Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2012, 21:47   #2
Zara
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Vonmir spojrzał na stojącą przy koniu kobietę, nie mającą jakoś zamiaru zbliżać się do ogniska. Od razu w jego głowie pojawiła się myśl, że pewnie źle się tu czuje, pośród samych facetów. Mimo wszystko, chciał dodać jej jakiejś odwagi, czy otuchy, choć nie miał żadnej pewności, jaki będzie tego efekt, zwłaszcza w jego wykonaniu.
- Pani, może przysiądziesz do nas, pogwarzymy, skoro mamy być jedną drużyną. He he, w końcu jesteśmy wybrańcami. Wybranymi z tłumów. Choć nie mam pojęcia, jak to się stało, że wybrali mnie, zwłaszcza, że tak mało nas przystąpi do tego zadania. To jak będzie, gwarzymy, czy patrzymy się tak na siebie spode łba do końca? - Nie wiedział, czy reszta osób znajdujących się przy nim, czyli zarówno Yngvar, jak i kobieta będą chciały włączyć się do rozmowy z nim. Ale miał taką nadzieję, bo średnio podobała mu się perspektywa tak sztywnej atmosfery wśród kompanii.
Yithnee odruchowo rozejrzała się, chcąc znaleźć tę panią, do której przemawiał, ale, zorientowawszy się, że to do niej mówił, uśmiechnęła się nieco, spoglądając na mężczyznę. Miał zapewne jak najlepsze chęci, chociaż wypowiedź nie zabrzmiała raczej tak, jakby chciał, by zabrzmiała. Narsaince pozostało zatem tylko odpowiedzieć.
- Starczy ,,Thynn”, nie ,,pani” - poprawiła na początek. - Jeżeli faktycznie mamy być jedną drużyną, to chyba lepiej, żebyśmy nazywali się nawzajem mianami, które rozpoznajemy? Mówiąc szczerze, chwilę się zastanawiałam, do kogo mówisz. - Chcąc złagodzić ostrzejszy wydźwięk tej wypowiedzi, znów się uśmiechnęła. Odruchowo pobawiła się końcem czarnego warkocza, przerzuconego do przodu przez prawe ramię, skarciła się w duchu za ten nawyk, omal nie odrzuciła włosów do tyłu i z trudem zostawiła dłonie w spokoju. - Wybacz, ale chyba się nie dosiądę, nieswojo bym się czuła pośrodku gromady ludzi i w kręgu światła, oddzielającego mnie od... - szerokim gestem ręki pokazała drzewa, gwiazdy, las, noc. - Pogawędzić owszem, mogę, i bardzo chętnie to uczynię. - Pomilczała trochę. - I nie patrzę spode łba, jak się kulturalnie wyraziłeś.
Mężczyzna nie miał pojęcia, kim jest kobieta, wypowiadająca rzeczy o przeszkadzającej jej gromadzie ludzi, a przede wszystkim ogniu. Zdziwił się lekko, ale uznał, że może to być zawsze jakiś temat do rozmowy. Uśmiechnął się też lekko, chwilę odczekując, czy może ktoś inny nie ma zamiaru włączyć się do rozmowy, ale kiedy to nie nastąpiło, ponownie odezwał się w jej stronę.
- O, sam się nie przedstawiłem. Jestem Vonmir, rodowity Sunveryjczyk, a nawet z miasta Ouriad, które na pewno znasz. - Nawet pasowało mu to, że przeszli na “ty”. Jakoś średnio podobałoby mu się odzywanie do innych per “pani” i “panie”. - A może opowiesz i więcej o sobie? Bom niestety niezbyt światły człowiek i na geografii niezbyt się znam. Coś mi świta, po tym, co powiedziałaś, ale zawsze lepiej byłoby znać wiadomości o tym z pierwszej ręki.
Yithnee nie zdołała powstrzymać uśmiechu. Nie trafiła na osobę przesadnie domyślną. Albo wziął ją za przybysza z Południa, albo nie miał pojęcia o Narsinach, albo nie mógł zrozumieć, jak można źle się czuć w obozowisku, przy raźnie trzaskającym ogniu itp.
- Mówiąc szczerze, nie znam dość dobrze Ouriadu, niewiele czasu spędziłam w Sunverze. To, co widziałam, wystarczyło mi jednak, by stwierdzić, że to na pewno piękne miasto. Na geografii także się nie znam. - Aż wstyd przyznać, ale Yithnee niespecjalnie radziła sobie z mapami. Znalezienie na nich jakiegokolwiek miejsca było prawdziwą męczarnią, a dostrojenie mapy do rzeczywistości... hm... może zmienić temat rozmyślań? Zresztą, ton wypowiedzi sugerował, że Vonmir uważał ją za osobę na geografii się dobrze znającą, ale - gdyby było jasno - wątpiła, czy doszedłby do tego wniosku. Dość się już napatrzyła na ludzi, by wiedzieć, że nie jest ubrana jakoś wytwornie. Chyba pierwszy raz w życiu źle się poczuła w swojej niegdyś bezpretensjonalnej, choć przydużej granatowej koszuli, kupionej w Narselymie za bezcen, wąskich skórzanych spodniach i płaszczu, który - choć przez Narsainów uważany za elegancki - z elegancją nie miał nic wspólnego.
- A tak z pierwszej ręki - dorzuciła - to ja także się właściwie nie przedstawiłam. Wybacz nietakt. Jestem Yithnee z Szarych Pól, rodowita Narsainka z Lasu. Dla tych, którzy mają problem z moim imieniem zwę się Thynn. - uśmiechnęła się ponownie. Nie do wiary, jak ludzie prowokowali uśmiechy. - Jeżeli to właśnie ci świtało, to muszę stwierdzić, że domyślny z ciebie człowiek.
Co prawda Vonmir nie domyślał się wcale, czy może chodzić o Narsainkę z Lasu, nie miał zamiaru od razu wyprowadzać Thynn z błędu. Spojrzał jednak również na resztę ludzi, oczekując, czy może kto inny zechce się przyłączyć do rozmowy, czy chociaż im przedstawić. Dalej w ogóle nie odezwał się facet siedzący obok niego przy ognisku. Albo był to prawdziwy mruk, albo coś w nich mu nie pasowało. Wolałby takie rzeczy wiedzieć od razu, więc wymownie patrzył się po reszcie osób blisko się znajdujących. A kto wie, może zdecydują się wreszcie zrobić coś konkretniejszego niż tylko siedzieć przy ognisku.
 
Zara jest offline