Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2012, 15:02   #9
Feataur
 
Feataur's Avatar
 
Reputacja: 1 Feataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetny
Sir Blaukopff rzucił kilka poleceń kierunku strażników a następnie podszedł do kata.
- Dzisiaj nie będziesz potrzebny... Wy dwaj, zabierzecie skaz... oskar... podejrzanego do aresztu. I niech mi go któryś pałką popieści to dostanie takiego kopa, że własne gówno mu zęby powybija… - warknął do swoich przybocznych, najprawdopodobniej wyżywając na nich swoją złość po rozmowie z inkwizytorem.
W tym czasie gawiedź rozeszła się [niezwykle szybko, jak to bywa na widok czarnych płaszczy] a sam Blaukopff ruszył w jedynie sobie znanym kierunku. W końcu, w jednej z bocznych uliczek dostrzegł podążającego za nim mistrza Baserto. Przystanął oczekując aż inkwizytor go dogoni.
- Czy mogę pomóc w czymś jeszcze, mistrzu? - ton jego głosu był mało miły a tym bardziej uprzejmy. Jeszcze chwilę temu pogrążone w błogiej przyjemności oblicze kapitana, teraz przypominało dojrzałego pomidora.
- Nie denerwujcie się, panie Blaukopff - machnął ręką Xavier i nałożył na twarz miły uśmiech – Po prostu żeście zrobili egzekucję w złym czasie. Niektórzy bracia potrafią być w gorącej wodzie kąpani.
Puścił oko do sędziego. Po chwili zrównał się z Urlichem.
- Swoją drogą, ja osobiście uważam, że wasze prawo sądzić kogo wam się podoba... - powiedział, i obserwując reakcję Blaukopffa dodał – oczywiście, jeśli z czarami nie miał nic wspólnego. Ale domyślam się, że już taki obyty człowiek jak pan, z pewnością odróżni zwykłego obwiesia od czarnoksiężnika, nieprawdaż?
Kapitan uśmiechnął się lekko i wyprostował. Pewnym było, że słowa Baserto połechtały jego, chwilę temu sponiewierane ego.
- Macie rację mistrzu...? Ten człowiek... Zawładnął nim szał, mistrzu. Po pierwsze jego kobieta puściła go kantem. A do tego ta straszliwa choroba, która w nią wstąpiła... - rozłożył ramiona w geście bezsilności. – Ukarać go należało za mord, którego dokonał. A przede wszystkim, że to właśnie On wydał sąd nad osobą, którą sądzić mogą jedynie podobni wam, mistrzu. Odebrał jej możliwość doświadczenia Boskiej łaski i odpuszczenia grzechów przez Pana Naszego, czyż nie? Bo czyż miała szansę wyrzec się Szatana i wszelkiego zła i zostać oczyszczoną świętym ogniem? - trudno było ocenić czy Blaukopff z całkowitą powagą wypowiada ostatnie zdania, czy też wzorem Xaviera mówi to, co inkwizytor chciałby usłyszeć. Baserto jednak zrozumiał - dla kapitana to nie pierwsze spotkanie z inkwizytorami, a wręcz przeciwnie. Zdawał się dobrze znać ścieżki po jakich kroczą bracia w czerni.
Baserto przez chwilę spoglądał w milczeniu w Blaukopffa. Słowa tego człowieka wyczuliły strunę ostrożności.
- Xavier Baserto - przedstawił się inkwizytor - Być może słyszeliście o mnie, być może nie były to pochlebne słowa. Proszę jednak nie zwracać uwagi na plotki. Co zaś tyczy się owego człowieka... - ciągnął Xaviermówicie, że zamordował on tę kobietę? Tą opętaną? Jak to możliwe, że dopuszczono go do osoby naznaczonej przez Diabła? W tej kwestii powinno się dołożyć wszelkich starań, aby tylko osoby o prawej duszy i czystym sercu były narażone na dłuższą obecność demona. Wszelkie inne, mogą zbyt szybko uległ jego wpływom. Możecie mnie oświecić, jak do tego doszło, jeśli łaska?
Kapitan ruszył z wolna przed siebie, rzucając inkwizytorowi spojrzenie zachęcające go do podążania.
- Urlich Blaukopff. O tak, mistrzu Baserto. Słyszałem wasze imię, kiedy jeszcze służyłem w armii cesarskiej w Akwizgranie...- spauzował i zerknął na mężczyznę, zapewne badając jego reakcję – Rozumiem, że Palatynat nie jest dla was już dobrym miejscem na letni wypoczynek. - zaśmiał się.
W tym momencie dotarli do drzwi niewielkiego budynku, nad którymi znajdował się szyld “Świński Ogon”.
Urlich otworzył drzwi, odsuwając się na bok i puszczając inkwizytora przodem.
Xavier z kamienną twarzą wstąpił w progi tawerny. Sądząc po jej szyldzie, mógł się spodziewać najgorszego.
Gospoda świeciła pustkami, ale wielką zaletą tego stanu rzeczy okazał się brak odoru, tak pospolitego w większości tego typu przybytków w Cesarstwie.
Zaprosił inkwizytora do jednego ze stołów w głębi zaciemnionej sali, po czym kiwnął dłonią na oberżystę.
- Chyba nie boicie się mistrzu, że po śmierci zaledwie jednej z nich zabraknie wam pracy? - zaczął, kiedy podano im po szklanicy piwa... Albo trunku piwo-podobnego.
- Widzicie mistrzu, one nie przez cały czas zachowywały się jak nałożnice Szatana. Bywały lepsze dni, gorsze i te, kiedy musieliśmy zamykać je w lochach pod posterunkiem aby nie zrobiły krzywdy innym i sobie. - przerwał by upić łyk piwa, po czym skrzywił się lekko i splunął na podłogę.- Na zżartą francą cipę, co za kurestwo mi tutaj wlewasz co? - warknął na oberżystę, który natychmiast zaczął szykować kolejne kufle.
Baserto zaskoczyła wiadomość o innych kobietach. Według słów Jego Ekscelencji, mieli mieć do czynienia z jedną opętaną. Jego uwaga skupiła się na słowach płynących z ust Blaukopffa. W zasadzie lepsze było to, niż wlewanie we własne usta karczemnego trunku, za który inkwizytor uprzejmie podziękował.
- Albreht, mężczyzna, którego wasz przyjaciel... Uratował od stracenia, zabił swoją żonę kiedy ta powróciła do domu po jednej z takich posiadówek w lochach miejskich. - Sir Blaukopff rozłożył bezradnie ręce – Oczywiście możecie powiedzieć, że należało je odseparować, mistrzu Baserto. I być może macie rację. Sam uważałem to za najodpowiedniejsze... Ksiądz Filip jednak nalegał, by nie traktować je jak czarownice czy pospolitych przestępców. Dbał o te kobiety... Jakby współczując im. Nie rozumiem go.. .- westchnął, po czym wyrwał z ręki oberżysty kufel lepszego, miodowego piwa.
Inkwizytor również otrzymał kufel miodowego. Przynajmniej smakowało ono lepiej, niż poprzedni trunek. Jednakże postać księdza Filipa i jego “współczucia” była aż nadto wątpliwa. Baserto juz przez samą swoją “zawodową” niechęć do kleru, podsycał doświadczeniem, które zbyt często wykazywało, że miłosierdzie księży zawsze miało drugie dno. Ciekaw tym bardziej był, co uda się dowiedzieć Alinardowi. W tej chwili jednak musiał skupić się na rozmowie z Urlichem.
- Bóg kazał nam troszczyć się o bliźnich - powiedział poważnie Xavier, odstawiając kufel – Najwyraźniej ksiądz Filip przestrzega tego nakazu, jak przystało na duchownego. Być może też te biedne kobiety nie zostały opętane z własnej woli - dodał, jednak osobiście miał inne zdanie – Jednak powiedzcie mi, panie Blaukopff, jakim człowiekiem jest wasz kapłan? Człowiek, który z takim oddaniem służy Bogu i ludziom z pewnością musi być tutaj szanowaną personą.
- Szanowaną? Ha… - sapnął żołnierz, po czym upił kolejny, spory łyk piwa – Mistrzu Baserto, widzieliście co jest za murami? Nas tutaj przy życiu trzyma jedynie wiara... I ciepłe cyce tutejszych kurewek. - uśmiechnął się szeroko ukazując niesamowicie zdrowe, białe zęby – Ale jak Boga Kocham, ksiądz Filip nigdy ciepła w nich nie szukał... Widzicie mistrzu Baserto, choć Addsburg jest największą osadą regionu, tutejszy lord wybrał sobie jako stolicę inne miasto . Na północ stąd. Urlistadd. Miasto Archanioła Uriela jak mówią okoliczni... Ale ani tam lepsze piwo, ani zdolniejsze dziewki… - urwał zerkając na zniecierpliwioną twarz inkwizytora – Ale co chciałem to ja... A tak. Ponieważ Lord ma małe zainteresowanie w naszym mieście to ja, a głównie nasz ksiądz Filip sprawujemy główna władze w mieście. Oczywiście dzielimy się tym jak Bóg przykazał... Niczym cesarz i papież, Mistrzu. Chociaż to z oczywistych powodów niepoprawne porównanie.
Baserto puścił mimo uszu owo porównanie, choć w zwykłym przypadku monotonna tyrada nie ominęłaby Urlicha. Pokiwał głową na znak zrozumienia.
- Kiedy więc ksiądz Filip zorientował się, że w tym mieście zaczyna grasować coś Złego? - spytał, opierając się o krzesło. Westchnął zauważalnie, dając do zrozumienia, iż i wiek, i podróż dała się we znaki. I chciałby się streszczać.
- Pierwsza była Anna... - westchnął ciężko. – Przybyła tutaj jeszcze jaki dziecko, co prawda nie widziałem tego na własne oczy... Służyłem wtedy jeszcze w Akwizgranie. Ale dziewka wychowała się tutaj. - Zajrzał w oczy inkwizytora, po czym z potulnością dziecka dodał – Ksiądz Filip wziął ją wtedy pod swoje skrzydła. Mieszkała na plebanii... Od czasu do czasu. Kiedy miała złoto w garści, wynajmowała pokoje.
- Złoto? - powiedział zaskoczony inkwizytor – Pewnie nieźle jej się tutaj żyło. I, wybaczcie, ale muszę spytać, nikt nigdy nie podejrzewał, że opieka waszego kapłana była nieco inna, niż powinna? Wiecie jak to jest, panie Blaukopff. Są różni ludzie, różnie gadają. A ksiądz też człowiek. Co więcej, mężczyzna. Nikt nigdy nie skarżył się na jego zachowanie?
- Broń cię Panie Boże, mistrzu Baserto. Dziewka... Nie mogła trafić lepiej, jeśli mam być szczery. Zawsze ciepła micha, własna sypialnia … A i gospodyni latała dookoła niej spocona jak kazał ojciec Filip. A złoto ? Cóż... Podobnież pochodziła ze wschodu. Tuż na granicy ziem z poganami. W Cesarstwie nie jest taki czyn uważany za szlachetny, ale tutaj? Tutaj handlujemy z nimi. Nie ma wśród nas wielu łowców, a i lasy są własnością lorda. Tak jak wszystko co w nich zipie. Zatem kiedy przyjeżdżali ze skórami, mięsem i innymi... Drobiazgami, Marta robiła no za tłumacza i negocjowała ceny... - jego głos jakby się załamał – Tu i tam... jej za to płacono sowicie.
Baserto pogroził wskazującym palcem.
- No no, uważajcie, panie Blaukopff, nie wzywajcie Pana nadaremno - uśmiechnął się pobłażliwie – Cóż, nie popieram kontaktów z poganami, jednak lepsze to niż, konszachty z heretykami. Ci pierwsi Boga nie znają i to ich jedyna wina. Ci drudzy zaś, mimo iż Go poznali, bluźnią przeciw Niemu. Ale do rzeczy, panie Blaukopff. Mówicie, że służyła wam za... - inkwizytor uśmiechnął się lekko i konfidenckim tonem dodał – tłumacza. Niech i tak będzie. Jednak co z resztą kobiet? One również bawiły na wschodzie?
- Nie mistrzu. Większość to pospolite baby, co się domem zajmowały. To znaczy...
- ponownie się zawahał – W Addsbugu żadna baba po prostu w domu nie siedzi. Za mało rąk do pracy, Mistrzu. Tak więc każda się jakieś tam roboty podejmowała... Ale żadna z nich z poganami w zatargi nie wchodziła. - uniósł wzrok na sufit w zastanowieniu – Chociaż nie, ostatnia... Aladonea skórami się zajmowała. Jej mąż był… jest rzeźnikiem. Często kupuje mięso od pogan, a skóry żonie do obrobienia pozostawiał. Teraz nędza u nich w domu. Baba od miesiąca ma niedobrze w głowie... - wzruszył ramionami.
- Dobra, panie Blaukopff - Xavier wyprostował się – Jeszcze jedno. Czy kobiety te znały się dobrze? Chodzi mi o to, czy spotykały się razem w jednym miejscu? Na kółku szwaczek, w kościele na odpusty? Musiały mieć tu przecież jakąś rozrywkę, żeby od mężów odpocząć.
- Czy ja wam wyglądam na babę, mistrzu?
- warknął niemal – Nie mam pojęcia. Nigdy mnie to nie obchodziło. Ale jeśli pytacie o odpust... Całe miasto się tam widziało.
- Dziękuję, panie Blaukopff
- powiedział Xavier, wstając od stołu – Bardzo mi pomogliście. Prosiłbym was jednak, żebyście byli niedaleko. Być może wkrótce będziemy musieli skorzystać z waszej pomocy raz jeszcze. I proszę się nie martwić. Święte Oficjum jest zawsze wdzięczne tym, którzy udzielają nam swego czasu i pomocy. Do następnego razu.
Wyciągnął starczą dłoń do uścisku. Blaukopff odwzajemnił uścisk, odprowadzając inkwizytora spojrzeniem.


Jedno pytanie skierowane do przechodnia przez inkwizytora mogło uczynić cuda. Kiedy tylko Xavier zapytał o gospodę, w której mieli się zatrzymać, fala ludzi, zapewniająca, że całkowicie bezinteresownie pomoże "jego ekscelencji" zalała Baserto. Ten zaś, uśmiechając się miło, jak dobrotliwy ojciec poprosił najmłodszego z dzieciaków kręcących się niedaleko, by wskazał mu drogę. Po niedługim czasie trafił pod drzwi "Glinianego Garnca". Od wejścia rozchodził się przyjemny zapach pieczeni. inkwizytor podziękował dzieciakowi, dając mu srebrniaka za fatygę i prosząc, aby w razie czego służył pomocą w poruszaniu się po mieście.
Przekraczając próg gospody, na wejściu mógł wyłowić postać Alinarda i kręcącego się dookoła niego karczmarza ze służbą. Uśmiechnął się lekko i ruszył w stronę brata.
- Poproszę coś lekkostrawnego i dzbanek wina, dobry człowieku - zwrócił się do karczmarza - Jak poszło? - to pytanie skierowane było do siedzącego inkwizytora.
 

Ostatnio edytowane przez Feataur : 30-04-2012 o 10:52.
Feataur jest offline