Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2012, 22:56   #95
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Grzesiek zamarł, wpatrując się we własną dłoń. Drzazga, która rozpłynęła się w powietrzu zrobiła na nim spore wrażenie. I nie chodziło raczej o samo jej niewytłumaczalne zniknięcie, bardziej o to, dlaczego tam się pojawiła. Ten pokręcony sen okazał się być w pewnym stopniu prawdziwy. I to w bardzo dużym stopniu- jego stopy były poranione od bosej wędrówki po kamieniach, a ta krótsza była lekko obolała, brak specjalnego obuwia jej nie służył. Na domiar złego, wczorajsza rana od drutu kolczastego nie goiła się dobrze, na prześcieradle widać było plamy krwi. Sen sam w sobie był snem, nie ruszył się przez noc z miejsca, jednak wszystko, co we śnie miało miejsce, odbiło się na jego ciele, oraz umyśle. Zastanawiał się ze zgrozą, czy też nie na duszy.

A co z pozostałymi? Słyszał, jak debatowali o tym, czy to sen, czy jawa. Wtedy ich po prostu zignorował, ale teraz wydawało mu się dziwne, żeby wytwory jego wyobraźni miały miały się sprzeczać o takie sprawy. Sen ma to do siebie, że zawsze znajome nam osoby skupiają się właśnie na nas i tym, co robimy. Niby reszta podążała za nim, ale te rozmowy... On sam nie miał wtedy wątpliwości, że to tylko sen, dlaczego więc majaki miałyby wątpić? I czemu tylko oni? Czemu tylko śnił o tej piątce przyjaciół, z którymi razem był na pogrzebie Czarka? Czarka, który nawiedził go na jawie? Ciężko mu było to przyznać, nawet przed samym sobą, ale oni również mogli być w tym śnie naprawdę. Aż dreszcze przechodziły po plecach.

Nieprzyjemne rozmyślania przerwał mu dzwoniący w przedpokoju telefon. Niepewnie podniósł się z łóżka. Było po szóstej, jeśli dobrze odczytał godzinę z stojącego w kuchni zegarka. Kto to mógł być?

Wanda. Z przerażeniem upewnili się, że właściwy jest najgorszy scenariusz- oboje tam byli. A skoro oni, to zapewne i reszta.

Po krótkiej rozmowie, Grzesiek odwiesił słuchawkę i wrócił do łóżka. Po drodze włączył radio, cisza go przytłaczała i nie pozwalała myśleć. Chciał ustalić jakiś konkretny plan działania, jednak wspomnienia przeżytego koszmaru zapadły mu w pamięć. Po co był to wszystko? Co taka interaktywna wycieczka miała im dać? Jeszcze bardziej wystraszyć? Zapewnić o swojej sile i wszechmocy? "Nigdzie przed nami nie uciekniecie, dopadniemy was"- czy taką wiadomość chcieli przekazać? Tylko dlaczego? Czemu po prostu ich nie zabiją, jeśli taki maja zamiar?
Chwila, moment, warto zastanowić się nad czymś bliższym. Dlaczego Grzesiek wciąż żyje? Dlaczego tajemniczy głos nakazał świnioczłekowi dać kalece jeszcze trzy dni? Teraz już dwa, poprawił się w duchu. Co ma osiągnąć w ten krótki okres czasu?
To jakaś chora gra, jest sposób na jej wygranie, a "oni" dali mu na to drugą szansę. To jest pierwsza możliwość. Druga- chcą, żeby dłużej cierpiał, delektują się jego strachem. Okrutne i nie dające szans na przeżycie, dlatego można założyć, że fałszywe- w końcu i tak nie mógłby nic w tej sytuacji zrobić. Inne opcje to wariacje pierwszego wyjścia- przy obecnym stanie wiedzy sprowadzające się do jednego- dowiedzieć się czegoś o napastnikach i znaleźć wyjście z sytuacji.

Sam nie wiedział kiedy, zasnął. Ponownie obudził się po dziesiątej, na szczęście tym razem sen był nijaki- biegał po mieście za Gosią, która szukała jakiegoś obrazu na prezent dla ojca. Właśnie, biegał. W snach nigdy nie miał problemów z nogą. Nawet, jeśli widział swoją stopę i była ona krótsza, to nie przeszkadzała mu ona w normalnym chodzeniu. Wbrew fizyki prawom, ruszał się żwawo...

Gdy dotarło do niego, która godzina, zaczął pospiesznie robić śniadanie. Dwie niechlujnie zrobione kanapki oraz szybką wizytę w łazience później, był niemalże gotów do wyjścia. Koło południa będzie mógł odebrać wyniki i bezpośrednio, czyli odczekawszy godzinę czy półtorej, będzie mógł je zinterpretować lekarz.
Kiedy zakładał spodnie, ponownie tego dnia zadzwonił telefon. Dźwięk zdawał się być jeszcze bardziej irytujący niż zwykle. Gdyby nie wydarzenia tej nocy i poranna rozmowa z Wandzią, pewnie nie odebrałby. Miał jednak przeczucie, że to ciąg dalszy nawiązań do niewytłumaczalnego snu, i nie mylił się.
Odebrał. Dzwoniła matka Basi, i, mówiąc krótko, jej córka również chciała sprawdzić, czy inne postacie ze snu przeżyły to wszystko naprawdę. Na domiar złego okazało się, że młoda Zielińska miała wypadek samochodowy. Na ile miało to związek z prześladującymi ich złymi siłami- tego nie wiedział, nie wyobrażał sobie jednak, żeby miał to być przypadek, nie w takim momencie.

Ubrał się i już miał wyjść, jednak przypomniał sobie, jak brutalnie automat przerwał jego wczorajszą rozmowę z Gosią. Wykręcił numer teściów, przeczekał sześć sygnałów, jednak nikt nie odbierał. Musiała pójść z matką do szpitala.
Tak jak i on. W placówce pojawił się przed dwunastą, na wyniki czekał niespełna trzydzieści minut. Gorzej było, kiedy przyszło mu czekać w kolejce do lekarza. W międzyczasie planował resztę dnia. Jeśli wyniki będą pozytywne, a nie widział powodu, żeby miały takie nie być, uda się bezpośrednio do ojca Kolińskiego. Musi jak najszybciej spotkać się z jego "znajomym". Wieczorem będzie musiał jeszcze zadzwonić do restauracji, w której pracował na zmywaku i zapowiedzieć, że jutro go nie będzie, oraz wpaść do Basi, miejmy nadzieję, że z jakimiś informacjami na temat ich prześladowców. Telefon do Gosi wydawał mu się tak przyziemny i wręcz niedorzeczny w obecnej sytuacji, uznał jednak, że powinien znaleźć na niego pięć minut.

Dłużący się w kolejce czas starał się umilić sobie rozmową z pozostałymi pacjentami, jednak tym razem nie potrafił całkowicie zapomnieć o swoich problemach, za duży kaliber.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline