Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-04-2012, 13:41   #41
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Dopadła do płonącego wozu tuż za Gottrim, zdecydowanie przydałby się ktoś jeszcze żeby powstrzymać zwierzaki przed paniczną ucieczką, ale w obecnej sytuacji nie było na co czekać. Kilka cięć i muły pognały przed siebie rozbryzgując wodę. Nie miała żadnych szans żeby je powstrzymać, mogła tylko mieć nadzieję że nie połamią sobie nóg na kamieniach. A potem kiedy inni przeszukiwali pobojowisko albo prowadzili ożywioną dyskusję na temat przyszłych planów ona bawiła się w podchody z mułami. Wreszcie udało jej się do nich zbliżyć i łagodnym głosem przekonać że nic im już nie grozi przynajmniej z jej strony. Poprosiła Talianę by przyjrzała się ich obrażeniom kiedy ta skończyła już opatrywać kozaka. Wyprzęgła też ocalałe zwierzę z uszkodzonego wozu. Gdy jedyny sprawny wóz znalazł się już po właściwej stronie rzeki przywiązała muły z tyłu. Całe szczęście że cały ocalały ładunek zmieścił się na pace i umęczone stworzenia nie musiały niczego nieść. Dziwny to był ładunek, spodziewała się … no właściwie to sama nie wiedziała czego się spodziewała, ale na pewno nie beczek pełnych nafty. W jaki sposób nafta mogła pomóc w powstrzymaniu zarazy? Oczywiście próbowała wymyślić inne zastosowania niż polanie nią zarażonych i podpalenie, ale jakoś jej nie szło. Nie podobało jej się to. Z pobojowiska zabrała tylko pięć strzał i butelkę gorzałki. Jagera poczęstowała lodowatym spojrzeniem kiedy po raz kolejny zarzucił im spóźnienie, ale tym razem się nie odezwała, nie było sensu się kłócić o takie pierdoły, nie kiedy wszyscy wiedzieli że łowczy nie ma racji.

Wreszcie wyruszyli w pościg, a raczej na szybki spacer. Może co niektórzy mieli rację że tak nikogo nie dogonią, ale Elise i tak uważała że nie mogli zostawić wozu. Ich zadaniem była ochrona karawany, zadbanie by bezpiecznie dotarła na miejsce, zostawienie połowy ładunku trudno było uznać za właściwe wypełnianie powierzonej im misji, nawet jeśli to była mniej ważna połowa. Widok wracającego Moperiola jak i wiadomości o tym że łowca się zatrzymał całkiem nie daleko ucieszyły ją bardzo, zupełnie przeciwnie niż ilość czekających na nich przeciwników. Czy mieli szanse? Zapewne tak, nie na darmo przecież byli Pogromcami Bestii.

Propozycja odesłania wozu z powrotem nie spodobała jej się wcale, nie musiała nawet się odzywać, Gottri powiedział to co jej zdaniem powinno zostać powiedziane. Skinęła więc tylko głową na znak że popiera brodacza i cicho ruszyła żeby zająć dogodną pozycję w lesie. Powinni strzelać ze wszystkich kierunków tak by ludzie łowcy nie wiedzieli w którą stronę się zwrócić. Pytanie tylko jak zareagują na atak? Pod osłoną drzew czuła się raczej bezpieczna przed ewentualnym ostrzałem wroga, a gdyby któryś z ludzi łowcy zdołał do niej dotrzeć zawsze mogła się z nim zmierzyć w walce bezpośredniej. Oby tylko udało się wykraść ładunek. Tylko czyje to było zadanie?
 
Agape jest offline  
Stary 25-04-2012, 20:08   #42
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Bruno maszerował za wozem niczym zwykły najemnik, bez przywilejów i bez heroicznych czynów na sumieniu. Bruno miał takowe, wszak był jednym z Pogromców Bestii, a do tego pozbył się Czarnego Proroka. Ale tak naprawdę nie miało to znaczenia. Tamte wydarzenia były już historią i Łowca nagród dobrze o tym wiedział. Nie mógł czuć się zbyt pewnym siebie. Nie mógł polegać na szczęściu. Los mógł się w każdej chwili od niego odwrócić a śmierć upomnieć o swoje.
-Sigmarze. Miej nas w opiece...- burknął pod nosem wspominając potyczkę pod palisadą Ostermak. Modlitwy do Młotodzierżcy przychodziły mu nad wyraz łatwo. Sam się tego nie spodziewał, lecz niedawna przeszłość mocno go zmieniła. Z resztą byłby zwykłym oszustem i obłudnikiem, gdyby po tym wszystkim nie dziękowałby patronowi Imperium na każdym możliwym kroku. Wszak Bruno poprzysiągł sam przed sobą, że jeśli uda mu się wyjść żywcem z tego cholernego piekła, nawróci się na wiarę swego brata.

Gdy dotarli do rozwidlenia dróg a Moperiol zdał raport z tego co zauważył Bruno bez namysłu, jakby robiąc to automatycznie na zbliżające się kłopoty, ściągnął przewieszoną przez ramię kuszę i naciągnął stalową linkę, po czym nałożył bełt. Wiedział, że natura nie poskąpiła mu bystrego oka, jednak ładowanie kuszy było zbyt czasochłonnym zajęciem i Łowca nagród stawiał raczej na pojedynczy strzał i przejście do bezpośredniego starcia. Taką miał i teraz taktykę w głowie.
-Nie ma co wracać.- dodał od siebie -Trzeba zaatakować i odzyskać co nasze. Łowca czarownic? Jak przeżyje, to go spętamy i spróbujemy dowiedzieć się coś więcej. Jak nie przeżyje, to przynajmniej jeden problem z głowy.- wzruszył ramionami. Co prawda nie w smak było Brunonowi pozbywanie się kogoś, kim sam chciał się stać w przyszłości, jednak jak mus to mus.
-Pójdę za Elise. Kiedy tylko nadejdzie okazja postaram się dobiegnąć do wozu i zabrać co nasze, albo chociażby zająć tego skurczybyka i dać wam trochę czasu.- skinął głową.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 25-04-2012, 20:48   #43
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Gislan nie brał udziału w dyskusji, bo i brać w niej nie mógł. Nie chciał spuszczać z oczu "przesyłki", czymkolwiek lub kimkolwiek ona była. Jedyne informacje jakie się dowiedział, pochodziły od Mierzwy. Drużyna ludzi von Antary miała podzielone zdania na szczęście większość starej gwardii opowiadała się za walką. Krasnolud sprawdził mocowania puklerza, zobaczył czy miecz luźno z pochwy wychodzi i biorąc do rąk noże do rzucania, czekał aż wszyscy się zbiorą. W duchu miał nadzieję, że jego kompani pomyślą o zabezpieczeniu tyłów, gdyż nie podobał mu się ten oddział jazdy, który zwinął się nie wiadomo gdzie. Gislan coś czuł, że łowca wysłał ich by oskrzydlić nadciągającą drużynę.
 
Komtur jest offline  
Stary 26-04-2012, 00:27   #44
 
Cell's Avatar
 
Reputacja: 1 Cell nie jest za bardzo znanyCell nie jest za bardzo znanyCell nie jest za bardzo znanyCell nie jest za bardzo znany
Zatrzymała wzrok na jednym trupie... Konny. Opancerzony konny. Nie był to pancerz wysokiej klasy... Ale Taliana też nie była wysokiej klasy wojownikiem. Nada się, pasowali do siebie. Podeszła do zwłok i przyklękła. Zanim jednak rozwiązała pierwsze troki, zawahała się i miast w stronę zapięcia, dłoń skierowała ku twarzy martwego. Wprawnym ruchem zamknęła mu powieki nad zastygłymi, beznamiętnymi oczami. Robiła to już wiele razy i kimkolwiek był ten tutaj, zasługiwał na przynajmniej minimum godności.

Jego godność nie obejmowała jednak zatrzymania całkiem wygodnego (choć o podejrzanym zapaszku) skórzanego pancerza. Przy ściąganiu skórzni, zza pazuchy wypadły flaszeczki, które elfka z ciekawością odkorkowała.
Gorzała. Mocna... MOCNA - skrzywiła się po powąchaniu. Uciechy z niej nie będzie, ale może przyda się w innych celach? Schowała dwie buteleczki.

Wstała i rozejrzała się po otoczeniu. Usłyszała krzyk Elise, każący jej zająć się mułami. Spojrzała na zwierzęta przelotnie. Nie miały większych ran niż zadrapania i poparzenia z którymi same nie mogłyby sobie poradzić, a zresztą... Nie była weterynarzem. Nie była nawet pewna czy dałaby radę prawidłowo zdiagnozować miotającego się przypalonego muła.

Przysłuchiwała się biernie rozognionej rozmowie kompanii z Jagerem. Nie zgadzała się z wieloma słowami, które w niej padły, ale... Być może to ona się myliła. Nie brała udziału w wielu przygodach, a oni wyglądali na zaprawionych w boju. Byleby milczenie nie kosztowało jej życia.

Wyjechali, zostawiając człowieka von Antary wśród trupów i spalenizny, a Taliana poczuła... smutek i współczucie wobec tego rozgoryczonego człowieka. Ale znów, może jej życie jeszcze nie nauczyło kto jest kim i czy pewni ludzie zasługują na współczucie. Nie odezwała się więc ani słowem. To nie był jej kłopot. To nie byli jej zmarli.


***


Prowadziła po trakcie wóz, a u jej boku rozsadził się kiwający się na boczki kozaczyna. Mówił coś trzy po trzy, a radował się przy tym jak głupi do sera... czy pijak do flaszki. Przypominał też lekko odurzonego cielaczka, które za swoje malowane wrota uznał biust elfki. Co mu tam się w poturbowanym łbie ubzdurało, nie miała pojęcia, ale zaczynała podejrzewać poważniejszy uszczerbek na zdrowiu słuchając peanów łysego. Mogła równie dobrze ich nie słuchać, bo i tak nie znalazła słów w żadnym języku, żeby zareagować. Musiała oddać sprawy w ręce dobrze znanego języka ciała: z pełną elfią gracją trzepnęła kozaka po łysym łbie, choć nie zamachnęła się zbytnio - po co miała niszczyć swoją robotę, skoro już go raz opatrzyła?


***

Znowu w milczeniu wysłuchała planów towarzyszy, ale tym razem... Tym razem gdy wysłuchała zwiadowców, wpadł jej do głowy pewien pomysł i odezwała się donośnie wśród ogólnego harmideru.

- Zajmijcie się ludźmi Łowcy. Zajmijcie się nimi i załatwcie mi odrobinę czasu. Ja... Dobrze pływam i jestem dość zręczna. Odciągnijcie ich od wozu, a ja podpłynę do polany od strony wody i spróbuję odzyskać cokolwiek oni porwali. Potrzebuję jedynie Waszej współpracy

Wiedziała, że robi coś głupiego. Coś, z czego nie mogła wyjść bez szwanku. Ale wiedziała też, że to, co robi, jest słuszne. Czuła nudę. Tak długo już czuła nudę, a gdy tylko pomyślała o akcji nuda ustąpiła miejsca głodowi przygody. A sądziła, że w jej wieku nic jej już nie zaskoczy!

Poklepała uszkodzonego Mierzwę po ramieniu:
- Spróbuj się jeszcze trochę zepsuć kiedy mnie nie będzie, a wspominana kuśka pozostanie wspomnieniem - po czym zeskoczyła z wozu i oddała lejce Lotharowi, który wspominał, że niegdyś samodzielnie prowadził wodze.

***

Trzymając się wytycznych Moperiola, elfka w myślach wytyczyła sobie trasę przez las. Między drzewa odbiła dopiero na węższej ścieżce, otaczając w bezpiecznej odległości polanę, modląc się cichutko, żeby żadnemu z wrogów nie zachciało się nagle szczać w tak malowniczej scenerii.

Wreszcie doszła do brzegu. Wysmarowała twarz błotem, aby bardziej scalała się z jej czarnymi włosami i ciemną topielą. Babrając się w brudzie czuła dziwaczną euforię, serce jej biło bardzo mocno. Wierzyła bowiem, że ma okazję zrobić coś znaczącego. Głupiego, ale znaczącego.

Zanurzyła się ostrożnie w wodzie, przyzwyczajając się do temperatury i szacując głębokość. Miała zamiar jak najszybciej i jak najciszej podpłynąć bliżej obozu jak tylko usłyszy pierwsze "KURRRWA MAĆ...!" Synonimy lub szczęk broni też mile widziane.
 
Cell jest offline  
Stary 26-04-2012, 17:25   #45
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
To był absurd, naprawdę. Nie móc wykorzystać wozu do pościgu bo się nie zmieszczą. Czemu ktoś kto się na wozach zna nie powiedział wcześniej, że nie dadzą rady? Wywalić ładunek ludzi na burtach posadzić i zmieściliby się! Niestety tego nie przewidział, ale chociaż mogli jechać i nie bać się o ładunek nie zostawiając nikogo do jego ochrony. Tylko łowczy Antary chciał pochować ludzi, to akurat głupi pomysł i nie mógł go zostawić.
-Zmarłym najlepiej pomożesz mszcząc ich śmierć. Pochować zdążymy. A wobec żywych masz zobowiązania.
Powiedział idąc, zachęcając go by poszedł z nimi.
-Jeżeli ktoś z naszych przez niego zginie... Oby miał lepsze usprawiedliwienie bo na drzewie powieszę.- Dodał do towarzyszy i zwrócił się do nowego, Vogel, chyba.- Choć szabru nie popieram, to łajać cię nie zamierzam, to nie moje zadanie, niech Antara dba o swoich ludzi, tak ta księga nie należy do ciebie, tylko do kolegiów magii. Zostaw ją na wozie może przed śmiercią zostawił w niej jakieś wskazówki.


Myślał gdy inni mówili, tak powinno się postępować, czyż nie? Wysłuchać opinii i dzięki nim stworzyć własne zdanie.
-Cokolwiek planujecie, na w cokolwiek wierzycie nie biegnijcie do boju! Na skraju lasu będziemy bezpieczni. Las dość gęsty konni nie wjadą a my mamy osłonę, nim cokolwiek zdążą zrobić dwie salwy choćby z kusz oddamy, nie mówiąc o tych co mają łuk. Może trzy lub daj Ulryku, cztery zanim do nas dobiegną. Co nam za różnica w lesie czy na polu? Na polu tylko do nas strzelać można. Ubić z dystansu jak wielu się da i dorżnąć mieczami resztę. Potrzebny każdy do tego. Kto walczyć nie umiem kuszę i tak może trzymać! Jak z pakunkiem będziemy uciekać to razem. W pojedynkę nas złapią i wybiją, nie możemy się rozproszyć. Oraz wszyscy w jeden cel, mieć pewność, że trup. Lekko ranny tak samo niebezpieczny jak zdrów,
Tyle mógł dla nich zrobić, grupy tchórzy co boją się walki i tych w gorącej wodzie kąpanych co samemu na armie gotowi byli się porwać, wymyślić dobry plan bazujący na jego wiedzy. Oby tylko zwykły brak rozsądku nie pokrzyżował wszystkiego. Poprawił swój ekwipunek i przygotował składniki zaklęć.
-Komuś kusza potrzebna to moją mogę poratować.- Dodał już idąc na miejsce starcia i odmawiając modlitwę. Czarodzieje uchodzą za niewierzących, w rozumieniu prostych ludzi, oni znają prawdę o bogach i wiedzą, że czasem w określonych przypadkach może być warto zmówić modlitwę.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 26-04-2012, 20:02   #46
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Leo położył się na plecach, dociskając do piersi łuk oraz szablę. Przez cały pościg miał je przewieszone przez tors, uniemożliwając im dyndanie na boki. Bies zawsze powtarzał, że kontrolowanie ciała nie wystarczy do skutecznego tropienia. Trzeba też kontrolować otoczenie, przewidywać jego zachowanie i, do cholery jasnej, uważać żeby niesiony ekwipunek nigdzie nie wadził!

Dlatego też łowca przemieścił kołczan ze strzałami na biodro i czekał. Samo obozowisko wroga nie podobało mu się ani trochę. Dużo ludu, dobrze uzbrojonego, no i jeszcze ten popapraniec w czerni. Gdyby był sam, zaryzykowałby zbliżenia się do obozu i zrobienia zwiadu. Może nawet dowiedziałby się coś więcej o kapeluszniku?

W tym wypadku nie miało to jednak najmniejszego sensu. Był z towarzyszami, z czego Moperiol nieźle sobie radził, to Gislana wolał nie zostawiać samego w tym niegościnnym dla brodacza środkowisku. Widział kto kiedyś krasnoludzkiego łowcę w lesie? No właśnie, nie za bardzo. W podziemiach radzili sobie świetnie, ale na powierzchni zostawała im tylko umiejętność walki wręcz.

-Nie dobrze...- pomyślał, bezgłośnie przewracając się z powrotem na brzuch.-Duża przewaga liczebna.

Pozostawało liczyć na element zaskoczenia. Moperiol musiał się pośpieszyć.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 26-04-2012, 21:04   #47
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
~ Samobójcy ~ pomyślał, słuchając, jak jeden przez drugiego najmici wyrywają się do walki twarzą w twarz z dwukrotnie liczniejszym wrogiem. ~ Cóż, tym z pewnością zwrócą uwagę i zajmą przydupasów tego szaleńca ~ stwierdzi cynicznie.

- Idę z tobą. - rzekł krótko do elfki. - Też nieźle pływam. Dajcie nam około dwudziestu minut - zwrócił się do reszty - zanim zaczniecie atak, żebyśmy zdążyli dopłynąć do brzegu w pobliżu wozu.

Szedł śladem elfki, po cichu i ostrożnie, rozglądając się w okół. Do jeziora dotarli jednak bez problemów i niepożądanego towarzystwa.
- Nie sądzę, żeby to było konieczne - powiedział cicho, patrząc jak elfka smaruje się błotem. - Ani skuteczne. Weź to - podał jej kilka łodyg trzcin, które przed chwilą ściął nożem i związał liśćmi rośliny - żeby oddychać pod wodą. W ten sposób nie zobaczą nas, póki nie dopłyniemy do brzegu.
Następnie taką samą rurkę zrobił dla siebie. Nim jednak wszedł do wody, zdjął kapelusz i zatknął porządnie za pasem.
- No co? - odparł, widząc spojrzenie elfki - Lubię ten kaplusz.
Zanurzył się szybko i zaczął płynąć w stronę obozu. Starał się trzymać w miarę blisko brzegu, ale jednocześnie pod powierzchnią wody.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 27-04-2012, 22:54   #48
 
dambibi's Avatar
 
Reputacja: 1 dambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znany
-W sumie 2 kulki do przodu-powiedział do siebie Lothar , przygarnął też pistolet , kto wie może będzie warto strzelić szybciej niż zwykle. Sądząc po słowach Kristiana , to co porwał łowca czarownic musi być ważne do oczyszczenia świątyni i okolic z wszelakich plugastw , i na pewno nie był w mniejszości.

Przy przeszukiwaniu wojak natchnął się też na gorzałę , zaniechał jednak wzięcia choćby jednej butelki - nie taka była umowa - ganił się w głowie.

-Może i nasz osiołek nie jest zaklętym smokiem , ty za to jesteś uparty niczym osioł.- Odparł na słowa Jagera popijając wodę ze strumienia i przemywając w niej twarz oraz ręce. Intrygowała go postać mistrza Bergmana , widocznie musi to być potężny mag.

W koncu ruszyli , po pewnym czasie skręcili w lekko zarośniętą ścieżkę. W oddali było słychać odgłosy ludzi , gdy podeszli bliżej upewnili się że to obóz łowcy. Lothar odruchowo pogładził swój karabin...
 

Ostatnio edytowane przez dambibi : 28-04-2012 o 01:00. Powód: pijane wersy :p
dambibi jest offline  
Stary 29-04-2012, 18:13   #49
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Moperiol

Podczas gdy inni rozmawiali, lub zwyczajnie się kłócili o sposób postępowania w tej sytuacji, elf udał się na zwiad. Nie mógł pozwolić sobie na zbyt daleki wypad, bo cokolwiek postanowi grupa, trzeba będzie zrobić to zaraz, ale poruszał się szybko, nawet jak na elfa, więc zdołał zbadać spory kawałek terenu wokół obozowiska. Las wydał się normalny. No może dziwnie cichy jak na leśne ostępy, ale nie było to też stuletnia puszcza. Nie znalazł oznak żadnej zasadzki, poza śladami konnych, którzy odjechali wzdłuż jeziora. Zadowolony z takiego obrotu sprawy zawrócił do obozu, chcąc zająć odpowiednią pozycje do ostrzału.

Wszyscy

Po odjeździe Moperiola udało im się ustalić jako taki plan i podzielić rolę, jaką każdy miał w nim do odegrania. Vogel w towarzystwie Taliany udał się nad jezioro. Oni mieli odzyskać porwany pojazd. Corvin został przy „ich” wozie. Reszta ruszyła w las, zająć pozycje do ataku. Dwadzieścia minut. Tle mieli dać czasu na dotarcie na miejsce elfce i Voglowi. Czasu starczyło akurat aby każdy zajął dogodną pozycje. No prawie każdy, bo Moperiol wrócił akurat w momencie kiedy padły pierwsze strzały.

Sygnał dał Lothar, uruchamiając swoją rusznice. Huk wystrzału rozszedł się po lesie i polanie a zaraz potem dołączył do niego świst zwalnianych strzał, bełtów i wyładowanie magicznej energii w wykonaniu Alberta. Pocisk Mahlera zmiótł jakiegoś nieszczęśnika akurat dokładającego drewno do stosu. Inni też radzili sobie nie zgorzej. W zasypanym pociskami obozie rozległy się krzyki rannych i umierających, zapanował totalny chaos. Ludzie von Antary ustawali się w różnych miejscach, więc nikt nie widział skąd dokładnie przyszedł atak. Zbrojni Łowcy Czarownic biegali dokoła krzycząc i wrzeszcząc. Ich przywódca gromkimi komendami starał się zaprowadzić porządek. Jego ludzie gorączkowo sięgali po broń, albo szukali jakieś osłony, ale jednym co mogło ją zapewnić w ty miejscu, był sam stos i porwany wóz. Co ciekawe mało kto palił się aby do tego drugiego się zbliżać.

Zanim Eisenherz zdołał zorganizować jako tako swoich ludzi, najemcy von Antay zdążyli oddać jeszcze jedną salwę. Sam Łowca Czarownic też stał się celem. Na celownik wziął go Gottri i Mierzwa. Krasnolud chybił za pierwszym razem, za drugim udało mu się trafić, ale pocisk z jego procy odbił się niegroźnie od pancerza inkwizytora. Siedzący na drzewie kozak tez spudłował za pierwszym razem, ale już za drugim udało mu się trafić. Bełt uderzył Eisenherza w bark, ale podobnie jak pocisk brodacza odbił się od stalowego napierśnika. Tego samego, który wcześniej uchronił inkwizytora, od kozackiej szabli...

W tym czasie inni strzelcy systematycznie liczbę przeciwników w obozie. Każdy trafił przynajmniej raz a niektórzy, jak Albert swoim magicznymi pociskami czy Lothar rusznicą, czynili prawdziwe spustoszenie w obozie wroga. Jedynym wyjątkiem był Moperiol, który ku własnej wściekłości nie trafił ani razu. Po powrocie ze zwiadu, zajął mało fortunną pozycje i póki co nie mógł pochwalić się żadnymi strzeleckim sukcesami, poza zmarnowaniem paru strzał.
Łącznie wokół stosu leżało już pięć trupów a kilku kolejnych zbrojnych było rannych.

W końcu jednak i obrońcy się pozbierali i stanęli do walki, w pierwszej kolejności oddając salwę do napastników. Ostrzał nie rozłożył się po równo na wszystkich ludzi von Antary bo jedni byli ukrycie lepiej, inni gorzej a jeszcze inni jak taki Albert mocno zwracali na siebie uwagę. Teraz strzały, bełty i kule fruwały już w obie strony, bo ludzie inkwizytora też mieli broń polną. Albert musiał mocno uważać, bo kilku wzięło go na celownik, podobnie jak Lothara, ale oni mieli akurat dużo szczęścia. Ktoś wypatrzył kryjówkę Mierzwy na drzewie i posłał jego kierunku kilka bełtów. Większość przeleciała obok, ale jeden wbił się w pniak, tuż obok jego głowy, a drugi trafił go prosto w udo. Na szczęście tym razem skończyło się na bólu, bo pancerz zniwelował inne skutki trafienia. Mniej szczęście miał Gottri. Dostał dwa razy, z czego tylko jeden pocisk odbił się niegroźnie od pancerza. Drugi utkwił w barku krasnoluda, ale i to było powierzchowne trafienie, które w żadnym razie nie wyłączyło go z walki. Podobnie jak strzała stercząc z nogi Elisy, która za długo cieszyła się ”swojego” trupa i ktoś inny zdążył ją poczęstować brzechwą. Najgorzej dostał Bruno. Dwa pociski trafiły go prawie jednoczenie, zaraz po tym jak sam położył trupem, chowającego się za stosem kusznika. Obydwa weszły w pierś przebijając pancerz i ciało. Łowca nagród miał przebite prawe płuco i strzaskane żebra. Upadł pod drzewem a wokół niego szybko rosła kałuża krwi. Kilka centymetrów w któraś stronę i pociski przebiłyby mu serce lub szyje. Żył jeszcze i miał świadomość, tego co się wokół dzieje, ale każdy oddech zalewał go falą bólu a z ust i nosa ciekła mu krew. Nie mógł nawet krzyczeć a każdy ruch groził, że wbite w jego ciało pociski uszkodzą kojone narządy, definitywnie kończąc jego drogę na tym padole.

Vogel, Taliana

Woda była zimna, brudna i śmierdząca. Nad brzegiem była płycizna, pełna szuwarów, gnijących gałęzi i liści. Musieli ostrożnie wybierać drogę, tak aby być stale ukrytymi pod powierzchnią tego bajora. Mimo to zbliżali się do brzegu, w połowie płynąć, w połowie idąc po mulistym, zdradliwym dnie.

Widzieli już wóz. Walka trwała już w najlepsze. Niektóre pociski spadały nawet do wody wokół nich. Pech chciał, że jeden z ludzi inkwizytora schował się za wozem, co chwila naprzemian strzelając i przeładowując za osłoną kuszę. Vogel tylko zaklął w myślach, ale dał znak elfce, ze bierze go na siebie. Zbliżyli się ostrożnie i zaczęli wychodzić z wody. Zbrojny w pierwszej kolejności zobaczył cyruliczkę. Widok kobiecych krągłości, opakowanych w mokre, przylegające do skóry ubranie, sprawiał, że zawahał się na moment. Wystarczyło. Vogel dopadł go w sekundę, zatapiając mu sztylet w bebechach, jednocześnie drugą dłonią zatykając mu usta. Skurwiel był silny. Mimo stali w trzewiach zdołał chwycić najemnika za nadgarstki, obrócić i przygwoździć do wozu. Już otwierał usta do krzyku, kiedy ostrze elfej najemniczki przebiło mu szyje, wychodząc z drugiej strony. Tiliana właśnie odkryła, że odbieranie ludziom życia jest dużo prostsze niż jego ratowanie.

Vogel szybko położył ciało za wozem, zajrzał pod plandekę i zaklął po raz kolejny. O zabraniu ładunku nie było mowy. Na pace była wielka, stalowa klatka, zamknięta na grubaśną kłódkę. W środku prawdopodobnie ktoś był, ale płachta skutecznie odcinała dopływ światła i Vogel zobaczył tylko kotłowanie szmat w kącie i spoglądającą spomiędzy nich parę oczu.

- Musimy uciekać wozem. -

Warknął do elfki i wyjrzał zza ścianki pojazdu na pole bitwy. Łowca Czarownic właśnie opanował chaos na pobojowisku, zebrał swoich ludzi i wydał rozkaz do ataku. Poukrywani do tej pory przed ostrzałem zbrojni, chwycili miecze, pałki i topory i z krzykiem ruszyli ku ukrytym w lesie ludziom von Antary. Tym czasem sam Inkwizytor przyłożył do ust róg sygnałowy i zadął solidnie. Po okolicy poniósł się charakterystyczny dźwięk a kilka chwil potem, gdzieś z oddali odpowiedział mu taki sam. Zasadzka zaczynała się zazębiać...

- Dobra, na kozioł i spierdalamy. -
Wydał polecenie cyruliczce i obydwoje wypadli zza wozy.
- O kurwa... -

Eisenherz już na nich czekał. W jednej dłoni miał miecz w drugiej pistolet.

- Nic z tego heretyckie psy! - warknął - Wiedźma spłonie a wy razem z nią. Żywi lub marthhtyyy...! -
Zanim dokończył z ust buchnęła mu krew obryzgując skamieniałą ze strachu Talianę. Eisenherz upadł na kolana. Z pleców sterczała mu lotka bełtu.

Mierzwa

- Tak! Dzięki ci o Ursunie, ze te łaskę i za to ze kierowałeś mą dłonią! -
Kozak wyczekał do ostatniej chwili. Nie zwarzając na to, że celowało do niego conajmniej kilku ludzi i każdy następny pocisk mógł być jego ostatnim. Widział jak Vogel i Tiliana wychodzą z jeziora, jak zabijają zbrojnego przy wozie i w końcu jak sam Eisenherz zastępuje im drogę. Lepszego momentu nie będzie. Strzelił i wreszcie trafił. Wreszcie przebił ciężki pancerz i wreszcie powalił swego wroga. Teraz tylko nie dać się zabić i zleźć z tego drzewa...

Wszyscy

Sprawy zaczęły toczyć się jeszcze szybciej. Ukryci w lesie najemnicy zrozumieli swój błąd od chwili kiedy na sygnał Eisenherza odpowiedział inny, od strony szlaku. Jeźdźcy, uprzednio wysłani przez Łowcę Czarownic mieli zaraz zjawić się na polu bitwy. Co gorsza efekt zaskoczenia już minął i ludzie inkwizytora na polanie ruszyli do ataku. Sam Eisenherz padł chwile po tym, jak jego ludzie wpadli do lasu. Najemnicy von Antary jeszcze zdołali trafić kilku w czasie ich szarży, ale teraz trzeba było przejść do walki w zwarciu.

Albert do tej pory szyjący magicznymi pociskami nagle stanął naprzeciw dwójki uzbrojonych w miecze przecinków. Czterech kolejnych nacierało na pozycje gdzie dogorywał Bruno. Drogę zastąpił im niezawodny Gislan, wspomagany przez drugiego krasnoluda i Elise. Spong ujadał wściekle wokół walczących. W innym miejscu tuż koło drzewa na, którym skrył się Mierzwa, Felix i Lothar odpierali ataki dwójki innych zbrojnych.

Świetnie ukrytego Leo nie zauważył nikt z napastników, ale myśliwy miał teraz utrudnione zadanie, bo walka toczyła się w lesie i nie miał czystego strzału. Podobnie jak Moperiol. Obydwaj natomiast widzieli jeszcze jednego zbrojnego, przekradającego się lasem wokół walczących w stronę leżącego. Obydwaj widzieli też wóz i to co się na nim działo.

Vogel i Taliana przebiegli obok Łowcy i wpakowali się na wóz. Elfka chwyciła lejce i uderzył z bata. Muły ruszyły na przód.
- Nie!!! Nie pozwolę wam... -
Vogel obejrzał się przez ramie i jęknął. Jakimś cudem Eisenherz wstał i ruszył w ich kierunku. Wozem wstrząsnęło a Vogel zrozumiał, że to Inkwizytor uczepił się tylnej burty i jedzie teraz z nimi coraz bardziej rozpędzającym się wozem...

Corvin

Nie był wojownikiem i nawet nie miał zamiaru tego ukrywać. Został przy wozie, licząc że jego towarzysze zdołają poradzić sobie bez niego a nawet jeśli nie, to on zdąży uciec. W pewnej chwili usłyszał z oddali strzał a po nim kolejne. Walka musiała się już zacząć. Siedział tak i nasłuchiwał odgłosów, kiedy spostrzegł, że przywiązane do wozu muły wyraźnie się płoszą. Ostrożnie, z bronią w ręku, ruszył sprawdzić co się dzieje. Muły były przywiązane, tak jak je zostawił. Nie zobaczył nic niepokojącego. W pewnej chwili usłyszał z oddali róg. Instynktownie odwrócił się w stronę pola walki i zmarł.

Na leśnej ścieżce, która dopiero co ruszyli jego towarzysze, stał wilk. Wielki basior był czarny jak noc. Sierść na karku zwierzęcia zjeżyła się w szpic, z obnażonych kłów spływała piana a z pyska wydobywał się głuchy warkot. Muły za plecami Corvina oszalały ze strachu. Gdyby nie to, że były przywiązane, uciekły by gdzie pieprz rośnie. Sam Corvin zaś, jako typowy mieszczuch zadawał sobie pytanie, czy to normalne, ze wilki są tak duże...

W tym momencie usłyszał drugi sygnał rogu. Znacznie bliżej, od strony szlaku. Słyszał też tętent kopyt. Zbliżali się jeźdźcy.
 
malahaj jest offline  
Stary 29-04-2012, 18:47   #50
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Moperiol usłyszawszy sygnał od strony szlaku, zrozumiał, że powrót jeźdźców jest wielce prawdopodobny. Wiedział, a przynajmniej miał nadzieję, że jego kompani poradzą sobie z obecną sytuacją. Mieli przewagę, jak się wydawało, umiejętności.

Obawiał się za to jak sobie poradzi Vogel i Taliana z Inkwizytorem na karku. Było wielce możliwe, że konni podążą za nimi, i będą potrzebowali pomocy, a tylko Moperiol posiadał wierzchowca. I tylko elf mógł ich sprawnie dogonić.

Puścił więc ostatni raz cięciwę, celując w skradającego się lasem zbrojnego. Strzał był z pewnością trudny, ale nie niemożliwy, spróbować nie szkodziło. Po strzale popędził czym prędzej w miejsce gdzie przywiązał wierzchowca. Wsiadł na niego i nie zważając na walczących puścił się za wozem.
- Dawaj Kabanos! – jednocześnie pociągnął za lejce i krzyknął zachęcając konia.

Gdyby elfowi udało się dogonić wóz, to poza łukiem miał jeszcze przecież swój kij. Nawet elfowi powinno się udać w trakcie jazdy go użyć i solidnie nim potraktować, nawet przypadkowym zamachem, łowcę.
 
AJT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172