Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2012, 15:33   #108
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
+++Praca Zbiorowa+++

Wprawdzie krasnolud nie ociągał się z wychodzeniem z więzienia ale sądził, że za całą tą ucieczką stał Gideon. Dlatego kiedy przemykali się korytarzami podmiejskich lochów bardzo szybko zaopatrzył się w jakąś zabłąkaną pałkę. Nie wiedział czy zgubił ją jakiś zapijaczony strażnik czy ktoś uznał ją za bezwartościową w każdym bądź razie Gomrund uznał, że z tym kawałkiem dębiny będzie mu raźniej w razie interakcji ze zbirami Teugena. Jego obawy okazały się próżne a podejrzenia sugerowały iż popada w jakąś paranoję… wszędzie spodziewał się zagrożenia i morderców. Miast cuchnącego czosnkiem przydupasa zobaczył uśmiechniętą twarz Grety Harkbokka… można się było tylko zastanawiać czy to nie aby dobre złego początki. Przeprosiny Sprengera przyjął tak jak na to zasuwały
- A w rzyć se wraź te swoje wybaczam! I właściwie to były jedyne słowa jakimi zdecydował się obdarzyć człowieka, który wydał ich na męki. O pewnych rzeczach tak łatwo się nie zapomina… Trasa spod ratusza do świątyni minęła nim się zdążył obejrzeć. Brodacz starał się nie rzucać w oczy więc za bardzo nie wie czy miasto się już obudziło i czy huczało o ich rzekomych dokonaniach czy wręcz przeciwnie miało to głęboko w obsranym zadku. Nie wiedział czy Sylwia z Dietriechem obserwowali wyjście z ciemnicy i już wiedzą o ich oswobodzeniu… ani też nie wiedział, czy Gideon nie postawił na czatach jakiegoś gamonia. Tak… tego ranka Gomrund Ghartsson wielu rzeczy nie wiedział…

Dość szybko udało im się dojść do porozumienia, iż jak najszybciej trzeba się skontaktować z pozostałą dwójką. W sytuacji, w której poruszanie się po mieście przez zmaltretowanych mężczyzn najrozsądniejszym wyjściem wydawało się wykorzystać sieć kontaktów jakie zbudowała tutaj siwowłosa. Znaczy się gówniarze, Skorek, Baumann a potem to już z górki. Tamten frant na pewno zlokalizuje zagubione duszyczki.

Jak tylko ostali sami Płonący Łeb stwierdził, iż trzeba by wartko odnaleźć Sylwię i Dietricha… i wymyślić co mają czynić. Jako, że ostatnia godziny delikatnie rzec ujmując do najlżejszych nie należały tedy zaproponował co mu pierwsze do głowy przyszło. Mianowicie, że dobrze by było gdyby któryś z długonogich cichcem się wymknął ze świątyni i przekazał jakiemuś chłopakowi od Skorka wiadomość do Baumana gdzie jesteśmy. A już ten frant doskonale będzie wiedział, gdzie znaleźć ich kompanionów nim ci wpadną w jakieś gówno. Poszedłby on sam ale chyba nadto był charakterystyczny i w oczy by właził ciekawskim… - No chyba, że lepsze macie pomysły. - Zakończył brodacz.

- Na razie poprzestańmy na tym, póki nieco nie odetchniemy - stwierdził Konrad. - Musimy wiedzieć, co z tamtymi się stało - dodał - zanim zaczniemy cokolwiek robić. A chciałbym też się dowiedzieć, czy nowy przewodniczący rady to figurant, czy żeśmy przegapili najważniejszą personę.

Oldenbach długo milczał coś sobie układając w swoim blondwłosym łbie, w końcu jednak zabrał ostrożnie głos: - Gomrund ma rację, trzeba odnaleźć Sylwię i Dietricha, ale nie powinniśmy się kręcić po mieście, chyba że w tych czarnych habitach. Póki co jednak powinniśmy odpocząć. Ja się nie czuję na siłach, by gdzieś iść. Może Harkbooka mogłaby kogoś posłać?

Krasnolud pokiwał głową na znak dezaprobaty. - Chyba tych dwóch światów nie należy łączyć, to ja lub Konrad zdybiemy jednego z gówniarzy w okolicy świątyni. i przekażemy informacje do Baumanna. Bo nam ciężko może być ich szukać.

- Ja zatem - powiedział Konrad. - Ty chyba jesteś zbyt znaną personą w tym mieście, Gomrundzie. Ja, mam nadzieję, jakoś zginę w tłumie.
Coś na łeb, jakiś kapelusz na przykład, żeby pod rondem poobijana facjata nie rzucała się w oczy, kij jakiś zamiast laski... A utykanie przyjdzie mu bez problemów. I tak wszystkie kości go bolały.


Erich tylko pokiwał głową na znak zgody. - Tylko … - słowa jakoś z trudem przechodziły mu przez gardło - uważaj na siebie. Tu ostatnio łatwo nie tylko zaginąć, ale i zginąć. My z Gomrundem, chyba na razie tu zostaniemy, by nie zwiększać zamieszania.

- Postaram się. - Konrad w zupełności zgadzał się z Erichem. Miał wrażenie, że gdyby wpadł w ręce strażników, nikt by się nie bawił w sądy i procesy.



Następnie trzeba było ustalić coś z kapłanką. Po pierwsze mus im było się rozeznać w sytuacji, a po drugie szacunek nakazywał przynajmniej poinformowanie jej co zamierzają czynić dalej. Nim go zmęczenie i ból do reszty zmorzył ulokował się w gabinecie kapłanki. W ręce miał miskę z jajecznicą i skibkę chleba, a do tego akolita wręczył mu puchar wina… nader rozcieńczonego. Ale i tak zawarty w nim alkohol szczypał rozwalone wargi i pokaleczone policzki.

Kiedy już jako tako przyszli do siebie, a i pierwsze sprawy omówili we własnym gronie przyszedł czas na podziękowanie kapłance i zgodnie z jej wolą na „ustalenia co dalej”. Krasnolud nie omieszkał jej podziękować za pomoc… lecz raczej bez nadmiernej wylewności.

– No to się spierdoliło. - Powiedział przechodząc już do sedna. – Żarło, żarło i nas zżarło… chyba nie ma co tu ustalać, bo wygląda mi na to że za sprawką czarnej magii będzie nam udowadniać żeśmy nie kultyści. A to może być nadto naszych sił… Zamilkł jakby w pół zdania dając możliwość wypowiedzenia się kapłance.

- Nie wiemy gdzie są nasi kompani. Sylwia i Dietrich, może Wielebna mogłabyś kogoś posłać, kto by mógł ich odnaleźć. Powiedzielibyśmy gdzie ich szukać - wtrącił się Erich.

Harkbokka pokiwała siwiejącą głową.- Mogę posłać jednego z nowicjuszy. Ale weźcie pod uwagę też nasze możliwości. Nie mam na swoje zawołanie ani wojów co to se gęby obić nie dadzą, ani cwaniaków, którzy tego unikną. Prowadzimy miejską bibliotekę - stwierdziła wyjaśniająco. - Gdzie więc mam go wysłać?
- Ja pójdę - oznajmił Konrad. - Tylko, hmmm, wygląd bym musiał zmienić odrobinkę. Jakąś kurtkę inną, kapelusz może. Szaty nowicjusza też by się zdały, albo i kapłana lepiej, ale nie bardzo wiedział, czy tak daleko sięgnęłaby ze strony kapłanki chęć współpracy.
Kapłanka przyjrzała mu się okiem dość krytycznym, ale przytaknęła. - Dobrze. Niegłupio ci chłopcze z oczu patrzy, to w habicie nowicjatu nie powinineś wzbudzać zbytniej ciekawości. Tylko kaptur nasuń, bo te siniaki to u nas niezwyczajne. I zapewne nie muszę podkreślać jak bardzo musisz uważać. Kapitan Sprenger choć zbyt późno do mnie przyszedł po rozum do głowy i nie oszczędził Wam męczarni, sporo zaryzykował wyciągając Was z ciemnicy. Nie jest już też oficjalnie kapitanem bo jeszcze nocą na jego biurku wylądowało zawezwanie do zameldowania się w gwardii barona. Drugi więc raz już nikogo nie uda mu się wyciągnąć. Tym bardziej, że oboje z kapitanem nabraliśmy bardzo poważnych podejrzeń co do Reinera Goertrina. Jest bardzo prawdopodobne, że dogadał się z Teugenem i został członkiem Rady Wewnętrznej Ordo Septenarius. Tu spojrzała na krasnoluda.- Obawiam się, że niczego na chwilę obecną nie udowodnicie przed sądem. Ten jednak tylko wzruszył mimowolnie ramionami, nigdy nie wierzył bowiem w sprawne osądzanie bogaczy.

- Zatem musimy być niezwykle ostrożni. Najlepiej by było gdyby Konrad sprowadził tu resztę drużyny. Nie powinniśmy się w ogóle pokazywać na mieście. Niech nas sami szukają. Po co mamy im włazić w łapy przed rytuałem. Magazyn to klucz do wszystkiego. - stwierdził z przekonaniem.

Krasnolud popatrzył na nią dość oschle. - Istotnie role się trochę odwróciły i to teraz nam sąd i inkwizycja groźna miast tym kultystom. Bo jak mniemam dowody przeciwko nam są nie do podważenia? Sądy, procesy i zawiłości prawne to twoja domena... ja preferują bardziej rychliwe dochodzenie sprawiedliwości. Taka moja natura i teraz mogę jedynie żałować że działałem inaczej. Bo jedyna kara za śmierć Imraka dosięgła Steinhagera i jakiegoś tam demona... a prawdziwi skurwysyni plują mi w twarz.

- Kapitan Sprenger dobrze by zrobił, gdyby bardzo szybko zniknął wszystkim z oczu - mruknął Konrad. - A i ten człek, co nam wyjść pomagał, takoż. Wdzięczni im jesteśmy, jak i tobie, pani, i dobrze by było, gdyby chwilowo przynajmniej oni bezpieczni byli. A ten habit założę, oczywiście i od razu ruszę. Nasi znajomi, nasze oczy i uszy, nie należą do tych, co rankiem śpią nie wiadomo do której. Z pewnością już się kręcą po ulicach.

- Wielebna Kapłanko, czy możesz nam powiedzieć, co takiego stało się w mieście? Czy rzeczywiście dokonano tam morderstw? - spytał Erich. Kto jak kto, ale Greta powinna coś wiedzieć.

- Kapitan nie jest człowiekiem, który usuwa się w cień. Nie mamy jednak na razie żadnego konkretnego planu. A musimy działać prędko. Gdybyśmy mieli czas, moglibyśmy poczekać na łowcę czarownic, lub choćby przedłożyć sprawę na dworze barona. Nie jest on człowiekiem interesującym się polityką Bogenhafen, ale żaden pan nie lubi gdy w jego domenie zaczyna poczynać sobie sigmarycka inkwizycja, którą wabią słuchy o herezji. Teugen jednak wyraźnie nie dba o to. Wszystko stawia na to, co planuje. Rytuał zapewne. Nic innego dla niego teraz się nie liczy i podejrzewamy z kapitanem, że gdy mu się nie powiedzie, wszyscy ci którzy dla niego zaryzykowali, odwrócą się od niego. I to jest wasza jedyna szansa jaka na razie przychodzi mi do głowy. Bo obecnie w mieście aż huczy o tym co rzekomo poczyniliście zeszłego wieczora. I na wszystko są jakoby bezstronni świadkowie, którzy zeznali waszą winę. Służąca radnego Richtera widziała jak białowłosa dziewczyna którą nazywacie Sylwią, podrzyna mu gardło. Hochsztapler i oszust z festynu... doktor jakiś-tam widział, jak Ty chłopcze - spojrzała na Konrada - przebijasz mieczem zielarkę halflińską. Ty z kolei, jak twierdzi jedna z kurtyzan miejskich, zastrzeliłeś z garłacza lokalnego handlarza i jak słyszałam pasera nazwiskiem Zachs, a Ty panie krasnoludzie toporem roztrzaskałeś czerep starego Steinhagera. I to pod nosem pilnujących go strażników. Co się zaś tyczy drugiego waszego nieobecnego towarzysza, to mówią, że ponoć kupiec Magirius zaprosił was na spotkanie i chciał porozmawiać. No a wasz towarzysz... Spieler, tak? Wszedł tam i wraziwszy mu miecz pod żebra, narobił zamieszania i uszedł.

- Acha. - Erich pokiwał głową, jakby wszystko się stało dla niego jasne. - Czyli demon, a może jakiś iluzjonista podszył się pod nas. Nikomu nie możemy ufać. - Spojrzał podejrzliwie po twarzach zebranych.
- Tu, w świątyni, chyba jesteśmy bezpieczni przed takimi demonicznymi sztuczkami? - Konrad spojrzał na kapłankę, chcąc z pewnego źródła zdobyć potwierdzenie swego stwierdzenia.
- Nie można ukryć prawdy pod okiem Vereny - odparła Harkbokka - a i myślę, że również ja będę w stanie bez trudu przejrzeć podmieńca.

Krasnolud chwilę się przysłuchiwał i pomysłom druhów i tłumaczeniom kapłanki. Za jedno miał możliwości świątyni tak samo jak to jakim człowiekiem był Kapitan Sprenger… bo to za sprawą tego obszczymurka na męki ich zabrano i jego refleksja nieco poniewczasie przyszła. – Posłuchajcie mnie matko przewielebna. Wiem ja to, że możliwości macie niewielki, że szacowny kapitan ręce ma uwiązane ale do stu diabłów ja mam dość nadstawiania dupy za długonogich z tego zapchlonego miasta. Miast wdzięczności dostaję po dupie, miast dziękuję słyszę pytania do kata. Moje możliwości i moich kompanionów w porównaniu z waszymi są nader mizerne… tedy z całym szacunkiem i wdzięcznością za to cóżeś uczyniła. I za to żeś wiarę mi dała za pierwszym razem ale pytam się was co wy zamierzacie czynić. Tu na chwilę pauzę uczynił ale z tonu jego głosu znać było, że to pytanie retoryczne było. – Zgadzamy się, że Teugen nie lęka się inkwizytora i do jakiegoś rytuału po trupach zmierza i to pewnikiem dziś wieczorem. Ma te swoje obręcze z jakiegoś względu wstawione. Ma mocnego magika na usługach robiąc takie numery. Nas się pozbył niczym psy głośno szczekające bo mu trochę wadziliśmy… kogo potrzebował to kupił. Kogo chciał to zabił, a komu potrzebował to swoje plugawe występki przypisał. Ma teraz spokój w dopełnieniu swego gusła. Mówisz, że masz małe możliwości… może i tak. Ale popatrz na nas – obdartusy z traktu zadzierający z możnymi. Co sigmaryci na to? Przecież mają wojów? Co inne świątynie? Co ludzie kapitana, którzy tak jak on przedawdczykiem nie są? Za złoto można jakieś miecze wynająć jakby było potrzeba. To ja Greto pytam co zamierzasz? Bo jak zamierzasz nam ostawić co czynić tedy powiem ci jedno wszystko aby temu zrobionemu krzywą kuśką chaośnikowi pokrzyżować plany! A żeby daleko nie szukać to ten krąg mu spaskudzić, zapewnij nam ochronę, dwóch kowali i już mu tak łatwo nie będzie… Albo kulasu Teugenowi i Gideonowi poprzetrącać i niech tak czekają na przyjazd inkwizytora…

- Tylko nie gadajcie mi tu o sądach, procesach i prawach. To nie my kapłanko będziemy go sądzić bo to nie nasza domena!

Usta Harkbokki ściągnęły się na krótką chwilę do postaci niewielkiej kreski, a gdzieś na wysokości policzka zagrała nieprzyjemnie prześwitująca już przez starą skórę żyłka. - Raz zapytałam cię panie Ghartsson czyś pan jest pewien, że chcesz się narażać. Raz. Bo więcej razy to tylko smardów nieopierzonych trzeba pytać, które głupie są i nie wiedzą czego chcą. Toś wtedy piórka stroszył gagatku. O krasnoludzkiej sprawiedliwości żeś prawił. To teraz ja ci powiem jak wygląda na dziś Twoja sprawiedliwość. Mężni wojowie Sigmara mają Teugena za męża stanu. A ciebie jak capną, heretyka i mordercę Steinhagera, to nawet nie będą targać do sądu. Stos z mokrego chrustu ułożą i ani się obejrzysz jak cię jako piskorza uwędzą i zostawią wronom na pożarcie. Żyję w Imperium już wystarczająco długo. Widziałam jak świątynia Młotodzierżcy potrafi wykuć i wyhartować nową prawdę w człowieku. Chodzisz, gadasz, widzisz i ci członków chyba nijakich nie brakuje, co? Więc cokolwiek ci tam uczynili pieszczotą jeno było. A ty jęczysz, że cię nikt nie pogłaskał po główce i nie przytulił do piersi. Wiesz czemu? Bo nie masz w tym mieście sojuszników. Inne świątynie? Ninka od Myrmidii ma dwie służki i nowicjusza jedynie, a shallyitki... - chrząknęła tylko - Sperenger ma tu jeszcze swoich ludzi. Ale większość z nich, albo nie daje wiary, że to nie wy dokonaliście tych wszystkich mordów, albo nie stać ich na utratę posady dla kilku przybłędów. I to dotyczy właściwie każdego w mieście. Mówisz też, by miecze najemne wynająć za złoto. To ja ci najpierw powiem oczywisty frazes, że Verena nie zwykła wynajmować siepaczy, a potem dodam, że nawet jeśliby zmieniła przyzwyczajenia na potrzeby chwili, to nie mamy tyle złota by przepłacić Teugena. On ma więcej.

Przez chwilę jeszcze mierzyła krasnoluda wrogim wzrokiem, ale potem westchnęła i mówiła już nieco spokojniej. - Pan Oldenbach ma rację. Magazyn jest najważniejszy. Tam jest krąg z miedzi, który niczemu innemu jak rytuałowi nie może służyć i raczej nie da się go stamtąd niepostrzeżenie wynieść. Co chcemy uczynić? Zamierzam tam pójść z kapitanem i piątką jego ludzi wieczorem i przerwać to co tam planują. Modląc się byśmy nie mylili się co do miejsca. Dokerzy nadal tam będą, więc liczy się każdy człowiek. Szczególnie wy. Ale ostrzegam panie krasnoludzie. Jeśli masz już dość “dostawania po dupie” to sugeruję, byś pozostał w świątyni.

- Nie wiem co dla ciebie jest pieszczotą a co torturą bo nie moja to rzecz ale to co kapitanek był rad nam zaserwować mało miało wspólnego z przyjemnością… i sprawiedliwością. Jednak nie czas na gadanie o kuśkach i prawie. Na moje oko to piję piwo, które już czas jakiś było warzone… długo przed moim przybyciem. Więc nie przerzucajmy się winami, zaniedbaniami czy też rachunkami krzywd. Nie gadajmy o oczywistych frazesach kto co powinien bo doszło do tego, że parę dni od stolicy Imperium kapłany, strażnicy miejscy i rajcy chodzą na postronku chaośników. Ale jak widzę zrozumiałaś, że to nie czas na podążanie utartymi przez lata ścieżkami bo Teugen biegle się po nich porusza. Doskonale mnie zrozumiałaś i wiesz o co mi chodziło… mianowicie na co możemy liczyć! I odpowiedź jaką otrzymałem jest satysfakcjonująca… Powiedział nad wyraz spokojnie krasnolud. Jedyna oznaka wzburzenia jaką można było zaobserwować to rumień jaki pokrył jego łysinę. – Będziemy musieli odszukać przyjaciół, a potem nie wyobrażam sobie żebym nie był przy tym magazynie.

Verenitka zasępiła się na moment, ale już tylko skinęła głową.
- Do tego czasu jeśli czegoś Wam będzie trzeba, lub będziecie mieli na mieście jaki sprawunek, możecie spokojnie liczyć na pomoc świątyni.

To co ustalili trzeba było jak najszybciej wcielić w życie. Jak najprędzej przekazać ulicznikom i Baumanowi informację o tym gdzie można ich było znaleźć. Im prędzej uda im się spotkać i porozmawiać z Dietrichem i Sylwią tym lepiej… ale na to potrzeba było trochę czasu dlatego krasnolud skorzystał z gościny jednej z cel i odpoczywał. Dał sobie czas do południa…
 
baltazar jest offline