Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2012, 22:07   #7
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Dzień pierwszy w Addsburgu - rynek

- Psubrat wytrząsnął dzicko ze swyj kobity. A późnij, twirdząc za pywne jak wóz to i przewóz, zatłukł ja gołymi rynkoma... - jedno z oczu strażnika skierowało się ku inkwizytorom, kiedy drugie wciąż zdawało się obserwować kata i jego ofarę - Ale wita...ona była ino z tych co tutaj ... no wita. Do nich przybyliśta, no ni? Ksiundz proboszcz trzymał mordę krótko, ale byliśmy nimal pywni, że w końcu waszmoście przybyndom do Addsburga

Słysząc te słowa Alinard zdał sobie sprawę, że za chwilę może stać się coś nieodwracalnego. Oszczędny w słowach Gersard postawił przed nimi nie lada wyzwanie. Szczątkowymi informacjami, które mieli mogli sobie teraz dupę podetrzeć. Ale nie ulegało wątpliwości, że ktoś zamierzał wydać sprawiedliwość w imieniu Inkwizycji. Ktoś chciał stracić głównego świadka w sprawie o opętanie! Przed nadejściem inkwizytorów? Takie niedopatrzenie nie mieściło się wręcz w głowie sługi chrystusowego. Nie słuchał już dłużej świdratego.

- Musimy im przerwać - rzucił do Xaviera.

Odwracając się zaś do młodzików warknął:

- Chrońcie tyły!

Po czym torując sobie drogę wśród gminu szeroką piersią swojego kuca i roztrącając co bardziej opornych drewnianą pałką nabitą ćwiekami ryknął gromko w stronę kata.

- Stać! W imieniu Świętego Officjum! Przerwać egzekucję!

Zrazu nikt nie zwrócił uwagi na przedzierające się przez ciżbę pięć postaci w czarnych płaszczach, poza oczywiście okładanymi na lewo i prawo przez Chrzciciela, jak zwykł wdzięcznie Alinard nazywać swoją primitywną, acz jak się okazało wielce skuteczną broń. Wkrótce jednak, gdy niezwykły orszak zaczął zbliżać się do drewnianego podestu, kapitan zauważył rozstępujące się w panice przed jeźdźcami tłumy i najwidoczniej biorąc ich za kogoś kim nie byli, bo nikt przy zdrowym umyśle ręki na inkwizytora by nie podniósł, skierował w ich stronę oddział straży, aby zaprowadzili porządek. Zdziwił się jednak bardzo, gdy strażnicy, miast ich pojmać, widząc złamane krzyże wyszyte srebrną nicią na ich płaszczach, rozstąpili się robiąc im drogę.

Tłuścioch zsiadł ciężko ze swojego kuca i rozstrącając strażników sapiąc wdrapał się po schodach na podest.

- Co jest do kurwy nędzy - zaklął kapitan i rozdziawił gębę w zdumieniu.

- Tyś jest... - wydyszał Alinard starając się uspokoić oddech - psi synu odpowiedzialny za cały ten burdel? Każ wstrzymać egzekucję. Natychmiast! - ryknął i obejrzał się za siebie za Xavierem. Wypadało bowiem, żeby to mistrz Baserto zarządził co dalej robić. Nie żeby sam nie mógł wydać dyspozycji, jednak starszeństwo i szacunek wobec bardziej doświadczonego mistrza stawiał ponad wszystko.

Kapitan, marszcząc czoło, przyjrzał się połamanym krzyżom na strojach piątki jeźdźców. Szybko dał sygnał strażnikom by rozgonili gawiedź, a sam zszedł po drewnianych schodkach zbliżając się do inkwizytorów.

- Sir Urlich Blaukopff, jeśli łaska. - mruknął do grubego inkwizytora, bardziej zaniepokojony niż zdenerwowany. - Mężczyzna ten oskarżony został przez sąd świecki, Mistrzu... ? Dochodzenie przeprowadzone przeze mnie dowiodło, że mężczyzna ten działał w szale. I bynajmniej nie wydaje mi się, by zbrodnia jego godna była uwagi Świętego Officjum - ukłonił się teatralnie.

Alinard zignorował nieme pytanie kapitana o jego imię. Przystąpił krok bliżej i słodkim głosem, przekręcając specjalnie nazwisko, spytał:

- A od kiedy to sąd świecki, Sir Blumkopff, jest w stanie osądzić czy przypływ szału, o którym mówicie, nie jest przypadkiem opętania? A kto, jeśli można spytać, dawał wam nauki w przeprowadzaniu przesłuchań?


- Wydaje wam się? - grubas wydął wargi - Sir Urlichowi Blödkopf wydaje się... Nie wam decydować na czym Święte Officjum skupi swoją uwagę! - pierwszy raz podniósł głos. - Macie tutaj jakieś lochy jak mniemam? Zamknąć go! - wskazał tłustym palcem na niedoszłego skazańca - Jesteście odpowiedzialni własnym życiem za to, żeby mu włos z głowy nie spadł!

Spojrzał na łysego. No cóż. Nie była to zbyt trafna uwaga.

- Podeślijcie mu cyrulika, opatrzcie rany, nakarmcie - przysunął się do kapitana i zionąc mu nieświeżym oddechem prosto w twarz wycedził powoli. - A jeśli by tak przypadkiem pogorszył mu się stan zdrowia, a nie daj Boże zeszło mu się z tego padołu łez, to nie chciałbym być w waszej skórze, bo uznam to za celowe utrudnianie śledztwa Inkwizycji.


Pan Pustagłowa, jak nazwał w myślach bezmyślnego kapitana, uważał zapewne, jak z resztą zdecydowana większość nieznających się na rzeczy ludzi, że przesłuchanie przy użyciu tortur to przysłowiowa bułka z masłem, że wystarczy przesłuchiwanego wybatożyć, podpiec mu boczki i wyśpiewa nam prawdę. Tylko, że takie podejście do przesłuchań prowadziło tylko do jednego, przesłuchiwany przyznawał się chętnie do wszystkiego co tylko pozwalało mu uniknąć cierpień, a co niekoniecznie było prawdą. Prowadzenie przesłuchań przy użyciu tortur to sztuka, której inkwizytorzy uczą się latami by w końcu dojść do mistrzostwa, a i oni niejednokrotnie popełniają błędy. Dlatego też amatorskie praktyki kapitana wzbudziły w nim tak negatywne odczucia, a ich wynik był co najmniej niepewny.

Baserto zbliżył się do Alinarda i stanął koło niego. Przez chwilę patrzył na rozstępujący się tłum i odchodzącego Urlicha.

- Ładnie powiedziane, Mistrzu Alinardzie - uśmiechnął się półgębkiem Xavier - Wybacz, że nie przejąłem pałeczki od ciebie, ale to była twoja sprawa. Na pewno rozumiesz, w tej chwili staleś się wrogiem numer jeden owego mieszczucha. A w ten sposób, chcąc nie chcąc, spowodowałeś, że będzie on starał się rzucać ci kłody pod nogi. Nawet kosztem swojej kariery, czy nawet życia. Choć wątpię, żeby on to pojął - dodał, wzdychając.

Stary inkwizytor spojrzał w twarz brata.

- Jednak i to niepotrzebne działanie ze strony Blaukopffa, stanie się narzędziem w naszych rękach - oznajmił wesoło Xavier - Bo cóż bardziej nie skłania ludzi do pomocy, niż chęć pomocy sojusznikowi w pogrążeniu wspólnego wroga? Nawet jeśli ów sojusznik nie istnieje naprawdę?


Tłuścioch otarł spoconą twarz rękawem płaszcza.

- Rozumię mistrzu Baserto. Nie działałem pod wpływem emocji. Me działanie było celowe. Jeśli kapitan nie jest aż taki tempy na jakiego wygląda, nie zrobi teraz nic co mogłoby zaszkodzić śledztwu, bo może zostać oskarżony o jego utrudnianie a to... sami rozumiecie... może nie wyjść mu na zdrowie. Zresztą... jak słusznie zauważyliście, możecie teraz odegrać tego ‘dobrego’ inkwizytora - uśmiechnął się szeroko.

Cwany lis z niego. Od razu podłapał grę.” - pomyślał Alinard. - “Coraz bardziej go lubię”. - zauważył nie bez odrobiny rozdrażnienia. Takie uczucia nie są wskazane w tym fachu.

Baserto opatulił się cieplej płaszczem.

- Mistrzu, weź braci i udajcie się do proboszcza, a także popytajcie wśród plebsu o tego skazańca. Niech też mistrz Otto pilnuje naszego więźnia i stara się go przesłuchać. Ja udam się do naszego “sędziego” i zagram własną partię szachów. Spotkajmy się w gospodzie na godzinę przed zachodzem słońca. Przekaż to reszcie, jeśli łaska. Bóg z wami.


- Stanie się wedle twego życzenia. Niech Pan cię prowadzi.

Po odejściu Xaviera Alinard wezwał młodzików i zaczął wydawać dyspozycje.

- Mistrzu Kleppenberg, przypilnujecie, żeby właściwie zaopiekowano się naszym niedoszłym skazańcem.


- Mistrzu de Sica - zwrócił się do Włocha. - Zaciągniecie języka na temat skazańca.

- A wy, mistrzu Kohlraabe udacie się ze mną w odwiedziny do proboszcza. Godzinę przed zachodem słońca spotykamy się wszyscy w karczmie.


- Jak każecie mistrzu - odpowiedział Jerard, który czekał nieopodal starszych inkwizytorów i rozważał wszystko to co przed chwilą zobaczył.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline