Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2012, 16:38   #96
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Wanda obudziła się i dłuższą chwilę spędziła próbując zorientować się gdzie się znajdowała, gdzie była góra, gdzie dół a nawet i kim była ona sama. Bardzo nie lubiła takich momentów po przebudzeniu, bo brak elementarnej wiedzy wzbudzał w niej panikę a ta z kolei negatywnie rzutowała na dalszą część dnia.
Kiedy w końcu jej umysł także oprzytomniał i pomógł jej ustalić podstawowe fakty dziewczyna wcale nie poczuła się lepiej a wręcz przeciwnie. Siedziała na łóżku i tępo wpatrywała się w ścianę, tę samą, na której jeszcze wczoraj przez chwilę widziała dziwaczny obraz z aniołem i dwójką dzieci. Nie próbowała tego ogarnąć, nie byłaby w stanie. Po prostu siedziała i czekała aż wspomnienie realnego snu, choć trochę wyblaknie żeby ona mogła zacząć funkcjonować i zmusić się do wykonywania czynności, które po przebudzeniu zwykle robiła.

Siedziała tak piętnaście minut aż ze stanu apatii wyrwał ją pierwszy dźwięk jej budzika. Walnęła pięścią w przycisk wyłączający alarm i wstała z łóżka po to tylko żeby zaraz do niego wrócić. Wpatrywała się zdumiona w podłogę. Czemu czuła wilgoć pod stopami? Czyżby sąsiedzi ich zalali? Tuż obok łóżka miała kawałek dywanika i on był suchy a dopiero podłoga była jakaś taka lepka. Podniosła stopę do góry żeby sprawdzić czy to rzeczywiście woda i szybko zrozumiała swój błąd. To była krew ze sporego rozcięcia na stopie. Dywanik wchłonął ciecz a zimna posadzka już nie. Dziewczyna wyciągnęła głęboko ukryte pod łóżkiem kapcie, napchała do nich chusteczek i wsunęła w nie stopy. Stawiała nogi tak żeby nie urazić rany. Cicho zajrzała do pokoju matki, ale ta jeszcze spokojne spała. Wanda przejrzała się w lustrze na korytarzu i zobaczyła swoja bladą, przestraszoną twarz. Po chwili wzrok dziewczyny ześliznął się na stojący pod zwierciadłem telefon. Chwyciła za słuchawkę, przez ułamek sekundy wahała się, ale szybko znalazła notes z telefonami i wykręciła numer zupełnie ignorując fakt jak wczesna była to pora.

Wanda wsłuchiwała się w sygnał czekając aż ktoś odbierze. Zastanawiała się wcześniej, do kogo mogłaby zadzwonić. Gawron był w areszcie, możliwe, że Tereska też, Baśka chyba nie miała w domu telefonu, a na Hirka znowu Wanda nie miała namiarów, więc pozostał jej tylko...

- Halo?- Rzucił Grzesiek do słuchawki. W jego głosie było coś dziwnego. Nie zaspanie, które o tej porze byłoby naturalne, lecz raczej niepewność.

- Cześć Grzesiek - Usłyszał cichy szept po drugiej stronie słuchawki.
- Ja dzwonię, bo... - Wanda urwała zorientowawszy się, że może jednak dzwonienie o takiej nieludzkiej porze jakkolwiek uzasadnione i tak było dość dziwne.

- Przepraszam, że dzwonię tak wcześnie. Mam nadzieję, że cię nie obudziłam i że nie przeszkadzam - Powiedziała szybko na jednym wydechu.

- Nie, nie, przed momentem się rozbudziłem i raczej już nie zasnę... Coś się stało? Powiedz, Wandziu?

- Po prostu muszę wiedzieć: co ci się śniło? - W głosie Wandy pobrzmiewał strach, mimo, że pytanie wydawało się takie niewinne.

- O mój Boże...- Grzesiek milczał dłuższą chwilę, odezwał się ponownie dopiero po paru sekundach, gdy Wandzia zaczęła się już niepokoić.
- To było coś więcej, niż sen. Miałem drzazgę w dłoni po przebudzeniu... Cholera, to się działo naprawdę... W jakiś dziwny, pokrętny sposób, ale jednak...

- Ja mam poranione nogi do krwi, a w moim łóżku nie ma żadnego elementu, o który mogłabym się tak poharatać przez sen- Zabrakło jej tchu i musiała zaczerpnąć głęboko powietrza - ale to znaczy, że to nie było żadne wspólne śnienie. My tam naprawdę w jakiś sposób się znaleźliśmy, a ja nie potrafię... Nie umiem znaleźć na to żadnego wytłumaczenia. Takie rzeczy się zwyczajnie nie zdarzają - Zakończyła bezradnie.

- Zwyczajnie nie, ale sytuacja, w której się znajdujemy nie jest zwyczajna. Jest popieprzona... Słuchaj, Wandziu, idziesz dzisiaj do pracy? Bo mogłabyś sprawdzić takie... Imię, nazwisko, może przydomek, sam nie wiem. Poszukaj po prostu hasła Voivorodina. Zapisz sobie gdzieś. Vo-i-vo-ro-di-na. I zacznij do jakiś okultystycznych książek. Sekty i inne takie... dziwactwa. To bardzo ważne, sprawdzisz to?- Od momentu, gdy Wichrowicz wypowiedział dziwne imię, zaczął szeptać do słuchawki. Jednak na tyle wyraźnie, że Wanda nie miała problemu ze zrozumieniem jego słów.

- Tak, tak. Idę do pracy. Jeszcze by mieli mnie wywalić z roboty przez to wszystko. Postaram się sprawdzić, ale martwię się o Basię. Zastanawiam się czy zdążyłabym do niej przed pracą pojechać.

Kiedy tylko wymówiła te słowa uświadomiła sobie, że nawet gdyby w jakiś tajemniczy sposób dała radę przenieść się do domu Zielińskiej natychmiast to i tak byłoby za późno na cokolwiek. Minęło ponad dwadzieścia minut od przebudzenia a skoro i ona i Grzesiek obudzili się w podobnym czasie to i Baśka musiała się wybudzić i albo atak duszności jej minął albo trwał nadal i wtedy potrzebowała pomocy kogoś z współmieszkańców. Co z tego że Wanda zjawiłaby się w domu Zielińskich za pół godziny, tak czy inaczej w niczym by nie pomogła. Bezsilność była przygnębiająca.

- Fakt, mocno to przeżyła... Ja niestety muszę jechać gdzie indziej, nie mogę zwlekać... Aha, byłbym zapomniał. Odnośnie tego orła przybitego do krzyża. Wypytałem rodziców, mają taki symbol i utrzymywali, że za komuny to był znak ruchu wolnościowego. Bardziej jak kółko dyskusyjne, z tego co mówili, ale nie jestem pewien, czy czegoś przede mną nie ukrywali. Spróbuję się jeszcze czegoś dowiedzieć na ten temat, ale nie liczę na wiele.

- Rozumiem. - Powiedziała szybko jakby nie za bardzo słuchała - Mam nadzieję, że i Teresce, Patrykowi i Hirkowi nic nie jest. Po tym jak weszli w ten korytarz i straciliśmy z nimi kontakt, ale jak my się obudziliśmy to oni pewnie też. Może Baśka też się na czas obudziła. Słuchaj jakbyś się coś dowiedział albo miał jakieś wieści od nich to podam ci telefon do siebie do pracy. Zadzwoń i daj mi znać, dobrze?

- Jasne, jasne...

Jaworska przedyktowała swój numer do pracy upewniając się, że Wichrowicz wszystko dobrze zapisał.

- Dobra. I pewnie wieczorem przedzwonię w sprawie tego imienia. Póki co, trzymaj się. Rozgryziemy to, Wandziu, obiecuję. Wszystko będzie jak dawniej.

- Do usłyszenia albo do zobaczenia - Powiedziała cicho, bo nie potrafiła już w sobie wzbudzić takiego entuzjazmu w kwestii rozwikłania tej zagadki.

Wanda wyszykowała się do pracy szczególną uwagę poświęcając poranionym stopom. Większość zadrapań była niegroźna tylko to jedno mocno krwawiące nieco ją martwiło. Oczyściła ranę jak najdokładniej i zakleiła plastrem. Miejsce zranienia było tak niefortunne, że nawet oszczędzając tę nogę i stąpając jak najdelikatniej czuła dyskomfort a kiedy zdarzyło jej się źle stanąć to za każdym razem po twarzy ściekały jej łzy wywoływane bólem.

Nie zamierzała jednak zrezygnować i opuścić dnia w pracy. Obawiała się o swoją przyszłość w Książnicy gdyby miała zawalić powierzone jej obowiązki. Poza tym miała przecież poszukać istotnych informacji a przeczucie podpowiadało jej, że gonił ich czas. Ostatnim powodem jej decyzji był fakt, iż rutyna i zwyczajność dnia codziennego pozwalała jej najlepiej zapanować nad lękami. Zawsze tak było. Kiedy Wandzia uczęszczała do szkoły podstawowej to często śniły jej się koszmary, które nie chciały jej opuścić wraz z bladym światłem poranka. Dopiero po dotarciu do budynku szkoły wspomnienia sennych majaków blakły, kiedy dziewczyna wkręcała się w szkolne życie klasy i szkoły. Rażące w oczy światła jarzeniówek wydobywały z cienia wszystkie kąty tak, że nie mogły się w nich skryć żadne potwory. Potem trwały lekcje z odpytywaniem, kartkówkami i klasówkami i kiedy w końcu Wanda opuszczała szkolny budynek żegnana jak wszystkie dzieci przez panią Zosię, szatniarkę to nic a nic już nie pamiętała ze swoich nocnych i porannych strachów.

Gdy Jaworska przekroczyła progi Książnicy miała nadzieję, iż praca uczyni dla niej to, co w dzieciństwie robiła szkoła. I rzeczywiście, kiedy pracownicy zebrali się jak zwykle na poranne spotkanie z kierowniczką, panią Izą i porozdzielano zadania na ten dzień dla wszystkich obecnych pod sam koniec zebrania do sali wpadła spóźniona pani Marysia zrzucając odpowiedzialność za swój poślizg czasowy na komunikację miejską a pani Alicja skomentowała to słowami, że przecież wszyscy inni też z niej korzystają a pani Marysia znowu ze zbolałą miną zaczęła żalić się na wszystko i wszystkich twierdząc, że to przeciwko niej sprzysięgły się siły wszechświata, aby nie pozwolić jej zdążyć na czas Wanda wyszła żeby zabrać się za swoje obowiązki i nie wysłuchiwać tych bzdur, które zawsze ją irytowały. Dopiero po chwili zorientowała się, że działania i słowa pani Marysi były tym punktem dnia, który wyrwał ją z marazmu i zapoczątkował proces przezwyciężania wywołanego nocnymi zdarzeniami lęku.

Około południa Wanda wyrwała się na chwilę do głównego holu żeby skorzystać z aparatu telefonicznego na monety. Miała oczywiście telefon u siebie, ale nie lubiła korzystać ze służbowego aparatu w prywatnych sprawach. Niestety tym razem musiała się przemóc, bo automat był nieczynny. Dziewczyna wróciła na górę i walczyła z własnymi zasadami aż w końcu poległa. Sprawdziła tylko czy nikt nie kręcił się w pobliżu i wykręciła numer do Obotryckiego żeby umówić się na rozmowę o testamencie Zygmunta Wolniewicza. Adwokat zaprezentował bardzo profesjonalne podejście i zupełnie niezrażony faktem, że Wanda nie kontaktowała się z nim przez dość długi czas zaproponował spotkanie w dogodnym dla Jaworskiej terminie. Wandzia zdesperowana, aby dowiedzieć się jak najszybciej czy testament pana Władzia miał coś wspólnego z bieżącymi wydarzeniami rzuciła propozycję spotkania w dniu dzisiejszym o osiemnastej i mężczyzna na to przystał.

Przynajmniej jedna sprawa załatwiona została pozytywnie, w przeciwieństwie do jej bibliotecznych poszukiwań. Wanda zrzuciła swoją porażkę na znikomy kawałek wolnego czasu, który udało jej się wygospodarować na prywatne zajęcia niemniej jednak nie dość, że nie znalazła żadnych informacji to nie miała też żadnych punktów zaczepienia dla poszukiwań na szerszą skalę, gdy już znajdzie na to więcej czasu.

Zaczęła poszukiwania od haseł, bo w jej przekonaniu były łatwiejsze do odszukania a dopiero potem zajęła się symbolem z różańca i organizacjami religijnymi.

Pod hasłem Voivorodina pisanym zarówno przez „v” jak i „w” nie znalazła absolutnie nic. Jedynym zbliżonym słowem było Wojwodina albo Vojvodina oznaczające autonomiczny okręg w północnej Serbii ze stolicą w Nowym Sadzie. I to było wszystko, co znalazła. Może Grzesiu się pomylił? Mógł źle zrozumieć tak dziwaczne słowo albo źle zapamiętać. Nie spytała go nawet gdzie i w jakich okolicznościach się z nim zetknął.

Później wzięła na tapetę słowa przytoczone przez Baśkę i te po łacinie i te już przetłumaczone. Aquila in coronam. Sanguinem. Mortem. Orzeł w koronie. Skrwawiony. Martwy. O samym orle w koronie znalazła sporo informacji, bo niedawno korona wróciła na orła z PRL, ale w kontekście, który wskazywałby jednoznacznie na symbol z różańca nie znalazła żadnych wiadomości. Sam symbol też był nieuchwytny. Owszem znalazła orła w koronie, ale zwykłej, nie cierniowej i tak jak wspomniał Grzesiu był to symbol ruchu wolnościowego. Jednak ten znaleziony u matki nie przypominał tego, którym posługiwała się opozycja w czasach PRLu. Wanda wiedziała, że podąża w złym kierunku, więc dała sobie spokój z samym orłem i zaczęła wertować książki i opracowania na temat nietypowych organizacji około religijnych związanych z symboliką orła w koronie, w łańcuchach i na krzyżu i dowiedziała się, że nie istnieje stowarzyszenie religijne o nazwie czy sentencji przytoczonej przez Zielińską lub charakteryzującej się symbolem, o którym chciała się czegoś dowiedzieć.

Wanda zajęła się swoją pracą przygnębiona nieco fiaskiem poszukiwań. Jeśli spotkanie z adwokatem też okaże się tak samo pomocne w wyjaśnianiu koszmarnej zagadki to cały ten dzień będzie kompletnie stracony i w niczym nie przybliży jej do rozwiązania tej układanki.
 
Ravanesh jest offline