| Kevin wykorzystał postój na światłach, by wyjąć z kieszeni płaszcza paczkę Chesterfieldów, wyciągnąć jednego zębami i zapalić. Zaciągnął się głęboko, przetrzymał chwilę dym w płucach, po czym wydmuchał go przez uchyloną szybę. - Nie lubię papierosów, dym śmierdzi i drapie mnie w gardło. – poskarżył się nowy, gdy Kevin wyciągnął paczkę w jego stronę. ~ Coraz lepiej. ~ pomyślał, zaciągając się znowu.
Światła zmieniły się i ruszył.
Spływające wodą ulice były ciemne i puste. Mogłoby się nawet wydawać, że deszcz je oczyszcza, ale dla Kevina, jak i każdego innego psa z kilkuletnią służbą w terenie, ulice Greytown nigdy nie były czyste. Śmieci, które je brudziły, nie mógł zmyć deszcz. Robili to oni. A koniec końców na miejsce każdego uprzątniętego i tak pojawiały się dwa nowe. Zawsze kojarzyło mu się z tą opowieścią ze szkoły, o jakimś królu z Europy czy skądś tam, który wtaczał kamień na górę, a gdy już prawie skończył, głaz spieprzał się na sam dół i musiał zaczynać od początku. ~ Nawet dziwkom nie chce się wychodzić. ~ stwierdził znużony, wodząc wzrokiem po chodnikach oświetlanych reflektorami samochodu. - Wolę Jamesa Cagneya. – powiedział nagle, niespodziewanie nawet dla samego siebie. - Co? – zapytał Michael, nie mniej zdziwiony. - Wolę filmy z Jamesem Cagneyem. – mruknął, nie będąc pewnym, dlaczego w ogóle odpowiada.
Młody rozgadał się, ale Kevin stracił już zainteresowanie. Wpuszczał jego słowa jednym uchem, a wypuszczał drugim, nie pozwalając im zatrzymać się w mózgu.
Jechali jeszcze około dziesięciu minut, aż wreszcie Kevin zwolnił i zatrzymał samochód przy chodniku.
Wysiadł, naciskając na głowę kapelusz i podnosząc kołnierz płaszcza. Szybkim krokiem, rozchlapując kałuże, ruszył do drzwi najbliższego budynku. - Co tu robimy? – spytał młody, gdy na klatce schodowej otrzepywali z wody kapelusze. - Moja ostatnia sprawa, napad z bronią w ręku na magazyn. Tutaj mieszka facet, który może coś wiedzieć.
- To dlaczego nie wezwałeś go na przesłuchanie?
Kevin ruszył w górę po schodach, nie odpowiadając.
Zatrzymał się przed mieszkaniem na drugim piętrze i zapukał do drzwi. - Jak wejdziemy do środka, siedź cicho i pilnuj drzwi. – powiedział Michaelowi, nim zgrzytnął zamek i drzwi uchyliły się na łańcuchu. - Kogo diabli niosą o tej porze? – w szparze pojawiła się nalana twarz mężczyzny w średnim wieku. - Kopę lat, Georgie.
- O’Donnell. Czego chcesz?
- Wpuścisz mnie, czy będziemy gadali przez drzwi?
- A kto powiedział, że w ogóle będziemy gadali?
- A chcesz spędzić noc na dołku za utrudnianie śledztwa? Tak się składa, że mamy tam akurat czarnucha zatrzymanego za gwałt.
Mężczyzna zaklął, ale zdjął łańcuch i otworzył drzwi. - Czego chcesz? – powtórzył pytanie George, gdy weszli do kuchni i usiedli przy stole. - Napad na magazyn w Hawkins Point.
- Nie wiedziałem, że nagle przeniosło moją chatę do południowego Greytown.
- Nie pieprz, Georgie, wiem, że to robota twoich kumpli.
- Skoro wiesz, to po cholerę mnie o to pytasz?
- Masz wielu kumpli. Ja wszystkich nie pamiętam, ale ty owszem. – Kevin wyciągnął z kieszeni zwitek banknotów i rzucił go na blat.
George sięgnął ręką przez stół, wziął zwitek, przeliczył. - Paul Bilotti ma strasznie wielką gębę. Kłapie nią na wszystkie strony.
- Skąd oni biorą takich idiotów?
- Świeża krew. Rozumiesz, młody, żądny kasy i sławy. Ponoć bywa w barze "Pepe's Trattoria".
O’Donnell wstał i ruszył ku wyjściu. - Na razie, Georgie. Czego tak stoisz, młody? Idziemy.
- Kto to był?
- A jak myślisz? Paser. – wyjaśnił, gdy wyraz twarzy Michaela jasno dawał do zrozumienia, że nie ma pojęcia. - Znaczy… przestępca? Dlaczego go nie aresztowaliśmy?
- I od kogo mielibyśmy się dowiadywać o innych przestępcach? Od skautów?
- Dałeś mu pieniądze!
- Może miałem mu wynająć dziwkę? Albo sam byś mu obciągnął?
- Mogliśmy go skuć, zawieźć na posterunek i tam przesłuchać!
- Tak, wtedy powiedziałby nam wszystko co wie z wdzięczności, że zawróciliśmy go ze zgubnej drogi zbrodni. Obudź się, dzieciaku. Nawet gdybyśmy tłukli go przez całą noc, nic by nie powiedział, a potem i tak musielibyśmy go wypuścić. Tacy jak on rozumieją tylko jeden język - pieniędzy. A dzięki temu namierzymy teraz prawdziwych bandytów.
Kevin wyszedł z budynku i ruszył do samochodu.
Było późno, ale nie aż tak, by speluny już pozamykano. Możliwe, że pan Belotti, przyszłość półświatka, siedział jeszcze w barze, oblewając owocny skok.
__________________ Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Ostatnio edytowane przez Cohen : 29-04-2012 o 23:15.
|