Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2012, 17:49   #136
Grytek1
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
ego życie spłonęło wraz z "Tańczącym Kozłem". Gdyby był zdolny do okazywania jakichkolwiek uczuć zapewne padłby na kolana wyjąc i przeklinając bogów. Nie był. Zacisnął mocno zęby poprzysięgając srogą zemstę. Przymknął oczy chcąc zapamiętać swój dom takim jakim był. Nie chciał pamiętać zgliszczy. Pozbawiony jakichkolwiek emocji podszedł do żołnierzy próbujących torturować zielonoskórego.
- Nie macie doświadczenia w tym, co chłopcy ? - Zapytał, rozsiewając wokół siebie smrodliwą aurę śmierci która otaczała go przez całe życie. On już był trupem. Chciał umrzeć, powinien umrzeć dawno temu - tak by było łatwiej.

Jeden ze zbrojnych poczęstował zakrwawionego Orka kolejnym siarczystym kopem...
- Ma być żywy... ale cały nie musi! - Odparł kolejny, dosyć szczupły - Zabieramy go do lochu, a o co chodzi?
- A o to, Szacowny Panie Oficerze, że mam tu magiczny wywarek pozwalający zrozumienie języków, nawet tak plugawego jak ten którym posługują się takie poczwary jak ta tutaj. Wam mości oficerze informacje które ma ten parszywiec mogą zagwarantować awansik i dostanie życie...To co wyciśniemy z niego co nieco na pohybel tym obleśnym mordom ?
- [i]O tym zdecyduje kapitan![i] - Odpowiedział kolejny z żołdaków, ze świeżą raną na dłoni, trącając Orka styliskiem halabardy - [i]Wstawaj gnoju, idziemy!.[i]
- Kapitan jak już dostanie od was zielonoskórego to w te pędy sobie przypisze wasz sukces i to on zgarnie laury. A wam jak zwykle rzucą pochwałę i garść miedziaków. - Uśmiechnął się wilczo.
- [i]Jaki tam znowu sukces? Ledwie durny Ork złapany...[i] - Zdziwił się szczupły gwardzista.
- Taki durny ork wie gdzie jego pobratymcy mają zapasy żywności,pocisków oraz gdzie są ich przywódcy. Za dostarczenie takich informacji wasz pułkownik zapewne sowicie nagrodzi kapitana, chyba że to wy wykażecie się inicjatywą. - Kusił wojownik.
- [i]A tak w ogóle to kim ty jesteś?[i] - Spytał Wulframa.
- Ja? - udał zdziwienie jednooki - Jam jest jeno zwykły karczmarz co w "Tańczącym Koźle" ludziom swymi trunkami dogadzał. - zakończył wypowiedź wilczym uśmiechem który w łunach pożarów wydawał się wyjątkowo drapieżny. - Ot była karczma, nie ma karczmy - mruknął.
- [i]Pewnie odszkodowanie dostaniesz[i] - Burknął jeden ze zbrojnych, reszta dziwnie wzruszyła ramionami, po czym zaczęli gdzieś ciągnąć Orka, nie bardzo już dalej wdając się w jakieś dyskusje z Wulframem...

Wulfram zaś przez chwilę patrzył za odchodzącymi po czym wzruszył ramionami i skierował się ku Gwiezdnemu Mostowi, a przynajmniej tego co z niego pozostało. Chciał wiedzieć co się dzieje w mieście. Myślał że natężenie walk najszybciej można będzie ocenić po ilości spływających rzeką ścierw wszystkich zaangażowanych gatunków. Wiele do oglądania w nurtach rzeki Rauvin jednak nie było, ta bowiem płynęła dosyć bystrym nurtem. Nie oczywiście tak szybko, by kogoś w niej płynącego natychmiast porwała swym prądem, jednak wszelkie "wojenne" śmieci, czy i ciała, popłynęły już w dół Silverymoon... za to na murach obu brzegów spływały do rzeki liczne "rozlewiska" krwi, barwiąc toń wody.

A Orki w południowej części miasta porykiwały wyzywająco, bluzgając w swym narzeczu pod adresem obrońców, hucząc orężem o swoje pancerze, i prezentując tym podobne, wyzywające gesty, nie robiące najmniejszego wrażenia na Wulframie. Zwrócił on za to uwagę na pewnego jegomościa, wydającego nawet sensowne rozkazy, czyżby więc trafił w końcu na jednego z dowódców owego cyrku?



Uważnie lustrując oficera przeładował kuszę. Nim podejmie jakąkolwiek decyzję chciał wiedzieć z jakiej gliny był ulepiony ten człowiek. Jego doświadczone oko oceniło że od wyjących na przeciwnym nabrzeżu orków dzieli go około 150 stóp. Przyłożył kuszę do ramienia celując w największą grupę zielonoskórych po czym zaczął oddawać strzał za strzałem. Mocne ramiona kuszy raz za razem wprawiały cięciwę w ruch wydając charakterystyczne kliknięcia i gwizd prutego przez bełty powietrza. Była to symfonia wojny. Dwa z trzech trafiły celu wywołując zamieszanie wśród rozwrzeszczanej zielonoskórej hordy. Kusza byłaby bronią idealną gdyby nie czas jej przeładowania. Przez chwilę patrzył na efekty swojej pracy. Chłodno wykalkulował że trzeba będzie czegoś więcej by wytłuc kieł-gęby oblegające miasto. W umyśle zakwitło mu kilka pomysłów lecz szybko je zdławił. Nic właściwie nie wiązało go już z miastem. Dlaczego miałby robić cokolwiek ? Intensywnie szukając rozwiązania swojej sytuacji przyglądał się dowodzącemu tym odcinkiem. Nie mógł być to nikt ważny bo tacy zazwyczaj siedzieli z dala od ognia walk.
- Witajcie mości oficerze. Jak tam postępy w wojennym dziele ?
Zbrojny spojrzał na Wulframa, wybity z kontekstu, wyraźnie nad czymś przez chwilę myśląc.
- Był rozkaz czekać, to czekamy. Jak na razie Orcze mordy nie atakują... - Odezwał się w końcu.
-Nie znalazła by się dobrze płatna praca dla zbrojnego ? - zapytał choć nie spodziewał się żadnej ciekawej oferty. To co poszło z dymem było dobytkiem jego życia, teraz pozostawało mu tylko znów nadstawiać karku za trzosik.
- Jasne, że by się znalazła. Potrzebny każdy miecz przeciw temu plugawstwu - Mężczyzna machnął dłonią w kierunku rzeki - Znasz się na wojaczce pewnie, gęby młokosa bowiem nie masz. Chodźmy więc, i podpiszemy co trzeba?
- Chodzi mi o zadania specjalne... - poklepał się po swym pasie na którym spoczywało oburęczne ostrze. - Moja broń nie nadaje się do walki w szeregach. Zakończył.
- Jeszcze mi tu żądania stawiają... - Zamarudził zbrojny pod nosem - Podpiszesz, że się zaciągasz do armii Silverymoon na okres oblężenia, a jak się coś wielce specjalnego wydarzy, to cię tam poślę, może łaskawie być? - Od dowódcy można było poczuć spory sarkazm.
- Nie, nie może być dobry człowieku. - mruknął wojak wyraźnie rozeźlony - Ten miecz nie nadaje się do walki w tłoku, a ja nie chcę odpowiadać za pochlastanych chłystków którzy ledwie odróżniają którą stroną kierować ostrze do wroga. warknął.
- No to jak nie może być, to droga wolna, nikt cię do niczego nie zmusza! - Rozeźlił się rozmówca.
Były kondotier strzyknął śliną po czym najzwyczajniej w świecie odszedł. Wiedział że większość pozostawionego za plecami oddziału nie przetrwa pierwszego starcia. To nie był jego problem. Doświadczenie w boju drogo kosztuje. Postukując metalicznie ciężkimi buciorami skierował się ku przystani. Wiedział że jeśli gdzieś można szybko się wzbogacić to właśnie to miejsce będzie najlepsze. Potrzebował złota - odbudowa Tańczącego Kozła tania nie będzie.

W docach panowała dosyć podobna sytuacja, co wzdłuż całej linii brzegowej. Obrońcy Silverymoon chowali się za murami i ułożonymi na prędko z rozmaitych przedmiotów barykadami i prowizorycznymi osłonami, oczekując kolejnego ataku Orków i całej reszty towarzyszącego im plugastwa. Tu i tam leżało kilku rannych i zabitych, których powoli odtransportowywano z dala od linii frontu. Słowem więc, nic zbyt wielce interesującego dla samego Wulframa, mającego powoli odczucie, iż znajduje się jakby w złym miejscu i w złym czasie...

- Hej ty, możesz pomóc? - Usłyszał nagle słowa skierowane do nikogo innego, jak właśnie do niego. Zagadnęła go z kolei dosyć dobrze zbudowana kobieta, odziana w zbroję, i posiadająca całkiem imponujących rozmiarów topór. W chwili obecnej starała się właśnie ze zniszczonego wozu “załatać” jedną z wolnych przestrzeni, chcąc w ten sposób zapewnić następną osłonę dla walczących.




Przez chwilę Wulfram na końcu języka miał wyjątkowo cierpką i mało przyjazną odpowiedź, lecz pohamował się z względów których nawet on nie potrafił wyjaśnić. Bez zbędnych słów zabrał się za pomoc, uważnie wpatrując się w kobietę. Po kilku chwilach, wspólnymi siłami przewrócili wóz jak należy, zapewniając porządaną osłonę.
- Dzięki za pomoc - Zbrojna kobieta zwróciła się do Wulframa, po czym zarzuciła swe toporzysko na ramię - Jestem Stoona - Wyciągnęła do niego dłoń.
Wulfram uścisnął wyciągniętą dłoń przytrzymując ją o chwilę za długo jak na obowiązujące standardy. -Mów mi Wulfram - Powiedział zapatrzony, niemal nieobecny. Jednak to nie kobieta była w centrum jego uwagi a jej oręż. Symbole w nim wyryte jasno świadczyły że o pomyłce nie może być mowy.
- Skąd masz ten topór ? - spytał lękając się odpowiedzi. Przeszłość zdawała się doganiać na każdym kroku.
- Mój własny, a bo co? - Zdziwiła się kobieta.
- A nic, znałem tylko poprzedniego właściciela. - Odwrócił się z zamiarem odejścia.
- Znałeś mojego brata?? - Stoona niemal wykrzyknęła.
- Zdarzyło mi się parę razy stawać u jego boku w trakcie bitwy. Oczywiście jeśli mamy na myśli tę samą osobę. Dawne dzieje. - Uciął rozmowę. W jego świecie to czyny nie słowa prowadziły najemników do fortuny.
- Leoaver “Mur” Chorster? - Spytała, uważnie się w Wulframa wpatrując, a jej dłoń zacisnęła się nerwowo na rękojeści topora... choć wcale to nie musiało oznaczać, iż za chwilę ma zamiar nim jednookiemu karczmarzowi przygrzmocić.
- Ano - wzruszył ramionami ni to przytakując ni zaprzeczając. - My go Narwańcem wołaliśmy bo przed bitwą zawsze sporo gadał. Dobry chłop, co z nim ? - Spodziewał się że podzielił los Hrothgara - przecież nigdy by nie oddał swojego oręża, nawet siostrze.
- Zginął, a co innego go mogło spotkać... - Odparła nieco markotnym głosem - Ale przynajmniej zginął w walce, robiąc to, czym się tak lubował! - Dodała już bardziej energicznie - A ja jego śladami idę - Machnęła toporzyskiem.
- Czasy wojenne mają swoje prawa, nie idź jednak ich ścieżką bo nie znajdziesz na niej szczęścia. - Słowa te obco zabrzmiały w ustach człowieka który całe życie nic innego nie robił.
- Nie mów mi jak mam żyć - Spojrzała na niego z ukosa, szybko jednak skończyła z nieco groźnymi minami - Chodzą plotki, że jutro ma być gorąco, wiesz coś o tym?
- Rajcy miejscy ściągnęli do walki z zielonoskórymi smoka, całkiem sporego nawet. Dopóki orki siedzą za rzeką będzie bezpiecznie ale jeśli się przedrą dojdzie do masakry. Nabrzeże umocnione jest prymitywnie ale powinno wystarczyć. Gdybym dowodził obroną zgromadziłbym jeszcze w górze rzeki niedaleko Jasnego Ostrza trochę bali które mogły by spuszone w porę potrzaskać barki desantowe przeciwnika ale to już nie moje zmartwienie.- zakończył.
- Aha... no to ze smokiem to nowe... - Stoona wzruszyła ramionami - Idę nieco odsapnąć, czegoś się napić. To tobie już nie zawracam głowy, w końcu dokądś sobie szedłeś zanim zagadnęłam?
- Diabli wiedzą gdzie idę. Szukam jakichś rentownych zleceń, potrzebuję dobrze zarobić. Polecisz mi coś ?
- Zaciągnij się - Zagestykulowała dłonią - Przynajmniej na czas oblężenia. Bardziej doświadczonym płacą więcej niż zwyczajowym żołdakom. Za każdego ubitego Orka ponoć 10 srebrników nawet, oprócz normalnego żołdu.
- Marny pieniądz, w poprzednich bojach płacili nam z góry dla całego oddziału wprost do szkatuły chorągwi. Gdy przeżywało nas kilku na sto to skarbce mieliśmy jak królowie. Twój brat też lubił twardą walutę i porządnym groszem nie gardził. A Ty co miarkujesz robić ?
- Czekam na nowe rozkazy, jak chyba wszyscy. A jutro mam nadzieję ukatrupić jakiegoś szamana lub dowódcę, to i może się na łupach z nich obłowię... - Uśmiechnęła się wrednie.
- Jeśli posługujesz się choć w połowie tak sprawnie toporem jak Leo to dobrze by było stanąć do boju razem. - mruknął bardziej do siebie niż do rozmówczyni.- Kto dowodzi waszym oddziałem ?
- Myślę, że sobie z nim radzę - Machnęła toporzyskiem przecinając powietrze - A dowódca, niejaki Zandak Shieldheart, gdzieś tu się kręci, a co? - Zaciekawiła się.

- Zaciągnę się do waszej kompanii. - uśmiechnął się rozbrajająco, chociaż w jego wykonaniu wyglądało to nieco upiornie i drapieżnie. - Dobrze jest mieć kogoś zaufanego osłaniającego plecy. - Po utracie “Tańczącego Kozła” jego twarz wyglądała jakby w ciągu jednej nocy postarzała się o dekadę. Był już bardzo zmęczony swoim losem.

Stoona zaprowadziła więc Wulframa do niejakiego Shieldheart’a, dowodzącego ponoć tym kawałkiem tego wielce chwalebnego frontu. Podeszli więc do jakiegoś mężczyzny, siedzącego między beczkami, i czytającego akurat jakiś pergamin...






- Mamy nowego rekruta - Odezwała się Stoona.
- Kolejny zatraceniec, gotowy zginąć? - Zandak spojrzał na Wulframa dosyć niemiło - No i najmłodszych lat to on już nie jest...
- Zajmowałem się wojaczką w czasach gdy Ty Panie jeszcze na chleb mówiłeś bep i nie potrafiłeś sam wybrać się na stronę. - rubasznie podsumował Wulfram.
- Jeśli wątpisz czy dam sobie radę wystaw swojego najlepszego człowieka i sam będziesz mógł ocenić efekty.
- Och, i do tego jeszcze pyskaty! - Dowódca... zagestykulował dłońmi w bardzo specyficzny sposób, a w połączeniu z nagłą zmianą tonacji głosu, Wulfram już niemal od razu był pewien iż rozmawia z... ciotą. Wychodziło więc na to, iż owy Zandak był... ten teges?
- Nie będziemy przecież się bić między sobą - Kontynuował mężczyzna wyjątkowo denerwującym głosikiem, a Stoona przewróciła oczami - No dobrze, już dobrze panie gburowaty, wierzymy panu iż doświadczony w bojach zabijaka!.
- Za gadanie nikt mi nigdy nie płacił, robię to co umiem i na czym się znam. - uciął dyskusję. - Podpiszemy kontrakt zaciągu czy będziemy tak stali jak te widły w gnoju ? - zapytał.
- Ależ słownictwo... - Zgorszył się Zandak - No ale chcesz, to chodźmy, pergaminów mamy jeszcze pod dostatkiem...

Za jednym z budynków, wprost na ulicy, znajdował się zwyczajowy stół, a przy nim dwa krzesła. Stała i skrzynia, której pilnował jakiś żołdak. Zandak usiadł przy stole wraz z Wulframem, otwarł kłódkę na skrzyni, i wyciągnął z niej pergamim. Stoona spoczęła na pobliskiej beczce... a jednooki karczmarz otrzymał gotowe pismo. Oczywiście najpierw nieco dokładniej sobie poczytał, zastanawiając się chwilę nad kilkoma fragmentami:

“...iż niżej podpisany, zaciąga się na służbę do wojsk Silverymoon, na czas odparcia zagrożenia obleganego miasta, lub na okres dni pięciu, cokolwiek nastąpi pierwsze....

...podporządkuje się dowodzącym, wypełniając ich rozkazy, i stając się pełnoprawnym żołnierzem, z wszelkimi należącymi się takiemu przywilejami i obowiązkami, jak chociażby wyekwipowanie i pomoc medyczną...

...żołd wynosi dziesięć złociszy dziennie, a za każdego zabitego Orka dziesięć srebrników...

...wykazując się niezwykłymi zdolnościami, poświęceniem lub honorem, może liczyć na dodatkowe wynagrodzenie materialne, czy to w postaci pieniężnej, materialnej, lub i z nadania tytułu...”

Złoto oferowane zaciężnym wojakom może i nie przyprawiało o zawrót głowy lecz opierając się na doświadczeniu wiedział, że łupy wynagrodzić mogły z nawiązką te niedogodności. Podpisał dokument. Znów był w zawodzie.
 
Grytek1 jest offline