Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2012, 23:08   #45
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Następny pokój był równie starannie utrzymany. Ni krzty kurzu czy brudu. Wszystkie meble była tam również przykryte białymi płachtami lnu.
Roger delikatnie i ostrożnie ułożył na łóżku starszą panią. Był zadowolony z rozwoju sytuacji, choć wiedział że bez nagłośnienia sytuacji się nie obejdzie. W końcu wyglądało to na epidemię.
W kącie zauważył szarobure kocię. Zwierzę otworzyło najpierw prawe oko. Później lewe. Ziewnęło wystawiając swój biało-różowy język. Kot przeciągnął się. Wygiął grzbiet i zaczął łapkami ugniatać podłogę pod sobą.
- Problemik?? - Rzucił kotek ni z tego ni z owego.


Kotek z różkami. I czerwonymi oczkami.
-A ty gdzieś się znowu szlajał?- burknął cicho Roger. Rawana zaś ziewnął ostentacyjnie. -Tu i tam. Widzę jednak że nas ominęła jakaś imprezka. Roger dobierz sobie następnym razem mniej kościstą i młodszą partnerkę. Psujesz mój wizerunek, mój uczniu.

- O matko!! O Boże przenajświętszy!! - Kobiecy krzyk rozległ się na korytarzu. Pani Twisleton miała tego pecha, że to jej właśnie do ucha ktoś się darł. - Co to?? Jak?? Co się...?? - Trzeba było przyznać, że młodziutka pokojówka miała głosik. Po mimo swojej wątłej budowy wydobyła z siebie tyle decybeli, że słychać ją było chyba w całej posiadłości.
Pułkownik Chisholm wypadł z pokoju, żeby zobaczyć co się stało i kto tak krzyczy.
Podobnie jak i Roger, który ruszył szybko w kierunku kobiety. Awatar kręcił się tuż za nim chichocząc.-Cały dom histeryczek.
-Co się tak drzesz kobieto?!- krzyknął do pokojówki lekko poirytowany szlachcic.
- Drzwi... - Zdołała wydusić z siebie dziewczyna. Stała jak ta żona Lota i palcem wskazywała na pustą przestrzeń, w której powinny się znajdować drzwi do pokoju pani Telley. Ale ich przecież tam nie było.
- A już myślałem, że jakiś trup, a ty mi z powodu drzwi wrzaski urządzasz.- narzekał Roger.
- No, drzwi - przyznała Margaret spokojnie - Zatrzasnęły się z biedną panią Telley w środku, więc trzeba je było wyważyć. Lepiej zawołaj kogoś, żeby to naprawił - poradziła uśmiechając się dobrodusznie, niczym ciocia “dobra rada”.

- Jak to się zatrzasnęły. - Z tyłu dobiegł głos pani Etherington. Tuż za nią stał doktor Bennett.
- Stary zamek prawdopodobnie - odparła Meg rzucając Christopherowi wymowne spojrzenie.
Większość zebranych zapuściła żurawia do środka. Widok jaki tam ujrzeli był dość niecodzienny. Mokra plama na parkiecie. Gdzieniegdzie widać było białe smugi, zupełnie jakby ktoś zmazał coś kredą narysowanego. A obok tego leżąca na podłodze Mireia de Mendizába.
-Dlatego też nie ma co robić wielkiego hałasu o drzwi. I najlepiej skupić się na zbadaniu biednej pani Chisolm. - rzekł szlachcic spokojnym tonem głosu. A awatar wtrącił.- A może ty ją przebadasz Rogerze? Swoją sztuką? Przyznaj, wygląda całkiem interesująco.
- Doktorze, może zbada pan panią Chisolm, jest tuż obok. Chętnie pomogę - zagadnęła Margaret jak gdyby nigdy nic, jakby oczywistych dowodów “zbrodni” w ogóle nie było.
Oczy wszystkich skierowały się na lekarza.
- Dobrze, pani Twisleton, chodźmy - akcent na dwa środkowe słowa doskonale zdradził, co Bennet sądzi na temat całej sytuacji. I nie było t raczej nic miłego. “Pani Twisleton” - jak zabawnie brzmiało to w jego ustach.
- Jak ci na imię? - zwróciła się do pokojówki.
- Penny - odparła tamta
- Penny, przynieś proszę ręcznik i ciepłą wodę, z pewnością przydadzą się doktorowi.
Prawdę powiedziawszy szczerze wątpiła, by woda i ręcznik były potrzebne, ale chciała czymś zająć dziewczynę. Po pierwsze, żeby stąd poszła, po drugie zaś, by nie miała czasu opowiedzieć całego zdarzenia reszcie służby. Im później plotka się rozejdzie, tym lepiej.

Penny dygnęła i zniknęła w głębi korytarza. Margaret tymczasem podążyła do pokoju, w którym sir Roger położył pułkownikową. Bennet szedł tuż za nią, niemal czuła na karku jego oddech. Gdy przestąpili próg pokoju, zamknął za sobą drzwi. Wiadomo, przy badaniu potrzeba spokoju.
-Wygląda pani blado. Może lepiej odpuścić sobie uczestnictwo przy badaniach i napić się czegoś mocniejszego na ukojenie nerwów. Służę swoją obecnością, jeśli przyda się przy tym towarzystwo.- Roger rzekł cicho i spokojnym tonem do lady Sylvii.
- Ależ dziękuję. - Lady Etherington odparła równie cicho, ale cały czas nie odrywała wzroku od siostry. - Chętnie skorzystam z pańskiej propozycji.
Roger delikatnie ujął dłoń Sylvii i rzekł.- Nie bardzo się orientuję jeszcze w rozkładzie pokojów. Musi być pani moją przewodniczką. I nie ma się co zamartwiać na zapas. Jestem pewien, że doktor Bennet poradzi coś na te dolegliwości.
-Alkoholem ją zmiękcz. Obudź w niej uśpioną kotkę.-doradzał Ravana.
Pani domu dała się poprowadzić Rogerowi w jakieś ustronne miejsce gdzie i alkohol można było znaleźć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline