Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2012, 23:04   #134
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ten dzień jakoś nie chciał się skończyć. Właściwie mag miał zamiar zignorować kamyk i tym samym pracodawcę. Ale on był uparty.
- Zinnaello, jesteś tam? Odezwij się, czas na kolejny raport.
-Zinnaella jest chwilowo niedostępna, zajmuje się... dyplomacją. Coś przekazać?-
spytał Raetar podnosząc kamień i przyglądając się mu.
- Z kim rozmawiam? Czy to Zoth'illam? - Ostroróg wydał się poddenerwowany.
- Obawiam się, że nie... Zoth'illam prawdopodobnie nie żyje. Ale jeśli zostawisz dla niego wiadomość, to może zdołam jakoś mu ją przekazać.- odparł obojętnym tonem Samotnik, nie bardzo mając ochotę wykazać się dobrym wychowaniem. Bowiem po prostu wściekły.
- A gdzie jest Zinnaella?
-Zajmuje się kwestiami dyplomatycznymi. Tańczeniem, piciem i głupawymi uśmiechami do podchmielonych barbarzyńców. Esencja dyplomacji, nie ma co.-
mruknął w odpowiedzi Raetar.- Ale cóż zrobić, skoro te półgłówki nie szanują kobiet?
- Straty Morvina i Zoth'illama niezmiernie żałujemy... -
Głos władcy Silverymoon wydał się wyjątkowo mało przejęty wypowiadanymi słowami - Rozumiem jednak, iż wszystko przebiega zgodnie z założonym planem?
-Tak. Tak. Prawdopodobnie dostaniecie swoich dzielnych barbarzyńców. Wasze paciorki i błyskotki pozwoliły przekupić ich wodza.- mruknął Raetar zmęczonym tonem głosu. Osobiście maga mało przejmowały rozterki moralne Ostroroga, lub ich brak. Staruszkowi zresztą się pewnie raporty pomieszały, bo Zoth'illama nigdy z nimi nie było. Ale może miał być? Kto wie, jak bardzo spartaczono tą kwestię teleportacji.
- A dlaczego tylko "prawdopodobnie"? Negocjacje zostały zakończone sukcesem, czy nie?
-Na razie są sukcesem.-
potwierdził krótko Raetar i dodał filozoficznym tonem.- Ale ten ich przywódca to duże dziecko. A takie dzieci mają humory. Dziś idzie walczyć, jutro już nie.
- Rozumiem. Więc jak na razie wszystko po naszej myśli... -
Ostroróg jakby spuścił z tonu, a przynajmniej tak zabrzmiał jego głos - A ty masz może coś do dodania Raetarze?
-Nie... raczej nic.-
stwierdził krótko mag.
- Czy coś nie tak? - Spytał oddalony o wiele kilometrów rozmówca.
-Dobrze by było, gdyby przy barbarzyńcach pozostał ktoś wierny i oddany Silverymoon. Ktoś na kogo nie zwracaliby uwagi, ale przez to mógłby niezauważony raportować o wszelkich wahaniach nastrojów ich wodza.- rzekł mężczyzna obojętnym tonem, zdając sobie sprawę że te kryteria idealnie spełnia Zinn właśnie.
- Hmmmm... - Dało się słyszeć z kamienia - A może ty byś został w jego pobliżu do zakończenia sprawy z obroną miasta? - Spytał niespodziewanie Ostroróg. Czyżby przekładał osobę Raetara ponad Zinnaellę?
-Nie. Nie za to mi zapłacono. A i też...- z początku Samotnik zamierzał protestować, ale po chwili zmienił zamiary.- Jeśli już to, bez opiekunki w postaci kapłanki. Wolę działać samodzielnie. Nie lubię mieć za plecami psa wartownika. Bez obrazy.
- W trakcie bitwy to chyba będzie miało małe znaczenie, gdzie akurat się znajduje Zinnaella, czyż nie?
-Nie obchodzi mnie wasza retoryka. Zostawcie kapłankę tu lub zabierzcie do Silverymoon. Ja nie przywykłem do kontroli nad sobą.-
warknął niemal Raetar unosząc się dumą.- Albo mi zaufacie i zabierzecie stąd Zinn, albo zostawcie Zinn z barbarzyńcami, a mi zapłaćcie za zadanie. Wasza decyzja.
- Zapłata znajduje się w Silverymoon, to oczywiste. Nie pozostaje ci nic innego jak właśnie powrócić do Silverymoon. A że uczynisz to wraz z barbarzyńcami, i znajdującą się tam gdzieś między nimi Kapłankę to aż taki problem?
-Tak. To duży problem. Skoro misja wykonana, a wam się nie chce załatwić powrotu. To cóż, załatwię go sobie sam.
- odparł wprost Raetar.- Przyjmij więc do wiadomości, że kapłanka przejmuje nadzór nad waszymi sojusznikami. A ja zjawię się w mieście w stosownej porze.
- Wyciągasz pochopne wnioski Raetarze. Powrót jest uzgodniony, nastąpi on jednak wraz właśnie z Uthgardzkimi barbarzyńcami. Wszyscy razem, jutrzejszego dnia, przekroczycie portal prowadzący pod Silverymoon, nie gorączkuj się więc.
-Zakładając że nieufni magii barbarzyńcy, znajdą w sobie dość odwagi by to zrobić.-
odparł sceptycznym tonem Raetar.
- Już ich Kralgar przekona... jakoś nie polubiłeś Zinnaelli, stało się coś?
-Wasz plan. Wasza sprawa.-
Samotnik osobiście miał głęboko w rzyci kwestię kralgarowej charyzmy. To już był problem Ostroroga... i samego Kralgara.
- Nie odpowiedziałeś o Kapłance... - Władca miasta najwyraźniej postanowił podrążyć nieco temat.
-Doznała szoku nerwowego i myślę, że dobrze jej zrobi odpoczynek możliwie jak najbardziej z dala ode mnie.- odparł mag spokojnym tonem. Po czym podkreślił mocno akcentując.- Dłuższy odpoczynek.
- Nie widzę w tym problemu -
Odpowiedział Ostroróg - Jutro przejdziecie razem przez portal, i już więcej się nie zobaczycie, jeśli sobie tego życzysz...
-Tak, tego sobie życzę.-
odparł krótko Samotnik.

I sprawa powinna być załatwiona, a Raetar miał powinien mieć możliwość odpoczynku. Ale nie. Los nie była aż tak łaskawy. Kolejny petent z poważną sprawą. Tym razem szaman.
Bo urocze i lubieżne barbarzynki raczej magów nie odwiedzają. Taki "urok" nie bycia zwalistym niedźwiedziowatym workiem sadła i mięśni, który robił za lokalny kanon urody.
Z drugiej strony, gdyby tam Samotnikowi zależało, to miałby wszak Zinn, wszędzie i na każdy sposób. Tyle że sam taki pomysł, sprawiał że Raetarowi jakoś przechodziła chęć na figle.
No cóż... Otikas przyszedł w służbowej sprawie, więc mag przyjął go służbowo.

-Proszę wejść, rozgościć się i zająć badaniami.- rzekł na wstępie Raetar niezbyt zainteresowany ciekawością faceta w piórach i jego problemami.
Otikas wszedł, ściągnął pióra ze łba, po czym rzucił je bez ceregieli na łoże "Samotnika".
- Ponoć to ty miałeś mieć jakieś informacje na temat przedmiotów dla Kralgara? - Spytał z dosyć głupkowatym uśmieszkiem.
-Tak. Tak.- westchnął Raetar i wskazał krzesła przy stoliku.-Siadaj.
Mężczyzna usiadł więc, jakoś tak dziwnie wzdychając...

Raetar zaczął wykładać skarby kralgarowe, jeden po drugim i tłumaczyć co do czego służy. I jak działa. Krótko i prosto bez wdawania się w niuanse dotyczące magii. By jak najszybciej spławić szamana.
- Aha, aha - Gadał pod nosem Uthgardzki szaman, przyswajając sobie wiedzę o magicznych przedmiotach. W końcu spojrzał na Raetara, wyraźnie nad czymś myśląc - Słuchaj no, ja wiem, że masz mnie za prostaka, jednak nie jestem taki jak te osiłki. Nie traktuj mnie więc z góry niczym tępego barbarzyńcę. Może to źle odczuwam, ale mam takie wrażenie... niejedno już widziałem, byłem tu i tam. Zdaję sobie sprawę z całej sytuacji jaka panuje, i z góry dobrze ci radzę, miej jutro baczenie na Kralgara...
-Jestem zmęczony. Mam za sobą ciężki i raczej niezbyt udany dzień. I nie mówię tu o samych negocjacjach. Kolejny dzień zapowiada się równie... intrygująco.-
odparł Samotnik pocierając czoło dłonią.- Więc wybacz gruboskórność, ale kwestie tego jak działają prezenty dla Kralgara nie wzbudza mojego entuzjazmu.
Uśmiechnął się nieco ironicznie.- A co do Kralgara, to w czym problem?
- Wódz nie lubi innych ludów Północy, nie lubi i szeroko pojętej cywilizacji, jaka rozwija się tu w wielu miejscach. Radzę na niego uważać. Pakt paktem, ale kto wie co mu do łba strzeli w jakimś momencie...
-W to nie wątpię. Ale moi mocodawcy są zapewne na to przygotowani.-
stwierdził dyplomatycznie Raetar. Pominął milczeniem fakt, że i jego samego mało obchodziły ekscesy i genialne pomysły Kralgara. Nawet jeśli zdecyduje się podbić Silverymoon po jego obronieniu, to czy naprawdę był to jego problem?
- Często jednak, zamiast zwalczać problem który już powstał, można jemu zapobiec już wcześniej... - Otikas dziwnie zmrużył oczy.
-Niech zgadnę. Wypadki chodzą po wodzach nieprawdaż?- spytał retorycznie Raetar i namyślił się chwilę.- A kto niby Kralgara miałby zastąpić?
- Oj tam, oj tam -
Skrzywił się szaman - Zaraz tam jakieś spiski i nie wiadomo co... ja po prostu zwracam uwagę, iż dobrze by było być jutrzejszego dnia blisko Kralgara... no chyba, że ty masz jakiś niecny plan odnośnie wodza i przejęcia władzy? - Spojrzał na Raetara wyjątkowo podejrzanie.
-Oooo tak.. o niczym innym nie marzę, tylko koronie króla barbarzyńców.- rzekł kpiącym i sarkastycznym niemal tonem Raetar. I sprecyzował.- Nie mam żadnych planów odnośnie Kralgara, ba... nie interesuje mnie jego plemię i ziemie. Mam własne. I zamek. I dość problemów z nimi.
- Skoro więc wszyscy jesteśmy tak honorowi, prawi i skupieni na własnych obowiązkach, nie ma się o co jutrzejszego dnia martwić prawda?
- Tym razem Otikas uśmiechnął się szyderczo.
-Zwłaszcza... skupieni na własnych obowiązkach. Na pewno ten dzień będzie więc udany.- odparł spokojnym tonem głosu Reatar ignorując całkiem jego insynuacje.
- Więc wszystko w jak najlepszym porządku... - Wymruczał rozmówca "Samotnika", po czym wstał od stołu - To chyba już nic tu po mnie? - Spojrzał na Raetara, a następnie na magiczne przedmioty dla wodza.
-Na to wygląda.
- stwierdził krótko Samotnik i dodał dyplomatycznie łgając.- A ja jestem trochę zmęczony atrakcjami wieczoru i chyba się zdrzemnę.
- To już nie przeszkadzam
- Otikas wziął z łoża swój krzykliwy hełm, a następnie zgarnął ze stołu przedmioty dla Kralgara.
-Momencik...przedmioty zostają tutaj. Kralgar przyniósł, to tylko Kralgar może je odebrać. Bez obrazy przyjacielu. Ale to mój obowiązek dopilnować by trafiły w jego ręce.- stwierdził krótko Raetar i uśmiechnął się.- Chyba, że niesiesz je swemu wodzowi, to w takim razie chętnie pójdę z tobą jako eskorta.
- No to chodźmy razem, ja tam problemu nie widzę
- Powiedział Otikas, choć widać było, iż nagle mu mina zrzedła...
Raetar zabrał rzeczy wodza i rzekł wprost.- Ty pierwszy, prowadź do wodza.

Ruszyli więc korytarzami włości Kralgara, krążąc po naprawdę wielu zakrętach i schodach, aż w końcu zatrzymali się przed jakimiś drzwiami. Otikas w nie dosyć brutalnie parę razy przywalił i czekali...


A Samotnik przy okazji sprawdził ilu się za tymi drzwiami ukrywa myślących typków. Odkrył ptasi móżdżek Kralgara i trzy inne... kobiece. O dziwo, najwyraźniej niezbyt zadowolone z sytuacji i niezbyt lubiące swego wodza.

- Czego? - Rozległo się zza nich, znajomym już Raetarowi głosem.
- To ja, Otikas, te przedmioty co to podarowali, wiadomo już co robią - Wyjaśnił szaman.
- Chwila! - Padła odpowiedź.

No i w końcu drzwi się po długiej chwili otwarły, a w nich stał sam Kralgar, owinięty jedynie w pasie prześcieradłem. Spojrzał zaskoczony na "Samotnika"...

-Jak już szaman Otikas wspomniał, przynosi należące do ciebie przedmioty. I wyjaśni jak działają.- rzekł w odpowiedzi Raetar. Uśmiechnął się i rzekł.- A skoro sprawa już załatwiona, przyjemnej nocy życzę.
I skinąwszy głową zamierzał się oddalić.
- Czekaj no - Odezwał się do Raetara Kralgar - Ty wybadałeś te przedmioty tak? Może chcesz wejść, napijemy się wina, mam tu kobiety...

Otikasowi nagle wykrzywiło niezwykle gębę.

Samotnik zastanawiał chwilę się nad powodem takiej wypowiedzi barbarzyńcy. To że miał aż trzy kobiety, to był dla Raetara wyraźny powód, by odprawić i szamana i namolnego Silverymoonczyka na cztery wiatry. Na jego miejscu wziąłby błyskotki, cisnął w kąt i powrócił do kobiet. Co więc się kryło za ruchem wodza. Tego nie Samotnik nie wiedział, ale ciekawość sprawiła, że...- Jeśli nie będę przeszkadzał, to czemu nie. Chętnie napiję się przed snem.
- Eeeee... -
Zaczął Otikas.
- Nie będziesz już nam potrzebny - Odparł Kralgar, po czym wpuścił Raetara na swe izby, a szamanowi po prostu zamknął drzwi przed nosem.

"Samotnik" rzucił okiem na przestronną komnatę Uthgardzkiego władcy, nie znajdując nic specjalnego. Ot kominek z płonącym w nim ogniem, stół z krzesłami, obecnie zastawiony jadłem i trunkami, regały z paroma księgami i różnorodną rupieciarnią... trzy młode, nagie dzierlatki przycupnięte na dużym łożu.
- Zasiądziemy do stołu? - Kralgar wskazał go dłonią.
- A wy - Zwrócił się do panienek - Poczekajcie obok.

Dziewoje czmychnęły więc czym prędzej jakimiś bocznymi drzwiami, nadal nagusieńkie, i jakoś tak bez wielkich chichotów, czy i tym podobnych, zupełnie niczym wystraszone łanie... wódz nalał z kolei do dwóch kielichów wyjątkowo ciemnego wina, samemu zasiadając do stołu, i wypijając spory haust alkoholu.
- To może na początek, co co robi z tych przedmiotów? - Obtarł gębę dłonią, po czym chwycił za jakieś udko, które zaczął pożerać z iście wieśniackimi manierami.
Choć wewnętrznie Raetar gotował się z gniewu, to na twarzy tego widać nie było. Nie przejął się też brakiem manier, czy gołymi dziewojami. Spłynęło to po nim niczym woda po kaczce. Zajął się za to objaśnianiem po kolei, do czego służy dany podarek. Powoli i dokładnie. Co by dotrzeć pod ten zarośnięty barbarzyński czerep.
- Nieźle! - Zadowolony wódz trzasnął dłonią w stół, aż zatrzęsło się na nim całe szkło - To mi paniczyki z Silverymoon podarki dały, nie ma co!. Widać, srają w gacie bardziej niż by pomyśleć, hehehe!.
-Zdecydowanie tak.-
potwierdził Raetar nie komentując faktu, że Kralgar się mylił. Kupiono krew jego ludzi wyjątkowo tanio. Za garść błyskotek.
- Słuchaj no, Raetarze, wydaje mi się, że masz łeb na karku. Nie to co ta świnia Otikas! - Ostatnie słowa krzyknął w stronę drzwi, po czym przyłożył palec do ust, i po cichu się do nich podkradł, dosyć chwiejnym krokiem. Gwałtownie je otworzył, po czym mruknął zadowolony:
- No, ma szczęście, inaczej bym mu jaja wyrwał...

Następnie wrócił do Raetara, usiadł na swoim wcześniejszym miejscu, po czym ponownie napił się wina. Odchrząknął, i nagle jakby w mgnieniu oka, i wytrzeźwiał, i spoważniał.
- Jesteś w służbie Silverymoon? Należysz do ich cywilizacji, żyjesz tam?
-Jeśli planujesz podbój Silverymoon to odradzam. Ani miasto jeszcze nie jest zdobyte. Ani orkowie przepędzeni
.-mruknął w odpowiedzi Samotnik nie odpowiadając Kralgarowi na pytanie.-Lepiej się sprzymierzyć z jednym i mieć zysk. Niż próbować walczyć z oboma. A z orkami nic nie da się zyskać, bo tępe mordy nie honorują żadnych umów.
Potarł podbródek w zamyśleniu.- Natomiast Silverymoon potrzebuje pomocy dziś i dobrze płaci. Ale jutro, pojutrze... krasnoludy już pewnie schodzą z gór, by wspomóc miasto.Kto wie czy później oferta Silverymoon będzie aktualna.
- Nie miej mnie za takiego gbura, jakim mnie malują. Ani podbój Silverymoon, ani układanie się z zawszonymi Orkami nie leży w mych planach. Skoro jednak tak wszyscy chętnie o tym sobie gaworzą, mnie to nie przeszkadza -
Uśmiechnął się tajemniczo - Co zaś do samej bitwy, pomocy klejnocikowi północy i och, jakże wspaniałych prezentach dla wodza Kralgara...to tylko rzeczy i wydarzenia. Przychodzą i odchodzą, przemijają, zostają zapomniane poza starymi gryzipiórkami, lubującymi się w spisywaniu dziejów. Ja jednak mam zamiar dokonać czegoś bardziej... interesującego.
-To znaczy... czego?-
spytał zaciekawiony Samotnik.
- Chciałbyś wiedzieć co... - Kralgar napił się wina - To jednak moja sprawa Raetarze, i moje plany. Nie mam zamiaru cię obrażać, jednak, jak to się mówi... "co ci do tego?" - Na ustach wodza czaił się uśmieszek.
-Nic. Szczerze mówiąc nic. Niemniej...- uśmiechnął się nieco ironicznie mag.- Po co o nich wspominałeś, skoro... nie zamierzasz się nimi pochwalić?
- Po to, żebyś ty i Silverymoon o pewnych rzeczach wiedzieli. Domyślam się bowiem, iż swą wiedzę przekażesz czym prędzej odpowiednim osobom w mieście. Niech więc i oni, i ty również wiedzą, jak naprawdę się sprawy mają. Miło również by było, gdybyś oczywiście nie rozpowiadał na prawo i lewo o tym jaki to naprawdę jest Kralgar. A co do samego "chwalenia się", i tak wyjątkowo prostego podpuszczania mnie, Raetarze, nie bierz mnie za głupca - Mężczyzna spojrzał na niego poważnym wzrokiem.
-Twoje gierki z miastem nie są moim problemem, wielki Kralgarze. Czy też moją sprawą.
-rzekł w odpowiedzi obojętnym tonem mag.- Przestrzegłem cię przed pogrywaniem z Silverymoon z czystego obowiązku jako negocjatora.
Trudno nie było brać go za głupca, skoro jak głupiec się popisywał.
-"Mam własny wielki plan, ale go nie zdradzę."-pomyślał Samotnik.-"Dziecinada. Oczywistym było, że jakieś plany masz i zechcesz wynieść z tej wyprawy coś więcej niż odpustowe błyskotki. Ale już źle to zacząłeś rozgrywać na samym początku. Chyba, że masz ochotę na to by Silverymoon całkowicie straciło do ciebie zaufanie. Ale wtedy nie głupcem będziesz... lecz wielkim głupcem."
Usiadł wygodniej i rzekł.- Pomińmy jednak owe sekrety i przejdźmy do sedna. Widzisz dla mnie rolę w swoich planach? Jeśli tak, to jaką?
- Zanim na to odpowiem, chcę spytać o co innego. Powiedz mi najpierw Raetarze, co cenisz w życiu? Co sprawia ci przyjemność, co jest warte zainteresowania twej osoby? Każdy lubi co innego, każdy ma inne zainteresowania... pożądania.
-Złoto? Kobiety? Potęga? Władza?Zemsta?
- pytał retorycznie Samotnik, po czym machnął dłonią.- Zasmakowałem tego wszystkiego. Myślę, że teraz pozostała mi tylko ciekawość. Nawet nie chęć zdobycia wiedzy. Ale tylko ciekawość. Choć żyje jeszcze parę typków, na których planuję się zemścić.
- Myślę, iż jest to wykonalne... -
Kralgar uśmiechnął się paskudnie - Jeśli zechcesz, mogę pomóc w twej zemście. W zamian oczekuję jedynie małej drobnostki... jutro w trakcie bitwy będziesz u mojego boku, pilnował mych pleców i miał baczenie na Otikasa. Szczególnie w trakcie takiego zamieszania mogą się zdarzyć okazje, by ta podła żmija coś uknuła. Zapewne pytasz się dlaczego ty, i dlaczego mam akurat tobie zaufać? Otóż, jesteś dyplomatą z Silverymoon, postąpisz więc prawowicie? Jeśli z kolei po prostu odmówisz, nie widzę w tym większego problemu...
Król barbarzyńców nie mógł pomóc. Nie zdawał sobie sprawy. Nie miało to jednak znaczenia. Raetar skinął głową.- Zgoda.
Pilnowanie dwóch węży czekających na okazję do ukąszenia siebie nawzajem. Interesujące wyzwanie.
- A więc w sumie uzgodnione... to jest może jeszcze coś interesującego, wartego omówienia, czy udamy się przed jutrzejszym dniem na spoczynek? - Kralgar zerknął na moment na boczne drzwi, za którymi zniknęły wcześniej trzy nagusie panienki...
-Myślę, że każdy nas zasłużył na spoczynek.- rzekł w odpowiedzi Raetar nie poświęcając uwagi drzwiom na które zerknął Kralgar. Ani kobietom które kryły się za nimi.
- A więc zobaczymy się jutro Raetarze, miłej nocy życzę - Wódz wstał od stołu...
-Nawzajem.- choć Samotnik nie sądził by ta noc, była miła dla niego. Raczej nużąca i nudna. Jak większość jego pobytu w tym barbarzyńskim grajdołku.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline