Ból, zaskoczenie, nagły skok adrenaliny - to wszystko poczuł Knut. I właściwie… poczuł się dobrze. Jakby, po spokojnej i pełnej powtarzalnych czynności podróży, z radością powitał wyzwanie. Myślał szybko, działał sprawnie, a nim szok i upływ krwi miały go otępić, działaj jak dobrze naoliwiona machina wojenna.
A tymczasem wrogi klin pędził wprost na niego. Byłoby głupotą, nie odwagą, stanąć wprost na jego drodze - zwłaszcza rannym i bez tarczy. Szłomnik upuścił żagiew i prędko - biegnąc, skacząc, bądź turlając się - wymknął się z trasy zwierzoludzi. Zniknąwszy w cieniu, odczekał na moment, gdy nieprzyjaciel utraci impet i rozpierzchnie się po obozie. Wtedy zaatakuje od tyłu. A gdyby udało mu się podnieść własną tarczę lub berdysz - dopiero byłby kontent.
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. |