Almena była nie tyle zdenerwowana postawą Arsada, co nią zasmucona. Rozumiała, że wielki wojownik z ciężką przeszłością mógł nieraz w gniewie i porywczosci uczynić coś a dopiero potem zastanawiać się nad istotą swego czynu. Arsad był wychowywany na przywódcę i najwyraźniej chciał nim zostać, Almena nie obraziłaby się wcale gdyby zechciał przewodzić drużynie, aczkolwiek modliła się w myślach o większą cierpliwość i rozwagę dla niego.
-
Właśnie, Sokole, prawdopodobne, że ktoś chce wypłoszyć nas do lasu tej nocy – mruknęła. –
nie zgubimy ich łatwo w lesie, skoro jak widać mają konie, i sprawnie poruszają się po tych lasach; gdyby tak nie było nie zwróciliby na siebie naszej uwagi tak lekkomyślnie. Z pewnością jest ich więcej niż nas dlatego więcej szans w walce mielibyśmy tutaj, nie w lesie gdzie łatwiej by nas otoczyli. Nie powinniśmy się rozdzielać – dodała. – Skoro jednak przegłosowano, że zostajemy, sugeruję byśmy wyruszyli stąd tuż przed świtem.
Wstała, zamknęła za Torginem drzwi na klucz i wróciła na łóżko.
-
mam nadzieję, że pamiętają o sygnale. Dwa puknięcie, przerwa i dwa puknięcia w drzwi, inaczej nie otwieramy – zachichotała i ułożyła się wygodniej. - i oby Torgin nie upił sie na nowo!