Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2012, 21:04   #12
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Audiencja, audiencja i po audiencji. I co z niej wynikło? Absolutnie nic. To znaczy pewnie by coś wynikło gdyby Targoth ze swoim podchmielonym łbem nie ziewał co chwila i dłubiąc w nosie podziwiał... te... jak im tam... no te dywany co wiszę na ścianach.

"Żadnego krasnoluda" stwierdził z oburzeniem w myślach. "Tylko jakieś matoły ubijające smoki czy dowodzące w bitwach. A w rzeczywistości pewnie i tak zamiast dokonywać heroicznych czynów zasiadali swoimi wielkimi zadami na pozłacanym tronie i kazali szyć nowe... no dywany".

Z jego wysokościowej paplaniny krasnolud zrozumiał niewiele. Coś o jakiejś kradzieży i czarownicy. Zresztą nie miało to żadnego znaczenia. Ważne, że zdarzała się okazja do jednego z dwóch ulubionych zajęć Targotha, czyli do bitki. A z kim i o co, prawdę mówiąc, nie interesowało go wcale. Niech tylko skierują go we właściwą stronę, a on już będzie wiedział co zrobić ze swoim toporem.

Tak czy inaczej ruszyli wreszcie w drogę. Nowi kompani coś tam gaworzyli nieśmiało między sobą, ale i ich najemnik miał w poważaniu. Chociaż nie, interesował się nimi na tyle by upewnić się, że zaraz któryś nie wepchnie mu noża między żebra. Co prawda niczego cennego przy sobie i tak nie posiadał, może poza tymi paroma monetami w mieszku, ale widział już morderstwa o tak błahe rzeczy, że nawet nie warto o nich wspominać.

Targoth wolał nie prowadzić. Zresztą nie znał drogi. Gdy król objaśniał ją drużynie, on wgapiał się akurat w... no dywan, z jakimś opancerzonym młokosem, który ciął właśnie z dziesięciu przeciwników na raz. Mapy też nie posiadał, a zdaje się, że nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że Gregor dał im jakąś. Dlatego też krasnolud znalazł się na końcu pochodu. Chociaż ostrożność przed sztyletem w plecach też odegrała tu pewną rolę.

Gdy akurat nie ziewał lub nie dłubał w nosie mimo woli słyszał urywki rozmów towarzyszy. Jego coraz mniej zamglony, przez niedawno wypity alkohol, umysł doszedł do wniosku, że chyba wszyscy po kolei się przedstawiają. Nie chcąc wyjść na gbura, albo co gorzej narazić się na rozmowę, z którymś z nich, gdyby ten zagaił o godność "pana milczącego" szybko burknął coś pod nosem. Nie wiadomo czy inni mimo wszelkich trudności zlepili te kilka ledwo słyszalnych głosek do kupy, czy też może podpis "Targoth" na rączce topora dał im do myślenia. Wszyscy jednak poznali imię krasnoluda.
 
Col Frost jest offline