| - Nie znoszę, jak mnie tak nazywasz… nazywałeś – warknęła Basia – Zielińska jest od zielonego, nie od ziela.
Nie zdążył odpowiedzieć, obraz rozmył się, nie, nie obraz Andrzeja, obraz pokoju, Basi zakręciło się w głowie i poczuła, że spada. Zamknęła oczy. „To już?” – przemknęła jej przez głowę – „Tak wygląda umieranie? Żadnych korytarzy, świateł ani poczucia absolutnego szczęścia?”
- Basiu… Basiu, otwórz oczy.. Basiu – słowa docierały do niej powoli, z trudem przebijając się przez zasłonę z mgły, która ją otaczała. Posłuchała. - Kochanie … - napuchnięta od płaczu, ale w tym momencie rozjaśniona szczęściem i nadzieją twarz matki pochylała się nad nią – Obudziłaś się. Nie ruszaj się, zawołam lekarza..
Basia przełknęła ślinę. Wypełniało ją jedno odczucie. - Boli.. boli mnie.. – zastanowiła się, szukając słów na określenie doznań – wszystko. W środku. Wszędzie. – słowa uwierały ją, jakby były kanciastymi kamyczkami, raniły buzię, gardło i krtań. Kamyczki. Wspomnienia wracały wolno, falami, zbyt przerażające i niewiarygodne, żeby mózg chciał je przyjąć. Bronił się, rwąc skojarzenia, neurony przestawały się widzieć, odpychały się od siebie jak namagnesowane cząsteczki. Mgła wypełniała wolną przestrzeń, odcinając od bodźców, wyciszając wszystko… - Basiu.. Basia – głos matki kotwiczył ją w rzeczywistości – Miałaś wypadek. Wpadłaś pod samochód. Pamiętasz?
Samochód? Nie , tam nie było samochodu, szli, było zimno.. skąd samochód… pamiętała zimno, przerażenie, atak paniki.. ból. - A inni? – wyszeptała, krtań nie chciała działać - żyją? Przywieźli ich tu? co z nimi?
Matka popatrzyła na dziewczynę, starając się uśmiechem przykryć zdenerwowanie. Skończyła szkolę medyczną i była mądra kobietą. Wiedziała więcej o stanie Basi, niż mówili jej lekarze. W kazdym razie wydawało sie jej, ze wie.. lekarze nigdy nie mówili wszystkiego, na raz, kłamali, dawkowali informację... Ale pani Zenobia miała przeszkolenie medyczne. „Obrzęk mózgu.. krwiak?” - Kto, Basiu? – zapytała miękko - Wpadłaś pod samochód... Nikt więcej nie ucierpiał..
- Nie, nie... byli tam... wszyscy... Wandzia, Grześ, Bułki, Patryk.. co z nimi? Są tu?
- Przyjadą, kochanie… ale potem.. na razie nie wpuszczają do ciebie odwiedzających – matka chciała pogładzić Basię po włosach, ale ręka zatrzymała się na bieli bandaża i w końcu dotknęła policzka dziewczyny -– Dobrze się czujesz? Boli cie głowa? zawołam lekarza..
- Poczekaj, mamo, poczekaj.. moje stopy..
- Co? zimno ci?
- Nie.. sprawdź - wyszeptała Basia - Co mam sprawdzić? Nie.. nie czujesz ich? - "Boże" - pomyślała - "tylko nie kręgosłup, tylko nie to..." - Zobacz. – napięcie w głosie było wyraźnie wyczuwalne.
Matka nie chciała dodatkowo pobudzać dziewczyny, odsłoniła jej stopy. Dotknęła ich lekko. - Czujesz? - kiedy ta potwierdziła , odetchnęła - Masz tu ranki, ale to nic groźnego.. wszystko będzie dobrze Basiu.
- Mamo - powiedziała Basia, całkiem przytomnym głosem - Musisz coś dla mnie zrobić. Obiecaj.
- Kochanie, jeśli chodzi o Zbyszka.. - zaczęła kobieta. - Nie, nie chodzi o wujka - Basia zdziwiła się, jak lekko i łatwo było wypowiedzieć jej to słowo. I jak ono.. pasowało - Przeproszę.. ale nie to. Mamo, musisz zadzwonić do Wandy. Albo Grześka. Do wszystkich. Czy są w domu, czy w szpitalu, jak ja. I.. czy maja ranki na stopach. Obiecaj mi - na twarzy Basi pojawiały się wypieki, oczy zaczęły błyszczeć gorączkowo - Obiecaj. Teraz. - Złapała matkę ręka, druga.. wisiała jakoś dziwnie nad nią. Nieruchoma. - Obiecaj! Czy tez mają poranione stopy. - Musiała wiedzieć. - O , pacjentka się obudziła – powiedziała młodziutka pielęgniarka stając w drzwiach – Zawołam lekarza. Niech się pacjentka przygotuje do badania.
- Zadzwonię Basiu – obiecała pani Zenobia, patrząc ponuro na ubraną w biel panienkę w drzwiach. „Kogo teraz wypuszczają z tych szkół… Zapłacić tej małej, czy od razu poszukać siostry przełożonej.. hm… .” – Pacjentka jest unieruchomiona, moja kochana – powiedziała miłym głosem – ja pójdę po lekarza, a ty jej złociutka pomożesz, dobrze? A co kończyłaś? Akademie? Dalej tam profesor Wasowski wykłada? Ten, co tylko te przepuszcza przez egzamin, co mają czerwone mini?
- Pani tez kończyła Akademię? – ucieszyła się pielęgniareczka – proszę się nie martwić, zajmę się.. - rzuciła okiem na kartę - Basią. Pani i tak tu nie może zostać, zna pani procedury, żadnej rodziny w czasie badań..
- Wiem, moja kochana, wiem… mdleją, histeryzują, skaranie boskie z nimi…
Nachyliła się nad Basią. Dziewczyna wydawała się być myślami bardzo daleko. - Nie śpij, kochanie – powiedziała miękko – zaraz przyjdzie lekarz. Zadzwonię do... Wandzi i wrócę.
Pocałowała Basię i wyszła, zostawiając ją z pielęgniarką. - Proszę się nie martwic – uśmiechnęła się dziewczyna do Basi – Wszystko będzie dobrze.
Basia leżała nieruchomo, patrząc w przestrzeń.
------
Pani Zenobia – uspokojona, że Basia się obudziła - pokręciła się po oddziale. Odnalazła siostrę oddziałową, po chwili rozmowy okazało się, że tamta, siostra Grażynka, tylko o rok starsza od pani Zielińskiej (wtedy Maksymiuk), pamiętała ją ze szkoły.
Po kilku miłych chwilach wspomnień – męczących dla pani Zenobii, ale niezbędnych - "A pamiętasz?” „A wiesz, że Heniek? „A słyszałaś, że Zośka urodziła trojaczki?” panie wspólnie ustaliły priorytety („Taka kurteczka z wycieranego jeansu, na 148 – 150 Kinia o niej marzy"), zakres opieki („Wszystkiego dopilnuje i lekarzy podpytam, ustawię”) wynagrodzenie („Po kosztach, Zeniu, nie mogę tu ciągle być, a te młode nie czują solidarności zawodowej…” ) a pani Zielińska, jeszcze bardziej uspokojona, opuściła dyżurkę i udała się na poszukiwanie telefonu.
----
Lekarzy było kilku. A może to byli stażyści? Badanie było opresyjne i nieprzyjemne. Znaczy – byłoby nieprzyjemne, gdyby Basia się nad tym zastanowiła. Lekarze świecili Basi w oczy, kazali zgadywać, ile palców widzi, zaglądali, gdzie się dało, bez żadnego poszanowania jej intymności, naciskali, zadawali pytania, stukali i pociągali. Basia leżała jak miękka, szmaciana lalka, bezwładna i obojętna. Pozwalała się obracać, podnosić, przenosić, rozpinać bluzkę od piżamy i osłuchiwać. Czuła ból, swoje ciało i wiedziała, że jest jej, ale wszystko wydawało się jej nierealne. Te tłumy lekarzy, aparaty do mierzenia rozmaitych rzeczy, rurki i kroplówki. Ciemna wstęga ropy zmieszanej z krwią sącząca z oczu jednego z lekarzy. Pielęgniarka w za krótkiej spódnicy, odsłaniającej nie tylko kolana ale i pół długości uda. Niech już skończą. Spać.
----
Wanda nie odebrała. Pani Zenia wybrała następny numer. - Dzień dobry, Grzesiu - w głosie kobiety słychać było zdenerwowanie - Tu Zenobia Zielińska, mama Basi. - Eee... Witam, witam. Czemu zawdzięczam pani telefon? - Dzwoniłam do Wandy, ale jej nie ma...
- Do pracy poszła. Moge jakoś pomóc?
- No właśnie, Grzesiu, to trochę takie niepoważne pytanie .. - kobieta zawahała się - Nie poczuj sie urażony.. niezręcznie mi, ale Basia nalegała. Czy masz poranioną nogę? Przez moment w słuchawce zaległa absolutna cisza. - Miałem wczoraj mały wypadek i mam pokłutą łydkę... Ale o co dokładnie chodzi, bo chyba nie za bardzo rozumiem... - Nie, nie.. - pani Zenobia zaprzeczyła gwałtownie - chodzi o stopy.. przepraszam, to pewnie niemiłe dla ciebie... ja wiem o wypadku... o stopę. Czy masz poranioną stopę? Kolejna pauza. - Proszę przekazać Basi, że wszystko będzie dobrze. I że postaram się do niej wpaść wieczorem, wtedy z nią porozmawiam. Bo tak między nami, przyda jej się rozmowa z przyjacielem.
- Grzesiu.. znam cie od małego, prawda? - w tonie głosu pani Zenobii pojawiła się łagodna nagana, tak podobna do tej, której kiedyś używała do strofowania rozwrzeszczanego towarzystwa na podwórku - Ja też jestem pewna, że Basia się z tego wyliże, jest młoda, organizm się łatwo regeneruje... - głos kobiety zadrżał, ale szybko się opanowała - Wymogła na mnie, ze się dowiem. Czy masz poranioną stopę? Na podeszwie? Odpowiedz mi.
- Tak, wychodzi na to, że mam. Chociaż nie do końca to rozumiem... Eh... Nieważne, proszę przekazać Basi, że przyjdę przed 19, a przynajmniej postaram się. Dobrze, pani Zielińska? - To może za kilka dni Grzesiu, na razie to nawet mnie nie za bardzo chcieli wpuścić.. pozdrowię ją od ciebie, muszę już kończyć, do usłyszenia.
- Zaraz, chwila. Jak to "nie chcieli wpuścić"? Kto? Co się stało, pani Zielińska? - Prawda.. zapomniałam.. wpadła pod samochód. Ale już jest całkiem dobrze. Obudziła się, w każdym razie.. Musze kończyć, już pewnie lekarze poszli.
- O Boże... W jakim szpitalu leży?
- Na Matejki.
- Dziękuję. Dziękuję bardzo, pani Zielińska. Już pani nie powstrzymuję, do widzenia.
Pani Zenobia odwiesiła słuchawkę. Rękę miała mokrą od potu. I nie miała już więcej monet. Wróciła do sali Basi. - Mamo? – głos Basi był napięty do granic możliwości. - Wszystko dobrze, kochanie. Wanda juz w pracy, a Grzesio jest cały i zdrów. Był w domu. Powiedział, że przyjdzie.
- Ma.. ?
- Tak kochanie. Ma ranki.
Basia zamknęła oczy. A więc trafili do Piekła. Ale Basia nie wierzyła w Piekło. - Śpi – powiedziała siostra Grażynka pojawiając sie znikąd – wszystko będzie dobrze, Młoda jej popilnuję. Choć do dyżurki, Zeniu, napijemy się kawy.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |