Almena z łukiem gotowym do oddania strzału podbiega do okna, ale postać na koniu znika w lesie. Poza tym mógł to być ktoś kto chciał ostrzec, nie skrzywdzić. Swoją drogą, jeśli ktoś rzuca kamieniem w szybę w środku nocy, to chyba nie ma pokojowych zamiarów....
-
Wiedziałam, z pewnością wrogowie króla Godryka nas śledzą – westchnęła gorzko Almena. –
Sokoły to ptaki dzienne – Almena zdumiała się reakcją Raba. –
oby jednak w porę wypatrzył niebezpieczeństwo w ciemnościach. –
Napisano „cieszcie się ostatnimi chwilami dobrobytu” – zauważyła Almena. –
Sądzę, że dziś jeszcze nic nam nie grozi. Osobiście wolałabym stawić czoła wrogowi w tej karczmie, niż przebijać się przez las nocą, taszcząc podchmielonego (ale całkiem miłego jednak ) krasnoluda i czując na sobie oddech tajemniczej bestii którą widziałeś, Arsad. Myślę że tę noc powinniśmy jeszcze porządnie odpocząć i wytrzeźwieć – zerknęła z rozbawieniem, ale pobłażliwością na krasnoluda, który wydawał się całkiem sympatyczny. –
Ale oczywiście jeśli mnie przegłosujecie, dołączę do was.