Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-04-2012, 16:32   #111
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
Wpatrywanie się w morze było nużącym zajęciem. Marynarz, z którym Chui trzymała wartę do rozmownych nie należał, a i elfka nie zaczynała dyskusji. Nieopodal grzecznie bawiła się Papusza czasem zaczepiając swoją opiekunkę. Teraz dużo bardziej przypominała zwykłe dziecko. Trochę samotne i zagubione, ale jednak dziecko – istotę potrafiącą cieszyć się drobnymi przyjemnościami, która potrafi czerpać radość z zabawy zwykłą lalką z liny.

Czy taki ktoś mógł być zły? Jak dobrze pójdzie, to mała może stać się na statku pupilką. Już Bahadur, ten na pozór poważny i groźny mężczyzna, próbował wkupić się w łaski dziewczynki. – elfka uśmiechnęła się na wspomnienie wcześniejszych wygłupów mężczyzny, który nie zważając na możliwość utraty części autorytetu, który ostatnio zyskał, próbował rozśmieszyć pozostawioną pod jego opieką Papuszę. Długoucha całą scenę obserwowała kątem oka, lecz zajęta rozmową z kapłanem nie dawała po sobie tego poznać. Tylko odbierając dziewczynkę mrugnęła do rozpłaszczonego na pokładzie, po nieudanej akrobacji, Bahadura. Musiała przyznać, że ten oschły mężczyzna robił na niej coraz lepsze wrażenie. W końcu nie taki diabeł straszny…

Godziny wlekły się niemiłosiernie. Morze z każdej strony wyglądało tak samo, a mgła kłębiąca się tuż nad jego powierzchnią była bardziej niż denerwująca. W pewnym momencie dziewczynka zemdlała. Nic wcześniej nie wskazywało na to, że jest z nią coś nie tak – żadnych objawów chorobowych czy oznak osłabienia. Chui natychmiast dopadła do niej i próbowała ją delikatnie ocucić.

- Medyka! - zawołała. – Pomocy, niech ktoś wezwie medyka!

Zanim ktoś zdążył zareagować, dziewczynka odzyskała przytomność, więc nie było potrzeby niepokoić medyka. Elfka próbowała uspokoić przerażoną dziewczynkę zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że Atuar właśnie próbuje zatamować krew kapiącą mu z nosa. Przez kolejną część warty Chui bardziej zwracała uwagę na Papuszę, by bezzwłocznie zareagować, gdyby sytuacja się powtórzyła. Mała stała się cichsza i spokojniejsza, ale elfka przypisywała to osłabieniem.

***

Po dostrzeżeniu wyspy elfka ponownie przyklękła przy Papuszy i delikatnie uniosła jej brodę, by mała spojrzała jej w oczy.
- No już, nie płacz. Nikt nie chce cię oddać G... - Elfka się zawahała, pomna prośbie Papuszy, by nie wypowiadać na głos tego imienia – Jemu. - dokończyła.
Chui przytuliła dziewczynkę.
- Już dobrze, nie pozwolę ci zrobić krzywdy - szepnęła Chui kołysząc się delikatnie z małą, lecz ta widocznie na powrót zamknęła się w sobie.
- Jesteś pewna, że to twoja wyspa? – podjęła po chwili długoucha. - Jeśli chcesz, to możemy zostać na statku. - Chui chciała wyraźnie dać małej do zrozumienia, że nie zostawi jej samej.
Papusza skinieniem głowy odpowiedziała na pytanie. Na stwierdzenie, żeby zostać na okręcie dziewczynka z lekkim uśmiechem wtuliła się w Chui i uścisnęła ją mocno. Trwały tak przez chwilę. Elfka domyślała się, że zejście na wyspę jest nieuniknione - chociażby po to, żeby dowiedzieć się, gdzie dokładnie się znajdują. Chciała jednak w jakikolwiek sposób ostrzec innych przed czyhającym na nich niebezpieczeństwem, a do tego potrzebowała informacji.

- Dobrze, zostaniemy - powiedziała elfka, głaszcząc małą po głowie. - Musisz mi jednak powiedzieć czego należy się wystrzegać na wyspie, jak wygląda ten, którego tak się boisz i czy też potrafi robić jakieś niezwykłe rzeczy. Czy tak jak ty widzi serca innych, potrafi rzucać czary, może umie coś innego? - doprecyzowała.
Papusza popatrzyła na nią i przez chwilę milczała. W końcu szepnęła.
- On wszystko widzi.
- Nawet to, co się dzieje tutaj? - spytała Chui.
- Wszystko - dodała z lękiem - On tu rządzi.
Elfka westchnęła w duchu.
- A umie zgadnąć, co każdy myśli? - Nie była pewna czy mała zrozumie, o co by jej chodziło z “czytaniem myśli”, więc zadała pytanie w inny sposób.
- Chyba tak - Papusza cały czas szeptała i była bardzo spięta.
- Jak wygląda? - Długoucha powtórzyła wcześniejsze pytanie.
- Nie wiem - Papusza była bardzo zdziwiona takim pytaniem - On po prostu jest.
Ta odpowiedź zbiła kobietę z tropu... Dlaczego mała nie potrafiła powiedzieć jak wygląda ktoś, kto wyrzucił ją z wyspy?
- Nigdy go nie widziałaś? Nie jest człowiekiem, elfem? - dopytywała Chui.
- Widziałam - odparła Papusza - Ale on po prostu jest. Rządzi wioską i... no jest, po prostu jest.
- Czy inni mieszkańcy wyspy są tak samo źli jak on? - Elfka była ciekawa czy magowie zrozumieją coś więcej z poprzedniej odpowiedzi dziewczynki.
- Niektórzy tak...ale nie wszyscy.
- A jak traktują obcych?
- Obcych? - dziewczynka zdawała się nie rozumieć, co elfka ma na myśli.
- Hmm... Żeglarzy, którzy przypływają na wyspę. Tak jak my - wyjaśniła Chui.
- Przed wami nigdy tutaj nikt nie przypłynął.
- Nikt? Nigdy?
Papusza potwierdziła skinieniem głowy.
- Czy moi przyjaciele powinni się obawiać kogoś, poza tym, który rządzi wyspą? A może czegoś? - Szarooka zadała kolejne pytanie.
Mała na te słowa Chui w momencie zalała się łzami. Kucnęła przy burcie i szlochała.
- Czyli mnie oddasz? Nie kochasz mnie! - krzyczała dziewczynka.
Czui podeszła do dziewczynki i delikatnie odwróciła ją do siebie.
- Przecież ci obiecałam, że cię nie oddam - powiedziała, zraniona podejrzeniem małej.
- To po co płyniecie na wyspę, co? Żeby powiedzieć mu o mnie i mnie oddać.
- Nie. Zabłądziliśmy i płyniemy tam po to, żeby dowiedzieć się gdzie jesteśmy - odparła kobieta. - Chcemy wrócić do domu...
Tłumaczenia elfki były najwyraźniej za trudne dla Papuszy, a może po prostu przestała jej ufać. Jaka by nie była prawda, dziewczynka po prostu milczała.
- Pamiętasz jak na tamtym statku obiecałam, że cię z sobą zabiorę? - spytała. - Wtedy nie skłamałam. Teraz też tego nie robię. Będę cię bronić przed nim i nie pozwolę innym mu cię oddać!
- Obiecujesz? - spytała Papusza ocierając łzy.
- Obiecuję - zapewniła Chui.
Mała podniosła się z podłogi i rzuciła się na elfkę tuląc się do niej i całując.
- Kocham cię Chui - szepnęła je do ucha.
- Ja ciebie też. To jak, pomożesz mi w niezwykle ważnej misji pomocy przyjaciołom, żebym mogła wrócić do domu? - Gdy elfka była młodsza, takie coś na nią działało. Czuła się wtedy niezwykle ważna.
Papusza popatrzyła na elfkę lekko zdziwiona, ale po namyśle powiedziała:
- A co miałabym zrobić?
- Najpierw powiedzieć mi czy kogoś jeszcze się bać, a potem, i to jest dużo ważniejsze zadanie, obronić mnie tu - na statku, dobrze? Z twoją pomocą, ani tobie, ani mnie nic się nie stanie.
Papusza zamyśliła się na chwilę, a potem rzekła:
- Nie wolno chodzić do lasu. Tam mieszkają złe stwory.
- Dobrze, ostrzegę ich, żeby nie chodzili tam. Coś jeszcze sobie przypominasz?
Mała pokręciła głową:
- To chyba wszystko. W czasie pełni nie można jeszcze wychodzić z domu, ale teraz nie ma pełni.
- Dziękuję, że mi to wszystko powiedziałaś. Chodź, ostrzeżemy resztę - bez nich nie uda mi się wrócić do domu - a potem pójdziemy poprosić kuka o jakiś przysmak. Co ty na to?
- Dobrze - odparła Papusza.

Elfka wiedziała, że takie „przesłuchania” nie poprawiają jej relacji z dziewczynką, lecz pewne kroki trzeba było podjąć, by mieć szansę na bezpieczne opuszczenie tego miejsca. Chui skierowała się z małą w stronę Bahadura, który już krzyczał na majtków, by sprowadzili jego towarzyszy.

***

Po naradzie dziewczyny poszły do mesy na obiecaną przekąskę. Także i tym razem nie miały problemu z otrzymaniem tego, o co prosiły. Po powrocie na pokład, elfka ustawiła się koło burty i wypatrywała najmniejszej oznaki niebezpieczeństwa. Trochę niewygodnie jej było z Papuszą uczepioną kurczowo jej nogi, ale nie miała serca prosić jej, by ją puściła. Nie gdy było w miarę spokojnie. Swój łuk trzymała w pogotowiu. Wszystkie nerwy miała napięte. Jej wyczulone na każdy szczegół oczy i potrafiące wychwycić najlżejszy szmer uszy, były jej teraz bardzo pomocne. W powietrzu czuć było zdenerwowanie wszystkich na statku. Jedyne, co mogli zrobić, to czekać…

Na wiadomość o słudze Grigoriego elfka złapała Papuszę za dłoń. Jeśli ktoś tak niebezpieczny był tu obecny, to nie było nawet mowy, by szarooka traciła cenny czas na wypytanie dziewczynki, a dopiero później poinformowała o tym resztę. Co więcej, bosman wiedział, jakie informacje mogą być najbardziej przydatne. Teraz liczyła się każda sekunda.
- Chodź, musimy o tym komuś powiedzieć – Elfka zwróciła się do małej. – Razem uda nam się ciebie obronić.

Chui skierowała się w stronę bosmana, od którego dopiero co odszedł Ralf. Jeszcze zanim doszły do Ragara, na pokładzie został ogłoszony alarm.
- Mamy gościa – poinformowała bez zbędnych wstępów bosmana, będąc na tyle blisko, by nie siać dodatkowej paniki wśród załogi. Chui zwróciła się do Papuszy, trącając ją delikatnie i kładąc dłonie na jej ramiona, by dodać małej odwagi. – Powiesz nam coś więcej o nim? Proszę.
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline  
Stary 19-04-2012, 19:28   #112
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=RaDNWmPfwes&feature=youtu.be[/MEDIA]

Kropelki potu osadziły się na jej czole, oddech stał się ciężki i nieregularny a ręce zdawały się płonąc żywym ogniem. Regularne uderzenia wioseł o wodę były jednak w tej chwili jedynym punktem odniesienia w tej... rzeczywistości ? Tylko one przekonywały tropicielkę, że nie unoszą się w swojej przyszłej trumnie pośród obłoków siwej mgły. Wyspa zdawała się unosić to opadać, gdzieś nad ramieniem Ashraka siedzącego przodem to swej siostry.
- Kiedy będzie po wszystkim, klnę się na imię naszego ojca, sama poderżnę gardło temu zafajdanemu elfiemu kuglarzowi... - sapnęła pod nosem złowrogo.- Tego spasłego, brodatego kozojebcę wrzucę do rondla i będę wsłuchiwała się jak nawołuje matkę, kiedy mięso zacznie odchodzić od jego kości... A tego pierdolonego karła powieszę za żebro i pozwolę aby nakarmiły się nim ptaki.

W końcu dno łodzi otarło się o nabrzeże, na co tropicielka puściła wiosła i dała susa za burtę. Zimna woda sięgała jej pod kolana, po długich minutach spędzonych na wymachiwaniu wiosłami jej dotyk był jednak kojący. Szybko zanurzyła w niej dłoni i chlusnęła sobie na twarz. Następnie dokładnie zlustrowała brzeg... Czysto. Zarośla gdzieś przed nimi szumiały spokojnie uderzane morskim wiatrem, zaś plaża nie zdawała się nosić znamion częstych wizyt mieszkańców. Przynajmniej pozornie.
- Wyciągamy ją. - rozkazał druid wskakując do wody, na co Noa skrzywiła się lekko. Palenie w mięśniach jeszcze nie ustało a serce zdawało się szukać drogi ucieczki z jej ciała... Targanie na brzeg łodzi wszak do najlżejszych zadań nie należy.
Nie to było jednak najgorsze. Tropicielce cały czas towarzyszyło dziwne uczucie, graniczące z lękiem. Coś cały czas krzyczało w jej głowie "nie odwracaj się plecami" , "nie spuszczaj z nich oka". Głos zwiastujący niebezpieczeństwo.
Pchnęli wspólnie a łódź, szorując głośno o żwirowate dno posunęła się do przodu. Kilka żałosnych jęknięć i siarczystych przekleństw później ich szalupa znajdowała się już bezpieczna na brzegu. Rodzeństwo również zadbało o jej odpowiednie zamaskowanie używając do tego gałęzi, wyrwanego z runa mchu i innych badyli.

Po wszystkim Noa przyklęknęła na jednym kolanie i wyszeptała w ojczystym dialekcie słowa prostego zaklęcia. Wyciągnęła przy tym ramię dotykając ziemi, a następnie rozsmarowała odrobinę piasku na swym czole. Półprzeźroczysta powłoka pokryła jej skórę, po czym przybrała maść zgodną z otaczającym kobietę w tym momencie krajobrazem.
Tropicielka chwyciła za łuk i naciągnęła na jego cięciwę strzałę. Postanowiła w ten sposób przemierzać teren, gdyż głos gdzieś w jej wnętrzu nawet na chwilę nie ucichł. Czegokolwiek by nie spotkali możliwość ugodzenia tego zatrutą strzałą budowało pewne poczucie bezpieczeństwa.
- Popatrz.- Ashrak skinął podbródkiem na las gdzieś po ich lewej stronie. Nad korony drzew unosiło się kilka słupów dymu, najprawdopodobniej z wioski, o której wspominano jeszcze na pokładzie Gryfa.
Noa przeciągnęła spojrzeniem od wioski, aż do miejsca, w którym obecnie się znajdowali. Odległość była znaczna, jednak pozwalająca dostrzec. Tuż przed nimi znajdował się zarys dziwnego, wysokiego obiektu przypominającego na pierwszy rzut oka posąg.
- Wioską zajmą się pozostali. Sprawdźmy najpierw co to za draństwo. - nie czekając na reakcje druida, ruszyła w kierunku zarośli. Jej przez cały czas czujne oczy lustrowały okolicę. Poruszała się powoli, uginając kolana i przez cały czas wyszukując tropów większych zwierząt czy tubylców. Starała się również zachowywać jak najciszej... "Czort wie co zrobią tutejsi na widok szwendających się po lesie obcych". Dobrze wiedziała co zrobiło by z takimi osobnikami jej plemię... A to zapewne zmusiłoby ją do błagania. Błagania o śmierć, rzecz jasna.

W końcu zarośla przemieniły się w płaski, niemal napewno wyrównany ręką człowieka teren porośnięty jedynie przez trawy. Gdzieś dalej przed nimi wznosił się wykonany z czarnego kamienia, wysoki posąg o dziwacznym, wzmagającym w Noi uczucie niepokoju kształcie.

Kobieta czuła że paskudne ślepia wpatrują się w nią. Jak ciężkie spojrzenie upada na jej grzbiet pomimo zaklęcia kamuflującego, użytego kilka chwil temu.
- Bracie... Co...co to do cholery jest ? - wydukała, a druid nie tracąc czasu zajął się inkantowaniem zaklęcia.
W tym czasie Noa zbliżyła się nieco do statuy, lustrując teren dookoła niej. Nikt nie stawia ot tak na środku lasu wielkiego posągu, zatem pierwszą myślą jaka przyszła do jej głowy był pewnego rodzaju kult lub miejsce rytuału. Jednak poza wyrównanym terenem i wykarczowanymi dookoła zaroślami trudno było zauważyć w tym miejscu częstszą działalność człowieka.
Drgnęła lekko, kiedy jej oczom ukazał się las gdzieś w dali za posągiem. Raz po raz rozświetlały się w nim co chwilę dziesiątki lśniących punktów. "Aby to miejsce było jeszcze bardziej dziwne, tubylcy musieliby srać bursztynem..."

- W posągu drzemie silna magia, siostro.- przemówił niespodziewanie druid poważnym tonem. - Coś albo ktoś został w nim zaklęty. Czuję niemal namacalną obecność.
- Chcesz mi powiedzieć, że coś zrobiło sobie z tego obesranego przez ptaki głazu domostwo ?

Druid pokiwał przecząco głową.
- Myślę, że to jedynie czyjeś narzędzie.
Noa przeniosła niespiesznie spojrzenie z Ashraka na czarny posąg.
- W takim razie sprawdźmy kto jest naszym małym podglądaczem...
Wzięła głęboki oddech i naprężyła mięśnie, po czym skierowała swoje kroki pod posąg. Mrużąc oczy, tak jakby obawiała się, iż niebo za sekundę spadnie jej na głowę wyciągnęła ramię w jego kierunku.

Tropicielka drgnęła lekko czując tętniącą w kamieniu magiczną moc. Jakby nie dowierzając uniosła spojrzenie na głowę posągu, którego oczy w tej chwili się rozchyliły. Zerknęła niepewnie na stojącego za jej plecami Ashraka, po czym przemówiła:
- Zwe się Noa Akish, sługo czarnego kamienia. - spauzowała zdezorientowana sytuacją - Czy sił Ci starcza aby przemówic do istot zza wielu mórz, przybyłych do Twej mglistej krainy ?
Cisza panująca wokół wydawała się wręcz namacalna. Otulająca wszystko gęsta mgła pełzała już nie tylko na wysokości kostek, ale w pobliżu posągu sięgała do piersi. Długie sekundy zdawały się trwać wiecznie.
W końcu gdzieś w oddali rozległ się dźwięk grzmotu. Niebo nadal jednak było pogodne, choć zamglone. Ledwo wybrzmiał odgłos burzy, powietrzę wypełnił kolejny niespodziewany i tym razem o wiele dziwniejszy odgłos.
- Won! - wydobyło się z kamiennych ust. Głos ten był niczym odgłos spadającej kamiennej lawiny. Na dźwięk tego głosy rodzeństwo, aż drgnęło.
- To prośba, rada czy groźba … ? - mruknęła pod nosem kobieta, zerkając na swego brata.
- Chwilowo jesteśmy na siebie skazani... Kamienna istoto. Chyba że sprecyzujesz swą myśl i bardziej konkretnie określisz jak ktoś ze statkiem w szybki sposób może się stąd... wynieść ? - uśmiechnęła się wrednie.
Niesamowity głos wydobywający się z kamiennych ust nie zrobił na Noi wrażenia, a może tak tylko udawała. Jej ironiczne poczucie humoru najwyraźniej nie spodobało się kamiennej postaci, gdyż ta się już nie odezwała. Niejako w zamian w oddali znowu odezwał się grzmot zbliżającej się burzy.
“Pierdolona kuweta dla ptactwa...” warknęła w myślach kobieta, kiedy całą okolicę przeszyło uderzenie gromu.
Ashrak pociągnął siostrę za ramię i gestem ręki nakazał spojrzeć w kierunku pobliskiego lasu. Błędne ogniki które widzieli już wcześniej, teraz wyraźnie zwiększyły swoją aktywność.
- Lepiej się stąd wynośmy. - szepnął.
- Musimy poszukać schronienia... - mruknęła niezadowolona z nadchodzącej burzy- Nie jest mądrym pomysłem biegac po lesie, kiedy szaleją błyskawice.
Skierowała swoje spojrzenie na ogniki błyskające w lesie, gdzieś dalej.
- Będziemy trzymac sie bliżej brzegu. Woda ściagnie na siebie gniew niebios. Ruszamy...- wskazała podbródkiem kierunek przeciwny zarysowi wioski. - A do Ciebie kolego... jeszcze wrócimy. Więc nie śmiej się, bo jeszcze Ci ta kamienna buźka popęka...
Noa być może spodziewała się, że jej cięta riposta rozłości kogoś kto kierował ustami kamiennego posągu. Tak się jednak nie stało i jedynie kolejny grzmot wypełnił przestrzeń.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 20-04-2012, 18:24   #113
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Świat jaki otaczał załogę “Czarnego Gryfa” był obcy i bardzo niebezpieczny. Brak wiedzy o tym miejscu sprawiał, że nawet najbłahsze spotkanie, czy zjawisko urastało do rangi mistycznej tajemnicy.
Najemnicy rozdzielili się, by szybciej zbadać wyspę i to co się na niej kryje.

Atuar, Chui, Sylve
Gęste czarne chmury, które gromadziły się na horyzoncie rosły z każdą kolejną minutą. Wraz z nimi zaczęło się robić coraz ciemniej, a na dodatek zaczął wiać coraz silniejszy wiatr. Ostre podmuchy, zimnego, porywistego wiatru sprawiały, że morze zaczęło mocno kołysać galeonem.
Marynarze zgromadzenie na pokładzie z lękiem i obawą wpatrywali się w ciemniejące niebo. Ich zasępione miny pokazywały, że bardzo obawiają się zbliżającego się żywiołu.
Ragar i Ralf krążyli nerwowo po pokładzie i także wpatrywali się w horyzont. Co kilka chwil przystawali i wymieniali kilka zdań. Poza jednak tym, co zostało zrobione niewiele więcej można było uczynić. Załoga była w pogotowiu, okręt przygotowany na atak żywiołu. Pozostawało tylko czekać i mieć nadzieję, że bogowie będą łaskawi.
Atmosfera niepewności i strachu panująca na okręcie była aż gęsta. Wszyscy przygotowywali się na najgorsze.

Chui
Elfka podeszła do stojących na dziobie bosmana i kuka i w krótkich słowach opowiedziała im o kolejny niebezpieczeństwie.
– Powiesz nam coś więcej o nim? Proszę. - zwróciła się do Papuszy, trącając ją delikatnie i kładąc dłonie na jej ramiona, by dodać małej odwagi.
Dziewczynka popatrzyła najpierw na swoją opiekunkę, a później na kuka i bosmana. Przez długą chwilę milczała, jakby się zastanawiała co powiedzieć.
- On wysłał swoje sługi. - szepnęła w końcu Papusza. By ją usłyszeć cała trójka dorosłych musiała się pochylić - Latające potwory, o czarnych skrzydłach i wielkich dziobach. Krążą nad nami i czekają.
- Na co? - spytał się Ragar.
- Na rozkaz do ataku. - odpowiedziała dziewczynka.
Dokładnie w tym samym momencie z ciemno szarego nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu.
- Gdzie one są? - spytał kuk.
- Krążą nad nami - powtórzyła Papusza.
Bosman i kuk spojrzeli w niebo i zaczęli wypatrywać potencjalnego niebezpieczeństwa. Ich miny świadczyły, że poważnie potraktowali ostrzeżenie.
- A czy ty je widzisz? - spytał Ragar.
- Nie, ale czuję. Nie widać, ich bo - wypowiedziała bez słów imię budzące grozę - nie chce, by je było widać.
- Rozumiem - mruknął bosman - Dziękuję Chui. Zabierz dziewczynkę w bezpieczne miejsce, a jeżeli cokolwiek jeszcze powie informuj mnie.
Thort odszedł od elfki i kuka i wszedł na pobliską skrzynię.
- Uwaga chłopy! - ryknął - Dobyć broń! Bądźcie w pogotowiu! Nad nami krąży jakieś niewidzialne cholerstwo. Bądźcie czujni! Sylve do mnie!

Sylve
Gdy smok podleciał do bosmana, ten spojrzał na niego surowo i szorstkim głosem powiedział:
- Ponoć znasz się na magii. Spróbuj wykryć te cholerne niewidzialne stwory. Jeżeli ta mała je czuje, to ty powinieneś je zobaczyć. Weź ze sobą ze dwóch ludzi i leć na bocianie gniazdo. Spróbuj wypatrzeć te cholerne maszkarony. Wierzę w ciebie. - dodał już ciszej bosman, po czym oddalił się od smoka.

Atuar
Kapłan cały czas pełnił służbę przy kapitańskim łóżku. Stan Lanthisa wyraźnie się pogorszył i ataki przybrały na sile. Ciałem elfa targała gorączka i silne spazmy. Ból wykręcał jego ręce i nogi, a na twarzy pojawiały się grymasy bólu.
Kapłan ograniczał się na razie do doraźnej pomocy. Wszelkie zioła i eliksiry, jakimi dysponował Atuar przynosiły ulgę tylko na chwilę. Kapłan wiedział, że w ten sposób nie pokona choroby, która trawiła ciało kapitana.
Elissa i medyk przyglądali się bezradnie tym działaniom z boku. Nawigatorka chodziła nerwowo od ściany do ściany. Medyk z przerażoną miną siedział u wezgłowia kapitańskiego łóżka i co jakiś czas zmieniał odkłady.
Minuty mijały, a stan dowódcy “Czarnego Gryfa” tylko się pogarszał
Okręt kołysał się coraz mocniej, a gwizd porywistego wiatru mieszał się z jękami kapitana.
Nagły błysk przeszył niebo, a po chwili potężny grzmot zagłuszył wszystko. Kapłanowi zdawało się, że w tej jednej sekundzie usłyszał czyjś głos, szepczący mu do ucha.
- Wydaj go, wydaj...
Gdy grzmot wybrzmiał Atuar słyszał jedynie dziwne dzwonienie w uszach.


Noa, Ashrak
Rodzeństwo w obawie przed burzą oddaliło się od kamiennego posągu. Ruszyli wzdłuż wybrzeża na poszukiwanie jakiegoś schronienia i by lepiej poznać wyspę. Jak się szybko okazało piaszczyste plaże na wyspie były wyjątkiem. W większości przybrzeżny teren był skalisty i trudno dostępny. Liczne urwiska i klify praktycznie uniemożliwiały dostęp do wyspy. Idąc wzdłuż brzegu Noa i Ashrak obserwowali gromadzące się na horyzoncie chmury. Wyglądało na to, że burza jaka się zbliżała była naprawdę potężna. Kolejne grzmoty świadczyły tylko o tym, jak szybko żywioł zbliża się do wyspy. Coraz silniejszy wiatr gnał czarne chmury w kierunku lądu.
Rodzeństwo mimo, że z każdym krokiem oddalało się od kamiennego posągu nadal czuło na sobie jego przeszywające spojrzenie.
Po około kwadransie marszu dotarli w pobliże kolejnej niewielkiej, piaszczystej plaży. Tym razem ku ich zaskoczeniu nie była ona pusta.
Dwóch rosłych mężczyzn ciągnęło po piasku łódź. Kilka innych stało ustawionych kilka metrów dalej. Wszystkie wywrócone były do góry dnem, a leżące obok zwoje sieci wskazywały, że to rodzaj rybackiej przystani. Muskularni mężczyźni przykuli uwagę rodzeństwa, gdyż żadne z nich nie widziało wcześniej takiej rasy. Na pierwszy rzut oka przypominali oni półorki, ale mieli też dużo cech ludzkiej rasy. Na dodatek każdy z nich miał w sobie coś co wskazywało na jakąś skazę lub chorobę. Nienaturalnie długie ręce, przerośnięte mięśnie i nogi, których stawy wyginały się pod dziwnym kątem. Mimo niewątpliwej siły fizycznej, poruszali się niezdarnie i wolno.
Ciągnęli łódź w kierunku pobliskiej groty. Najwyraźniej oni też obawiali się burzy i w ten sposób zabezpieczali swój dobytek.
Pieczę nad wszystkim miała stojąca lekko z boku wysoka kobieta o długich czarnych włosach, które rozwiewał wiatr. Należała ona zdecydowanie do rasy elfów o czym świadczyła jej nieprzeciętna uroda i wdzięk widoczny w najmniejszym jej ruchu. Ubrana była w powłóczystą czarna suknię z lśniącego materiału. Ze spokojem i obserwowała burzę i pracujących mężczyzn.
Noa i Ashrak obserwowali całą scenę, gdy z nieba spadły pierwsze krople deszczu.
- Pospieszcie się - zawołała elfka - Burza będzie tutaj lada chwila.



Bahadur, Yagar, Fortney, Courynn
Wyprawa na wyspę zakończyła się całkowitą klęską. Poza niewielką ilością informacji o Grigorim, grupa zwiadowcza nie dowiedziała się nic więcej. Wyspa nadal pozostała tajemnicą.
Potwierdziły się natomiast twierdzenia Ragara, że ludzie w tym świecie sa bardzo zabobonni, nieufni i niegościnni.
Bahadur dowodzący grupą postanowił, że nie ma sensu grozić, ani wszczynać burdy z miejscowymi. Lepiej było poczekać i w razie konieczności uderzyć z zaskoczenia. Tym bardziej, że przecież wysłali drugą grupę zwiadowców. Może Noa i Ashrak będą mieli więcej szczęścia i zdobędą więcej informacji o wyspie i jej mieszkańcach.
Zrzucono więc ponownie szalupę na wodę i skierowano się z powrotem ku “Gryfowi”
Ciemniejące coraz szybciej niebo nie było dobrym znakiem. Porywisty wiatr i kołyszące się coraz bardziej może znacznie utrudniało wiosłowanie. Nawet Courynn, który z morzem był obyty miał problemy, by utrzymać równe tempo wiosłowania.
Kolejne grzmoty i rozbłyski pokazywały wszystkim, jak szybko burza zbliża się do lądu.
Gdy pierwsze krople deszczu spadły z nieba, szalupa była dopiero w połowie drogi na okręt. Marynarze robili co mogli, by przyspieszyć, ale coraz większe fale skutecznie im to utrudniały.
Nagle powietrze przeszył krzyk bólu. Yagar spadł z ławki pchnięty przez Fortney’a, który zaczął nagle wznosić się w górze krzycząc na całe gardło. Bahadur odwrócił się i ujrzał jak jednoręki szermierz jest unoszony przez jakąś niewidzialną siłę.
Fortney szamotał się i krzyczał z bólu. Próbował dobyć broni, ale unosząca go istota była zbyt silna. Caliszyta, jak i reszta załogio szalupy obserwowała jak niewidzialne monstrum rozrywa jednorękiego szermierze. Kolejne rany pojawiały się na jego ciele znacząc jej krwawymi śladami. Na koniec stwór rozerwał gardło mężczyzny. Krew trysnęła z przebitej tętnicy niczym krwawa fontanna. Groteskowy widok podrygującego w powietrzu mężczyzny budził lęk i grozę. Niewidzialny stwór skończywszy swoje dzieło, puścił pozbawione życia truchło wprost w morską kipiel. Marynarze nie potrzebowali ponagleń Bahadura, by wiedzieć co trzeba robić. Z całych sił chwycili za wiosła i przełamując wzburzone fale płynęli w kierunku okrętu.
“Gryf” majaczył już w oparach mgły i wydawało się, że jest na wyciągnięcie ręki. Na domiar złego z pokładu okrętu także dało się słyszeć krzyki i odgłosy walki.



Atuar, Chui, Sylve

Krzyk nadszedł niespodziewanie od strony dziobu, przerywając nerwowe oczekiwanie. Wśród zawodzącego, porywistego wiatru brzmiał on przerażająco. Na dodatek marynarze nie wiedzieli co ich zaatakowało. Jeden z ich towarzyszy został po prostu porwany w górę i rozszarpany na ich oczach. Rany pojawiały się na jego ciele, ale nikt nie widział sprawcy cierpienia ich towarzysza. Marynarz szamotał się próbując bronić, ale niewidzialny agresor był od niego o wiele silniejszy. Konający mężczyzna wydobył swojej ostatnie tchnienie w momencie, gdy stwór przebił mu tętnicę szyjną. Krew wystrzeliła w górę niczym groteskowa fontanna. Po chwili truchło matrosa wylądowało w spienionych wodach.
- Zebrać się w grupy - ryknął Ragar - Stanąć do siebie plecami. Oczy dookoła głowy.
Marynarze błyskawicznie zaczęli wykonywać rozkaz bosmana.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 21-04-2012, 23:37   #114
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
- Dziękuję, że nas ostrzegłaś – Chui zwróciła się do dziewczynki, gdy odeszły kawałek od bosmana.
Papusza nie odpowiedziała. Elfkę trochę zdziwiło, że mała jest bardzo spokojna. Zwłaszcza w tych okolicznościach. Teraz jednak miała większe zmartwienia niż teoretycznie nietypowe zachowanie dziewczynki. Było to zdecydowanie lepsze, niż gdyby wpadła w panikę.

Już były przy zejściu prowadzącym pod pokład, gdy rozległ się krzyk. Chui instynktownie wskoczyła przed dziewczynkę, by stanąć między nią, a potencjalnym zagrożeniem. Rozejrzała się nerwowo w poszukiwaniu napastnika, lecz nigdzie nie dostrzegła śladów walki. Kątem oka wychwyciła powiększającą się kałużę krwi na pokładzie. Spojrzała w górę i zobaczyła marynarza, który był groteskowo rozszarpywany przez… nic.

To musi być to niewidzialne dziadostwo, o którym wspominał Courynn – przemknęło jej przez myśl, gdy sięgała po łuk. Sprawnymi ruchami wyjęła strzałę z kołczanu. Dmuchnięciem odgarnęła niesforny kosmyk, który opadł jej na oczy. Szybko nałożyła strzałę na cięciwę i, celując minimalnie powyżej marynarza, by nie zrobić mu jeszcze większej krzywdy, wystrzeliła. Niestety dla matrosa było już za późno. Jeszcze zanim strzała dotarła do celu, potwór wykonał ostateczny cios, pozbawiając go życia.

Ponurą satysfakcję sprawił elfce widok strzały, która zawisła w powietrzu i dźwięk jęku bólu, który rozległ się z miejsca masakry. Potwór wypuścił to, co zostało z marynarza i zmaterializował się.


Teraz Chui nabrała pewności, że był to ten sam stwór, który niepokoił ich wcześniej. Jego wygląd zgadzał się z tym, jak opisywał go ich towarzysz. Potwór praktycznie natychmiast odleciał kawałek. Elfka nigdy na taką odległość nie strzelała i nie chciała ryzykować utraty strzały nadaremno.

- Zebrać się w grupy - ryknął Ragar – Stanąć do siebie plecami. Oczy dookoła głowy.

Chui podniosła Papuszę, usadziła na biodrze i pobiegła w stronę najbliższej grupy marynarzy. Elfka postawiła dziewczynkę w środku formującego się okręgu. Może nie był to najlepszy z jej pomysłów, ale kobieta doszła do wniosku, że łatwiej będzie chronić małą na pokładzie niż gdyby miała się sama zmierzyć z przeciwnikiem pod nim. Poza tym, tu mogła się na coś przydać.

- Chwyć mnie za nogawkę i nie puszczaj, chyba że sama cię o to poproszę, dobrze? – spytała, a właściwie poleciła, Papuszy. – Czy wiesz, gdzie dokładnie są te istoty? – zwróciła się do dziewczynki, nie licząc za bardzo na pozytywną odpowiedź.
Mała w odpowiedzi wskazała rączką cztery miejsca – po dwa z każdej burty.

Elfka przykucnęła, by mieć lepszą perspektywę i zwiększyć szansę na trafienie w niewidzialną istotę. Spojrzała uważnie w miejsce, które wskazywała Papusza. Po raz drugi naciągnęła cięciwę i w momencie jej puszczania, krzyknęła głośno, by każdy ją słyszał:

- Są jeszcze cztery. Po dwa na każdej burcie!
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline  
Stary 24-04-2012, 12:20   #115
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Grigori... Yagar się chyba mylił. Albo był większym kawałkiem skurwysyna, niż się spodziewali. Tak czy inaczej, raczej nie był to krukogryf – to podejrzenie zarzucił już wcześniej. Bo niby czemu krukogryf miał czekać z atakiem, aż uporządkują swoje sprawy na wyspie...!? Więc... Grigori pewnie. Grigori, co do którego prawie nic nie wiedzieli... oprócz tego, że mieszkańcy wierzyli, że istota ta może im porachować kości. Tego zaś sprawdzać nie chciał, zwłaszcza, że nie mieli aż tak dobrego motywu do eksploracji wysp – zwłaszcza, że najwyraźniej „coś”, co w dziewczynce siedziało, było spoza wyspy.

Założył, że Grigori nie zaatakuje ich, jeśli opuszczą wyspę. I – jak widać – pomylił się. W każdym razie, atak nadszedł szybko – stwór porwał Fortneya, zanim ów zdołał zareagować i męczył go na widoku całej załogi.

- Nie siedź tak – caliszyta błyskawicznie syknął do maga, dobywając broni – Usmaż potwora, póki wiesz, gdzie jest.

Yagar nie próżnował – posłał kulę ognistą w potwora. Ich oczom ukazał się krukogryf – bez czaru niewidzialności, za to ze skrzydłami, które zajęły się ogniem. Monstrum ryknęło... i wpadło prosto w wodną topiel. Wraz z Fortneyem – który, o ile caliszyta mógł to ocenić, zmienił się w dobrze przysmażony kawałek ludziny.

- Mogą być następne – odezwał się sucho, odwracając głowę od widoku potwora. Niemniej, widać było, że decyzja o poświęceniu Wyvernspura nie przyszła mu łatwo... ożywił się dopiero, gdy od okrętu nadeszły odgłosy walki.

- Płyniemy w pobliże rufy – zadecydował szybko caliszyta – Nie będziemy ryzykować – rzekł, a sam zajął się pilnowaniem, by coś nie zaatakowało następnego człowieka. Był na tyle zwinny, by – mając w ręce szablę – zareagować, gdyby ktoś spróbowało porwać któregoś z towarzyszy. Gorzej, jeśli potwór zaatakowałby jego.

- Yagarze, chciałbym, abyś powtórzył swój czar z wyspy i rzekł nam, jeśli jakaś skrzydlata pokraka tu przybędzie.
 
Velg jest offline  
Stary 24-04-2012, 16:45   #116
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
- Zostań tutaj bracie. Upewnię się czy nie ma ich więcej...- szepnęła w stronę Ashraka, po czym uginając kolana ruszyła nieco dalej plażą trzymając się przy tym zarośli.
Wszystko wskazywało na to, iż otoczenie groty jest jedynie dość mało rozwiniętą przystanią dla rybackich łodzi tubylców. Tropicielka starała się dostrzec choćby najmniejszy ślad dowodzący tego, że miejsce to jest stałym schronieniem jakiejś grupy spoza wioski - na próżno. Palenisko tuż przed grotą zdawało się nieużywane od pewnego czasu. Nieopodal niego znajdowały się wysokie kije powbijane w piasek, zapewne służące to suszenia sieci.
Najbardziej intrygująca wydawała się postać ciemnowłosej elfki. Dwie, powykręcane niczym sękata laska istoty zdawały się jej bezgranicznie posłuszne. Samej kobiecie daleko było do kogoś zaznajomionego ze sztuką rybołówstwa... Z jakąkolwiek fizyczną pracą. Pomijając już długą, piękną suknię, której nie powstydziłaby się bogatsza mieszkanka Athkatli. "Albo jest kimś ważnym... albo ? Jeśli to baba, któregoś z tych jegomości, to jej dewiacje są dużo dziwniejsze niż niejednego portowego jebaka z Amn..."

Noa dyskretnie cofnęła się do pozycji Ashraka szepcząc w jego kiernku:
- Cholera, wygląda na to, ze są sami... Ale pies ich jeden wie. - zerknęła na niebo. - Zaryzykuję i porozmawiam z nimi... Jeśli coś pójdzie nie tak pomóż mi bracie. I miejmy nadzieję, że zdołamy posłac ich do piachu. I wal w tą chudą, długouchą szkapę … Tymi świńskimi ryjami zajmę się sama, jeśli się zbliżą. - obejrzała się w kierunku groty, po czym z uśmiechem dodała - Niech nie myślą, że mogą podejśc za blisko. Przecież jestem damą do kurwy nędzy...
Odsunęła się od Ashraka, tak by nikt nie mógł dokładnie przyjrzec się mejscu, z którego się “wyłoniła” a następnie wyprostowała się i swobodnie ruszyła w kierunku groty.
Obaj mężczyźni spojrzeli w kierunku zbliżającej się tropicielki.
- Paaanii - zajęczał jeden z nich - Jaka obca ku nam idzieee.
Elfka szybko podeszła w kierunku Noi, obrzucając ją uważnym spojrzeniem.
- Kontyuujcie pracę - rozkazała - Ja się nią zajmę. Kim jesteś? - spytała tropicielkę - Nie znam cię.
- Ja Ciebie też nie znam, a skoro już zaczęłaś... To może przedstawisz się pierwsza ? - spojrzała nieco niepewnie, po czym niezgrabnie dodała - O paani...?
Elfka cofnęła się o półkroku i jeszcze raz uważnie spojrzała na stojąca przed nią kobietę.
- Przybyłaś z mgły, prawda?
- Przybyłam z miejsca, gdzie takie mgły... -
obejrzała się na morze - prowokują chłopów do porywania córek sąsiadów i zjadania ich krów... Ale słuszna uwaga, paniusiu - skierowała obojętne spojrzenie na elfkę - stąd bynajmniej nie pochodzę. Podpowiedziały Ci moje krótkie ręce, czy nietutejsza karnacja ?- skinęła podbródkiem na pracujące istoty za jej plecami.
- Znam tu wszystkich - odparła krótko elfka - To ty sprowadziłaś burzę. To ty jesteś powodem gniewu Grigoriego. Radzę ci poddać mu się, a nie ukrywać. Tylko pokora może uratować twoje życie.
- Ukrywac się ? Mocne słowa … Szczególnie, że błąkam się sama jak dziecko we mgle po wyspie tego zas... Grigoriego. -
skrzyżowała ręce na piersi.- Ale wezmę Twoją radę do siebie. Kim on właściwie jest ? I jak mam poddac się woli kogoś, kto niespecjalnie potrafi przyjmowac gości... ?
- Grigori to pan tego królestwa. Władca i stworzyciel. Jedyny, któremu należy się hołd i cześć. To dzięki niemu istnieje tu życie.

Noa zmierzyła kobietę od stóp do czubka głowy
- Jak rozumiem tego posłuszeństwa Ciebie też nauczyło doświadczenie, co ? - zerknęła wymownie na sługi pracujące przy łodziach - Nie wydajesz się tutejsza.
- Nie można sprzeciwiać się Jego woli. To on jest panem tej ziemi i to do niego należą wszystkie decyzje. My możemy je tylko wypełniać, jak najlepiej potrafimy. Skąd pochodzisz i jak się zowiesz? I co zrobiłaś, że wzbudziłaś gniew Grigoriego?
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie... A ja nie mam zamiaru zdradzac swego imienia komuś, kto nie podał mi swojego. -
uniosła zadziornie podbródek.
- Wydajesz się rozsądna, to dlaczego rozgniewałaś pana tej krainy?
- Pierwszy raz słyszę o tym, że ta parujaca kupa gówna ma jakiegoś pana. Może dlatego ? Trudno stosowac się do zasad, kiedy właściwie się ich nie zna... Ty znałaś je od zawsze ? -
ponownie uderzyła do tematu pochodzenia elfki - Nie wyglądasz na kogoś kto zajmuje się połowami ryb. Chyba, że ta kiecka wabi niezłe sztuki...
- Język twój biegły w obelgach, ale tak nic nie wskórasz. On wszystko słyszy, radzę ci więc uważać na słowa. Pospieszcie się - krzyknęła elfka do ciągnących kolejną łódź mężczyzn - Burza jest tuż, tuż.
Tropicielka wychyliła się nieco w bok, zerkajac na grotę.
- Może zatem przeczekamy burzę wspólnie i poopowiadamy sobie historyjki jak prawdziwe przyjaciółki, co ?
- Prawdziwa z ciebie żmija -
stwierdziła kobieta - Przyjaźń z tobą będzie dla mnie tylko kłopotem. Jeżeli chcesz możesz schować się w grocie, ale przed Jego wzrokiem i tak nie uciekniesz. Ja wracam do wioski. A ty rób, co chcesz.
- A ten czarny pomnik w lesie, niedaleko stąd... To Twój Grigori ?
- To symbol jego panowania tutaj. Skoro wiesz, gdzie on jest udaj się tam i błagaj o przebaczenie. Może będzie dla ciebie łaskawy. Nie wiem, co zrobiłaś, ale musiało to być coś poważnego. Takiej burzy nie było tutaj od dawna.
- Ponieważ zdajesz się dużo wiedziec... Zapytam Cię zatem o jeszcze jedną rzecz. Czy coś zostało skradzione z tej wyspy ? Przez obcych ?
- Obcych nie było tutaj bardzo dawno. Może na innych wyspach, ale na naszej nie. Mgła już dawno nie wyrzucała nikogo spoza naszego świata. Ty jesteś pierwsza.

Skinęła ostrożnie głową.
- Stoisz na czele wioski ? Czy byłabyś wstanie pomóc mi opuścić wyspę ?
- Mam wpływy, ale nie stoję na czele wioski. Jeżeli chcesz możesz zabrać jedną z naszych łodzi. Daleko nią jednak nie dopłyniesz, tym bardziej w taką burzę.
- Zatem udam się do posągu... Przemówił do mnie ostatnim razem. Jednak jedyne co zagrzmiało z jego wnętrza to “odejdź”. Jakieś rady jak dowiedziec się, czym wywołałam taki gniew u Twego pana ?
- Jeżeli ty nie wiesz, czym wywołałaś gniew, to ja tym bardziej. Jedyne, co mogę poradzić to udaj się do posągu, okaż skruchę i pokorę. Może Grigori będzie dla ciebie łaskawy. Nic więcej nie mogę dla ciebie zrobić
.
Tropicielka wpatrywała się jeszcze przez chwile w oczy elfki, po czym odwróciła na pięcie i ruszyła w kierunku Ashraka. Oddalając się rzuciła jeszcze w kierunku kobiety:
- Noa, tak mnie nazywają.
Na słowa odpowiedział jedynie coraz bardziej porywisty wiatr.


- Są nieszkodliwi. Przynajmniej na razie...- mruknęła w kierunku druida, obserwując oddalających się tubylców. - Gdyby nie to, że zaraz uderzy w nas żywioł, pokusiłabym się o rozszarpanie tamtych zasrańców, a ją dokładniej... szczerzej porozmawiała.- skierowała swoje spojrzenie na morze i chmury.
- A to podobno nasza wina... Choć i dupy nadstawię, jeśli nie maczał w tym palców nasz kochany kapitan. Pies by go w ciemnych krzakach chujem trącał... - splunęła na piach. - Przeczekamy to cholerstwo w grocie. A później wrócimy po posągu i porozmawiamy sobie jeszcze raz... Tym razem jako pokorni, nieświadomi swoich występków przyjezdni.
- Chcesz przepraszać ?
- Chce przeżyć. Chce abyś Ty przeżył bracie, to najważniejsze.
- warknęła niemal - Mam tylko nadzieję, że pozostali nie rozpieprzą Gryfa o skały w taką pogodę... Nazbieram drewna a później skryjemy się w grocie.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 26-04-2012, 20:43   #117
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Statkiem zaczęło mocniej kołysać, lecz z pewnościa nie to było przyczyną pogarszającego się samopoczucia Lanthisa. Tego przynajmniej Atuar był pewien. A to mogło oznaczać, że ten, kto zesłał na kapitana klątwę, ma zamiar sfinalizować swoje plany.
- Niech tu się zjawi Sylve! - Atuar uchylił drzwi na korytarz. - Natychmiast! Z polecenia pani Elissy!
Na wszelki wypadek swoje słowa poparł autorytetem nawigatorki.
Cierpliwie poczekał chwilę, aż wysłany przez niego marynarz wróci - ze smokiem na ramieniu lub nad głową.

Oczekiwanie przedłużało się, Elissa z pewnym zniecierpliwieniem spoglądała to na Atuara, to na drzwi. W końcu jednak te otworzyły się. Sylve błyskawicznie przefrunął z ramienia marynarza na ramię Atuara i z tej wysokości spojrzał na leżącego.
Jak to często bywało, opinie Sylve i Atuara były zgodne - jeśli Lanthis miał dłużej pożyć, trzeba było natychmiast zabrać się za przeciwdziałanie klątwie. Nie można było czekać na przybycie i ewentualną pomoc Yagara.
Pytanie pozostawało jedno - jak zareaguje Elissa, gdy działania spełzną na niczym? A raczej - gdy zakończą się przyspieszonym odejściem duszy Lanthisa z tego świata? Pewnie nie będzie zachwycona, a marynarzy, którzy skwapliwie zaczną wypełniać jej rozkazy, jest na statku pod dostatkiem. Z drugiej trony - jeśli będą tylko stać i patrzeć, jak Lanthis umiera, to wszystko skończy się dokładnie tak samo.
Na dodatek dobiegające z góry odgłosy wskazywały na to, że na górze rozpoczęła się walka. A to znaczyło, że prędzej czy później w kajucie kapitana może się pojawić jakiś wróg.

Atuar spojrzał na nawigatorkę i skinął głową. Chwycił swój medalion i poprosił Ubtao o zesłanie potrzebnej do działania łaski. Na szczęście, chociaż znaleźli się w jakiejś przeklętej krainie, Ojciec Dinozaurów nie zapominał o swoim wiernym wyznawcy.
- Memecahkan sumpahan. - Wypowiadając zaklęcie, które miało zniszczyć klątwę, Atuar dotknął czoła kapitana. I chyba tylko on widział, jak lecząca energia wypływa z jego palców i wnika do umysłu Lanthisa.
On też jako pierwszy pojął, że chociaż klątwa znacznie osłabła, to nie została zniweczona do końca. Kapitan uspokoił się nieco, ból zniknął z jego twarzy, ale nadal było widać, że nie jest jeszcze w pełni zdrowy.
W tej chwili Atuar więcej nie mógł już nic zrobić. Najwyżej czekać w kabinie i spróbować ochronić Lanthisa w przypadku gdyby jacyś wrogowie zdołali wtargnąć do kajuty.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-04-2012, 17:53   #118
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Żywioł, jak się rozpętał był przerażający. Wyglądało to tak, jakby niebo uwięzło się na galeonie i cała się burzy skupiła właśnie na okręcie.
Jeszcze kilka chwil temu pogodne niebo zasnuwały teraz gęste czarne chmury. Rzęsiste strugi deszcze chłostały okręt to z prawa, to z lewa. Porywisty wiatr kołysał sprawiał, że morze zaczęło falować z niesamowitą wręcz siłą. Pieniste fale uderzył w burty okrętu powodując jego straszliwe kołysanie. Zacumowany “Czarny Gryf” był w wielkim niebezpieczeństwie.
- Podnieść kotwicę! - ryknął Ragar.
Kilku najsilniejszych matrosów stanęło przy kabestanie i zaczęło czym prędzej wyciągać kotwicę. Tylko po jej wciągnięciu bosman miał jakiekolwiek szanse na manewrowanie okrętem i uniknięcie roztrzaskania się o brzeg.
Wiatr świstał pomiędzy wantami niczym stado wygłodniałych wilków. Marynarze skupieni w kręgach, by chronić się przed niewidzialnym przeciwnikiem byli w bardzo trudnej sytuacji. Z jednej strony bali się ruszyć z miejsca, by nie zostać schwytanym przez niewidzialne monstrum, a z drugiej wiedzieli, że bez ich pomocy okręt roztrzaska się o skały.
Poczucie obowiązku i świadomość niebezpieczeństwa wygrały w końcu ze strachem. Część marynarzy ruszyła do pomocy przy manewrowaniu okrętem, a część kontynuowała walkę.
Dokładnie w tym momencie na pokład okrętu wkroczyli członkowie zwiadu. Wyglądało na to, że nic im się w tej obcej krainie nie udaje i wszystkie nieszczęścia świata spadły właśnie na nich.

Bahadur, Courynn
Kolejni członkowie zwiadu wychodzili na pokład “Gryfa” po linowej drabinie. Morze kołysało okrutnie i każdy nawet najmniejszy ruch mógł się skończyć nieszczęściem. Odgłosy walki i dzikie zawodzenie niewidzialnych bestii tylko wzmagało poczucie zagrożenia. Rozlegające się co kilka chwil grzmoty uświadamiały wszystkim, jak zła jest ich sytuacja.
Courynn wbrew zaleceniom Bahadura postanowił zostać na łodzi do ostatniej chwili. Gdy na szalupie został tylko on i Caliszyta, marynarz w końcu zdecydował się wejść na pokład. Gdy tylko wysunął nogę z łodzi i próbował dostać drabiny przyszła potężna fala, która wzniosła szalupę bardzo wysoko. Courynn zachwiał się i stracił równowagę. Bahadur z przerażeniem obserwował, jak marynarz spada wprost w szalejącą morską kipiel. Niestety nie był w stanie pomóc tonącemu. Sam ledwo utrzymywał równowagę i musiał z całych sił trzymać się ławki, by nie podzielić losu Courynna.
Caliszyta spróbował ostrożnie wstać i przejść na rufę szalupy. Gdy to mu się udało wpatrywał się przez chwilę w spienione fale, ale nie dostrzegł swego towarzysza. Wiedział, że nie ma już szans, by go uratować. Musiał wstać i wejść na pokład, tylko tam mógł być w miarę bezpieczny.

Gdy przemoczony stanął w końcu na deskach “Gryfa” ujrzał zatrważający widok. Marynarze rozbici w małe grupki próbowali walczyć z niewidzialnymi stworami. Reszta biegała po pokładzie pomagając bosmanowi w manewrowaniu okrętem, by ten nie zdryfował na skały. Ralf próbował, co prawda dowodzić jakoś obroną, ale była to próba nie tylko rozpaczliwa, ale i zupełnie nieskuteczna.
Na dodatek w jednej ze grup Caliszysta dojrzał Chui, która szyła do potworów z łuk. Nie byłoby w tym fakcie może nic zatrważającego, gdyby nie to, że u jej stóp klęczała przerażona Papusza.

Yagar
Zmęczony i przemoczony do suchej nitki, czarownik w końcu postawił nogę na pokładzie “Gryfa” Wcale to jednak nie poprawiło jego nastroju. Ledwo bowiem wszedł na okręt, a kołyszące morze sprawiło, że mężczyzna stracił równowagę i wyłożył się jak długi. Yagar zaklął siarczyście pod nosem, ale jak się okazało upadek był dla niego niezwykle szczęśliwy. Gdyby nie to bowiem, to on, a nie przebiegający właśnie obok matros, znalazłby się w szponach potwora. Czarownik poczuł tylko dotknięcie piór na karku i ujrzał, jak marynarz unosi się w górę.

Chui
Elfka dzielnie stała w środku kręgu i szyła do niewidzialnych stworów. Gdy tylko któryś z nich próbował porwać jakiegoś marynarza Chui wypuszczała strzałę w miejsce, gdzie niewidzialna bestia powinna mieć głowę. Szczęście i umiejętności elfki sprawiły, że w tych jakże ekstremalnych warunkach, ocaliła już kilka żywotów.
Papusza skulona u jej stóp ściskała z całych sił jej łydkę i łkała cicho. Strach i zimno sprawiał, że mała dziewczynka trzęsła się i dygotała niczym osika na wietrze.
Mała jednak albo pomyliła się w ocenie ilości stworów, albo po prostu kolejne nadlatywały ze strony lądy. Elfka ustrzeliła już trzy, a nadal jednak czuła, że nad ich głowami krąży niewidzialne niebezpieczeństwo.
Kątem oka zauważyła, że na pokład wchodzili członkowie zwiadu. Jako ostatni wszedł Bahadur i na jego widok marynarze, aż zakrzyknęli z radości. Najwidoczniej w Caliszycie upatrywali oni ostatnią deskę ratunku.
Elfkę uderzyło jednak coś zupełnie innego. Na pokład “Gryfa” nie powrócili Forntey i Courynn. Czyżby Bahadur pozostawił ich na wyspie?

Atuar, Sylve
Ściany kapitańskiej kajuty tylko w niewielkim stopniu tłumiły odgłosy szalejącej na zewnątrz burzy. Kapłan i smok zdawali sobie sprawę z tragicznego położenia w jakim się znaleźli. Lanthis zalazł komuś bardzo potężnemu za skórę i przez to ściągnął nieszczęście na całą załogę.
Jeżeli prawda było, że tylko elf może wyprowadzić ich z tej dziwnej krainy, to trzeba było zrobić wszystko, by uratować mu życie.
Stojąca obok nich Elissa była wyraźnie przerażona stanem swego towarzysza. Strach i choroba sprawiały, że dumna półelfka wyglądała, jakby dopiero co wstała z grobu.
Atuar na tę chwilę zrobił wszystko co mógł, by poprawić stan kapitana. Szalejąca na zewnątrz burza była upiornym akompaniamentem do jęków bólu jakie co jakiś czas wydobywały się z ust Lanthisa.
Nagle potężny piorun uderzył tuż, tuż. Jasny rozbłysk rozświetlił kajutę o po chwili potężny trzask zagłuszył wszystko. “Gryf” podskoczył na falach i Lanthis z wielkim krzykiem zleciał z łóżka. Atuar wraz z Elissą rzucili mu się na pomoc. Gdy go podnieśli i spojrzeli w twarz przerazili się. Oczy kapitana były czarne niczym smoła i to nie tylko źrenice, ale także białka. Na dodatek elf pobladł straszliwie, a jego usta i blizna na czole stały się całkowicie białe, jakby cała krew z nich odpłynęła.
Wspólnymi siłami ponownie położyli elfa do łóżka, a kapłan znowu usłyszał tajemniczy głos szepczący mu do ucha.
- Wydaj go, wydaj...

Bahadur, Yagar, Chui
Caliszyta ucieszył się, że marynarze na jego widok zareagowali tak entuzjastycznie. W momencie przystąpił do organizowania obrony. Zdążył jednak wydać tylko kilka rozkazów, gdy niebo przeszył potężny, świetlisty piorun, który z wielką siłą uderzył wprost w największy maszt.
Potężny trzask jaki towarzyszył wyładowaniu sprawił, że wszyscy na moment oniemieli. W momencie cały maszt zajął się ogniem. Jasne płomienie strzelały wysoko w górę.
- Pożar na pokładzie! - wrzasnął Ralf. - Pożar!
Jego krzyk nie miał większego sensu, gdyż wszyscy widzieli co się dzieje. Zamiast krzyku potrzebny był pomysł i rozkazy co robić.

Noa, Ashrak
Rodzeństwo skryło się grocie i tutaj zamierzali przeczekać burzę. Żywioł z każdą chwilą przybierał na sile. Strugi deszczu zalewały plażę i chłostały morze. Porywisty wiatr wdzierał się także do jaskini, a rozlegające się co kilka chwil grzmoty i piorun sprawiały, że człowiek instynktownie spinał się w środku.
Noa nazbierała trochę suchego drewna, jakie znalazła w grocie i rozpaliła małe ognisko. Razem z bratem posiliła się racjami, jakie zabrała z pokładu i grzejąc się przy ogniu czekała na koniec burzy.
Sądząc jednak po sile żywiołu zapowiadało się, że spędzą tutaj kilka ładnych godzin.
Nie minęła jednak nawet kwadrans, gdy ich uwagę przykuł potężny piorun jaki uderzył niedaleko wyspy. Zaraz po nim panujące ciemności rozświetliły strzelające wysoko w górę jasne, języki ognia.
Rodzeństwo przez chwilę przypatrywało się zdarzeniu. Nagle wyczulone zmysły Noi wyczuły znacząca zmianę w środowisku. Obcy zapach, ostrego potu uderzył w jej nozdrza z wielką siłą. Był to wyraźny znak, że ktoś idzie w ich stronę.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 28-04-2012 o 19:32.
Pinhead jest offline  
Stary 01-05-2012, 15:25   #119
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mędrcy powiadają, że zmartwienia jednych cieszą innych. W drugą stronę (o czym wiedział każdy mądry człowiek) również to działało.
O tym, że działania Atuara przyniosły pożądany skutek świadczyła nie tylko poprawa stanu kapitana, ale i (a może przede wszystkim) gwałtowna reakcja jego dręczyciela. Statek niemal stanął dęba, uderzenia piorunów głośnym echem rozległy się we wnętrzu niezbyt w sumie wielkiej kapitańskiej kajuty, zaś światło elektrycznych wyładowań przedarło się nawet przez zasłonięte okiennicami okna.
Sylve przytomnie wzniósł się w powietrze, nie chcąc wraz z Atuarem wylądować na jakiejś ścianie. Elissa ustała na nogach bez problemu, pewnie dzięki temu, że nagła zmiana położenia statku przygniotła ją do ściany, o którą się właśnie opierała. Kapłan nie przeleciał przez całą długość kabiny bowiem w ostatniej chwili zdołał chwycić solidnie zbudowane i dobrze przymocowane kapitańskie łoże. I tak poczuł, jak jego nogi suną po podłodze. Gdyby nie dobry chwyt z pewnością nawiązałby bardzo bliski kontakt z Elissą. Ta zapewne byłaby mniej zadowolona.
Zawieszone u sufitu sztormowe lampy zatańczyły w swoich kardanowych zawieszeniach, ale technika zwyciężyła w starciu z furią żywiołów i żadna ani nie spadła, ani nie zgasła.
- Pomóż mi - rzucił Atuar do Elissy, gdy kołysanie nieco zelżało. Sam co prawda zdołałby wciągnąć Lanhisa z powrotem do łóżka, a le z pomocą Elissy powinno iść dużo szybciej, a na dodatek w sposób mniej bolesny dla kapitana. Sylve miał wiele zalet, ale do niektórych zadań po prostu się nie nadawał.
Nie wyglądało na to, by upadek na podłogę wpłynął na Lanthisa w pozytywny sposób. Raczej wprost przeciwnie. Jeszcze jeden, dwa takie upadki...
- Musimy go przywiązać do koi - stwierdził Atuar.
Zapewne kapitan nie byłby zachwycony widząc sposób, a jaki traktowane były jego prześcieradła, ale lepsza była utrata paru metrów kwadratowych płótna, niż - na przykład - życia.

Nie był pewien, czy szept, który dotarł do jego uszu wyszedł z ust leżącego, czy też swą, hmmm, prośbę, przedstawił osobnik, który zesłał na Lanthisa klątwę. Czyżby Atuar aż tak przeszkadzał tamtemu komuś? Może powinien spytać, co dostanie w zamian za spełnienie życzenia, ale, prawdę mówiąc, nawet o tym nie pomyślał.
- Spieprzaj, dziadu - mruknął pod nosem, po czym ponownie spojrzał na kapitana. Chwycił medalion.
- Niech Twórca Chultu obdarzy cię siłą do walki ze złem, które cię dręczy. Niech Ojciec Dinozaurów natchnie cię odwagą i odsunie od ciebie dręczący cię strach.
Na ile błogosławieństwo poskutkowało, tego nie potrafił do końca powiedzieć, ale miał wrażenie, że na twarz Lanthisa wróciła odrobina koloru.
- Rawatan luka serius - mówił dalej, a błękitno-zielona smuga spłynęła z jego placów, gdy używał najsilniejszego ze znanych sobie zaklęć leczniczych.
- Tempat perlindungan - powiedział na koniec, dotykając lekko czoła kapitana. Nie miał pojęcia, czy rzucony przez niego czar sanktuarium zdoła ochronić Lanthisa przed atakującą go istotą, ale w tym momencie nie miał żadnych innych pomysłów. Teraz pozostawało tylko czekać na efekty działania czarów, oraz na reakcję tamtej strony.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-05-2012, 12:53   #120
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Sytuacja panująca w około jak i na statku nie napawała optymistycznie. Sylve mógł w prawdzie walczyć z niewidzialnymi stworzeniami. Nie były dla niego wyzwaniem. Jego czary bez problemu uśmiercałyby kolejne bestie, był jednak pewien iż jego zdolności i umiejętności w połączeniu z światłym umysłem bardziej przydadzą się przy próbach ocalenia kapitana. Szczególnie, że tylko kapitan posiadał umiejętności niezbędne do wyprowadzenia statku z tej dziwnej i niebezpiecznej krainy.

Statkiem kołysało raz mocniej, raz słabiej. Obojętnie jednak jak silne czy słabe były uderzenia rozszalałego morza o burty statku, przeszkadzały w wykonywaniu jakichkolwiek czynności. Nogi musiały tańczyć po podłodze aby utrzymać ciało w równowadze. Ręce pomagały im krążąc w bliżej nieokreślonym kierunku i bez żadnej harmonii. Sylve wpatrywał się w Artuara i Elissę z niekrytym rozbawieniem, unosząc się w powietrzu. Po raz kolejny cieszył się z podjętej przed laty decyzji. Kolejnej prawidłowej decyzji.

Kiedy kapłan skończył swoje próby walki z czarami, do czynów przystąpił smok. Decyzję podjął już w gnieździe. Wiedział co musi zrobić, aby uratować Lanthiasa. Jego plan nie był bezpieczny. W żadnym wypadku. Mimo to miał nadzieję, że podjęte przez niego kroki przyniosą spodziewane efekty. Podleciał do przywiązanego już do koi kapitana i spoczął obok niego.
- Zadbaj o to, by nikt mi nie przeszkadzał. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, kapitan za kilka godzin będzie w stanie nas stąd wyprowadzić. - zwrócił się do stojącego obok Artuara.
- Czy dysponujesz po za czarami leczniczymi czymś, co będzie mi mogło przywrócić nieco sił? - dodał po chwili.
- Prędzej zabić - mruknął Atuar. - Zdecydowanie jest latwiej zabijać, niż leczyć... Co powiesz na rozproszenie magii? - spytał.
-Wątpię żeby cokolwiek to dało, ale od tego mam zamiar zacząć. -
- Jeszcze Elissa moglaby cię przytrzymać za ręką, dla dodania otuchy - powiedział Atuar, na co wspomniana obrzuciła go morderczym spojrzeniem. - Może powiesz, co planujesz zrobić? - spytał.
Sylve wyraźnie nie załapał żartu kleryka, popatrzył bowiem pytającym wzrokiem na kobietę.
- Mam zamiar zdjąć z kapitana klątwę. - odparł zgodnie z prawdą tonem podobnym do tego, jaki ma ojciec odpowiadający na to samo pytanie swojego syna po raz dziesiąty w ciągu godziny.
Atuar spojrzał na smoka i odparł wyjątkowo uprzejmie:
- Tyle to się domyślam. Może jakieś szczegóły? - stwierdził.
Smok popatrzył z wyraźną złością w oczach na kleryka.
- Mam zamiar przenieść poszczególne nici klątwy na siebie.- o wiele ciszej odpowiedział na natrętne i uporczywe pytania Artuara.
- I sądzisz - naiwnie, pomyślał, choć nie powiedział głośno, Atuar - że to pomoże? Chcesz zmienić jednego nosiciela na drugiego? A jeśli się was zrobi dwóch, to co wtedy?
- Nie słyszałem żeby klątwy się mnożyły. - odpowiedział z mieszaniną śmiechu i kpiny w głosie.
- Masz inny pomysł? całkiem poważnie spytał smok.
- Jego stan się pogarsza z minuty na minutę. Na zewnątrz będzie gorzej niż w piekle. MUSIMY coś zrobić, a z braku innych propozycji uważam swoją za najbliższą skutecznemu rozwiązaniu patowej sytuacji, w jakiej się znajdujemy.
- Próbowałeś cos takiego kiedyś? - spytał Atuar, nie zważajac na kpinę w głosie smoczka. - Klątwy mają to do siebie, że mogą być mniej lub bardziej skomplikowane i nigdy nie wiadomo, jak zadziałają w jakim momencie. A stan kapitana w tym momencie to raczej nie wpływ klątwy jako takiej, tylko oznaka złości tego, co klątwę rzucił. Poczuł, że Lanthis odrobinę mu się wymknął, więc jest zły.
- Nie próbowałem, jednak czytałem o takiej metodzie. - odpowiedział na pierwsze z pytań.
-Klątwa prędzej czy później go zabije. Jeśli jej twórca się zdenerwował, to prawdopodobnie będzie chciał zakończyć żywot Lanthisa jak najszybciej. Nie możemy zwlekać.- nie ustępował smok.
- Jak najszybciej? W to wątpię - odparł Atuar. - To nie w jego stylu. Ale nie będę się przeciwstawiać twoim próbom.- dodał.
- Zamknijcie drzwi. Pod żadnym pozorem nie staraj się mnie oderwać od tej próby. Jeśli zajdzie taka potrzeba lecz mnie bądź napełniaj siłami, ale nie odciągaj.- stanowczo zarządził Sylve.
- Aha, krótka modlitwa do twojego boga z pewnością nie zawadzi.- dodał bardzo cicho.
Drzwi od jakiegoś czasu były zamknięte, jednak Atuar podszedł do nich, wyjrzał na korytarz i powiedział:
- Bez względu na to, kto przyjdzie, nie otwierajcie drzwi!
Zamknął drzwi i na wszelki wypadek je zaryglował. Potem dotknął medalionu i poprosił Ubtao o pomoc dla smoka w tym trudnym dziele.
Sylve popatrzył na Artuara a kleryk mógłby przysiąc, że zanim oczy gada zamknęły się dojrzał w nich nutę strachu. Po raz pierwszy od kiedy się poznali, smok się bał.

Powieki się zamknęły. Świat spowił całkowity mrok. Umysł Sylve powoli przestawał odbierać jakiekolwiek sygnały z zewnątrz. Umysł wypełniały tajemne formuły i inkantacje. Smok gromadził magiczną energię, której potrzebował dużo. Bardzo dużo. Niczym żagle statku zbierały wiatr, tak złotołuski gad zbierał nici magicznej energii. Zadanie które go czekało nie należało do łatwych. Co więcej, Sylve prawdopodobnie jako pierwszy w Krainach miał zamiar wykonać tak skomplikowane i niebezpieczne zadanie. Zdjęcie klątwy poprzez przejęcie jej nici na siebie samego. To mogło skończyć się sukcesem, dzięki czemu kapitan miał odzyskać władzę nas swoim ciałem i umysłem. Mogło się jednak również skończyć śmiercią smoka.

Czemu Sylve zdecydował się na taki krok? Powodów mogło być wiele. Czy chęć zdobycia wiedzy, bycia prekursorem czegoś co mogło odmienić sposób patrzenia na klątwy i walkę z nimi? A może chęć uratowania wszystkich zgromadzonych na pokładzie? Niektórych smok zdążył poznać i polubić, innych najchętniej sam wysłałby za burtę. Czy też może kierowało nim poczucie obowiązku? Na pokładzie znajdowało się tyle młodych osób, przed którymi całe życie stało otworem. Sylve swoje już przeżył. Oczywiście że nie śpieszno mu było do śmierci. Nie chciał umierać. Jednak czymże jest jeden żywot w obliczu kilkudziesięciu? Istniało jeszcze kolejne prawdopodobne wyjaśnienie owego aktu poświęcenia ze strony gada - chęć posiadania długu wdzięczności zarówno u kapitana jak i całej załogi.

Co kierowało smokiem? Odpowiedź na to pytanie znał tylko on.

Sylve przystąpił do rzucania zaklęć. Zaczął od najprostszych. Rozproszenie magii, ochrona przed złem... Czary z pozoru banalne i nie śmiał nawet przypuszczać, aby przyniosły jakikolwiek efekt, nie mógł jednak nie spróbować. Zdarzało się, w prawdzie niezwykle rzadko ale jednak, że najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze. Był jednak przygotowany na podjęcie kolejnych kroków. Zaczął przyglądać się skomplikowanej siatce nici które były odzwierciedleniem rzuconej na kapitana klątwy. Następnie, krok po kroku, organ po organie, podjął próbę odplątania organów wewnętrznych z sieci czarnych nici. Aby nie wzbudzić podejrzeń agresora miał zamiar przenieść poszczególne klątwy na siebie. Miał nadzieję że rasowa odporność na magię pomoże mu przeżyć. Czekała go długa i wyboista droga. Kamienista i z wieloma zamaskowanymi pułapkami. Mimo to Sylve wykonał pierwszy krok.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172