Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2012, 17:35   #28
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
W "Zerwanej Cumie" zabawa już się rozkręciła na całego. Jedni goście wchodzili, inni wychodzili. Alkohol lał się strumieniami, a karczmę wypełniały tańce, hulanki, swawole. Im ciemniejszy zapadał zmrok nad Selenthiel tym karczmie było głośno i tym bardziej pijani ją opuszczali osobnicy.
Hulanki trwały aż do zamroczenia. Kilku delikwentów już leżało pod stołem. Inni się zaprawiali kolejnymi kielichami.
Coraz bardziej pijane towarzystwo wpadało na coraz głupsze pomysły zabaw. Ale trzeba było przyznać jedno, pożegnanie Pustułki ze swą starą załogą będzie pamiętane przez następne kilka miesięcy. No chyba, że ktoś inny w Selenthiel urządzi podobną bibkę na swą cześć.
Nie wszyscy jednakże podzielali rozrywkową naturę marynarskiej braci.


Na pewno nie podzielał jej Hershon. Spokojnym i zimnym niemal spojrzeniem spoglądał na resztę sali. Niemal flegmatyczne ruchy ksenomanty i pietyzm z jakim pochłaniał każdy kęs posiłku były niewątpliwie przedmiotem kpin z Hershona. Oczywiście za jego plecami. Wszak ci posługujący się najmroczniejszą odmianą magii wzbudzali nie bez powodu strach. Tym bardziej, że cieszyli się też opinią mściwych i okrutnych. Nikt nie chciał otwarcie zadzierać z ksenomantą.
Blady ostrzyżony na pazia i gładki na obliczu elf Hershon stał na uboczu i nie musiał martwić się o tłok wokół siebie. Dawcy Imion w zasadzie go unikali.
Oczywiście zdarzały się wyjątki.
Tym wyjątkiem była Płomienista Niss.


Wyzywające spojrzenie, pełny biust, włosy niemal niczym ognista grzywa otulające śliczną twarzyczkę. Wąskie usta, nieskore jednakże do uśmiechu innego niż ironiczny. Była piękna i była niezdobyta, sztywna w zachowaniu, oschła i... niezainteresowana.
A jednak rozmawiała z Hershonem, choć głównie dlatego że parę rzeczy łączyło ich w tej chwili. Zamiłowanie do magii, pogarda dla tłuszczy która bawiła się dookoła, znudzenie przyjęciem oraz... brak jakiekolwiek obopólnego fizycznego pociągu.

Ich rozmowa dotycząca magii i innych planów mogłaby być pouczająca, gdyby nie wino szumiące im w głowach. Sprawiało ono, że wyuczone teorie i formułki mieszały się w jeden pijacki bełkot, a braki w logice nadrabiała fantazja. Oboje więc dywagowali ze sobą dla samej sztuki prowadzenia rozmowy. No i z nudy.

Rankiem w karczmie pełno było śpiących Dawców Imion, których nadmiar alkoholu powalił. Dzielnie walczyli z kolejnymi butelkami. Aż w końcu polegli na polu chwały.


Oj działo się tej nocy w Selenthiel, oj działo.
W dzielnicy zamieszkanej przez elfów wybuchł pożar. A dokładniej zapaliła się kostnica położona wśród drzew na uboczu dzielnicy. Sama zapalić się nie mogła, ktoś musiał celowo strącić kaganki których światło miało wedle wierzeń tutejszych elfów odstraszać złe duchy od ciał świeżo zmarłych nieszczęśników.
Potwierdzały to zresztą znalezione zwłoki przed kostnicą. Jak i ślady w miękkiej glebie.
Na szczęście większość budowli udało się ocalić od pożogi, choć walka z żywiołem trwała całą noc.
Niemniej rankiem elfi śledczy o imieniu Saulomar, mógł działać. Zwęglone zwłoki jakie miał przed sobą były duże, ciężkie. Należały do mocno zbudowanego mężczyzny o potężnych gabarytach.
To nie były elfie zwłoki. Saulomar więc był pewien, że ktoś tu go próbuje oszukać. I to w kiepskim stylu.
I wiedział też kogo szukać. Awicennę iluzjonistę.


Hrusk zaprowadził Awicennę i Amalteę w kierunku starych portowych magazynów w biednej części osady.
Pomiędzy ostrzeżeniami (że to zły pomysł, że powinni go wypuścić, że nie wiedzą na co się narażają etc...), opowiedział nieco o Mistrzu. Był on adeptem, był szefem szajki złodziejaszków i nikt z nim nie zadziera w Selenthiel. I był elfem. Opowiedział, że Mistrz zdetronizował poprzedniego szefa złodziejskiej gildii działającej w mieście. Hałaśliwego grubego orczego osiłka o imieniu Kurgan. I naruszył tym równowagę sił pomiędzy złodziejami i przemytnikami. Swym działaniem wszczął walkę, która ostatecznie zakończyła się rozejmem pomiędzy nim, a szefem przemytników Dersilis’sem.
Że jest najlepszym zabójcą w mieście, acz nie wynajmuje się do żadnych zleceń. Że jest wygnanym therańskim szlachcicem lub pochodzi z Urupy albo za Morza Aras lub Garlthik Jednooki go ściga.

Trochę więcej wiedział za to Dersilis’sie. Oficjalnie członku aropagoi K’tenshin i lojalnym sługą swego niall. Nieoficjalnie, dzięki znajomościom z filarem Carinci, handlarzem therańską magią z przemytu. W dodatku agent V’strimon. Choć po prawdzie zapewne służy tylko sobie, wykorzystując oba aropagoi.
Dersilis’s miał być wedle postawnym i mocno zbudowanym t’skrangiem o czerwonym grzebieniu poznaczonym gdzieniegdzie żółtymi plamkami, świetnie władającym bronią oraz rozmiłowanym w elfkach.
Dlatego właśnie to miasto wybrał na centrum swej działalności.
Tych rewelacji słuchała głównie Amaltea, bowiem zbudzony przedwcześnie Awicenna walczył z groźnym przeciwnikiem jakim był syndrom dnia następnego.

Magazyn do którego doprowadził ich Hrusk, był spory. Kiedyś zapewne budowano tu i remontowano pomniejsze okręty. Potem zaś ktoś uznał, że lepiej wykorzystać to miejsce na przestrzeń magazynową.
A obecnie całkiem porzucił.
Stare drewniane wrota otwierały się z głośnym skrzypieniem, wpuszczać niewiele światła do półmroku wypełniającego opustoszony budynek. Podobnie głośno skrzypiały pod ich stopami.
W magazynie było dość ciemno, strop budowli niknął w mroku, przesączające się przez szczeliny w dachu strugi światła tworzyły dość posępną atmosferę tego miejsca.
Magazyn był w zasadzie pusty, pomijając walające się tu i tam puste skrzynie.
Jedyną osobą w tym pomieszczeniu był elf.


O włosach tak biały, że niemalże na srebrne wyglądały, naciągnięty na głowę kaptur skutecznie utrudniał dostrzeżenie szczegółów twarzy. Sam strój miał jasnofioletową barwę i był zdobiony elfimi haftami. Modniś był z tego Mistrza. Ale i praktyczny modniś, pełen zaczepów strój uzupełniały takie dodatki, sztylety, linki kotwiczki, noże i... inne drobiazgi, których ani Awicenna, ani Amaltea nie potrafiły rozpoznać.

Siedząc za starym dębowym biurkiem Mistrz rzezał właśnie jednym nożykiem w drewnianej rękojeści sztyletu nadając mu kształt dwójki elfów splecionych w miłosnym uścisku. Zajęty tym zajęciem nie zwracał uwagi na trójkę intruzów. Tak przynajmniej się im wydawało, dopóki nie rzekł do nich głośno acz spokojnie. - Obyście mieli dobry powód by mnie niepokoić, nie lubię marnować swojego czasu na drobnostki. A i... jeszcze jedno. Na waszym miejscu nie podchodziłbym bliżej. Wy chcecie jeszcze pożyć, a ja nie lubię zapachu krwi o poranku.
Po czym nie przerywając wycinania kształtu w drewnie, spytał.-A więc ? Jakiż jest powód zawracania mi głowy?


W mieścinach takich Selenthiel handlować na ulicy mógł każdy. W małych mieścinach to się udawało, bo w dużych było już z tym ciężko. Miasta takie jak Travar pobierały opłaty od towaru, od przestrzeni zajmowanej przez stoisko, opłaty dla za straży miejskiej za ochronę (a dokładniej za nie czepianie się. Od ochrony lepiej wynająć lokalny gang.), opłatę za... sporo opłat, które trzeba było uiścić by w spokoju móc handlować.
Na szczęście Selenthiel nie był dużym miastem i Jhink mógł w spokoju wystawić swój towar, by pohandlować.
I szło mu kiepsko. Ryby nie cieszyły się wzięciem, bo nie on jeden sprzedawał tanie ryby dla biedoty. Kilku handlarzy czyniło to samo, mając lepszy asortyment, lepsze stanowisko i zdecydowanie więcej doświadczenia w handlu.

Niemniej przesiadując z rybami na targu, Jhink mógł nie tylko coś zarobić. Ale przede wszystkim coś usłyszeć. Handlarze plotkowali, kupujący plotkowali, straganiarki, przekupki.
Wieści rozchodziły się po targu lotem błyskawicy. Choćby te o podpaleniu kostnicy przy przybytku Garlen, o Plugawej Dłoni, o podwyższeniu podatków, czy też o amorach członka rady miejskiej do Zalotnej Mgiełki, królowej kurtyzan w Selenthiel.
Jedna zaś szczególnie przykuła uwagę Jhinka.
-Statek widmo?- pytała jedna pucułowata krasnoludka, od stojącego z rybami lepszego sortu starego t’skranga.
-A juści. Okręt widmo. Płynący przez rzekę, galera krasnoludzkich kupców z Throalu. A na niej same trupy, kilku częściowo strawionych jakimś kwasem, reszta ukryta pod pokładem. Wszyscy martwi.- odpowiadał t’skrang.-Ponoć druga w tym miesiącu.
- Co ich zabiło? Ty pewnie wiesz, co ?
- spytała ciekawa nowinek krasnoludka.
- Nic z tego świata w ten sposób nie zabija. Ale K’tenshini się pieklą, bowiem wedle nich giną jak na razie krasnoludzkie galery i ich okręty. Dlatego “Rubinowy miecz” jest tutaj.-mruknął t’skrandzki handlarz rybami, bardzo cicho i bardzo poufnie.-Myślą, że ktoś chce rozwścieczyć Throal i im zaszkodzić. Nie wiedzą jednak kto, czy to Theranie czy T’Kambras.
-Oj, T’Kambras by mnie nie dziwiło, ale Theranie? -
zaśmiała się krasnoludka i dodała.- Toż to powszechna wiedza, że K’tenshiny potajemnie paktują z tą therańską zarazą.
-Ale grają na dwie strony, co pewnie gubernatorkowi Kyprosowi nie odpowiada.-
zaśmiał się t’skrang.
-Przynajmniej dopóki “Rubinowy miecz” w Selenthiel spokój będzie.- odparła z zadowoloeniem krasnoludka spoglądając na stojący przy molo okręt.- Piraci nie będą się kręcić w okolicy miasta.
-Ale i podwładnych Dersilis’sa odstraszy od portu. Będą się musieli przyczaić i siedzieć cicho dopóki wojskowy okręt w porcie, a żołnierze w mieście.-
stwierdził trafnie handlarz.
-A jak długo będą siedzieć?- spytała krasnoludka, w odpowiedzi słysząc.- Na mój dziób kilka dni do tygodnia. Chyba, że szpiedzy aropagoi znajdą jakiś trop.
Tymczasem uwagę Jhinka zwróciła osóbka, przemierzająca śniada i ciemnowłosa kobieta o charakterystycznym makijażu. Lekko uśmiechnięta, wręcz zadziornie niemal, ze złamanym trollowym mieczem przy pasie.
Osławiona lub niesławna Pustułka. Zależy kogo pytać.
Zauważył ją, a ona zauważyła jego.

Aune bowiem idąc do Smoczej Tancerki nadkładała nieco drogi. Czyniła tak po to, by trunek wypity wczoraj do końca wywietrzał jej z głowy. Droga przez targ rybny wypadła jej przypadkiem.
Podobnie jak przypadkiem zauważyła jasną czuprynę okalającą pyzatą twarz. Znawcę dżungli od Scalora handlującego rybami rzecznymi. Kto by się tu go spodziewał, prawda ?


“Szaleniec... wariat... nie pokona Tassa... Jeśli ma szczęścia więcej od rozumu... No, jeśli znajdzie rzecznego karmazyna przed Tassem... W tej części rzeki niełatwo... Żeby się tylko nie utopił... Dwie monety na szaleńca.”-takie słowa słychać było na pomoście do którego przycumowana była Tancerka. Zgromadzony tłumek t’skrangów i nie tylko, gapił się i komentował dwóch rozdziewających się Dawców Imion. Ciemnowłosego i ciemnobrodego mężczyznę i t’skranga o żółtawej łusce. Chudy jaszczur niczym trzcina wydawał się chucherkiem przy mężczyźnie.Nie. Raczej jak żółtawa strzała. Stworzony do żywiołu w którym mieli się zmierzyć.
Nic dziwnego, że większość stawiała przeciw człowiekowi.
Ubrań i przedmiotów obu adwersarzy pilnował mały wietrzniak z czarnym tatuażem przecinającym oblicze.


Oraz z lśniącymi skrzydełkami na których znajdowały się czarne plamki. Przewieszony przez jego szyję medalion, wydawał się za duży dla niego, co jednak nie przeszkadzało mu go nosić.
A pozostałe t’skrangi zdawały się darzyć wietrzniaka respektem. Choć trudno było zgadnąć, czemu.

Na samym statku trwał ruch, tragarze wędrowali po trapie tam i z powrotem znosząc towary do ładowni. Całym tym ruchem za pomocą wrzasków koordynował rosły barczysty t’skrang o ciemnozielonej łusce, rozebrany do pasa prezentował na plecach tatuaż sporego węża zrobiony za pomocą kryształków wprawionych w ciało. Przy jego pasie zaczepiony był bicz, o długiej rękojeści, zakończonej krótkim szpikulcem.
Zaś jego pracę nadzorowała t’skrangijska piękność, wysoka szczupła, o długim niczym bicz ogonie i pięknym grzebieniu, na którym dominująca na jej ciele zieleń przechodziła w słoneczną żółć. Obrana w zdobioną kamieniami półszlachetnymi skórznię i uzbrojona w krótki miecz o zdobionej srebrem rękojeści.
Jaszczurzyca, zapisywała kolejne pakunki, jednocześnie kątem oka zerkając na szykujących się do walki konkurentów.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline