[media]http://www.youtube.com/watch?v=XXIu0MRuIQU&feature=related[/media]Od razu rozpoznała to miejsce.
Miejsce, którego już przecież nie było.
Najpierw zobaczyła patefon. Ciężką wykręconą tubę i szpulę podrygującą na gładkiej tafli winylu. Sonata Mozarta wypełniała pokój jak ciężkie rozgrzane powietrze, które utrudnia oddychanie.
W rogu pokoju zatańczył niewyraźny kształt. Gra świateł i cieni nie podsuwała jednoznacznych obrazów, raczej uwodziła wyobraźnię. A ta już wyrwała się do przodu i w szalonym galopie tkała najgorsze sugestie.
- To niemożliwe... - szepnęła Julia ciągnąc za sobą ołowiane stopy.
Widziała ich. Dwa sklejone z sobą kształty wirujące w tańcu. Jeden, stanowczy i pełen gracji i ten drugi. Sztywny, niedołężny i bezwolny, na siłę popychany do kolejnych piruetów i figur, ustawiany jak manekin na sklepowej wystawie.
Julia uzbroiła się w naftową lampę i podążyła ku atramentowej ciemności. Światło winno rozproszyć czerń ale tego nie zrobiło. Wbrew wszelkim prawom nauki ciemność pozostała ciemnością pożerając światło i nic sobie z niego nie robiąc. Ruchliwe kontury zatraconej w podrygach pary wyznaczało granicę cienia, którego nic się nie imało. Wtedy z tej gęstej plamy mroku wysunęła się chuda uformowana z cienia ręka i zacisnęła na nadgarstku Julii. Lampa upadła, szklany klosz stłukł się z hukiem a języki ognia poczęły pełzać gnuśnie po miękkim dywanie.
- To ty? - zapytała kobieta dławiąc butem płomienie, które nie zdążyły jeszcze obudzić się do życia.
- A kogo się spodziewałaś? Jego? - dobiegł ją głos awatara, lepki i stężały jak ciemność, która go otaczała.
- Po co to? Dlaczego mnie dręczysz? - jego dłoń, choć zdawała się być utkana z cienia powodowała całkiem realny ból zaciskając się na drobnym nadgarstku.
- Żebyś pamiętała - odparł. Zobaczyła kontur jego twarzy tuż przy swojej własnej. Długą męską pelerynę i prosty wysoki cylinder. Dopiero teraz mogła z całą pewnością przyznać, że jest tam tylko jedna osoba, nie dwie. Gra cieni po prostu ją zwodziła.
- A może ja nie chcę pamiętać? - syknęła z pewną niechęcią i z ulgą przyjęła fakt, że ją oswobodził.
- Jesteśmy sumą rzeczy, których doświadczamy. Nie ma dobrych ani złych emocji...
- ...są jedynie te, których jeszcze nie przeżyliśmy - dokończyła za nim Julia jakby recytowała wyuczoną formułkę. - Wiem, wiem.
W tejże chwili patefon zamilkł i cisza oplotła ich zachłannie.
- Dlaczego nigdy nie pozwalasz mi zobaczyć twojej twarzy? - podjęła Julią z pewną nutą wrogości.
- Zadam ci zagadkę.
- Znowu? - westchnęła, ale zaraz skinęła bo to było silniejsze od niej. - Mów.
- Kiedy mnie masz, dzielić się mną chcesz, lecz gdy to zrobisz - nie ma już mnie.
Julia zagapiła się na kontur jego sylwetki i podrapała po czubku nosa jak zwykła robić gdy była małą dziewczynką.
- Sekret.
- Właśnie. Sekret. Tajemnica. Czy nie za tym gonimy? Nie tego pożądamy?
- Chcesz powiedzieć, że jeśli cię zobaczę przestaniesz mnie interesować?
- Ty to powiedziałaś. Ale ekscytuje cię rozwiązywanie łamigłówek, prawda? Co się stanie jeśli poznasz już wszystkie?
- Nie wiem - zastanowiła się poważnie. - To chyba niemożliwe ale... przypuszczam, że straciłabym apetyt na życie.
- Pozwól więc, że pozostanę tym, co ten apetyt podsyca. Ale odbiegamy od tematu.
Drugi koniec rozległego salonu zalał się jaskrawym, oślepiającym wręcz światłem. Z sufitu padały słupy jasności, które ogniskowały się na drewnianym podeście i czarnym połyskującym fortepianie.
- Voila! - krzyknął Cień wyraźnie z siebie zadowolony.
Julia usiadła na twardym zydlu jakby wyczuwając, że tego od niej oczekuje. Pogładziła czarno białą mozaikę klawiszy.
- Co teraz?
- Teraz graj moja droga. Sonatę Mozarta, tak jak pamiętasz tamten wieczór. Nuta po nucie.
Rozczapierzyła palce i powoli naciskała klawisze, jeden po drugim. Początek poszedł wprawnie, melodia gładka i delikatna spajała się w zwiewną miłą dla ucha konstrukcję ale wtedy w ten zgrabny ciąg wkradła się fałszywa nuta. Misternie układany domek z kart zachwiał się i runął.
- Jeszcze raz! - krzyknął awatar wyraźnie zawiedziony.
- Lekcje muzyki nigdy nie były moją mocną stroną - warknęła w odpowiedzi.
- Nie chodzi o muzykę - wyjaśnienie to chyba wystarczyło lady Darlington bo zakasała rękawy bluzki i od nowa z zapałem zabrała się do dzieła.
Tym razem zagrała dłuższy fragment. Przeszła z preludium aż w żywiołowe rozwinięcie aby... po raz drugi położyć utwór niewłaściwym dźwiękiem.
- Skup się. Nie myśl o muzyce ale o tamtej nocy. Przypomnij sobie każdą sekundę i oblecz to w melodię.
Raz jeszcze ułożyła dłonie na klawiszach, zamknęła oczy i posłuchała rady.
Każda nuta niosła ze sobą bolesne i nadal intensywne wspomnienie. Widziała letnią rezydencję, tańczące sylwetki, ufne oczy Jamesa, oliwną lampę, płomiennie i krople deszczu zawieszone w przestrzeni nocy niby szlachetne kamienie uwięzione w niewidzialnej sieci.
Kiedy skończyła grać podniosła oczy na majaczący nieopodal cień i poczuła, że jej policzki zrosiły ciepłe łzy. Widziała tylko kontur jego twarzy ale w pewien sposób była pewna, że Cień się uśmiecha. Szerokim namiętnym uśmiechem.
- Doskonale... - szepnął i nagrodził ją oszczędnymi oklaskami. - Doskonale.
Ostatnio edytowane przez liliel : 26-04-2012 o 13:54.
|