Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2012, 21:44   #94
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Nie znoszę, jak mnie tak nazywasz… nazywałeś – warknęła Basia – Zielińska jest od zielonego, nie od ziela.

Nie zdążył odpowiedzieć, obraz rozmył się, nie, nie obraz Andrzeja, obraz pokoju, Basi zakręciło się w głowie i poczuła, że spada. Zamknęła oczy.
„To już?” – przemknęła jej przez głowę – „Tak wygląda umieranie? Żadnych korytarzy, świateł ani poczucia absolutnego szczęścia?”

- Basiu… Basiu, otwórz oczy.. Basiu
– słowa docierały do niej powoli, z trudem przebijając się przez zasłonę z mgły, która ją otaczała. Posłuchała.
- Kochanie … - napuchnięta od płaczu, ale w tym momencie rozjaśniona szczęściem i nadzieją twarz matki pochylała się nad nią – Obudziłaś się. Nie ruszaj się, zawołam lekarza..

Basia przełknęła ślinę. Wypełniało ją jedno odczucie.
- Boli.. boli mnie.. – zastanowiła się, szukając słów na określenie doznań – wszystko. W środku. Wszędzie. – słowa uwierały ją, jakby były kanciastymi kamyczkami, raniły buzię, gardło i krtań. Kamyczki. Wspomnienia wracały wolno, falami, zbyt przerażające i niewiarygodne, żeby mózg chciał je przyjąć. Bronił się, rwąc skojarzenia, neurony przestawały się widzieć, odpychały się od siebie jak namagnesowane cząsteczki. Mgła wypełniała wolną przestrzeń, odcinając od bodźców, wyciszając wszystko…

- Basiu.. Basia – głos matki kotwiczył ją w rzeczywistości – Miałaś wypadek. Wpadłaś pod samochód. Pamiętasz?

Samochód? Nie , tam nie było samochodu, szli, było zimno.. skąd samochód… pamiętała zimno, przerażenie, atak paniki.. ból.
- A inni? – wyszeptała, krtań nie chciała działać - żyją? Przywieźli ich tu? co z nimi?

Matka popatrzyła na dziewczynę, starając się uśmiechem przykryć zdenerwowanie. Skończyła szkolę medyczną i była mądra kobietą. Wiedziała więcej o stanie Basi, niż mówili jej lekarze. W kazdym razie wydawało sie jej, ze wie.. lekarze nigdy nie mówili wszystkiego, na raz, kłamali, dawkowali informację... Ale pani Zenobia miała przeszkolenie medyczne. „Obrzęk mózgu.. krwiak?”
- Kto, Basiu? – zapytała miękko - Wpadłaś pod samochód... Nikt więcej nie ucierpiał..
- Nie, nie... byli tam... wszyscy... Wandzia, Grześ, Bułki, Patryk.. co z nimi? Są tu?
- Przyjadą, kochanie… ale potem.. na razie nie wpuszczają do ciebie odwiedzających
– matka chciała pogładzić Basię po włosach, ale ręka zatrzymała się na bieli bandaża i w końcu dotknęła policzka dziewczyny -– Dobrze się czujesz? Boli cie głowa? zawołam lekarza..
- Poczekaj, mamo, poczekaj.. moje stopy..
- Co? zimno ci?
- Nie.. sprawdź
- wyszeptała Basia
- Co mam sprawdzić? Nie.. nie czujesz ich? - "Boże" - pomyślała - "tylko nie kręgosłup, tylko nie to..."
- Zobacz. – napięcie w głosie było wyraźnie wyczuwalne.
Matka nie chciała dodatkowo pobudzać dziewczyny, odsłoniła jej stopy. Dotknęła ich lekko.
- Czujesz? - kiedy ta potwierdziła , odetchnęła - Masz tu ranki, ale to nic groźnego.. wszystko będzie dobrze Basiu.
- Mamo
- powiedziała Basia, całkiem przytomnym głosem - Musisz coś dla mnie zrobić. Obiecaj.
- Kochanie, jeśli chodzi o Zbyszka.. -
zaczęła kobieta.
- Nie, nie chodzi o wujka - Basia zdziwiła się, jak lekko i łatwo było wypowiedzieć jej to słowo. I jak ono.. pasowało - Przeproszę.. ale nie to. Mamo, musisz zadzwonić do Wandy. Albo Grześka. Do wszystkich. Czy są w domu, czy w szpitalu, jak ja. I.. czy maja ranki na stopach. Obiecaj mi - na twarzy Basi pojawiały się wypieki, oczy zaczęły błyszczeć gorączkowo - Obiecaj. Teraz. - Złapała matkę ręka, druga.. wisiała jakoś dziwnie nad nią. Nieruchoma. - Obiecaj! Czy tez mają poranione stopy. - Musiała wiedzieć.

- O , pacjentka się obudziła – powiedziała młodziutka pielęgniarka stając w drzwiach – Zawołam lekarza. Niech się pacjentka przygotuje do badania.

- Zadzwonię Basiu
– obiecała pani Zenobia, patrząc ponuro na ubraną w biel panienkę w drzwiach. „Kogo teraz wypuszczają z tych szkół… Zapłacić tej małej, czy od razu poszukać siostry przełożonej.. hm… .”
– Pacjentka jest unieruchomiona, moja kochana – powiedziała miłym głosem – ja pójdę po lekarza, a ty jej złociutka pomożesz, dobrze? A co kończyłaś? Akademie? Dalej tam profesor Wasowski wykłada? Ten, co tylko te przepuszcza przez egzamin, co mają czerwone mini?
- Pani tez kończyła Akademię?
– ucieszyła się pielęgniareczka – proszę się nie martwić, zajmę się.. - rzuciła okiem na kartę - Basią. Pani i tak tu nie może zostać, zna pani procedury, żadnej rodziny w czasie badań..
- Wiem, moja kochana, wiem… mdleją, histeryzują, skaranie boskie z nimi…


Nachyliła się nad Basią. Dziewczyna wydawała się być myślami bardzo daleko.
- Nie śpij, kochanie – powiedziała miękko – zaraz przyjdzie lekarz. Zadzwonię do... Wandzi i wrócę.
Pocałowała Basię i wyszła, zostawiając ją z pielęgniarką.

- Proszę się nie martwic – uśmiechnęła się dziewczyna do Basi – Wszystko będzie dobrze.
Basia leżała nieruchomo, patrząc w przestrzeń.

------
Pani Zenobia – uspokojona, że Basia się obudziła - pokręciła się po oddziale. Odnalazła siostrę oddziałową, po chwili rozmowy okazało się, że tamta, siostra Grażynka, tylko o rok starsza od pani Zielińskiej (wtedy Maksymiuk), pamiętała ją ze szkoły.

Po kilku miłych chwilach wspomnień – męczących dla pani Zenobii, ale niezbędnych - "A pamiętasz?” „A wiesz, że Heniek? „A słyszałaś, że Zośka urodziła trojaczki?” panie wspólnie ustaliły priorytety („Taka kurteczka z wycieranego jeansu, na 148 – 150 Kinia o niej marzy"), zakres opieki („Wszystkiego dopilnuje i lekarzy podpytam, ustawię”) wynagrodzenie („Po kosztach, Zeniu, nie mogę tu ciągle być, a te młode nie czują solidarności zawodowej…” ) a pani Zielińska, jeszcze bardziej uspokojona, opuściła dyżurkę i udała się na poszukiwanie telefonu.

----
Lekarzy było kilku. A może to byli stażyści? Badanie było opresyjne i nieprzyjemne. Znaczy – byłoby nieprzyjemne, gdyby Basia się nad tym zastanowiła. Lekarze świecili Basi w oczy, kazali zgadywać, ile palców widzi, zaglądali, gdzie się dało, bez żadnego poszanowania jej intymności, naciskali, zadawali pytania, stukali i pociągali. Basia leżała jak miękka, szmaciana lalka, bezwładna i obojętna. Pozwalała się obracać, podnosić, przenosić, rozpinać bluzkę od piżamy i osłuchiwać. Czuła ból, swoje ciało i wiedziała, że jest jej, ale wszystko wydawało się jej nierealne. Te tłumy lekarzy, aparaty do mierzenia rozmaitych rzeczy, rurki i kroplówki. Ciemna wstęga ropy zmieszanej z krwią sącząca z oczu jednego z lekarzy. Pielęgniarka w za krótkiej spódnicy, odsłaniającej nie tylko kolana ale i pół długości uda. Niech już skończą. Spać.

----
Wanda nie odebrała. Pani Zenia wybrała następny numer.

- Dzień dobry, Grzesiu - w głosie kobiety słychać było zdenerwowanie - Tu Zenobia Zielińska, mama Basi.
- Eee... Witam, witam. Czemu zawdzięczam pani telefon?
- Dzwoniłam do Wandy, ale jej nie ma...
- Do pracy poszła. Moge jakoś pomóc?
- No właśnie, Grzesiu, to trochę takie niepoważne pytanie ..
- kobieta zawahała się - Nie poczuj sie urażony.. niezręcznie mi, ale Basia nalegała. Czy masz poranioną nogę?
Przez moment w słuchawce zaległa absolutna cisza.
- Miałem wczoraj mały wypadek i mam pokłutą łydkę... Ale o co dokładnie chodzi, bo chyba nie za bardzo rozumiem...
- Nie, nie.. - pani Zenobia zaprzeczyła gwałtownie - chodzi o stopy.. przepraszam, to pewnie niemiłe dla ciebie... ja wiem o wypadku... o stopę. Czy masz poranioną stopę?
Kolejna pauza.
- Proszę przekazać Basi, że wszystko będzie dobrze. I że postaram się do niej wpaść wieczorem, wtedy z nią porozmawiam. Bo tak między nami, przyda jej się rozmowa z przyjacielem.
- Grzesiu.. znam cie od małego, prawda?
- w tonie głosu pani Zenobii pojawiła się łagodna nagana, tak podobna do tej, której kiedyś używała do strofowania rozwrzeszczanego towarzystwa na podwórku - Ja też jestem pewna, że Basia się z tego wyliże, jest młoda, organizm się łatwo regeneruje... - głos kobiety zadrżał, ale szybko się opanowała - Wymogła na mnie, ze się dowiem. Czy masz poranioną stopę? Na podeszwie? Odpowiedz mi.
- Tak, wychodzi na to, że mam. Chociaż nie do końca to rozumiem... Eh... Nieważne, proszę przekazać Basi, że przyjdę przed 19, a przynajmniej postaram się. Dobrze, pani Zielińska?
- To może za kilka dni Grzesiu, na razie to nawet mnie nie za bardzo chcieli wpuścić.. pozdrowię ją od ciebie, muszę już kończyć, do usłyszenia.
- Zaraz, chwila. Jak to "nie chcieli wpuścić"? Kto? Co się stało, pani Zielińska?
- Prawda.. zapomniałam.. wpadła pod samochód. Ale już jest całkiem dobrze. Obudziła się, w każdym razie.. Musze kończyć, już pewnie lekarze poszli.
- O Boże... W jakim szpitalu leży?
- Na Matejki.
- Dziękuję. Dziękuję bardzo, pani Zielińska. Już pani nie powstrzymuję, do widzenia.


Pani Zenobia odwiesiła słuchawkę. Rękę miała mokrą od potu. I nie miała już więcej monet. Wróciła do sali Basi.

- Mamo? – głos Basi był napięty do granic możliwości.
- Wszystko dobrze, kochanie. Wanda juz w pracy, a Grzesio jest cały i zdrów. Był w domu. Powiedział, że przyjdzie.
- Ma.. ?
- Tak kochanie. Ma ranki.

Basia zamknęła oczy. A więc trafili do Piekła. Ale Basia nie wierzyła w Piekło.

- Śpi – powiedziała siostra Grażynka pojawiając sie znikąd – wszystko będzie dobrze, Młoda jej popilnuję. Choć do dyżurki, Zeniu, napijemy się kawy.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline