Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2012, 19:54   #33
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Ku uciesze łotrzyka życie w Macini nie kończyło się jednak na pracy. Drugą ze specjalności miasta był handel. Wszak było to miejsce przeładunku towarów z całego regionu. Wybór dóbr na straganach był wręcz przeogromny, choć łotrzyk szybko dostrzegł, że najcenniejszymi przedmiotami handlowano jedynie w ekskluzywnych sklepach na starówce. Właśnie był w trakcie podziwiania zasobów jednego z nich, gdy instynktownie wyczuł zagrożenie. Kątem oka dostrzegł ciemną, masywną postać wchodzącą na zalany tłumem rynek. Był to rycerz w masywnej czarnej zbroi, takiej jaką łotrzyk pamiętał ze Złocistych Wzgórz. Stalowy olbrzym rozejrzał się po placu po czym ruszył przed siebie, niepowstrzymany jak góra lodowa. Ludzie panicznie schodzili mu z drogi wpadając na siebie. Tłum się rozstąpił. I wtedy David dojrzał jeszcze jedną ciekawą postać, jakiś starszy mężczyzna, który do tej pory stanowił niepozorną część ludzkiej tłuszczy nagle zerwał się do ucieczki, wpadając w ciemną alejkę. Rycerz również przyspieszył, bez słowa ruszył za nim, jakby jego zbroja nic nie ważyła. Ciężka stal buciorów zadudniła głucho o bruk.
Bieg za nimi przyciągnąłby zdecydowanie zbyt wiele uwagi. Najwyraźniej nie był tu jedynym zbiegiem, ale tym razem to nie na niego polowano. A może temu mężczyźnie zwyczajnie zabrakło opanowania? David nie zastanawiał się nad tym zbyt dużo, choć chciałby poznać naturę i możliwości tych zakutych w zbroję. Przesunął się nieco, mając nadzieję zerknąć do zaułka. A potem udać się do kupca. Nie w jego interesie było mieszać się do wszystkich spraw.

Niestety, ścigany i ścigający niemal od razu zniknęli mu z pola widzenia wbiegając głębiej w labirynt alejek. Tłum odsapnął i powrócił do poprzednich zajęć. Wszak pieniądze się same nie zarobią. I tak samo uczynił David. Po zorientowaniu się w lokalnych cenach postanowił wpierw sprzedać posiadaną magiczną tarczę i garść rubinów, które dostał od kapłana Asmodeusa. Razem zdobył 620 złotych monet, co stanowiło całkiem przyzwoitą sumkę. Nie musiał jej też specjalnie długo nosić, wszak miał zamiar zakupić za nią jakąś broń zdatną na czarty. Całe to zamieszanie z typami i materiałami oręża przywróciło mu część dawnej wiedzy. Przyłapał się na tym, że oglądając różne typy kling wiedział do czego i w jakich warunkach ich najlepiej użyć. Świadczyło to niewątpliwie o tym, że w jego poprzednim życiu zdarzało mu walczyć z niejedną, nierzadko egzotyczną kreaturą.

Tylko na co miał się zdecydować? Zdecydowana większość przedmiotów była ze względu na cenę poza jego zasięgiem.
Jeden z kupców oferował 10 srebrnych strzał w całkiem przyzwoitej cenie 30 złotych monet. Łotrzyk wiedział, że tego typu srebro zadawało obrażenia troszkę słabsze od normalnej broni, za to raniło poważniej czarty. Był tam jeszcze doskonałej jakości srebrny sztylet. David stwierdził, że był bardzo starannie wyważony, jego klinga miał jednak takie same wady jak srebrne strzały i raniła trochę słabiej. Kosztował 322 złocisze.

Z ciekawych przedmiotów łotrzyk zauważył też stoisko wytwórcy łuków. Czarna cera jego właściciela świadczyła tym, iż zapewne pochodził z innych stron. Wystawiona przez niego broń również nie wyglądała na typowe łuki stosowane w Cheliax. Sklejone z wielu warstw i wygięte w przeciwną stronę niż zwykle sprawiały wrażenie nieporęcznych. Łotrzykowi coś we wnętrzu jego głowy mówiło jednak, iż nie widział ich po raz pierwszy.
- Bądź pozdrowiony, przyjacielu - skłonił się sprzedawca, posyłając łotrzykowi szeroki uśmiech białych zębów. - Co T'arnesh może dla ciebie zrobić w ten piękny pochmurny dzień?
Po krótkiej rozmowie okazało się, że każdy z wystawionych łuków dopasowany był do konkretnej siły mającego władać nimi użytkownika. David wypróbował parę z krótszych łuków był w stanie wygodnie napiąc jednak tylko niewielką ilość z nich.
- Ten łuk jest dobry dla ciebie - odparł, wskazując najciemniejszy i najcichszy z nich. - Słucha ciebie jak brata, będzie ci dobrze służył. Dla ciebie tylko 400 krążków.
Srebrny sztylet wyglądał na świetnie wykonany i wyważony, ale jednocześnie cholernie mało skuteczny. Zbyt mało, aby zainwestować w niego pieniądze. Nawet jeśli ranił demony, David musiałby wbijać go w bestie ze sto razy, aby porządnie ubić. Znacznie lepszym wyjściem wydawały się strzały. Uśmiechnął się więc do kupca, kiwając głową.
- Dam ci czterysta, jeśli dorzucisz do tego jakieś ciekawe strzały. Tak czy inaczej potrzebuję srebrnych, przebijających czy umagicznionych, jeśli masz ich więcej, to jeszcze coś dorzucę.
Oczywiście najbardziej zależało mu na tych pierwszych. Bo szybko się doliczył, że na sztylet już monet mu nie starczy. Miał nadzieję, że nie szykowała się mu w najbliższym czasie żadna bitwa z demonami.
Czarnoskóry sprzedawca przytaknął. Rozejrzał się czujnie po ulicy, po czym wyciągnął spod stołu podłużne zawiniątko. Odchylił delikatnie materiał pokazując łotrzykowi grot skrytej tam strzały. Pokryty był jakimiś znakami. Sprzedawca przeszedł na szept.
- Poświęcona została przez kapłana z mojej ojczyzny i rani czarty podobnie jak srebro, lecz nie ma jego wad. - szybko schował pakunek, upewniając się, że nikt poza Davidem nie miał szans się mu przyjrzeć. - Czuję, że użyjesz tych strzał w słusznej sprawie, więc gotów jestem podarować ci je w prezencie, przyjacielu. Niestety przy sobie mam tylko jedną. Chciałbym więc byś wyświadczył mi małą przysługę... - nachylił się w jego stronę. - Dzisiaj nad ranem do portu przybił statek z mojej pustynnej ojczyzny, dalekiego Osirionu. Na pokładzie znajduje się przeznaczony dla mnie pakunek i człowiek, który miał mi go dostarczyć, jednooki Ali. Niestety doszło do jakichś formalnych problemów i straże nie pozwalają ani opuszczać im pokładu, ani znieść z niego ładunku. Gdyby udało ci się jakoś wyprosić dla mnie moją skrzynkę podarowałbym ci tuzin tych wspaniałych strzał.
Sprzedawca pokazał mu jakiś fantazyjny symbol wypisany na kawałku pergaminu.
- To moje imię zapisane w języku Osirionu. Poznasz po nim skrzynie, powinno być na niej wypisane.
David wyszczerzył się.
- Zgoda. Nie żebym ci jednak nie ufał, ale dorzuć do tego kilka srebrnych. Widziałem tu przed chwilą zakutego, nie chciałbym, aby taki na mnie naskoczył po tym, jak ci pomogę.
- Przyjacielu, z chęcią obdarzyłbym cie nawet i całym moim bogactwem, muszę jednak dbać o moją rodzinę! - znów pokazał serdeczną biel zębów odcinającą się od czarnej twarzy. - Poza tym nie posiadam srebrnych strzał, nie wyrabia się ich w mojej ojczyźnie. W ramach naszej przyjaźni mogę zaproponować ci jednak coś innego. - wyciągnął spod stołu mały woreczek. Gdy go rozwiązał zapachniało egzotycznymi ziołami.
- To lekarstwo z moich stron. Pozwala zasnąć chorym. Niektórzy jednak również wykorzystują je do usypiania zdrowych.
Uśmiechnął się niewinnie.
- Starczy tylko skruszyć trochę do mocnego trunku, by nie czuć było gorzkiego smaku. Pomaga mi usnąć nawet w te wasze mroźne noce.
David wziął woreczek, chowając go pod swoim ubraniem. Skinął głową.
- Wskaż mi ten statek. Mam nadzieję, że załatwię to szybko, jeśli się nie uda, powiedz przy okazji, gdzie mogę cię spotkać nocą. Gdyby mój niewątpliwy urok osobisty nie zadziałał szybko i skutecznie - skrzywił się na myśl o tym zadaniu, ale potrzebował tych strzał.
- Po zmroku również przyjdź tutaj, przyjdę, gdy zobaczę, że czekasz. Zaś statek poznasz na pewno. Staki z mojej ojczyzny mają dużo wioseł i lin.
I faktycznie, ten miał.



Stał prawie na końcu portu, przy wąskiej, nie rzucającej się w oczy przystani. A przynajmniej nie rzucałaby się w oczy, gdyby nie czwórka żołnierzy wykłócających się o coś z czarnoskórym rosłym mężczyzną odzianym jedynie w dłuższą przepaskę biodrową i rząd złoto-miedzianych dysków na szyi. Wrzeszczał coś w swoim egzotycznym języku, żołnierze nie rozumieli jednak najwyraźniej ani słowa i pokazywali jedynie, że nie wolno im się ruszyć z miejsca. Na statku David dostrzegł grupę osiriońskich marynarzy, rozglądających się po porcie z mieszanką zniecierpliwienia i zakłopotania. Niektórzy z nich zawinęli swoje mahoniowe ciała w zwierzęce skóry. Był wśród nich również starszy jednooki mężczyzna. Ten, z tego co łotrzyk by w stanie dojrzeć, wydawał się najmocniej przeżywać całą sytuację.
David podszedł niespiesznie do kłócących się, udając, że ciekawie przygląda się statkowi. Przy okazji ze wszystkich sił próbował sobie przypomnieć, czy ten język też kiedyś znał. Stanął przy żołnierzach, milcząc jeszcze jakiś czas, a potem odezwał się, ciekawym, spokojnym tonem.
- Dziwny statek. Skąd to przypłynęło?
Poddenerwowany żołnierz już szykował się, by opieprzyć go za dodatkowe zawracania mu głowy, gdy w ostatnim momencie się opamiętał. Może dlatego, że zobaczył porządną zbroję i łuk łotrzyka, a może po prostu kazano im być miłym dla obywateli? Nie miało to znaczenia. Żołnierz wskazał tubylca, skarżąc się na niego ciekawskiemu przechodniowi.
- Z Osirionu ponoć przypłynęli! Dzikusy jedne! Ludzkiej mowy za cholerę rozumieją, tylko mi tu tym swoim zwierzęcym bełkotem odszczekują! Gadam przecie im głośno i wyraźnie: Kazano mi zatrzymać ich statek do przybycia sierżanta, a ci nic! Dalej to swoje bulu bulu raka raka! - załamał ręce. - W klatkach się ich powinno trzymać!

Tymczasem David próbował wsłuchać się w język czarnoskórego handlarza i faktycznie coś to dało. Nie znał co prawda dokładnie tego języka, ale wydawało mu się, że znał kiedyś bardzo do niego podobny, choć czystszy i szlachetniejszy. W tym, który słyszał było sporo nowych niuansów i naleciałości z mowy codziennej. Mimo wszystko zrozumiał, że obcokrajowiec na zmianę zsyłał na strażnika po kolei wszystkie znane pustynne plagi i rozpaczał nad stanem barbarzyńskiego kraju, który nie honorował świętych umów handlowych i do którego jemu biednemu przyszło zostać wysłanym.
W pewnym momencie łotrzyk usłyszał też potężny, zwierzęcy ryk, gdzieś za sobą. Z jednego z wiekich żaglowców spuszczano właśnie na linach masywne, okryte płótnem klatki. W środku coś rzucało się dziko, uderzając z wielkim impetem o ściany więzienia. Wokół zebrało się sporo zatroskanych marynarzy i dwa oddziały żołnierzy. Żołdacy od osiriońskiego statku pozostali jednak prawie niewzruszeni, całe to zamieszanie było daleko od nich, a oni mieli inne zmartwienia i rozkazy.
David wykonał uspokajający gest, próbując ignorować dźwięki tego czegoś, co próbowało wydostać się z klatki. Chyba wolał nie wiedzieć co to jest, podobnie jak żołdacy tutaj, miał inne problemy. Podszedł bliżej obcokrajowca, przypominając sobie z trudem słowa w jego języku. Nie miał pojęcia czy tamten go zrozumie, ale musiał spróbować.
- Spokojnie. Oni proszą by czekać trochę.
W międzyczasie wyjął także kartkę z imieniem kupca, pokazując ją czarnoskóremu. Po drodze dopiero się zorientował, że ten może nie umieć czytać, więc zamiast tego wskazał najpierw na siebie, a potem na pokład.

Gdy tylko handlarz usłyszał, że David posługuje się cywilizowanym językiem natychmiast się rozpromienił i zaczął zasypywać przybysza obfitującą w szczegóły i bluzgi wersją ostatnich zdarzeń. Łotrzyk tylko z trudem odwrócił jego uwagę od marudzenia i skierował ją na kartkę. Handlarz, a jak łotrzyk właśnie dowiedział się i kapitan, nie miał nic przeciwko temu, by ten wszedł na pokład i zabrał obiecany towar.
- Ci barbarzyńcy nie pozwolą jednak wejść na pokład tobie! Larwy we łbie i piach w uszach! - przeklął - Powiedz, że papirus mamy, święte dokumenty i pakty handlowe! - kapitan pomachał mu przed oczami wyblakłym od słońca nieforemnymi płatami jakiegoś dziwnego papieru. Wszystko na nim było zapisane w osiriońskich szlaczkach.
Davidowi nie podobało się to wszystko, ale póki miał do czynienia ze zwykłymi żołdakami czy jakimś tam sierżantem to sprawa nie była jeszcze zbyt niebezpieczna. Tak zrobiłoby się, gdyby do tego wszystkiego dołączył jakiś nieczłowiek z górnej półki. Zwrócił się spokojnym tonem do żołnierzy.
- Czy wasz sierżant mówi w ich języku? Jeśli nie to nic tu po nim. Mają prawdziwe dokumenty, pozwalające im na handel. Tyle, że zapisane w ich języku.
- A ty skąd wiesz? Na urzędowych dokumentach się wyznajesz? - warknął żołnierz przyglądając mu się podejrzliwie. Zerknął też niechętnie na zapisane złotą czcionką pergaminy. - Faktycznie, wyglądają na drogocenne i tu na dole jest na nich też coś jak wyblakła pieczęć Cheliax... - odkrył zaskoczony, spoglądając to na kapitana, to na łotrzyka, który nagle, niespodziewanie zajął stanowisko w całej sprawie.
Żołnierze naradzili się.
- Powiedz mu, że może zacząć znosić towary na ląd, ale musimy je sprawdzić nim wprowadzi cokolwiek do miasta. - popatrzył spode łba na obcokrajowców. - I niech się pospieszą skoro już tyle czasu namarnowali!

David wciąż zachowując spokój, choć lekko się już irytując tymi tępawymi strażnikami, przekazał jego słowa czarnoskóremu. Dodając przy okazji coś od siebie.
- Jeśli macie coś, co mogłoby zostać uznane za niebezpieczne, nie pokazujcie tego teraz.
Miał nadzieję, że strażnik był domyślny, w końcu choćby to co miał dostarczyć David kupcowi mogło zostać uznane za... niegodne sprzedawania na lądzie. Łotrzyk miał jednak nadzieję, że nikomu nie będzie się chciało sprawdzać całego towaru.
Mylił się. Może i strażnicy nie byli bystrzakami, ale nadal było to Cheliax, gdzie procedury brało się na poważnie. Strażnicy ustawili się przy rampie, każąc otwierać sobie po kolei niemal każdy ze znoszonych na ląd pakunków. Osirioński kapitan zdawał się zupełnie spokojny, jakby był święcie przekonany o tym, iż wszystko będzie w porządku. David omiótł wzrokiem również resztę załogi, nie był jednak w stanie rozgryźć ich myśli.

W końcu zniesiono skrzynię oznaczoną imieniem handlarza. Strażnicy rzucili na nią okiem, jakby zastanawiając się, czy zaprzątać sobie nią głowę - wszak należała do tych mniejszych - ostatecznie jednak pokazali ręką, by niosący ją marynarz postawił ją na ziemię i podważył wieko. David nie mógł zatrzymać ich słowami. To natychmiast zwróciłoby na tę skrzynię niepotrzebną dodatkową uwagę. Klął teraz na to, że nie zapytał co tam było. Za błędy jak zwykle się płaciło. Ale może nie będą sprawdzali zbyt dokładnie? Albo z rzeczy, które mogłyby się im nie spodobać pojawią się tylko strzały, zawinięte i łatwe do zakrycia czym innym? Stanął blisko, gotowy zareagować, choć rzecz jasna wolał poświęcić towar niż ryzykować.

Wieko zostało podważone i zgromadzonym wokół skrzyni ukazały się setki skorupek jakichś egzotycznych orzechów. Strażnik z lekką obawą przed nieznanym towarem ostrożnie wsadził między nie rękę i pomacał. Po chwili pokiwał zawiedziony głową.
- Dobra, zamknijcie to i dajcie następną!
David zauważył jak jednooki Ali odetchnął z ulgą. Najwyraźniej już wcześniej dojrzał, że łotrzyk przyszedł z kartką od handlarza, bo tylko wskazał mu skrzynię, pokazując, iż może ją zabrać. Łotrzyk skinął głową i zabrał skrzynkę, czym prędzej się oddalając. Jego ciekawość była jednak zbyt duża, aby dokładnie nie przyjrzeć się jej zawartości czy nie zbadać pod kątem drugiego dna. Przy okazji zważając na ewentualne zabezpieczenia.

Znalazł ciche spokojne miejsce i zabrał się do uważnej inspekcji skrzyni. Większość z niej faktycznie wypełniona była szczelnie ciężkimi twardymi orzechami. Im głębiej wsadzało się w nie rękę tym większy stawiały opór. W końcu łotrzyk zauważył jednak podwójne dno. Wyjął je i obejrzał, dostrzegając, że od góry pokryte było połówkami orzechów, tak że ciężko było wyczuć pod nimi samą deskę. Na dnie poza 15toma strzałami dojrzał też dwa zwinięte zapieczętowane papirusy i wisiorek przedstawiający przebitego gwoździem żuka, był tam też woreczek z egzotycznie wyglądającymi, przedziurawionymi w środku monetami. Domyślił się szybko kilku rzeczy, ale nie miał czasu na przeglądanie papirusów. I prawdę mówiąc nie miał też ochoty. Zostawił wszystkie te rzeczy, wiedząc tylko, że od kupca zażyczy sobie wszystkich znajdujących się w kufrze strzał. Wziął też jedną z tych dziwnych monet, zastanawiając się, czy są zwyczajnymi pieniędzmi w ich kraju. Resztę schował tak, jak była wcześniej i poszedł do kupca.

Osirioński handlarz nadal stał na swoim miejscu. Rozpromienił się gdy tylko ujrzał łotrzyka niosącego skrzynię.
- Zaprawdę wnosisz dziś słońce w pochmurny żywot starego tułacza, przyjacielu! - rzekł serdecznie, zwalniając miejsce na stole - Jeśli możesz to proszę stań tutaj - wskazał mu miejsce, tak by zasłaniał skrzynię. - A ja wyjmę strzały, które ci obiecałem.
- Wyjmij wszystkie, które tam są. To moja zapłata za pomoc. Gdybym się tam nie pojawił kontrola byłaby znacznie bardziej szczegółowa, lub... nie byłoby jej w ogóle, jeśli wiesz o czym mówię. Nie próbuj też żadnych sztuczek i nie próbuj sięgać po nic innego od strzał.
Wskazał gestem na sztylet. Nie miał pojęcia, czy kupiec nie chciałby użyć choćby tego wisiorka, aby pozbyć się świadka. Przysunął się bliżej niż chciał sprzedawca i patrzył mu na ręce.
Osiriończyk uniósł brew w zdziwieniu, uśmiechnął się jednak tylko uprzejmie i zaczął ostrożnie podważać denko, przesypując na bok orzechy. W końcu wyciągnął ze środka strzały owijając je zręcznym i nadzwyczaj sprawnym ruchem w kawałek materiału. Jeśli coś kombinował, to łotrzyk nie był w stanie tego zauważyć.

Na twarzy handlarza znów pojawił się szeroki uśmiech wyglądający na zupełnie szczery i serdeczny.
- Dziękuję, za twoją pomoc, przyjacielu. Niechaj łuskonodzy Wadjet i Apep obdarzą cię długim życiem i szybką śmiercią.
David skinął mu głową, schował strzały i oddalił się. W swoim czasie będzie musiał zapytać jakiegoś znawce o to, co nabył.

+200xp za wykonanie zadania dla osiriońskiego handlarza
 
Tadeus jest offline