Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2012, 22:52   #40
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
post wspólny kanna & abishai

- Nie wiem, o czym pan mówi - mruknęła Isobel, starając się wyminąć dziennikarza - przepraszam, chcę przejść.
Lobo ani drgnął, uśmiechnął się tylko tym swoim drapieżnym uśmiechem mięsożercy.
- Ach, tak? Podobno we Francji świetnie się pani bawiła … - żeby uciec, Isobel musiałaby chyba przejść po dziennikarzu.
- We Francji, w Niemczech... - Isobel wzruszyła ramionami - lubię podróże. - spojrzała na dziennikarza z irytacją. - Chętnie bym panu opowiedziała więcej, niestety, jak pan zapewnie wie - pozwoliła sobie na krótki, urwany szloch - poniosłam ogromną stratę. Nie czuję się za dobrze.. chyba muszę się położyć.
Oparła się dłonią o futrynę, a drugie ramię wyciągnęła do mężczyzny
- Will, odprowadzisz mnie? - zapytała

Morgan ledwo powstrzymał się od śmiechu. Obawiał się, że udawany kaszel nie oszukał obecnych, ale cóż, aż tak mu znowu nie zależało.
Ian z wyraźną ciekawością przyglądał się zachowaniu Isobel, które zmieniało się niemalże w kalejdoskopie. Oparł dłonie na parasolu i siedział na łóżku przy Elizabeth. Niewątpliwie ów mężczyzna dużo o niej wiedział. I nie wydawał się być osobą czułą na łzy kobiece. Miał raczej uśmiech rekina. Sytuacja póki nie wymagała jego interwencji, tym bardziej że Isobel już wybrała swego “rycerza” do obrony swej czci. Więc... obserwował w milczeniu rozwój sytuacji.

McCaine nie ruszył się na centymetr, zaciągnął się tylko głęboko cygarem i zwrócił się do Isobel z wyrzutem.
- Och, już idziesz Isobel? Aż tak cię przestraszyłem?


- Te kiepskie cygara to za mało , żeby mnie wystraszyć...

Will podszedł, cicho i miękko; jak drapiezny kot.
- Pani powiedziała, że wychodzi - zmierzył się wzrokiem z McCainem.
-Zanim panowie zaczną tu rozsądzać spory za pomocą argumentów innych niż słowne, proponuję znaleźć inny czas i miejsce ku temu. Wobec tak szlachetnego i pięknego przedmiotu sporu, formuła honorowego pojedynku, jest jak najbardziej na miejscu, nieprawdaż?- wtrącił się Ian, chcąc uniknąć bójki w pokoju Nurii. W honorowość obu mężczyzn bowiem wątpił. Po czym zwrócił się do McCaine’a.
- Zresztą dama ma prawo do chwili prywatności, zwłaszcza z związku z obecnymi okolicznościami. Dżentelmen winien więc owo prawo uszanować.

Tym razem Morgan nie dał rady i popłakał się ze śmiechu. Przetarł oczy i dla uspokojenia oddechu zaciągnął się ponownie swoim tanim cygarem.

- Nazwałeś pana “dżentelmenem”, Ian - zauważyła Isobel, która nagle odzyskała siły - Zobacz, jak go to rozbawiło... I “podmiotu” mój drogi, “pięknego podmiotu”

- Żyje pan w ciekawym świecie, panie Ramsay
- zanim Ian zdołał się odgryźć, Lobo wyminął go i spanikowaną Isobel Hastings i podszedł do nieruchomej Elisabeth. Zgasił cygaro na blacie nocnego stolika, nie dbając o to, że bezpowrotnie niszczy drogocenny mebel. Delikatnie odchylił głowę młodej kobiety i sprawdził puls w tętnicy szyjnej. Widocznie niezadowolony chwycił lusterko ręczne i podetknął Elisabeth pod nos.

Kiedy McCaine zniszczył jej ulubiony mebel przestrach Isobel zmienił się we wściekłość. Nie odezwała się, ale w jej oczach zalśniło coś mrocznego.

-Nie mam nic przeciwko dwóm mężczyznom okładającym się po twarzach. Ale nie jest to czas i miejsce na bójki.- odparł ironicznym tonem Ian.- Poza tym... obstawiam, że to Will by wygrał konfrontację.
- Wy tu tak długo gadacie o niczym? Może by ktoś zorganizował transport do szpitala?
– McCaine rzucił im spojrzenie pełne dezaprobaty - Ona zaraz wyzionie ducha, a tuż za rogiem macie szpital, gdzie już dawno można jej było przetoczyć krew.
Miał ochotę jeszcze się z nimi podrażnić, ale nie był bezduszny. Chwycił Elisabeth w ramiona i ruszył do wyjścia. Garaż był chyba na lewo?
-Właściwie to czekamy na lekarza.- rzekł Ian podążając za nim.- Zważywszy, że najbliższy szpital to zakład dla obłąkanych, a do miasta jest kawał drogi, to chyba Sterling jest pod tym względem najlepszym wyborem.
- Na pewno ma w kieszeni sprzęt do transfuzji. Genialny pomysł panie Ramsay, winszuję - odparł kaustycznym tonem dziennikarz.
-Medycyna nie jest moją specjalnością, ani nowinki techniczne z nią związane.- stwierdził krótko szlachcic.- Przyznaję, że nie bardzo wiem, jak właściwie można pomóc takiej osobie.

Morgan niezbyt uważnie słuchał tłumaczeń jegomościa. Czujnie się rozglądał i upewniał co do obranego kierunku. Zdecydowanie tędy. Uśmiechnął się widząc znajome drzwi.
- Pomóż mi pan - McCain niezbyt subtelnie kopnął w ostatnią przeszkodę jaka dzieliła go od jego ukochanego środka transportu.
Szlachcic udzielił tej pomocy otwierając drzwi reporterowi.


W ułamku sekundy Elisabeth leżała już bezpiecznie na tylnej kanapie Bentleya.
- Jedzie pan ze mną? - zapytał dla porządku dziennikarz.
-Nie. Ktoś musi wytłumaczyć gościom, zwłaszcza Sterlingowi powód zniknięcia Elizabeth.- stwierdził krótko Ian. I dodał.- Dziękuję za pomoc.

Lobo wzruszył ramionami i wskoczył do samochodu. Po chwili dało się słyszeć ryk silnika. Mężczyzna za kierownicą z lubością przeciągnął dłońmi po kierownicy. Bentley, 3 litry, silnik R4, żółta metka, to dopiero była poezja. Wychylił się jeszcze przez okno i krzyknął do Iana, który zabierał się za opuszczenie garażu.
- Otwórz mi pan jeszcze drzwi! - krzyknął przez warkot swojej ukochanej dziewczynki.

- Nie boisz sie, że ją zgwałci a potem utopi w jeziorze? - zapytała Isobel, która nagle pojawiła się za plecami Iana.
-Nie wiem skąd ty masz takie pomysły.- stwierdził wprost Ian wzruszając ramionami. Po czym ruszył by otworzyć drzwi garażu i wypuścić stąd reportera wraz z nieprzytomną Elizabeth.

A gdy wyjechali podszedł do Isobel. Podszedł bardzo blisko, niebezpiecznie blisko. Jego usta nachyliły się do jej ucha i szepnął.-Nie boisz się, być tu ze mną sam na sam? Mógłbym mieć podobne pomysły wobec ciebie, pomijając topienie w jeziorze. To byłoby bowiem marnotrawstwo.
Upajał się zarówno zapachem jej perfum, jak i samą jej obecnością.
Isobel podniosła głowę i poszukała oczu Iana. Patrzyła na niego badawczo, bez lęku. Na dnie jej źrenic można było dostrzec ślad rozbawienia.
- Nie mój drogi - powiedziała w końcu - nie sądzę, żebyś mógł mnie skrzywdzić. W jakikolwiek sposób.

-Może. Ale to jednak nie ma wpływu na...-
ręka uzbrojona w parasol oplotła Isobel w pasie. Ian przycisnął ją gwałtownie do siebie. Ustami wpił się wargi Isobel całując mocno, gwałtownie i drapieżnie. Delektował się miękkością jej warg z wyraźną satysfakcją. A to, że jego działania nie pasowały do sytuacji, nie miało znaczenia. Pragnął, więc zaspokajał swe pragnienie całując Isobel. Możliwe, że nie tylko domowników ogarnęło szaleństwo.
Isobel miękko poddała się uściskowi mężczyzny.
- Już? - upewniła się wpierw, ale zapytała po chwili, jeszcze bardziej rozbawiona - Wiesz, może twoim panienkom to wystarcza, ale trzeba o wiele więcej, żeby poruszyć prawdziwą kobietę.

Ian nie odpowiedział. Bezczelnie wykorzystywał jej rozbawienie do własnych egoistycznych celów. Wędrował pieszczotliwie wargami po szyi Isobel, ale to dłońmi czynił coś więcej. Ostry czubek parasola zahaczył o rąbek sukni panny Hastings i podciągał ją w górę. Odsłaniał coraz bardziej uda i bieliznę. Zaś druga dłoń wyraźnie zmierzała po skórze jej nogi właśnie w tamtym kierunku.
- Ian - powiedziała Isobel - przestań. Nie sądzisz chyba, że będę się z tobą kochać w garażu?- Wydawała się nie zwracać uwagi na mężczyznę, na jego ręce i usta. Nie szarpała się, ale też nie reagowała w żaden sposób na jego pieszczoty.
-Czyżbym jednak cię poruszył?- szepnął jej do ucha Ian. A choć nie zerwał z jej ciała bielizny, to muskał palcami wrażliwy obszar, który jej garderoba skrywała.- Czyżby prawdziwa kobieta, bała się chwili przyjemności w garażu?
Wiedział, że postępuje zbyt gwałtownie. W jego działaniach brakowało finezji, ale... Isobel tak na niego działała. Budziła w nim najmroczniejsze instynkty. Ian pocałował jej usta i szepnął cicho.- Doprawdy, uważasz że moje... przyjaciółki, tylko całowałem?

Isobel drgnęła. Zaszła w niej subtelna zmiana, zaczęła stawiać opór swym ciałem, próbując uwolnić sie z objęć Iana.
- Puść mnie - nie krzyczała, ale głos miała stanowczy.
Szlachcic odsunął parasol i odsunął dłoń. Lekko się cofnął. Był blady jak ściana, a jego twarz rosił pot. Oparł dłonie na rączce parasola, szpic przedmiotu wbijając w podłogę garażu.- Madame, w tej grze... ja nie blefuję.
Uśmiechnął się nieco ironicznie, tuszując nim buzujące w nim emocje i żądze.-Nie radzę więc mnie sprawdzać, jeśli się nie ma ku temu dość ochoty oraz odwagi.

Isobel uśmiechnęła się lekko. Była zupełnie spokojna.
- Nie miałam pojęcia, że tak na ciebie działam - powiedziała, patrząc na napięcie widoczne na twarzy i w ciele mężczyzny - Trzeba będzie kiedyś to wykorzystać, dajesz mi silną broń do reki... - wyciągnęła dłoń i dotknęła lekko jego szczęki, przesunęła palcem po jej zarysie, potem zjechała niżej muskając szyję nad kołnierzykiem - Do zobaczenia, Ianie.
Ian położył dłoń na jej ramieniu, nie pozwalając odejść. Przybliżył się do niej od tyłu i musnął wargami jej szyję i ramię.- Nie myl mnie z Willem. Nie jestem ratlerkiem, którego sobie wytresujesz.
Delikatnie musnął wargami jej policzek.- Dobrej nocy ci życzę... Isobel.
Dopiero po tym, ruszył w odwrotnym kierunku niż ten w którym udawała się Isobel. Musiał wszak odnaleźć Nurię i profesora Sterlinga. I koniecznie się czegoś napić.

Isobel westchnęła, wyraźnie rozczarowana.
- No i poszedł. Co za dupek! Możesz już wejść, Will.
Mężczyzna wysunął się zza załomu garażu. – Takie słowa nie przystają damie, kotku. Powinnaś była krzyczeć i bardziej sie szarpać, to by go nakręciło – pouczył kobietę.
Isbel syknęła z niezadowoleniem – Bałam się, że go spłoszę.. No trudno, źle go wyczułam. Może następnym razem da się sprowokować i będzie bardziej brutalny. .
- Nawet jednego siniaka.. nic mi nie porwał. - mruczała z niezadowoleniem oglądają swoje uda i sukienkę. - No trudno. Chodźmy do kuchni. Umieram z głodu. Przez te wszystkie.. niefortunne wydarzenia straciliśmy kolacje
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 02-05-2012 o 22:56.
kanna jest offline