Zatrzymała wzrok na jednym trupie... Konny. Opancerzony konny. Nie był to pancerz wysokiej klasy... Ale Taliana też nie była wysokiej klasy wojownikiem. Nada się, pasowali do siebie. Podeszła do zwłok i przyklękła. Zanim jednak rozwiązała pierwsze troki, zawahała się i miast w stronę zapięcia, dłoń skierowała ku twarzy martwego. Wprawnym ruchem zamknęła mu powieki nad zastygłymi, beznamiętnymi oczami. Robiła to już wiele razy i kimkolwiek był ten tutaj, zasługiwał na przynajmniej minimum godności.
Jego godność nie obejmowała jednak zatrzymania całkiem wygodnego (choć o podejrzanym zapaszku) skórzanego pancerza. Przy ściąganiu skórzni, zza pazuchy wypadły flaszeczki, które elfka z ciekawością odkorkowała.
Gorzała. Mocna... MOCNA - skrzywiła się po powąchaniu. Uciechy z niej nie będzie, ale może przyda się w innych celach? Schowała dwie buteleczki.
Wstała i rozejrzała się po otoczeniu. Usłyszała krzyk Elise, każący jej zająć się mułami. Spojrzała na zwierzęta przelotnie. Nie miały większych ran niż zadrapania i poparzenia z którymi same nie mogłyby sobie poradzić, a zresztą... Nie była weterynarzem. Nie była nawet pewna czy dałaby radę prawidłowo zdiagnozować miotającego się przypalonego muła.
Przysłuchiwała się biernie rozognionej rozmowie kompanii z Jagerem. Nie zgadzała się z wieloma słowami, które w niej padły, ale... Być może to ona się myliła. Nie brała udziału w wielu przygodach, a oni wyglądali na zaprawionych w boju. Byleby milczenie nie kosztowało jej życia.
Wyjechali, zostawiając człowieka von Antary wśród trupów i spalenizny, a Taliana poczuła... smutek i współczucie wobec tego rozgoryczonego człowieka. Ale znów, może jej życie jeszcze nie nauczyło kto jest kim i czy pewni ludzie zasługują na współczucie. Nie odezwała się więc ani słowem. To nie był jej kłopot. To nie byli jej zmarli.
***
Prowadziła po trakcie wóz, a u jej boku rozsadził się kiwający się na boczki kozaczyna. Mówił coś trzy po trzy, a radował się przy tym jak głupi do sera... czy pijak do flaszki. Przypominał też lekko odurzonego cielaczka, które za swoje malowane wrota uznał biust elfki. Co mu tam się w poturbowanym łbie ubzdurało, nie miała pojęcia, ale zaczynała podejrzewać poważniejszy uszczerbek na zdrowiu słuchając peanów łysego. Mogła równie dobrze ich nie słuchać, bo i tak nie znalazła słów w żadnym języku, żeby zareagować. Musiała oddać sprawy w ręce dobrze znanego języka ciała: z pełną elfią gracją trzepnęła kozaka po łysym łbie, choć nie zamachnęła się zbytnio - po co miała niszczyć swoją robotę, skoro już go raz opatrzyła?
***
Znowu w milczeniu wysłuchała planów towarzyszy, ale tym razem... Tym razem gdy wysłuchała zwiadowców, wpadł jej do głowy pewien pomysł i odezwała się donośnie wśród ogólnego harmideru.
-
Zajmijcie się ludźmi Łowcy. Zajmijcie się nimi i załatwcie mi odrobinę czasu. Ja... Dobrze pływam i jestem dość zręczna. Odciągnijcie ich od wozu, a ja podpłynę do polany od strony wody i spróbuję odzyskać cokolwiek oni porwali. Potrzebuję jedynie Waszej współpracy
Wiedziała, że robi coś głupiego. Coś, z czego nie mogła wyjść bez szwanku. Ale wiedziała też, że to, co robi, jest słuszne. Czuła nudę. Tak długo już czuła nudę, a gdy tylko pomyślała o akcji nuda ustąpiła miejsca głodowi przygody. A sądziła, że w jej wieku nic jej już nie zaskoczy!
Poklepała uszkodzonego Mierzwę po ramieniu:
-
Spróbuj się jeszcze trochę zepsuć kiedy mnie nie będzie, a wspominana kuśka pozostanie wspomnieniem - po czym zeskoczyła z wozu i oddała lejce Lotharowi, który wspominał, że niegdyś samodzielnie prowadził wodze.
***
Trzymając się wytycznych Moperiola, elfka w myślach wytyczyła sobie trasę przez las. Między drzewa odbiła dopiero na węższej ścieżce, otaczając w bezpiecznej odległości polanę, modląc się cichutko, żeby żadnemu z wrogów nie zachciało się nagle szczać w tak malowniczej scenerii.
Wreszcie doszła do brzegu. Wysmarowała twarz błotem, aby bardziej scalała się z jej czarnymi włosami i ciemną topielą. Babrając się w brudzie czuła dziwaczną euforię, serce jej biło bardzo mocno. Wierzyła bowiem, że ma okazję zrobić coś znaczącego. Głupiego, ale znaczącego.
Zanurzyła się ostrożnie w wodzie, przyzwyczajając się do temperatury i szacując głębokość. Miała zamiar jak najszybciej i jak najciszej podpłynąć bliżej obozu jak tylko usłyszy pierwsze
"KURRRWA MAĆ...!" Synonimy lub szczęk broni też mile widziane.