapelusz:
- Wychodze, wrócę... nie wiem kiedy. Postaram się dzisiaj w nocy
I natychmiast wyszedł z pokoju, bez żadnego “do widzenia”. Zaraz potem sięgnął po komórkę, by złapać sygnał:
- Jane? Tu Piotr. Nici dzisiaj z naszego spotkania, wypadło mi coś. Co? Pamiętasz tego doktora od megalitów? Chce pokazać mi nową publikację, a także mam z nim iść na konferencję. Wiem, że idiota. Jutro będziemy się widzieć. Pa.
Wyłączyłem telefon. Kłamstwo. Ale w dobrej sprawie. Wiedział gdzie iść. Musiał w końcu z nią bardziej prywatnie pogadać. Z tą całą Laurą. Założył znów słuchawki na uszy.

The Bard`s Song (Studio) - YouTube

Piotr był już w połowie drogi. Minął po drodze wielu przeciętnych, przerażających, odrażających i życzliwych ludzi, nic specjalnego. Jednak w pewnym momencie usłyszał czyjś głos.
-Hej, poczekaj chwilę!- Piotr zwrócił wzrok w stronę źródła głosu i zobaczył długowłosego mężczyznę. Bruno wyczuł w Piotrze magiczną moc.
Kanadyjczyk, po wyjściu z autobusu i śpiesznym marszu, ledwie spostrzegł aurę jakiegoś innego chłopaka. Oczywiście, od razu do niego podszedł. Postarał się zwrócić jego uwagę i nie być zbyt natrętnym..ale mu nie wyszło.
- Mam kilka pytań. Wyglądasz mi na dość specjalnego gościa, jeśli wiesz o czym mówię. Aha, i nie jestem żadnym ulicznym sprzedawcą i nie chcę ci wcisnąć kredytu - długowłosy uśmiechnął się szeroko.
- Na wszystkich bogów wschodu i zachodu- jęknął tylko chłopak, przyglądając się kolejnemu dziwakowi, kręcąc głową. Za dużo dziwności jak na jeden dzień, nie da się ukryć. Jeśli i ten będzie mu coś gadał na temat magii... wróć, po prostu przytaknie głową i potraktuje jak wariata - mów, spieszę się!
- Czy w ostatnich dniach, tygodniach, zdarzyły się jakieś niewyjaśnione wypadki? Morderstwa, pożary, wiesz z pewnością, o co mi chodzi. - zadał pytanie Bruno. Uznał, że tak najbezpieczniej zapytać by nie zostać zignorowanym.
Dopiero co rozpoczętą konwersację Piotra i Brunona została przerwana. Do chłopaków podeszła para młodych ludzi. Pokazali swoje odznaki i poinformowali, że zajmują się głośną sprawą ostatniej fali morderstw. Przedstawili się jako: Maria Ashton i Nick Weston. Kobieta zwróciła się do długowłosego:
-Dlaczego to pana tak interesuje?- mężczyzna się wszystkiemu przyglądał.
- Ponieważ jedną z ofiar był mój szwagier, i chciałbym widzieć, jak sprawiedliwość dosięga winowajcę. - ze stoickim spokojem odpowiedział Bruno. Nie wyglądał na zaskoczonego. Chociaż był, nie spodziewał się czegoś takiego.
Boże lub bogowie lub cokolwiek co istnieje, pobłogosław detektywów z ich umiejętne wejście w czas, pomyślał Piotr. W chwili, gdy śledczy przesłuchiwali... wróć, starali się dociec o niektórych informacjach, uznał, że pora zniknąć z oczu. Nie chciał się władować w jakąś nową kabałę, zważywszy na to, że i tak siedzi już w niektórych rzeczach po uszy. Skoro już magia istnieje, a on jest jednym z tak zwanych “wybrańców” lub też po prostu przeklęty, musiał się dowiedzieć jak najwięcej niuansów na ich temat. A to może osiągnąć tylko jeśli znajdzie jakiegoś nauczyciela. Znów słuchawki wylądowały na jego uszach i skierował się wprost do willi tej całej Laury.
Natomiast długowłosy nic sobie nie robił z tego, że “przesłuchiwany” go zignorował. Miał w zanadrzu parę sztuczek, które mógł jeszcze użyć. Wyjął jedną rękę z kieszeni spodni, i zaczął nią żywo gestykulować, jednocześnie plotąc jakieś głupoty do detektywów. Zawsze łatwiej szła mu magia, gdy mógł sobie pomachać ręką. Jednocześnie wpatrywał się uważnie w oczy kobiety, koncentrując uwagę na stworzeniu iluzji samego siebie, w miejscu w którym stał. Kolor wlosów, ubrania, kilka razy musiał ukradkiem spojrzeć i przypomnieć sobie jak dokładnie wygląda. W końcu od detali zależał jego sukces.. gdy uznał, że wystarczy, zrobił dwa kroczki do tyłu i obserwował reakcję. Jeśli iluzja się powiodła, miała go zasłonić i pozwolić się oddalić.
Para młodych agentów myślała, że wciąż zwraca się do żywej istoty, nie byli świadomi jednak tego, że to jedynie magiczna projekcja. Na jakiś czas Bruno miał z nimi spokój. Piotr oddalał się od chłopaka, ten daleko nie zaszedł, ponieważ natrafił na jakąś starszą kobietę. Cóż za zbieg okoliczności, właśnie do niej zmierzał.
-Jak dobrze, że cię spotkałam. Czułam, że postanowiłeś działać, cieszę się. Bailaora i Jonah są już u mnie. Zechcesz do nich dołączyć? Czas naprawdę nieubłaganie nagli.
Kanadyjczyk natomiast nie rezygnował ze ‘śledzenia’ Piotra. Udał się w jakieś ustronne miejsce, gdzie nikt mu nie będzie przeszkadzał, i znów zaczął przygotować się do ‘sztuczek’ - jak nazywał magię. Nie mógł przepuścić takiej okazji, musiał się czegoś dowiedzieć. Postarał się oddzielić szybko duszę od ciała, jak się uczył lata temu, by mógł ruszyć za chłopakiem.
- Myślę, że tak- odpowiedział Piotr, spoglądając na kobietę, samemu nie będąc pewny czego tak naprawdę chce. Jakich zaklęć, jakiej wiedzę - lepiej zacznijmy od razu. Stawiam jednak jeden warunek. Nauka magii w żaden sposób nie może koligować z moją edukacją na uczelni. Jeśli się rozumiemy, to możemy iść.
Piotr i Laura ruszyli w stronę posiadłości. Bruno będąc w wymiarze astralnym podął za nimi. Kobieta wyczuła czyjąś obecność, ale mimo starań nie potrafiła określić kto za nimi podąża. Kiedy jednak wkroczyli na teren pani Pool, Bruno trafił na potężną zaporę, której nie był w stanie przekroczyć. Przy zetknięciu z nią natychmiast cała jego świadomość wróciła na swoje miejsce, do ciała fizycznego.
Laura zaprowadziła Piotra do pięknego, przestrzennego pokoju i powiedziała, żeby szybko szedł spać, bo obudzi go o 7:00, aby i on nauczył się jakiegoś pożytecznego zaklęcia.

-------------------------------------------------------------------------
Kanadyjczyk wrócił w końcu do swojego mieszkania. Teraz już wiedział przynajmniej gdzie znajduje się posiadłość tej dziwnej kobiety, która zabrała ze sobą Piotra.
Rano obudziło chłopaka głośne pukanie do drzwi.
Kanadyjczyk zmełł w ustach przekleństwo. Kto się dobija tak późno w nocy? Wskoczył w jakieś leżące na wyciągnięcie ręki dżinsy, zmiótł puste butelki ze stołu i wstał z barłogu.
- Otwarte! - zawołał. Jakoś nie lubił zamykać drzwi, nie bał się złodziei i morderców. A następnie, zerkając co chwila na drzwi, zaczął krzątać się w kuchni.
Drzwi otworzył młody, czarnowłosy mężczyzna o delikatnych rysach twarzy.
-Przepraszam, że tak wcześnie, ale tak się składa, że od niedawna mieszkam niedaleko pana i na gwałt mi jest teraz potrzebna kawa, zaprosiłem swoją przyszłą dziewczynę, będzie w ciągu kilkunastu sekund a ja cholera na śmierć o tym zapomniałem. Mógłbym prosić o pomoc? Na pewno się jakoś odwdzięczę.- spytał.
Bruno pogrzebał chwilę po szafkach i wreszcie upolował jakąś nienapoczętą paczkę kawy. Podał ją rzekomemu sąsiadowi, przy okazji kiwnął głową i się uśmiechnął.
- Bruno jestem. Jakoś ludzie nie przepadają za mieszkaniem w tej okolicy, wiesz?
Kiedy Bruno zbliżył się do drzwi, zauważył, że na zewnątrz z daleka przygląda się im jakiś ciemnoskóry mężczyzna z dredami i koszulce rasta.
-Dziękuję bardzo, jestem Franklin Jordan.- przyjął kawę od chłopaka, przez chwilę wydawał się trochę nieobecny, jakby zaciekawiony przyglądał się wnętrzu mieszkania.
-Tak. I nie dziwię się ludziom, tutejsza okolica ma jakąś... paskudną atmosferę.
- Paskudna, czy nie, ci którzy już tutaj mieszkają są w miarę porządni. Znasz tamtego Murzyna? - zmienił nagle temat i machnął ręką w jego kierunku. Przy okazji wyszczerzył się radośnie, aby tamten z daleka zobaczył. Może się speszy i sobie pójdzie, pomyślał.
Franklin się odwrócił i w tym momencie Murzyn faktycznie postanowił odejść.
-Aaa on... dziwny koleś. Mówią na niego Oppie. Całkiem sympatyczny, ale lepiej nie wdawać się z nim w bliższe relacje. Dobrze, w każdym razie dziękuję za pomoc, lecę, mam nadzieje, że zdążę. Na razie!- machnął ręką na pożegnanie i pobiegł do swojego domu.
A mieszkaniec tego domu pomyślał, że warto wyjrzeć na słoneczko. I odwiedzić swojego kumpla, chociaż to trochę później. First things first, jak to mawiają tutejsi. Szybko coś zjadł, narzucił kurtkę na grzbiet, chwycił klucze i wyszedł z mieszkania, zamykając je.
- Pewnie Oppie to ćpun i degenerat..idealnie, może się zakumplujemy. - mruknął do siebie i zaczął szukać czarnoskórego wzrokiem, jeśli jeszcze jest w pobliżu.
Na początku Bruno nie widział go, jednak po chwili jakby sam w oddali się pojawił. Spojrzał chłopakowi w oczy, odwrócił się i powolnym krokiem ruszył przed siebie, w jakąś ciemną uliczkę.
Ciekawie się zapowiadało, pewnie czeka tam banda jego kolegów z nożami. Ale jak już coś się robi, wypada to dokończyć. Bruno z pozoru beztrosko za nim podążał, jednak w razie niebezpieczeństwa zamierzał wziąć nogi za pas.
Kiedy w końcu również wszedł w uliczkę zobaczył czekającego na niego Oppiego, opartego o ścianę.
-Siema. Lepiej być ostrożnym, różni są klienci, nie sądzisz?- po zadaniu tego pytania wyciągnął z kieszeni jakiegoś skręta i zaczął go palić.
- I dlatego trzeba mieć tylko tych zaufanych. - brnął chłopak w nieznane. - Dobry towar? - zapytał od niechcenia. Dawno nie miał nic dobrego w ustach, to jest od bodajże wczoraj.
-Zależy o co pytasz.- odpowiedział przeciągłym głosem. Skierował rękę do kieszeni, wsadził skręta do ust, na jednej dłoni położył kilka innych, a na drugiej jakiś wisior.
-O to, czy o to.
- O obydwa, oczywiście. - uśmiechnął się Bruno. Murzyn wyglądał, jakby miał nie po kolei w głowie, ale cóż. Każda okazja dobra, żeby się czegoś nowego dowiedzieć.
-Czyli widzę, że też jesteś w temacie. Ten Hindus jest twoim ojcem, czy co? Odziedziczyłeś po nim ten dar?- zapytał, jego głos i wyraz twarzy wskazywały na to, że kompletnie nie jest zainteresowany tematem, ale mimo wszystko to on sam go zaczął.
- Jest moim wujkiem. A tego daru nie mam nawet, ale całkiem dobry jestem w wykrywaniu i zwalczaniu tych, co mają. - postanowił kłamać. Możliwe, że Oppie był naćpany po uszy i gadał głupoty, nie było sensu mówić prawdy.
Oppie zaczął dusić się oślim śmiechem.
-Aaa... czyli nie miałem czego się bać, w takim razie jesteście kumplami z Franklinem, a ja już myślałem, że będzie jakaś spina. Czyli tobie raczej nie przydałby się ten amulet.- schował wisior do kieszeni i wyciągnął pierścień - a raczej pierścień negujący magię. Ale jest całkiem kosztowny... 1000 dolarów, albo jakiś dobry towar w zamian.
- Za tysiąc zielonych, to ja mogę mieć takich na pęczki. Jak nie zejdziesz niżej 500, nie mamy o czym rozmawiać. - rzucił Bruno. I zaczął grzebać po kieszeniach, gdzieś tam miał fajki, a zachciało mu się zająć czymś ręce. - Ewentualnie, mogę ci w czymś pomóc, jeśli tego potrzebujesz.
-Nie ma mowy, żebym zszedł z ceny, ja już się nauczyłem, że kiedy wy czegoś potrzebujecie naprawdę, to zrobicie wszystko, żeby to mieć. Ale skoro mówisz o przysłudze... to... to tak sobie myślę, że mógłbyś mi pomóc. Jest mi baardzo potrzebne pewne ziele... meleficarium, niestety są dwa powody, przez które jeszcze go nie mam w swoich zbiorach. Pierwszy: rośnie tylko w lasach Ameryki Połodniowej. Drugi: Szansa na to, że znajdzie go osoba niemagiczna jest ogromnie nikła. Nie wiem jak miałbyś to dostać, ale gdyby ci się udało, to dałbym ci ten pierścień i miałbyś u mnie dożywotnią zniżkę na wszystkie towary.

Kanadyjczyk znalazł wreszcie papierosa, odpalił go i się zamyślił. Fajka zdążyła zgasnąć, zanim się odezwał.
- Bracie, jakim cudem mam załatwić to ziółko, skoro jest kilkadziesiąt tysięcy kilosów stąd? - zapytał. - Rozumiem, że ktoś blisko je ma, ale nie wiesz, albo nie wiesz jak je stamtąd zabrać, tja? - zgadywał.
Oppie pokręcił głową i cmoknął głośno.
-Nie, nie, nie, nie. Przecież powiedziałem, że nie mam pojęcia jak je zdobędziesz. Ja w każdym razie nie znikam z tego miasta, więc kiedy by ci jednak przypadkowo wpadło w ręce to mnie z pewnością znajdziesz. Ok, to chcesz czegoś jeszcze ode mnie, czy damy sobie na dziś spokój?
- Daj trochę normalnych ziółek po jakiejś normalnej cenie, i widzimy się jak zdobędę to..melecośtam. - uśmiechnął się chłopak i poszperał po kieszeniach, wynajdując kasę.
Co do towaru niemagicznego dogadali się niezwykle szybko i sprawnie, tak, że rozeszli się zadowoleni. Także kolejny dzień zaczął się równie ciekawie.
Dwudziestolatek wstąpił jeszcze do domu po kilkadziesiąt funtów, wciąż myśląc o słowach Murzyna. Franklin, ten jego sąsiad, był w coś zamieszany? Przyda się to zbadać, ale później. Teraz Bruno zamierzał wstąpić do sklepu po kilka(naście) piw i wpaść do swojego starego kumpla, Maxa.
 
louis jest offline