Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2012, 20:44   #234
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Ruth

W jednej chwili Ruth siedziała razem z Rezem na gałęzi drzewa śmiejąc się do rozpuku, w następnej była już sama, w ciemnościach, a na jej śmiech odpowiadało jedynie echo. Nie miała pojęcia, jak się tu znalazła, nie widziała żadnego logicznego wytłumaczenia. Otaczający ją mrok był nieprzejednany, przytłaczający. Szła, czuła kolejne kroki, a jednak ciemność nie zmieniła się ani odrobinę, równie dobrze mogła się kręcić w kółko. Nie było nad nią żadnych gwiazd, które mogłyby jej wskazać kierunek. W sumie, nawet gdyby były, nie potrafiłaby odczytać z nich, w która stronę iść. Czuła się samotna, tak bardzo samotna i zlękniona. Gdy westchnęła cicho, echo odparło jej tym samym westchnieniem, głośnym i zwielokrotnionym, jakby wydobywało się z setek ludzkich gardeł. A przecież była tu sama, chyba…

Nagle coś się zmieniło, błysk oślepił ją na chwilę. Gdy oczy przyzwyczaiły się już do tej zmiany, dostrzegła światło na końcu ciemnego tunelu. Z początku chciała iść w jego kierunku, zaraz jednak w głowie pojawiła się alarmująca myśl. Wszak wiadomo, że światełko w tunelu oznaczało śmierć. A Ruth chciała jeszcze żyć, miała wszak jeszcze coś do zrobienia, miała Samuela no i… dziecko.

Chciała iść w przeciwną stronę, jednak im bardziej starał się uciec, tym bardziej przybliżała się do ujścia tunelu. Jakaś tajemnicza siła ciągnęła ją w tamtą stronę, wbrew jej woli. Nie mogąc jej pokonać Ruth chciała się zatrzymać, lecz zamiast tego cofała się, jakby zassana tą magiczną siłą. Próbowała się wyrywać, krzyczeć, lecz tym razem echo nie powtórzyło jej wołań, z jej gardła nie dobył się żaden dźwięk.


Pochłonęła ją światłość, zaraz jednak znów nastała ciemność, jednak zupełnie inna niż tamta. Tam nie było żądnych dźwięków, ani zapachów, nawet najmniejszego promyka światła. Tutaj słyszała jakieś przytłumione okrzyki, czuła zapach Świerzego powietrza i najprawdziwszego pierza. Mimo zamkniętych powiek widziała migotliwe przebłyski światła, gdzieś bardzo, bardzo daleko. Było jej ciepło, czuła wielkie zmęczenie ciała, przede wszystkim zaś niemiłosiernie ją suszyło.

- Samuelu – próbowała powiedzieć, jednak dźwięk, który wydobył się z jej gardła w niczym nie przypominał mowy, prędzej pijackie jęki.

Próbowała otworzyć oczy, jednak ciało odmówiło posłuszeństwa, była zbyt słaba. Dopiero po wielu próbach udało jej się wreszcie uchylić powieki. Z początku widziała tylko rozmazane plamy we wszystkich odcieniach szarości, wreszcie zaczęły one przybierać bardziej konkretne kształty, by ostatecznie okazać się wnętrzem jakiegoś pokoju, którego lokalizacji, ani tym bardziej właściciela, za nic nie mogła sobie przypomnieć.

Samuel

Wzrok. Ludzie przeceniali ten zmysł, Samuel dobrze to wiedział. Nie musiał widzieć, by wiele rzeczy wiedzieć. Otaczały go kłęby pary, z domieszką jakiegoś olejku aromatycznego, jaśminu bodajże. Od żeber w dół czuł przyjemne ciepło, woda była gorąca, dokładnie taka, jak lubił. Plusk podpowiadał mu, że nie on jeden zajmuje tę łaźnię, wszak po jeziorze trudno się było spodziewać takiej temperatury. Dwa radosne śmiechy zdradziły towarzystwo, towarzyszki w zasadzie, bowiem bez wątpienia były to kobiety.

Woda zafalowała, jedna z kobiet zanurkowała. Choć woda była gorąca, wyraźnie poczuł na skórze jej rozpalone usta, dłonie błądzące po nagim ciele niby od niechcenia. Uśmiechną się, przeciągnął z rozkoszą, po czym również zanurkował, łapiąc ją w pół i przyciągając do siebie.

Jakiś czas trwało, nim wyswobodziła się z jego ramion, a on ze splotu jej jedwabistych ud. Prawdę powiedziawszy ani jedno, ani drugie niespecjalnie broniło się przed tymi więzami. Wreszcie jednak odpłynęła, by dołączyć do ich towarzyszki, a Samuel dopiero wtedy otworzył oczy.


Tak, jak przypuszczał, było ich dwie, jedna o włosach niczym łany zbóż, druga z kruczoczarną czupryną, obie nagie i rozchichotane. Ta o włosach czarnych jak smoła, chwyciła gąbkę i zaczęła myć plecy blondynki. Lestre podpłynął do nich, chciał pomóc, wszak w czym, jak w czym, ale w myciu kobiecych pleców nie miał sobie równych.

- Podobno chciałeś wracać – rzuciła brunetka nie przerywając zabiegu. – Chciałeś skończyć z błądzeniem między sennymi marami i wrócić, do niej – jej głos był spokojny, ale dziwnie zimny, do tego stopnia, że mimo gorącej kąpieli, po plecach mężczyzny przeszedł zimny dreszcz.

W jednej chwili było ich dwie: blondynka i brunetka. Wystarczyło tylko jedno mgnienie oka, by stały się jednością, równie nagą i kuszącą, rudą jednak. Już wiedział z kim ma do czynienia, to była ona – jego oprawczyni, która zwykła się nazywać wybawicielką.


Kolejny raz to samo, kolejny świat, kolejne zadanie niezmiennie tylko ona.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 25-04-2012 o 21:19.
echidna jest offline