Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2012, 19:19   #24
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Pod cycatą elfką

Franc nie żałował srebnika na wejście. Był tu już pare razy i ta inwestycja zawsze mu sie zwracała. O innych się nie troszczył. Chcą rozrywek, to trzeba zapłacić. W środku miejscowi już zaczęli swoje zabawy a dalej było tylko lepiej. Franc pił i lał po mordach, potem znowu pił, jego lali po ryju, daje było picie, czasami przerywane na wódkę. Na samym końcu zabawy wykonał swój popisowy numer, wrzeszcząc na cały lokal, że stawia kolejkę wszystkim. Uwielbiał to robić i uwielbił minę barman, kiedy rozglądał się po lokalu pełnym pół nieżywych, nieprzytomnych ludzi, śpiących w własnych rzygach i odchodach. Jakoś tak zawsze wychodziło, że Franc zawsze zostawał na nogach ostatni.

Wzbogacany o zawartość sakiewek co poniektórych leżących, udał się a zakupy. W lochach, albo w czasie deszczu przyda się lampa sztormowa. Oliwa do niej też ma sporo zastosowań. Podobnie jak lina i gruby, teoretycznie wodoszczelny płaszcz. Dalej to już zostało zaopatrzyć się w rzeczy niezbędne do przeżycia w dziczy. Dużo podłej wódki i trochę żarcia.

W drodze

W drodze, jak to w drodze, bywało różnie. Czasami, jak mieli szczęście i napadli ich bandyci. Kaprawy herszt z głupawym uśmiechem oznajmił, że potrzebują żeby wspomóc ich „pomocną dłonią” i podać złoto. Franc odciął mu rękę „Scyzorykiem” i oddał „pomocną dłoń” coby sam sobie pomógł.

Innym razem napadły ich wygłodniałe wilki. Niesyty nie były tak elokwentne jak „jednoręki bandyta”, ale i tak można było się poruszać. To były dobre dni. Bywały i gorsze, zwłaszcza wtedy jak wódka nie chciał działać a ojczulkowi zebrało się na spytki.

- Jeden z twoich kompanów znalazł pierścień, który chcesz koniecznie mieć. Jak najlepiej go zdobyć? Wymienić za coś wartościowego, ukraść grożąc bronią, upić towarzysza winem i zabrać pierścień kiedy będzie spał. -

Zapytał kiedyś braciszek. Niestety trafił na moment, kiedy Franc był w kiepskim humorze. Nie było to specjalnie trudno, bo z reguły w takim był na trzeźwo. Maurer popatrzył na niego zmęczonym spojrzeniem i zastanowił się nad odpowiedzią

- Wziąłbym go na wojnę i trochę poczekał... -

Odparł po czym sięgnął po wielki bukłak, który nosił przy sobie. Wbrew pozorną, nie było w nim wody. Po spojrzeniu akolity było widać, ze ma ochotę na dłuższe rozmowy, więc Maurer musiał do niej odpowiednio nastroić. Pociągnął solidnego łyka, spojrzał na akolitę i jeszcze dwa razy sobie golną. Dobra. Teraz był gotowy.

- Względnie istnieje inny sposób. Zabrał bym takiego delikwenta i zamknął w ciasnym pomieszczeniu z dociekliwym braciszkiem Vereny. Wrócił bym tam za dwa dni i powiedział, że jak odda mi pierścień, to wyrwę kapłanowi język... -

Franc obdarzył go uśmiech nr 14, „tak, będzie JESZCZE lepiej” i wrócił do wódki. O sobie mówić nie chciał. Był żołnierzem z Ostlandu, walczył z hordą, przeżył. Czy cokolwiek trzeba było jeszcze wiedzieć?

W obozie

- Pięknie. Na pewno nas coś napadnie i będzie chciało zeżreć... -

Stwierdził z charakterystycznym dla siebie optymizmem Franc, po czym rozłożył się koło ogniska, przystępując do cowieczornego ostrzenia „Scyzoryka”. Ten codzienny rytuał, był jedynym, do czego zdawał się przykładać jakkolwiek wagę. No, nie licząc sytuacji, kiedy trzeba było kogoś zabić. Oprócz tych dwóch rzeczy, zdawał się mieć wszystko kompletnie w dupie. Zwisało mu gdzie śpią, co jedzą, jak wyglądał i pachnie (a śmierdział gorzałą na mile) i co inni tym wszystkim sądzą. Kiedyś w przypływie alkoholowej wylewności, powiedział im życiową mądrość.

- Życie jest jak noc z paskudnie brzydka dziwką. Jeśli tylko wódka się nie skończy za wcześnie, to jakoś da se człowiek radę... -
 
malahaj jest offline