Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2012, 20:52   #5
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Powoli, delektując się pięknem pogody, Rilaya zbliżała się ku Talabheim, pozwalając ciepłu słońca obmywać jej twarz wystawianą ostatnimi dniami na chłód deszczu oraz bezlitosne uderzenia zimnego wiatru. Dzięki urokowi tej atmosfery elfka zdołała na jeden moment zapomnieć o trawiących jej sakiewkę problemach, wymuszających na właścicielce przebycie drogi w poszukiwaniu odpowiedniego zlecenia.
Chociaż coraz częściej zastanawiała się nad przyjęciem zleceń mniej dochodowych, niekoniecznie zaspokajających potrzeby finansowe lecz na pewno łatwiejszych do uzyskania.
Specyficznego piękna tunelu, którym Rilaya wkroczyła w granicę tego ogromnego krateru, nie mogły oddać żadne, nawet najbardziej kunsztowne opisy. Jak można było odmawiać sobie tej przyjemności, jaką było ujrzenie na własne oczy zdobyczy ludzkiej cywilizacji- fascynujących nawet w swej nieporadności?
Tutaj jednak nieporadności nie sposób było odnaleźć.

Samo Talabheim nie prezentowało się już tak interesująco, jednakże Rilaya była zadowolona: wielkość miasta dawała nadzieję na zlecenie. Im większe miasto, tym więcej problemów. Im więcej problemów, tym większa szansa na zarobek. Godziwy zarobek.
Idąc miastem rozglądała się po okolicy, przypatrując się mijanym budynkom, obserwując zdążających w różnych kierunkach mieszkańców, jak i przejezdnych. Nie śpieszyła się zanadto, mając zamiar skierować się w stronę jednej z karczm, z doświadczenia wiedząc, iż takie miejsca są istnymi skarbnicami plotek, oraz miejscami pozostawiania wszelkich ofert, skierowanych do różnych grup- w tym także do łowców nagród.
A przy okazji miejscami żerującymi na stanie sakiewek.
Elfka szła przed siebie ściągając na siebie spojrzenia otaczających ją ludzi, było aż nazbyt dobrze znane uczucie, więc nieco poirytowana przyspieszyła nieco kroku. Potrzebowała kąpieli, jedzenia, świeżego ubrania. Mimo tego wszystkiego nie cuchnęła nawet w małym stopniu tak bardzo jak otaczające ją postaci. Skrzywiła się, przywykła już do niezadowalającej higieny w Imperium, jednakże upalna pogoda dodatkowo wzmagała odór. Dotarłszy do bram miasta, zorientowała się, że tłoczne ulice są jeszcze gorsze. Była wysoka, zgrabna i atrakcyjna. Nie pomagało to oczywiście przy przeciskaniu się przez tłum, ludzie mieli nieznośną tendencję do wpadania na nią bądź ocieraniu się o nią. Kilkukrotnie poczuła nawet rękę, czy to niedoszłego złodzieja czy adoratora, jednak kiedy odwracała się wściekła widziała tylko tłum. Jedynym sposobem żeby zaznać chwili względnego spokoju było zaszycie się w jakiejś karczmie, był to też jej cel docelowy i potencjalne źródło informacji.
Rilaya fuknęła, kiedy kolejny natręt postanowił "subtelnie" dać znak o swoim zainteresowaniu ocierając się o nią. Tłumy mogły być na swój sposób fascynujące, jednak oglądać je należało jedynie z daleka. Przebywanie w środku jednego z nich nie wydawało się już tak interesujące... Wśród smrodu i prostactwa.
Poirytowana na moment zapomniała o celu swojej wizyty. Westchnęła ciężko, czując jak błogi nastrój ulatuje wraz z każdym, niechcianym kontaktem i rozejrzała się po okolicy. Poszukiwania na oślep oczywiście zawsze były możliwością- mogła mieć nadzieję, iż Talabheim posiada podobne usytuowanie karczm co jej już znane. Niestety, miasto było duże, a Rilaya nieskora do dłuższego przebywania w tej rzece ludzkich ciał.
Musiała zapytać o drogę.
Rozejrzała się ponownie w poszukiwaniu źródła informacji... które prawdopodobnie nie zdecydowałoby się podążyć za nią.
Zabrnęła w miasto już dość głęboko, u ujścia ulicy widziała rozleglejszą przestrzeń, zapewne rynek, gwar rozmów z każdym krokiem brał górę nad tupotem stóp. Cudowny zapach świeżego pieczywa docierał do jej nozdrzy... Kilka kolejnych minut zajęło jej dotarcie do placu. Niezliczone stragany, ludzie, sklepy i domy otaczały go. Szybki rzut bystrych elfich oczu wyłowił z mieszaniny barw i kształtów szyld przedstawiający złotą monetę i kufel.
Zapach świeżego pieczywa sprawił, że Rilaya nagle poczuła się bardziej głodna, niż jeszcze minuty wcześniej. Budził on w niej wspomnienia, przykryte przez szarą rzeczywistość Imperium, oraz jakość serwowanego w karczmach pieczywa, urągającego czasami godności...
Zobaczywszy prosty szyld nie musiała zastanawiać się ani chwili nad jego znaczeniem. Przebywanie dłużej na świeżym powietrzu zaczęło męczyć elfkę, jako że co do jego świeżości miała teraz obawy. Szybszym krokiem ruszyła w stronę karczmy.
Ignorując wszelkie zainteresowanie, jakie jej obecność mogłaby wzbudzić, udała się do środka budynku, z przyzwyczajenia zerkając jedynie, przed przekroczeniem progu, na ustawioną, zwykłą deskę, do której ludzie zwykli przybijać swoje ogłoszenia, jak i różnorakie, niekoniecznie kulturalne, przemyślenia.
“Tablica ogłoszeń” jak zwykło się ją nazywać, nie zawierała żadnych wartościowych informacji, kilka nieudolnych portretów i ogłoszeń, nic w czym elfka miała ochotę uczestniczyć.
Wewnątrz zastała tak już znajome 3 długie dębowe wyszorowane do szarości ławy. Kilka okien było nadzwyczaj czystych, zasłony uwiązane po bokach wpuszczały światło słoneczne. Dziewki służebne kręciły się dokoła obsługując zamożnie wyglądających gości. Nawet ona musiała przyznać, że były one naprawde urodziwe. Ku swej uldze nie przykuła większej uwagi klienteli. Było natomiast coś co natychmiast przyciągnęło jej spojrzenie. Spory kocioł z bulgoczącą i wybornie pachnącą płynną zawartością. Widok grubego, zapewne kupca, łysego człowieka pochłaniającego zupę warzywną, połowę kurczęcia i chrupiący, cudownie świeży bochenek chleba, upewnił ją o jakości tego miejsca... I cenie.
Rilayi wstąpił uśmiech na twarz, kiedy zobaczyła do jakiego miejsca trafiła. Wspomnienia powróciły ponownie, a zmęczenie ostatnimi dniami zdawało się ustępować. Ceny musiały być konkretne, ale... bogowie, jakość. Odmiana...
Elfka wyszła na zewnątrz, postanawiając najpierw upewnić się co do stanu swej sakiewki, przed zamówieniem czegokolwiek. Wiedziała, że dni jej świetności dawno minęły, ale powinna móc pozwolić sobie na odrobinę radości.
Ku jej niezadowoleniu, nadzwyczaj lekka sakiewka nie pobrzękiwała już tak wesoło jak kiedyś, ostały się jej jedynie 2 złote korony i kilka pensów.
Dwie złote korony, pozostałość po ostatnim zleceniu, wyglądały dość smętnie, jako wspomnienie dawnych możliwości. Oczywiście Rilaya miała świadomość, że część ludzi byłaby skłonna zabić dla mniejszych sum, a możliwość uzyskania korony jedynie zwiększała repertuar środków, jakie gotowi byliby przedsięwziąć. Z ich perspektywy elfka nie była najbardziej nieszczęśliwą osobą w Imperium.
Z własnej perspektywy na pewno nie była szczególnie zadowolona.
Wahała się, rozdarta pomiędzy rozsądkiem, a nutą szaleństwa. Szczególnie w takiej sytuacji, kiedy jej fundusze dramatycznie malały, powinna uważać w wydatkach, przynajmniej do czasu otrzymania intratnego zlecenia. Z drugiej strony już pewien czas odmawiała sobie chociaż pozornego luksusu, kierując się czystą kalkulacją strat i zysków.
Przecież nie musiała płacić za całonocną ucztę.
Wchodząc ponownie do karczmy i z radością serca zamawiając posiłek, chociaż nie z najwyższej półki cenowej, czuła że kiedy radość minie, może zacząć żałować każdego, wydanego pensa.
Przynajmniej otrzyma motywację do szybszego rozejrzenia się za pracą.
Karczmarz nie był skory od tak sobie obsłużyć klientki w tak opłakanym stanie, brzęk monet w sakiewce przekonał go jednak o tym, że elfka jest wypłacalna. Inkasując 5 szylingów, zaserwował jej gęstą i smaczną potrawkę z królika, świeżą bułkę, trochę masła, sera oraz pękaty kieliszek aromatycznego czerwonego wina. - Jeśli będzie panienka miała jeszcze jakieś życzenia, służę pomocą. - z monetami w kieszeni, wyraźnie zmienił nastawienie co do niej.
Ludzie zadawali się być naprawdę przewidywalni, a posiadanie pieniędzy otwierało wiele dróg, nawet jeżeli powoli zaczynało się balansować na granicy finansowej. Rilaya cieszyła się posiłkiem, nasycając własny apetyt i delektując winem, którego smak nie przypominał rozwodnionego, półrocznego trunku, którego nazwanie winem byłoby obrazą dla tego alkoholu.
Skończywszy posiłek, nie śpiesząc się mimo głodu potęgowanego samym zapachem jedzenia, podziękowała za strawę i zwróciła się do karczmarza:
- Chciałabym zapytać... Czy nie chodzą słuchy o możliwym zatrudnieniu dla... najemnika? Nie wystawiono ostatnio jakiejś nagrody?
Tęgi mężczyzna uśmiechnął się podchodząc do jej stolika i zagarniając miskę - Tutaj przewija się mało ofert, nasza klientela... Ceni sobie spokój. - Spojrzał na nią wymownie - znam jednak miejsce gdzie możesz znaleźć informacje których potrzebujesz...
Rilaya również uśmiechnęła się delikatnie do karczmarza. Ach, ludzie...
- Cudownie. - odparła spokojnie, kładąc na stoliku szylinga.
Karczmarz schował monetę do kieszeni i wskazał przez okno - Na rynku zapytaj o Otta, handluje tkaninami i z tego co wiem, to jeśli coś się dzieje, on o tym wie.
Elfka pokiwała głową zastanawiając się nad jakością informacji, jakie może posiadać wspomniany Otto, oraz mając szczerą nadzieję, iż rozmowa z nim nie uszczupli bardziej jej dogorywającej sakiewki.
Niemniej nie żałowała posiłku, przynajmniej w tym momencie.
Kiedy opuściła karczmę część dobrego humoru, jaki został podbudowany przez strawę ponownie uleciała. Ludzie przemierzający place i ulice przypomnieli Rilayi o konieczności przemieszczania się pośród osób, lubujących się w naruszaniu jej osobistej strefy. Elfka westchnęła lekko, po czym ruszyła na rynek, aby odnaleźć wspomnianego handlarza.

Dojście do rynku zajęło jej kilka minut, raptem jedna ulica, nie uniknęła oczywiście łapczywych spojrzeń i “kontaktów” z miejscową ludnością. Sam plac był bardzo rozległy, wypełniony rzędami straganów oraz rozkrzyczanych ludzi zalecających swoje towary lub usługi. Rozwścieczona podszczypywaniem, szturchaniem i gwizdaniem elfka, miała przed sobą jeszcze bardziej zatłoczoną przeprawę.
Dobry nastrój prysł całkowicie, pozostawiając tylko irytację i rozeźlenie na ludzi. Kilka razy wściekle odwróciła się w stronę natręta, jednak zlokalizowanie winowajcy w tłumie było wręcz niemożliwe, co nie wpływało zbawiennie na nastrój elfki. Prychnęła, brnąc dalej i powtarzając sobie powód, dla którego wkroczyła w to piekło. Kiedy tylko dotarła do straganów, zaczęła wypytywać innych sprzedawców o Otta, handlującego tkaninami.
Prócz zainteresowanych spojrzeń otrzymała wskazówki i w końcu przecisnęła się przez tłum cuchnących mieszczuchów. Otto, tak jak został jej opisany, rozpoznała bardzo łatwo, czerwone jedwabne tkaniny zwisające z jego stoiska, dobrze współgrały z jego karmazynową szatą. Kręcił się zaczepiając przechodniów i próbując pozyskać nowych klientów.
Rilaya westchnęła w duchu z ulgą, kiedy ta część "podróży" dobiegła końca. Zachowanie ludzi, jakiego doświadczała, niezmiennie powodowało w niej obrzydzenie, niezależnie jak długo z nimi przebywała i jak dalece zdążyła poznać ich nieskomplikowany schemat działania... tylko dlaczego ten schemat musiał tak bardzo rozdrażniać elfkę?
Ignorując poirytowanie Rilaya podeszła do sprzedawcy tkanin, pobieżnie rozglądając się po jego towarach, które nie znajdowałyby zastosowania w jej aktualnym trybie życia. Odczekała, aż mężczyzna pozostawi w spokoju kolejnego, zaczepionego przechodnia, po czym zwróciła jego uwagę i odezwała się:
- Poradzono mi udać się do pana, jako do osoby poinformowanej o istniejących problemach, za zajęcie którymi są ludzie skorzy zapłacić.
- A kto cię przysyła jeśli można wiedzieć kochana? - zapytał podejrzliwie kupiec mierząc ją spojrzeniem.
- Karczmarz pracujący w karczmie o szyldzie ukazującym kufel i złotą koronę. - odpowiedziała.
Kupiec zmarszczył czoło, po czym trochę spochmurniał, to jednak nie był potencjalny klient... - Więc.. w czym mogę pomoc?
- Poszukuję możliwych zleceń najemniczych czy wystawionych ostatnio nagród za osoby. - odpowiedziała - Czy słyszał pan o możliwym zatrudnieniu w tych kwestiach?
- Hmmm... Gdybym to ja szukał roboty, udałbym się do Shmitta, zawsze płaci zgodnie z umową chociaż bywa kapryśny. Jeśli jednak nie piszesz się na nic bardziej wymagającego to jest wielu którzy poszukują służek, towarzyszek i innych podobnych.... Płacą też dość dobrze.
Rilaya w głębi ducha spodziewała się podobnej odpowiedzi, jaką była druga część zdania Otta. Wszak miała do czynienia z człowiekiem, oraz z prawami jakimi rządziła się ludność Imperium, jednak i tak bynajmniej nie uradowała się z przesłania tej wypowiedzi. Skrzywiła się delikatnie, wyraźnie niepocieszona, postanawiając tym razem odpuścić.
- Gdzie mieszka ten Shmitt? Jak najszybciej do niego trafić? - zapytała ignorując nieprzyjemną część wypowiedzi Otta. Nawet zupełnie pusta sakiewka nie zmusiłaby jej do zostania służką, towarzyszką, czy im podobną...
- Mieszka tuż za miastem, jeśli opuścisz je główną bramą, to po kilku minutach dojdziesz od skrętu w lewo, nie przegapisz. - Odparł nadal mierząc ją spojrzeniem.
Rilaya westchnęła w duchu widząc szczególne zainteresowanie kupca swoją osobą. Chyba nigdy nie będzie potrafiła przejść do porządku dziennego z podobnymi, ludzkimi zachowaniami. Skinęła tylko głową zapamiętując wskazówkę.
- Dziękuję za pomoc. - dodała, po czym zaczęła się oddalać, pozostawiając Otta samego ze swymi myślami oraz tkaninami, które należało spieniężyć.
Elfka ruszyła w stronę głównej bramy, pewna iż przyjdzie jej w drodze poirytować się na potrącających ją ludzi, jak i umyślnie, jak i nieumyślnie, zanim zdoła wydostać się z Talabheim i dotrzeć do Shmitta.
I oby nie była to strata cennego czasu. Sakiewka zdawała się chudnąć wręcz samoistnie.
Zamyślona elfka nawet nie zauważyła człapiącego przed nią człowieka, który ciągnął za sobą wózek po wyboistej drodze, przeklinając pod nosem co jakiś czas kiedy ten podskakiwał dziko na wybojach.

Rilaya przez pewien czas szła próbując nie zwracać uwagi na wszelkie niedogodności, które sprawiały jej tłumy. Dopiero po pewnym czasie, próbując się skupić na czymś, co chociażby na chwilę odwróciłoby jej uwagę zauważyła mężczyznę ciągnącego za sobą wózek, będącego najwyraźniej równie poirytowanym, co i ona. Rzucane przez niego przekleństwa po chwili stały się zabawnie groteskowe dla elfki, której humor nawet uległ polepszeniu, dzięki zachowaniu tego człowieka.
Nawet nie wiedziała, że tak szybko nie straci go z oczu.
Mężczyzna, podobnie jak i ona zamierzała, opuścił miasto główną bramą, wciąż mozolnie ciągnąć za sobą swój wózek. Rilaya przynajmniej miała zaznać dłuższej rozrywki.
Niestety przerwanej rozrywki.
Nieznajomy, którego miano pozostało owiane tajemnicą, jako że nie raczył się przedstawić, postanowił uczynić z siebie towarzysza tej podróży, a co najgorsze- nie przyjmował do wiadomości, iż elfka może być niechętna temu towarzystwu. Dopiero reakcja mężczyzny ciągnącego wózek zmusiła go do oddalenia się, tak jak od początku chciała tego Rilaya.
Powoli zbliżali się do rezydencji.
Elfka zdziwiła się, kiedy nieznajomy wraz ze swym wózkiem skierował się do rezydencji, która była także i jej punktem docelowym. Sam budynek, według Rilayi, mógł prezentować się lepiej, chociaż na tle ludzkiej architektury zajmował dość wysoką pozycję.
Ale dopiero to, co zobaczyła na zewnątrz rezydencji okazało się szczególne interesujące.
Przekroczywszy otwartą furtkę początkowo zogniskowała wzrok na krasnoludzie znikającym w środku budynku, zabójcy o ile ją oczy nie myliły, a zaraz potem jej spojrzenie padło na zwijającego się w progu ludzkiego mężczyznę. Uniosła brew nie wiedząc co myśleć o tym wszystkim. Człowiek mozolnie ciągnący za sobą wózek do rezydencji aż z Talabheim, mężczyzna zwijający się u progu, oraz mijający go bez przejęcia krasnoludzki zabójca.
Podążając w stronę wejścia do rezydencji wiedziała jedno. Będzie ciekawie.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 29-04-2012 o 01:04.
Zell jest offline