Mędrcy powiadają, że zmartwienia jednych cieszą innych. W drugą stronę (o czym wiedział każdy mądry człowiek) również to działało.
O tym, że działania Atuara przyniosły pożądany skutek świadczyła nie tylko poprawa stanu kapitana, ale i (a może przede wszystkim) gwałtowna reakcja jego dręczyciela. Statek niemal stanął dęba, uderzenia piorunów głośnym echem rozległy się we wnętrzu niezbyt w sumie wielkiej kapitańskiej kajuty, zaś światło elektrycznych wyładowań przedarło się nawet przez zasłonięte okiennicami okna.
Sylve przytomnie wzniósł się w powietrze, nie chcąc wraz z Atuarem wylądować na jakiejś ścianie. Elissa ustała na nogach bez problemu, pewnie dzięki temu, że nagła zmiana położenia statku przygniotła ją do ściany, o którą się właśnie opierała. Kapłan nie przeleciał przez całą długość kabiny bowiem w ostatniej chwili zdołał chwycić solidnie zbudowane i dobrze przymocowane kapitańskie łoże. I tak poczuł, jak jego nogi suną po podłodze. Gdyby nie dobry chwyt z pewnością nawiązałby bardzo bliski kontakt z Elissą. Ta zapewne byłaby mniej zadowolona.
Zawieszone u sufitu sztormowe lampy zatańczyły w swoich kardanowych zawieszeniach, ale technika zwyciężyła w starciu z furią żywiołów i żadna ani nie spadła, ani nie zgasła.
- Pomóż mi - rzucił Atuar do Elissy, gdy kołysanie nieco zelżało. Sam co prawda zdołałby wciągnąć Lanhisa z powrotem do łóżka, a le z pomocą Elissy powinno iść dużo szybciej, a na dodatek w sposób mniej bolesny dla kapitana. Sylve miał wiele zalet, ale do niektórych zadań po prostu się nie nadawał.
Nie wyglądało na to, by upadek na podłogę wpłynął na Lanthisa w pozytywny sposób. Raczej wprost przeciwnie. Jeszcze jeden, dwa takie upadki...
- Musimy go przywiązać do koi - stwierdził Atuar.
Zapewne kapitan nie byłby zachwycony widząc sposób, a jaki traktowane były jego prześcieradła, ale lepsza była utrata paru metrów kwadratowych płótna, niż - na przykład - życia.
Nie był pewien, czy szept, który dotarł do jego uszu wyszedł z ust leżącego, czy też swą, hmmm, prośbę, przedstawił osobnik, który zesłał na Lanthisa klątwę. Czyżby Atuar aż tak przeszkadzał tamtemu komuś? Może powinien spytać, co dostanie w zamian za spełnienie życzenia, ale, prawdę mówiąc, nawet o tym nie pomyślał.
- Spieprzaj, dziadu - mruknął pod nosem, po czym ponownie spojrzał na kapitana. Chwycił medalion.
- Niech Twórca Chultu obdarzy cię siłą do walki ze złem, które cię dręczy. Niech Ojciec Dinozaurów natchnie cię odwagą i odsunie od ciebie dręczący cię strach.
Na ile błogosławieństwo poskutkowało, tego nie potrafił do końca powiedzieć, ale miał wrażenie, że na twarz Lanthisa wróciła odrobina koloru.
- Rawatan luka serius - mówił dalej, a błękitno-zielona smuga spłynęła z jego placów, gdy używał najsilniejszego ze znanych sobie zaklęć leczniczych.
- Tempat perlindungan - powiedział na koniec, dotykając lekko czoła kapitana. Nie miał pojęcia, czy rzucony przez niego czar sanktuarium zdoła ochronić Lanthisa przed atakującą go istotą, ale w tym momencie nie miał żadnych innych pomysłów. Teraz pozostawało tylko czekać na efekty działania czarów, oraz na reakcję tamtej strony. |