Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2012, 13:41   #24
Cas
 
Cas's Avatar
 
Reputacja: 1 Cas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodze


James Papageorgiou
- Miejsce pobytu nieznane -


Minęły ledwie sekundy, a młody Anglik znalazł się pod drzwiami celi. Miał wrażenie, że cały jego kręgosłup zesztywniał, jakby ciało buntowało się przed tym co miał zamiar zrobić. Wtedy jednak usłyszał dziwny świst i tuż obok ucha przemknęła mu strzała. Buzująca adrenalina wprawiła go w lekkie drżenie. Odwrócił głowę w kierunku wojowniczek i dostrzegł coś czego wcześniej nie zauważył. Za grupą uzbrojoną we włócznie stały jeszcze dwie, skryte w cieniu, celujące do niego z łuków.

Wtedy poczuł straszny ból i padł na kolana. Nie, to nie one, ten ból promieniował z jego dłoni. Ponownie powędrował wzrokiem ku drzwiom i zamarł. W sytuacji zagrożenia stracił na moment panowanie. Jego dłoń jakby samoistnie postanowiła wykonać wcześniej podjęte działanie i szczelnie oplotła łańcuch.

Tylko ten ból ... Nie znał jego natury, ale czuł jakby ten w jakiś sposób wysysał z niego całe siły. Drzwi zatrzeszczały, podobnie jak niemalże wszystkie ogniwa. James musiał przyklęknąć, nawet stanie na nogach sprawiało mu trudności.

Usłyszał coś jakby potwornie silne uderzenie z drugiej strony. Po chwili kolejne i kolejne. Nim w ogóle się zorientował był w powietrzu. Razem z drzwiami, które niefortunnie wylądowały na nim, kiedy bezwładnie spadł na ziemię. Pisk w uszach, oślepiające światło, wszystko wprawione w miarowe kołysanie. Musiał poważnie oberwać w głowę. Wtedy zauważył jakiś ciemny kształt. Wszystko powoli wracało do normy i mógł dostrzec jedną z amazonek, która celowała w niego swą włócznią.

- Coś uczynił głupcze?!

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DFQ9YXhqWzc
[/MEDIA]

Była już gotowa zadać cios, ale nim w ogóle uniosła broń, jej głowa dosłownie wybuchła. Krew chlusnęła na zdezorientowanego Jamesa, który przebierając nerwowo nogami usiłował odsunąć się od bezwładnego ciała wojowniczki.

Praktycznie wszystko bolało jak cholera, ale nie było czasu, zacisnął więc zęby i zaczął rozglądać się po korytarzu. Poza tą jedną amazonką, po której pozostało tylko bezgłowe truchło, żadna nie zwracała w ogóle na niego uwagi. Nawet pomimo faktu, że odrzuciło go wystarczająco daleko, by znalazł się za ich plecami, co teoretycznie pozwalało mu z łatwością uciec. Skupiły się na celi, którą James zdecydował się otworzyć. Papageorgiou zresztą podobnie jak one, zaczął wpatrywać się w panujące w jej wnętrzu ciemności. Wtedy coś się poruszyło. Nie ulegało wątpliwości - to tajemnicza istota którą uwolnił, wędrowała w jego kierunku. Z każdą sekundą jej zarys uzupełniały dodatkowe szczegóły, ostatecznie przypominając coś czego syn Hermesa nigdy nie spodziewał się tu zobaczyć.


Podziwianie nietypowej aparycji nieznajomego zostało zepchnięte na dalszy plan w momencie kiedy amazonki postanowiły zaatakować. Pierwsza włócznia rzucona w jego kierunku po prostu przez niego przeleciała. Zupełnie jakby był jakimś duchem, iluzją. Chwilę potem kolejne i kolejne. Stał tak najzwyczajniej w świecie, nie robiąc niczego poza obserwowaniem atakujących go kobiet.

Minęła dłuższa chwila nim zdecydował się działać. Jego usta otworzyły się wręcz nienaturalnie szeroko, z jej wnętrza zaczął wydobywać się natomiast czarny dym. Chmura rosła w zastraszającym tempie, by moment potem cały korytarz przykryła szczelna ściana nieprzeniknionego mroku. James znalazł się poza nią. Mógł dostrzec więc dziwne rozbłyski, każdemu towarzyszył huk, który chłopak od razu skojarzył z dźwiękiem wystrzału broni.

Masakra dokonana na jego oczach nie trwała dłużej niż kilka uderzeń serca. Wtedy mrok zaczął się przerzedzać. Kiedy wszystko powróciło do normy, prócz sterty trupów można było dostrzec tylko niedoszłego więźnia. James poderwał się z ziemi i już miał zacząć uciekać, kiedy poczuł, że zaczyna się dusić. Obcy w mgnieniu oka znalazł się tuż przy nim. Jego dłoń zacisnęła się natomiast na szyi boskiego syna i przycisnęła go do ściany.

Trudno o bardziej odpychającą aparycję. Mężczyzna bez wątpienia był człowiekiem ... przynajmniej kiedyś. W chwili obecnej twarz, ręce i prawdopodobnie całe jego ciało pokrywały liczne szwy. Żaden człowiek nie mógłby żyć w taki sposób, a przynajmniej James nie potrafił wyobrazić sobie takiej egzystencji. Przez krótką chwilę nieznajomy badał go różnobarwnymi oczami. Zatrzymał się dopiero na ręce chłopaka. Wyciągnął drugą dłoń i szybkim ruchem zerwał z nadgarstka jego opaskę. Uniósł ją do góry i obejrzał dokładnie z każdej strony. Dopiero wtedy zwolnił uścisk.

Przerażony James nie mógł nawet utrzymać się na nogach. Gdyby nie możliwość podparcia o ścianę, ponownie skończyłby na ziemi. Kiedy podniósł głowę więźnia już nie było. Gdzieś nad nim rozlegały się jednak kolejne odgłosy wystrzałów.




Kevin J. McGregor
- Boston, USA -


Nawet kolejna minuta spędzona na nerwowym krążeniu po pokoju nie pomagała uspokoić myśli. Sposób w jaki Linda mówiła, co mówiła. Jeśli wszyscy zmarli przeżywają to co ona, naprawdę zazdrościł wszystkim tym, którym po stracie bliskich zostaje tylko rozpacz. Czymkolwiek było życie po życiu, przynajmniej jego siostrę potrafiło zmienić nie do poznania. To co początkowo mogło wydawać się prawdziwym błogosławieństwem, szybko przerodziło się w klątwę. Prawdziwy koszmar, w którym tkwił już za głęboko, by móc w ogóle marzyć o przebudzeniu.

Sprawdził swoją komórkę, ale nie znalazł niczego poza kilkoma nieznanymi i zastrzeżonymi numerami. Prawdopodobnie policja, albo jedna z agencji, która aktualnie zajmuje się prowadzeniem śledztwa. W zasadzie to przypomniało mu o jeszcze jednej rzeczy. Sięgnął po teczkę otrzymaną od Ozyrysa. Pojawiło się kilka dodatkowych stron, ale w większości były to niezbyt istotne informacje. Protokoły z przesłuchań, analiza odcisków buta znalezionych na miejscu zbrodni. Pasowały do ciężkiego wojskowego obuwia, niestety nie były na tyle nietypowe, by stanowić jakikolwiek punkt zaczepienia. Rozczarowany odłożył dokumenty i wyciągnął telefon z kieszeni.

Wpisał numer, który kiedyś wręczył mu Ozyrys. Prawdę powiedziawszy rzadko zdarzało mu się odebrać, ale nawet nieodebrane połączenie było sposobem na danie ojcu znać, że chce z nim pomówić. Niestety głos w słuchawce, który poinformował go o odłączeniu numeru tylko spotęgował zdenerwowanie. Nie był to koniec problemów. Usiłując skontaktować się ze swym przewodnikiem, również nie odniósł żadnego sukcesu.

Pomieszczenie nagle zaczęło wydawać mu się niebywale klaustrofobiczne. Pozbierał wszystkie swoje rzeczy i wyszedł. Potrzebował powietrza, podobnie jak świadomości, że świat nadal funkcjonuje, zupełnie nieświadom tego co dzieje się pod szczelnie przykrywającą wszystko kurtyną. Życie nadal toczyło się w najlepsze. Choć jedna dobra wiadomość.

Dźwięk silnika nieco go uspokoił. Był w ruchu, działał, nie czekał bezradnie na jakikolwiek znak od Ozyrysa, Bastet lub kogokolwiek innego. Już dawno nauczył się, że w tym świecie nikt nie ma zamiaru prowadzić go za rękę. Tu każdy jest niczym miecz przecinający ludzkie ciało. Ten natomiast nie podąża żadną inną drogą, prócz tej którą sam tworzy, rozrywając skórę, mięśnie, kości i wszystko co mają chronić.

Jego pierwszym przystankiem był bar 9 Stripes. Niestety zamknięte drzwi skutecznie go powstrzymały. Dla pewności obszedł jeszcze budynek, szukając wejścia na zaplecze. Te również nie ustąpiły. Czuł, że z tym miejscem wiąże się coś niewidocznego na pierwszy rzut oka, coś niepokojącego. Przez moment myślał nawet nad próbą otworzenia zamka, ale to mogłoby ściągnąć na niego niechciane spojrzenia. Gra nie była warta świeczki.

Wrócił do pojazdu i udał się do Two International Place. Poprzednio nie udało mu się zastać tam ojca, ale kto wie, być może tym razem będzie miał więcej szczęścia. Był już blisko trzy przecznice od swojego celu, kiedy zauważył coś dziwnego. Temperatura spadała i to diametralnie. Nim zaparkował z jego ust przy każdym wydechu wydostawała się para.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=5TJqOHC7ycE[/MEDIA]

To nie wróżyło nic dobrego. Dla pewności wyciągnął z bagażnika swoją kamizelkę. Następnie sprawdził stan amunicji. Wolał nie ryzykować, wchodząc do biurowca bez właściwego przygotowania. Być może i była to siedziba wielkiego Ozyrysa, ale czyż nie byłby to jednocześnie idealny cel dla bestii wysłanych przez tytany?

Okoliczne ulice opustoszały, mógł więc wyciągnąć pistolet bez obaw o wzbudzenie paniki wśród przechodniów. Powoli pchnął drzwi i zniknął we wnętrzu budynku. Zupełnie nieświadom tego, co może czekać go w środku.

Wkroczył na pole walki, to nie ulegało wątpliwości. Wszędzie porozrzucane papiery, zniszczone i poprzewracane meble, gdzieniegdzie nawet dziury w ścianach. Rozejrzał się, ale nie znalazł śladu walczących, choćby i martwych. W zasadzie nawet krwi próżno było szukać. Podobnie jak ognia, śladów działania jakichkolwiek mocy, lub broni, czy wręcz pozostawionych pocisków. Oględzinom poświęcił jeszcze moment i wtedy dokonał kolejnego odkrycia. Znalazł kilka miejsc, wokół których odłamki rozrzucone było we wszystkich kierunkach. Zupełnie jakby coś rozsadziło je od środka. O ile wcześniej mógł mieć wątpliwości, teraz był pewien, że to nie dzieło ludzkich rąk.

Nagle przerwał mu jakiś szmer. Podskoczył, błyskawicznie odwrócił i wycelował. Gdyby mógł zobaczyć się w tej sytuacji. To jak rozszerzają się jego źrenice, jak każde ścięgno sztywnieje niemal jednocześnie powodując, że całe ciało lekko drga.


I nie bez powodu, cały hol zaczęły bowiem wypełniać dziwne, rozmazane sylwetki. Wędrowały bez celu, jakby zupełnie nieświadome jego obecności.
 
Cas jest offline