Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2012, 14:45   #35
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Abishai, Kanna & Vivianne post wspólny ;)

Cholerna kretynka - pomyślała nim puściła się biegiem w stronę wanny. Potrafiła zachować zimną krew, więc i teraz nie mdlała, nie krzyczał i nie zachowywała się jak rozkapryszona pannica, która odgrywa histerię przy okazji każdej menstruacji czy najmniejszego skaleczenia.
Po kilku krokach była już przy wannie, w której leżała Elizabeth. Zanurzyła ręce w czerwonej od krwi wodzie, złapała ją pod pachami i próbowała wyciągnąć.
- Pomóż mi - krzyknęła do Iana - bo zaraz będziemy tu mieć pociętego topielca.
Utonąć we własnej krwi, cóż za wyszukana śmierć - przeleciało jej przez myśl.
Ian rzucił się do pomocy przy wyciąganiu Elizabeth z wody. -Na podłogę z nią. Trzeba wpierw zatamować upływ krwi. Rany ma pewnie na nadgarstkach.
Gdy Liz leżała już na zimnej posadzce Nuria podeszła szybko to szafki, przyklękła przy niej i zaczęła czegoś szukać. - żyje? - zapytała nie odwracając głowy. Po chwili w jej dłoniach znajdował się szeroki, zwinięty bandaż. - To chyba się nada - rzuciła materiał w stronę Iana po czym sama do niego podeszła.
Ian nie odpowiedział. Nie przyszło mu do głowy sprawdzać oznak życia. W sercu żywił nadzieję, że Elizabeth jednak żyje. Więc od razu zajął się opatrywaniem nacięć. Nie spodziewał się, że tak szybko można upuścić sobie tyle krwi.
Spojrzała na swoje trzęsące się dłonie. Całe we krwi. Sukienka, bransoletka z białych pereł, wszędzie krew. Nagie, blade ciało Elizabeth wydawało się takie kruche. Próbowała opanować drżenie rąk, nic z tego. Nie lubiła tego uczucia, kiedy wiedziała, że nie potrafi nic zrobić.
- Zawołam kogoś - powiedział po chwili i wyszła z łazienki.
Stanęła w drzwiach swojej sypialni. Jej głos poniósł się echem po długich korytarzach rezydencji. Ktoś musiał go usłyszeć.
Wróciła do pomieszczenia. - Mogę jakoś pomóc ? - zapytała głosem, który próbował maskować emocje.
-Nie pamiętam, bym widział lekarza na sali. Cholera. Przydałby się.-rzekł z irytacją Roger po opatrzeniu ran wraz opaską uciskową zrobionych z przywiązanych naprędce szczoteczek dociskanych do naczyń krwionośnych.

Krzyk Nurii był wyraźnie słyszalny. Isobel skierowała się - postanawiając przełożyć pożegnanie z tatusiem, który w końcu nigdzie się nie spieszył- na później.
Weszli z Willem zastając malowniczy widok.
- Zajmujecie się seryjnymi morderstwami? - zapytał Will.
- Bardzo zabawne - syknęła - na przyjęciu był jakiś lekarz?
- Nie mam pojęcia. Ale mogę pomóc przenieść damę. Trzeba jej podać coś na wzmocnienie, ale to dopiero jak się obudzi.
- Chyba o ile się obudzi. Dama nie potrzebuje przenoszenia tylko lekarza. Z łaski swojej weź swój szanowny zadek i poszukaj lekarza, pielęgniarki, kogokolwiek -
powiedział rozkazującym tonem wciąż klęcząc przy Elizabeth.
Ian zrobiwszy co mógł dotknął szyi kobiety i nadgarstka, przy okazji coś sobie przypominając o czymś sobie.- Ordynator szpitala psychiatrycznego. Może i jest od głowy, ale na reszcie ciała musi też się znać. Jak mu było na imię?
Isobel wzruszyła ramionami. - Cóż za różnica? Ona chyba jednak kogoś od głowy potrzebuje... Choć z drugiej strony - dlaczego nie pozwalacie się jej zabić, skoro podjęła taką decyzję? Musiała mieć powód, prawda? czy to ona zac.. zabiła mojego kochanego papę?
- Jeśli się wykrwawi to już nigdy się nie dowiesz -
warknęła Nuria w odpowiedzi. - A ty tu jeszcze stoisz?! - rzuciła do nieznajomego mężczyzny.
-Abraham Sterling... jego szukaj.- rzekł do towarzysza Isobel, której głos rozpoznał. Zaś do kobiet rzekł.- Potrzebne są koce. Trzeba nie dopuścić do wychłodzenia ciała.
- Mogę przenieść damę na łóżko. -
zaproponował ponownie Will i zlustrował spojrzeniem Nurię - Kotku, jak potrzebujesz lekarza, musisz pójść sama. Nie znam tego majątku.
-Dobra... Ja pójdę -
rzekł w odpowiedzi Ian, wpierw jednak sprawdził puls Elizabeth.
W pierwszej chwili nie poczuł nic prócz chłodu, jednak cierpliwość mężczyzny została nagrodzona. Słaby, bo słaby, ale był puls.
- Zostań - powiedziała zrezygnowana Hiszpanka - ja go poszukam. Jej i tak nie potrafię pomóc. - Spojrzała przelotnie na Isobel. Za chwilę jej wzrok zatrzymał się na jej towarzyszu - Wypraszam sobie kotka - warknęła i szybkim krokiem wyszła z pokoju. Coś jej mówiło, że nie polubi tego mężczyzny.
- Dobrze, żabko, będę pamiętał - mężczyzna błysnął białymi zębami w przelotnym uśmiechu. - Usiądź Isobel - powiedział, a kiedy go posłuchała podniósł bezwładne ciało Elizabeth i położył je na łóżku, okrywając kocem.

W tym czasie Ian obmył ręce i zdjął oraz podwinął rękawy i tak mocno upapranej koszuli. Doprowadziwszy się do porządku, sięgnął po parasol i tak wszedł do pokoju. Zerkając przelotnie na Willa, rzekł do kobiety spokojnym tonem.- Dawnośmy się nie widzieli Isobel. Co tam u ciebie?
- Zawsze byłeś taki nieczuły, Ian.. myślisz, że pytanie ‘co u ciebie” jest adekwatne w obliczu tragedii, która mnie spotkała?
- przerwała na moment.lustrując go wzrokiem - po co ci ten parasol?
-Właśnie po to by piękne kobiety zadawały takie pytania. Trzeba się czymś wyróżniać z tłumu snobów.-
odparł żartobliwym tonem szlachcic. Wzruszył ramionami.- No i mam wrażenie, że już przebolałaś stratę ojca. Choć.. pardon mua... współczuję ci jej.
- Ach, czyli nie dość, że jesteś nieczuły, to jeszcze sądzisz, że i ja nie mam serca i uczuć... Bardzo mnie ranisz. Jak zwykle zresztą... No dobrze, pokaż mi go.-
wyciągnęła dłoń.
Ian uśmiechnął się kwaśno i podał parasol kobiecie, mówiąc.- Skoro tak twierdzisz madame?
Nie skomentował jej zarzutów, za to skupił się na przyjrzeniu się jej postaci.
Isobel wzięła parasol. Był cięższy niż, na wyglądał, a szpic był bardzo ostry i wydłużony.
- Taak...- zamyśliła się dziewczyna wodząc palcem po szpicu - To też by się nadało... ale tam był szpikulec od lodu, prawda?
-I mogę wymienić, aż trzy kobiety jako swoje alibi.-
stwierdził krótko Ian, wsuwając ręce do kieszeni.- A co śmierci twego ojca to cóż... to miało wyglądać na śmierć od szpikulca do lodu. A czym nim była, policja to ustali. Nie wiesz, gdzie się podział Egon? Jakoś mi umknął.
- Nie wiem, nie widziałam go.. źle się poczułam -
wyjaśniła Isobel - Jestem pewna, ze znajdziesz mnóstwo kobiet, które z rozkoszą udzielą ci alibi. Oczywiście, nie masz nic przeciwko temu, żeby Will obejrzał twój parasol?
-A po co?-
spytał z ciekawością Ian właściwie to mając wiele przeciwko zarówno formułowanym przeciw niemu podejrzeniom, jak i temu przesłuchiwaniu go.
- Will jest ciekaw z natury - Isobel pozwoliła sobie na lekki uśmiech - i lubi zgłębiać naturę rzeczy. I w ogóle, zgłębiać. Jesteście dosyć do siebie podobni pod tym względem, z tym, ze on nie jest taki nieczuły...
-No tak. Prawdziwy z niego wulkan czułości.-
odparł ironicznie Ian zerkając na Willa i biorąc swój parasol w dłonie.-Uważam jednak, że nie ma potrzeby ku temu. Parasol to parasol. Każdy jest taki sam. Na pewno masz w swoich bagażach parasolkę, która zaspokoi jego ciekawość.
- Oczywiście, z tym że jej nie obnoszę ze sobą po pomieszczeniach... A więc nie chcesz. Ciekawe dlaczego... Ale skoro to nie ty zabiłeś papę, to kto? W tą małą -
rzuciła przelotne spojrzenie na Elisabeth - nie za bardzo wierzę.. No, Ian, zawsze byłeś inteligentny i spostrzegawczy...
-Moja droga, nie uważasz że jeszcze za wcześnie z wyciąganiem wniosków i oskarżeniami kogokolwiek?-
stwierdził Ian nachylając się ku jej twarzy.- Z chęcią pocieszę cię i pomówię na temat moich podejrzeń. Ale później... I w mniej licznym gronie. Poza tym... Nie uważasz, że warto byłoby jak najszybciej odnaleźć Egona? Jego długa nieobecność jest niepokojąca.
Spojrzał w kierunku ledwo żywej Elizabeth. A jeśli lord Hastings nie jest jedyną ofiarą tego wieczoru?
- Mój drogi, fakt, że kiedyś pomogłeś mi pozbyć się drobnego niewygodnego kłopotu, nie upoważnia Cie jeszcze do pocieszania mnie na osobności … Ale w jednym masz rację: trzeba odnaleźć Egona.
Isobel podniosła się na nogi. I nie rzucając nawet jednego spojrzenia Elizabeth wyszła z pokoju.
Zaś Ianowi pozostało czekać, aż zjawi się Nuria wraz z lekarzem. Bo przecież nie mógł zostawić niedoszłej samobójczyni samej.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 27-04-2012 o 11:41.
abishai jest offline