Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2012, 20:05   #3
Cohen
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Kevin wykorzystał postój na światłach, by wyjąć z kieszeni płaszcza paczkę Chesterfieldów, wyciągnąć jednego zębami i zapalić. Zaciągnął się głęboko, przetrzymał chwilę dym w płucach, po czym wydmuchał go przez uchyloną szybę.
- Nie lubię papierosów, dym śmierdzi i drapie mnie w gardło. – poskarżył się nowy, gdy Kevin wyciągnął paczkę w jego stronę.
~ Coraz lepiej. ~ pomyślał, zaciągając się znowu.
Światła zmieniły się i ruszył.
Spływające wodą ulice były ciemne i puste. Mogłoby się nawet wydawać, że deszcz je oczyszcza, ale dla Kevina, jak i każdego innego psa z kilkuletnią służbą w terenie, ulice Greytown nigdy nie były czyste. Śmieci, które je brudziły, nie mógł zmyć deszcz. Robili to oni. A koniec końców na miejsce każdego uprzątniętego i tak pojawiały się dwa nowe. Zawsze kojarzyło mu się z tą opowieścią ze szkoły, o jakimś królu z Europy czy skądś tam, który wtaczał kamień na górę, a gdy już prawie skończył, głaz spieprzał się na sam dół i musiał zaczynać od początku.
~ Nawet dziwkom nie chce się wychodzić. ~ stwierdził znużony, wodząc wzrokiem po chodnikach oświetlanych reflektorami samochodu.
- Wolę Jamesa Cagneya. – powiedział nagle, niespodziewanie nawet dla samego siebie.
- Co? – zapytał Michael, nie mniej zdziwiony.
- Wolę filmy z Jamesem Cagneyem. – mruknął, nie będąc pewnym, dlaczego w ogóle odpowiada.
Młody rozgadał się, ale Kevin stracił już zainteresowanie. Wpuszczał jego słowa jednym uchem, a wypuszczał drugim, nie pozwalając im zatrzymać się w mózgu.
Jechali jeszcze około dziesięciu minut, aż wreszcie Kevin zwolnił i zatrzymał samochód przy chodniku.
Wysiadł, naciskając na głowę kapelusz i podnosząc kołnierz płaszcza. Szybkim krokiem, rozchlapując kałuże, ruszył do drzwi najbliższego budynku.
- Co tu robimy? – spytał młody, gdy na klatce schodowej otrzepywali z wody kapelusze.
- Moja ostatnia sprawa, napad z bronią w ręku na magazyn. Tutaj mieszka facet, który może coś wiedzieć.
- To dlaczego nie wezwałeś go na przesłuchanie?

Kevin ruszył w górę po schodach, nie odpowiadając.
Zatrzymał się przed mieszkaniem na drugim piętrze i zapukał do drzwi.
- Jak wejdziemy do środka, siedź cicho i pilnuj drzwi. – powiedział Michaelowi, nim zgrzytnął zamek i drzwi uchyliły się na łańcuchu.
- Kogo diabli niosą o tej porze? – w szparze pojawiła się nalana twarz mężczyzny w średnim wieku.
- Kopę lat, Georgie.
- O’Donnell. Czego chcesz?
- Wpuścisz mnie, czy będziemy gadali przez drzwi?
- A kto powiedział, że w ogóle będziemy gadali?
- A chcesz spędzić noc na dołku za utrudnianie śledztwa? Tak się składa, że mamy tam akurat czarnucha zatrzymanego za gwałt.

Mężczyzna zaklął, ale zdjął łańcuch i otworzył drzwi.
- Czego chcesz? – powtórzył pytanie George, gdy weszli do kuchni i usiedli przy stole.
- Napad na magazyn w Hawkins Point.
- Nie wiedziałem, że nagle przeniosło moją chatę do południowego Greytown.
- Nie pieprz, Georgie, wiem, że to robota twoich kumpli.
- Skoro wiesz, to po cholerę mnie o to pytasz?
- Masz wielu kumpli. Ja wszystkich nie pamiętam, ale ty owszem.
– Kevin wyciągnął z kieszeni zwitek banknotów i rzucił go na blat.
George sięgnął ręką przez stół, wziął zwitek, przeliczył.
- Paul Bilotti ma strasznie wielką gębę. Kłapie nią na wszystkie strony.
- Skąd oni biorą takich idiotów?
- Świeża krew. Rozumiesz, młody, żądny kasy i sławy. Ponoć bywa w barze "Pepe's Trattoria".

O’Donnell wstał i ruszył ku wyjściu.
- Na razie, Georgie. Czego tak stoisz, młody? Idziemy.
- Kto to był?
- A jak myślisz? Paser.
– wyjaśnił, gdy wyraz twarzy Michaela jasno dawał do zrozumienia, że nie ma pojęcia.
- Znaczy… przestępca? Dlaczego go nie aresztowaliśmy?
- I od kogo mielibyśmy się dowiadywać o innych przestępcach? Od skautów?
- Dałeś mu pieniądze!
- Może miałem mu wynająć dziwkę? Albo sam byś mu obciągnął?
- Mogliśmy go skuć, zawieźć na posterunek i tam przesłuchać!
- Tak, wtedy powiedziałby nam wszystko co wie z wdzięczności, że zawróciliśmy go ze zgubnej drogi zbrodni. Obudź się, dzieciaku. Nawet gdybyśmy tłukli go przez całą noc, nic by nie powiedział, a potem i tak musielibyśmy go wypuścić. Tacy jak on rozumieją tylko jeden język - pieniędzy. A dzięki temu namierzymy teraz prawdziwych bandytów.

Kevin wyszedł z budynku i ruszył do samochodu.
Było późno, ale nie aż tak, by speluny już pozamykano. Możliwe, że pan Belotti, przyszłość półświatka, siedział jeszcze w barze, oblewając owocny skok.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"

Ostatnio edytowane przez Cohen : 29-04-2012 o 23:15.
Cohen jest offline