Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2012, 15:25   #119
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mędrcy powiadają, że zmartwienia jednych cieszą innych. W drugą stronę (o czym wiedział każdy mądry człowiek) również to działało.
O tym, że działania Atuara przyniosły pożądany skutek świadczyła nie tylko poprawa stanu kapitana, ale i (a może przede wszystkim) gwałtowna reakcja jego dręczyciela. Statek niemal stanął dęba, uderzenia piorunów głośnym echem rozległy się we wnętrzu niezbyt w sumie wielkiej kapitańskiej kajuty, zaś światło elektrycznych wyładowań przedarło się nawet przez zasłonięte okiennicami okna.
Sylve przytomnie wzniósł się w powietrze, nie chcąc wraz z Atuarem wylądować na jakiejś ścianie. Elissa ustała na nogach bez problemu, pewnie dzięki temu, że nagła zmiana położenia statku przygniotła ją do ściany, o którą się właśnie opierała. Kapłan nie przeleciał przez całą długość kabiny bowiem w ostatniej chwili zdołał chwycić solidnie zbudowane i dobrze przymocowane kapitańskie łoże. I tak poczuł, jak jego nogi suną po podłodze. Gdyby nie dobry chwyt z pewnością nawiązałby bardzo bliski kontakt z Elissą. Ta zapewne byłaby mniej zadowolona.
Zawieszone u sufitu sztormowe lampy zatańczyły w swoich kardanowych zawieszeniach, ale technika zwyciężyła w starciu z furią żywiołów i żadna ani nie spadła, ani nie zgasła.
- Pomóż mi - rzucił Atuar do Elissy, gdy kołysanie nieco zelżało. Sam co prawda zdołałby wciągnąć Lanhisa z powrotem do łóżka, a le z pomocą Elissy powinno iść dużo szybciej, a na dodatek w sposób mniej bolesny dla kapitana. Sylve miał wiele zalet, ale do niektórych zadań po prostu się nie nadawał.
Nie wyglądało na to, by upadek na podłogę wpłynął na Lanthisa w pozytywny sposób. Raczej wprost przeciwnie. Jeszcze jeden, dwa takie upadki...
- Musimy go przywiązać do koi - stwierdził Atuar.
Zapewne kapitan nie byłby zachwycony widząc sposób, a jaki traktowane były jego prześcieradła, ale lepsza była utrata paru metrów kwadratowych płótna, niż - na przykład - życia.

Nie był pewien, czy szept, który dotarł do jego uszu wyszedł z ust leżącego, czy też swą, hmmm, prośbę, przedstawił osobnik, który zesłał na Lanthisa klątwę. Czyżby Atuar aż tak przeszkadzał tamtemu komuś? Może powinien spytać, co dostanie w zamian za spełnienie życzenia, ale, prawdę mówiąc, nawet o tym nie pomyślał.
- Spieprzaj, dziadu - mruknął pod nosem, po czym ponownie spojrzał na kapitana. Chwycił medalion.
- Niech Twórca Chultu obdarzy cię siłą do walki ze złem, które cię dręczy. Niech Ojciec Dinozaurów natchnie cię odwagą i odsunie od ciebie dręczący cię strach.
Na ile błogosławieństwo poskutkowało, tego nie potrafił do końca powiedzieć, ale miał wrażenie, że na twarz Lanthisa wróciła odrobina koloru.
- Rawatan luka serius - mówił dalej, a błękitno-zielona smuga spłynęła z jego placów, gdy używał najsilniejszego ze znanych sobie zaklęć leczniczych.
- Tempat perlindungan - powiedział na koniec, dotykając lekko czoła kapitana. Nie miał pojęcia, czy rzucony przez niego czar sanktuarium zdoła ochronić Lanthisa przed atakującą go istotą, ale w tym momencie nie miał żadnych innych pomysłów. Teraz pozostawało tylko czekać na efekty działania czarów, oraz na reakcję tamtej strony.
 
Kerm jest offline