Kurt :
Olbrzym pociągnął spory łyk piwa, by uczcić podjętą decyzję o wyprawie, gdy usłyszał pełne zniecierpliwienia słowa elfa. Ton jego głosu coś mu przypomniał. Tak, ten głos gdzieś już słyszał, tylko gdzie ?
Kurt zamarł. Przypomniał sobie w jednej chwili i fala gniewu raptownie przesłoniła mu świat czerwoną kurtyną.
To było dwa tygodnie temu. Poszedł do sąsiedniej wioski do Halszki, urodziwej córki młynarza ze Sromowców Dolnych. Zmierzchało i pośród zapadającego zmroku usłyszał ten głos, jakby coś śpiewający w tajemniczym języku, a w następnej chwili ziemia się pod nim rozstąpiła i zapadł się w grząski piasek, aż po szyję. Całą noc stracił, by się wydostać z pułapki. Mrówki i komary pogryzły go tak, że przez tydzień chodził z opuchniętą gębą. A teraz na wyciągnięcie ręki siedział jego dręczyciel.
Szybko jak na jego masę podniósł się z ławy i bez ceregieli chwycił swoją potężną łapą elfa za gardło podnosząc go tak, że ten tylko zamajtał w powietrzu nogami. - Ty draniu ! – ryknął rozwścieczony – Tyś mnie chciał żywcem pogrzebać. Uduszę Cię Szpicu jak kanarka !
Kurt najwyraźniej nie rzucał słów na wiatr, bo elf poczuł jak palce olbrzyma zaciskają się coraz mocniej na jego szyi. |